Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2019, 19:40   #382
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Oh? A jak? - zapytała Alice zaciekawiona. To mogło być zabawne czego mogła się dowiedzieć na swój temat. Albo Joakima… Choć o nim zapewne większość detektywów miała złe zdanie, w końcu… No cóż, był sławny.
- Myślałem, że jesteś dużo starsza - powiedział Christoph. - Rudowłosa nowa przywódczyni Kościoła Konsumentów… wiadomo powszechnie, że jest młoda. Ale myślałem, że to znaczy, że ma około czterdziestu lat. Mogłabyś być moją córką - rzekł. - Otaczasz się też bardzo młodymi ludźmi - dodał.
- Może dlatego odszedł Joakim Dahl - rzucił Silvestro. - Jest za stary, żeby być Konsumentem. Niekończące się imprezy, twarde narkotyki, seks na korytarzach…
- I… się rozmarzyłem - rzucił Brandon, żartując.
Alice skrzywiła się lekko.
- Cóż… Tak… Lubi sobie pobalować… - przygasła.
- Odnoszę wrażenie, że odnalazłby się w młodym towarzystwie, ale tak jak on nie kontroluje mnie, ja nie kontroluję jego… Ma wakacje - powiedziała i wzruszyła ramionami.
- IBPI trochę dało mu w kość, no i potem Helsinki… Ale kiedyś was zaproszę na zabawę do Konsumentów… O ile macie na to dość sił, bo to bardziej wymagające niż ratowanie świata - zażartowała, chcąc odwieść swoje myśli od wiecznie nieobecnego Dahla.
- Poza tym nie ćpamy… - Jennifer rzuciła. - Mamy osiemdziesiąt procent wytrawnych alkoholików, jednak narkotyki nie są zbyt częste. A w każdym razie nie stosuje się ich na widoku. Może trochę kokainy… - mruknęła. - Ale to tylko niektórzy i bardzo rzadko.
- A co do seksu na korytarzach? - zapytał Brandon.
- Nie wiem, na których… - odpowiedziała Jennifer po chwili milczenia.
- W przypadku Brandona potrzeba takich korytarzy, na których można dostać viagrę - rzuciła Fanny.
- Zabawne - mruknął Baird. - To my się już zbieramy - powiedział i wstał, ