Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2019, 21:49   #142
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Wielce uradowało Ryszarda szturmowanie góry Chrobrego. Walnęli z grubej rury, zdołali przejąć wzgórzę, a potem jeszcze pierdolnęli sobie z wyrzutni strącając dwa wrogie samoloty. W jego ocenie pełen sukces tego etapu!
Niestety radość długo nie trwała bo w odwecie wróg skierował wszystkie pobliskie ludy na szczyt wzgórza i walili jakby sam Lenin miał ich za to odznaczyć orderami. Alkomanta wycofał się ze swoimi ludźmi ze wzgórza pod osłoną zarośli i dymu. Kogoś tam stracili, ale przecież byli na wojnie i takie rzeczy jak śmierć się zdarzały na niej dość często?
Stary czarownik nie potrafił pojąć tych wszystkich zaburzeń i traum. Całe życie jest cholerną wojną - walką o każdy kolejny dzień. Tutaj po prostu ostrzej w ciebie napierdalają i masz łatwą szansę permanentnie zakończyć wszystkie swoje problemy. Albo problemy tych po drugiej stronie lufy.

Te rozważania pozostawił jednak na kiedy indziej. Ludzie czekali na jego decyzję, a ta jak zwykle musiała się zmienić, bo zmieniła się sytuacja. Ryszard naklikał coś na tym swoim bajeranckim okularze, by ogarnąć teatr walk. Widząc że dziadyga nie radzi sobie z nowoczesną technologią jeden z towarzyszy popędził z pomocą.

Ostry smak napoju pobudził Kociębę do działania.

- Bierzemy ten cholerny bunkier. - zakomenderował - Obchodzimy go od wschodu i atakujemy od południa.

- Potrzebujemy zasłony dymnej, jakiś chamskich numerów do osłonienia nas i wyłączenia tego ckmu. Mietek, masz jakieś śmieszne pociski w tym swoim sztucerze? Coś do zdjęcia CKMu? - zwrócił się do snajpera.

Wywołany ork Mietek skinął głową zdejmując z ramienia swój karabin wyborowy.

- Coś się znajdzie.

- Leśna zasłona?
- zapytał druidów.

Dziewiątka leśnych dziadków/babć (no dobra tacy starzy nie byli, ale wszyscy wyglądali jakby całe życie spędzili na odludziu) rzuciła sierżantowi spojrzenie jakby ten z nich sobie żartował.

- Prościzna.

- Zmechanizowani! Potrzebna osłona ogniowa na Kamienny Krąg!
- rzucił czarownik przez radio.

***

Kocięba przywołał swoje mistyczne moce i stworzył dla druidów kilka linii geomantycznych. Ci zajęli się wspólnym czarowaniem, kiedy pozostali komandosi rozstawili się pod osłoną drzew by osłaniać użytkowników mocy.
Kolejność zdarzeń była mniej więcej taka - maszyny przywaliły z paru granatów i serii po bunkrze zaburzając walone stamtąd serie. Zaraz potem Mietek przywalił ze swojej armaty w okienko ckmu prosto w broń uciszając ją na jakiś czas. Następnie cały oddziałek piechoty, którą dowodził Kocięba uzyskał odnowienie czarów ochronnych. Resztę mocy przekierowano na okolicę czym wywołano mocny powiew wiatru. Ten uniósł drobiny - liście, gałęzie, drzazgi i inne takie. Wir tegoż śmiecia okrył bunkier czym znacząco zredukował celność przeciwnika.

- Za mną! - zawołał Kocięba.

***

Z bunkra walono ile wlezie po okolicy, ale wróg nie mógł dostrzec że wolnościowcy go okrążają. Komandosi dostali się nieniepokojeni przez obsługę pod właz, gdzie założyli ładunki. Rysiek jednak się nie pierdolił. Zionął sobie w dłonie tworząc kulę ognia, którą przytrzymał.
Kiedy materiały wybuchowe wywaliły wejście do środka Alkomanta cisnął tam kulę ognia, która potoczyła się po podłodze i eksplodowała zalewając wnętrze pożogą. Wraz ze swoimi komandosami władowali się do środka by wysprzątać, a że Kocięba był sierżantem to władował się pierwszy.

Akurat by nadziać się na jedynego w miarę przytomnego obrońcę. Najwyraźniej dowódca obiektu był ulepiony z twardszej gliny bo podniósł w górę dwa Ares Predatory i niepomny na swoje rany strzelił w starca. Kocięba dał nura do przodu i kule trafiły w następnego wchodzącego komandosa zatrzymując się co prawda na kamizelce, ale zaraz uwalniając chmurki czarnego pyłu. Ryszard leżąc na posadzce zionął ogniem prosto w CzKistę zalewając go maną płonącą spirytusowym płomieniem. Przeciwnik zawył kiedy magiczna substancja oblepiła mu skórę i momentalnie zaczęła ją zwęglać. Walił ze swoich pistoletów na oślep, ale Kocięba wstał gwałtownie, chwycił za ręce tamtego i dalej nie przestawał zionąć w jego twarz. Po chwili krewki pistoliero padł na ziemię z czarną bliżej nieokreśloną masą zamiast głowy.

Bunkier został zdobyty. Skan szybko wykazał, że obawy okazały się słuszne. Nowoczesny sprzęt jaki mieli przy sobie przeciwnicy również został skomponowany z czarciego pyłu. Komandos który oberwał zdołał przetrwać tylko dzięki kamizelce i temu że zaraz go odciągnięto od obłoczków czarciego pyłu. Jeden z druidów zaraz wywiał go magią na zewnątrz.

Szybko zakomunikowano zdobycie Kamiennego Kręgu. Jednak zamilknięcie bunkra ściągnęło uwagę dwóch wozów pancernych CzK, które czekały na ulicy Wyżynnej. Chwilę potem część oddziału musiała się schować wewnątrz bunkra, a reszta umykać w dół zbocza przed nawałnicą ognia z kmów i działka automatycznego.

- Wyrzutnia! Pieprznij w nich p-pancem! Druidzi! Wyczarujcie coś na tych gnoi! - rozkazał Kocięba.

Po chwili w bunkier przywaliły dwie rakiety, które wstrząsnęły konstrukcją i praktycznie ogłuszyły znajdujących się w środku żołnierzy. To dwa pociski kierowane zamontowane na pojazdach zostały odpalone, ale na szczęście trafiły w pancerną ścianę bunkra, a nie w wywalony właz.

Kocięba przez dłuższą chwilę leżał na ziemi z częścią swojego oddziału. Nic nie słyszał, tylko widział (a i tak mózg miał problem z przetwarzaniem obrazu), że na jego bajeranckim okularze wyświetlały się komunikaty. Gdzieś ze wzgórza i od strony ulicy poleciał ostrzał, coś zostało odpalone… potem był jakiś błysk z nieba i strumień ognia pokrywający bunkier i okolicę został przerwany.

- Czarowniku! Czarowniku! - ktoś zaczął nim potrząsać.

To jeden z druidów zdołał się ocknąć i jakimś zaklęciem przywrócić zmysły Ryszardowi. Ten podniósł się ciężko przez moment czując wagę swoich lat.

- S.. Stat… Co się stało? - rzucił.

- Pociski z wyrzutni i grom z nieba. Pozbyliśmy się wozów, ale obstawa się rozpierzchła po ogródkach działkowych.

- Grom z nieba… nieźle… - rzekł sierżant, opierając się jedną ręką o ścianę, drugą szukając po kieszeniach odpowiedniej piersiówki - Stan osobowy? - zadał nieprzyjemne pytanie i pociągnął z piersiówki trochę napoju doładowującego.

***

Paru ludzi oberwało i niewiele dało się z tym zrobić. Trzeba było atakować dalej. Ponoć Wiaderny ruszył na Młyn, więc Kocięba poinstruował swoje siły by ruszyć przez ogródki i ze wzgórza, zająć Kościół, a potem uderzyć na Podstawówkę. Wróg nie stawiał niestety twardego oporu, więc Kocięba znów stworzył linię geomancyjne dla druidów i doładował ich artyleryjski rytuał. Grom ostro ich obciążył, ale pomoc chaotycznego magika pozwoliła znów dokonać upierdliwej przeszkadzajki.
Ogródki działkowe pełne były ciekawych roślin, które zdziczały bez opieki działkowców. Cofający się przez nie CzKiści korzystali z rozrośniętych krzaczorów i drzewek jako osłon, aby podczas wycofania po prostu się przez nie przedzierać. Magia druidyczna nasączyła tą roślinność mocą.

Ci z żołnierzy wroga, którzy zdołali wydostać się z ogródów broczyli krwią z niezliczonych ran. Ci którzy padli podczas wycofywania się wyglądali jakby przebiegali przez pole żyletek. Druidzi swoimi czarami sprawili, że rośliny zesztywniały, a ich krawędzie stały się ostre jak brzytwy. Nie mogli podtrzymać zbyt długo tego efektu, ale ogień piechoty i maszyn… i rozkazy zmuszały ich do biegu przez pokryty roślinnością teren. Pancerz chronił, ale mało które współczesna zbroja pokrywa płytami całe ciało. Ziemia szybko nasączyła się krwią, a Kocięba mógł poprowadzić atak prosto na Kościół pw. św. Floriana Męczennika. W środku schroniła się grupa żołnierzy przeciwnika. Kiedy Wolnościowcy zaczęli się zbliżać, tamci otworzyli ogień przyszpilając część nacierających żołnierzy. Kocięba cisnął kulą ognia by fala gorąca chociaż przez moment przysłoniła jego towarzyszy. Ci rozproszyli się. Sam sierżant wraz z paroma żołnierzami schronił się w zachrystii. Jak się okazało, wróg tam na nich czekał.

Ktoś otworzył ogień z jednego z pomieszczeń. Pistolet maszynowy nie miał dostatecznego kalibru aby przebić porządne kamizelki żołnierzy, ale wystarczyło że czarciopyłowa kula zdoła się przebić i chociaż drasnąć nieszczęśnika. Kocięba tylko dzięki pancerzowi lepszego sortu przetrwał nawałnicę, skoczył za zasłonę, przygotował kulę ognia w wersji “granat” i wrzucił do pokoju, gdzie za przewalonym ciężkim drewnianym biurkiem krył się jakiś zdesperowany CzKista z uzi. Kula wybuchła na moment oszałamiając kacapa, co wykorzystał Kocięba by momentalnie zmniejszyć dystans i wypalić z trójlufowego obrzyna tamtemu prosto w twarz.
Rękawica kompensacyjna ratowała czarodziejowi nadgarstek. Trzy naboje śrutowe załadowane infuzjowanym magią śrutem przerobiły przeciwnika na dzieło sztuki nowoczesnej we wszelkich kolorach czerwieni. Rozgrzane magią drobiny żarzyły się jeszcze moment, ale po chwili zgasły. Kocięba szybko przeładował swój “solidny argument do gwałtownych dysput”, kiedy odgłosy eksplozji wstrząsnęły okolicą. To ogródki działkowe i okolice kościoła zostały ostrzelane ogniem moździerzowym. Komunikaty mówiły o granatach smoke i frag bijących z ulicy Łęczyckiej z terenu jednostki wojskowej. Zapewne miały osłonić chroniących się w kościele CzKistów. Kocięba czym prędzej nakazał przedarcie się pod mury świątyni, zaś na kanale nadał by ktoś zajął się jednostką wojskową.
Przewidywania czarownika sprawdziły się. Skradając się wzdłuż muru dostrzegł wybiegających i pędzących do ABC Nieruchomości CzKistów. Nie dobiegli tam. Kula ognia poparta ogniem karabinowy zdołały powstrzymać wroga od zmiany pozycji.

ABC i Szkoła podstawowa były kolejnym celem, jednak oddział Kocięby za bardzo się rozproszył. Musiał też poczekać na przybycie maszyn. Ktoś zdołał uciszyć moździerze z Łęczyckiej. Wolnościowcy schronili się w Kościele św Floriana. Czarownik przeżegnał się przed ołtarzem i skoczył do zachrystii. Przelał kilka znalezionych tam flakoników wody święconej do pustej manierki. Astral wskazywał, że woda miała moc… po co więc ma się marnować jak można jej użyć jako komponent do czarów?

Kiedy skończył grupa zebrała się ponownie. Szybkie przegrupowanie, trochę czarów leczniczych i nacierali dalej. Druidzi wznieśli na terenie ogrodów osłony ze zdziczałych krzewów za którymi skryli się komandosi. Pojazdy wyjechały zza kościoła i zaczęły walić w posesję. Prawie natychmiast odpowiedziano na ich ogień, ale wróg nie miał odpowiedniego kalibru by przebić się przez pancerz wozów. Za to odsłonił swoje pozycje z czego skorzystali Powstańcy siepiąc ostro po oknach. Drużyna szturmowa prowadzona przez Kociębę wyskoczyła zza zagęszczonych krzewów malin i popędziłą przez ułożoną z betonowych płyt ulicę. Skryli się pod ścianą. Do środka poleciały granaty i kula ognia. Moment i szturmowali.

Obroną dowodził kolejny pistoliero. Sierżant chyba. Spotkali go w holu przy głównym wejściu gdzie wraz ze swoimi żołdakami zasadził się na galeryjkach. Krzycząc coś w cyrylicy walił ze swoich pistoletów. Komandosi musieli się cofnąć w głąb posiadłości, ale zdołali najwyraźniej związać pewną część obrońców, bo po chwili ostra seria większego kalibru poszła po jednej ze ścian przebijając ją, a inna drużyna zameldowała wejście od strony zachodniej. Kocięba wraz z innym komandosem rzucili flashbangi do holu i po ich eksplozji wypadli waląc po galeriach. Wrogiego sierżanta Kocięba sprzątnął osobiście wbijając go w ścianę strzałem ze swojego rudgera warhawka i poprawiając strumieniem ognia z paszczy. Dodatkowa grupa szturmowa wpadła na galerie i wyrżnęła obronę do końca.

***

Nie było nawet czasu na zorientowanie się w sytuacji. Gdy było jasne że ABC jest stracone ze szkoły podstawowej sypnął się ogień KMu, który przerył ściany ośrodka przedsiębiorczości. Komandosi musieli znów wycofać się w głąb budynku. Na pomoc przyjechały im wozy które Wyżynnej pokryły ogniem zaporowym okna budynków. Reszta piechoty przemykała pod osłoną ogrodów działkowych. Szkoła jednak oferowała dużo lepsze kryjówki i możliwości niż ABC. Kocięba skryty przed ogniem znów użył okularu by zorientować się co się dzieje. Komunikatorem wydał parę dyspozycji i kazał oflankować szkołę. Po chwili bez zaskoczenia przyjął wiadomość że domy na Jasnej i św. Floriana są również obsadzone przez wroga. Wozy i pomoc druidów były tutaj mocnymi argumentami. Chwilę musiał przemyśleć, ale ostatecznie druidów posłał na ogrody - bo tam ich moc będzie największa, zaś pojazdom kazał się trzymać ulicy Wyżynnej. Potem zorganizował oddział i rozpoczął szturm na szkołę. Na potrzebę tej akcji kazał pierdzielnąć parę razy z granatników w budynek i rzucić granaty dymne. Sam przyspieszył siebie czarami i wraz z drużyną komandosów ruszył do ataku.

Gdzieś tam w głowie mu się kołotała myśl, że gdyby przyjaciele z dawnych lat go teraz zobaczyli… to by nie uwierzyli, że się wpakował w taką kabałę jak konflikt zbrojny.

Cóż…

Całe jego życie było wojną… tylko wrogowie i sposób walki z nimi się zmieniało. I szczerze mówiąc możliwość otwartego pierdolnięcia przeciwnikowi kulą ognia w pysk bez późniejszego zwiewania przed mundurówką była miłą i odświeżającą odmianą.
 
Stalowy jest offline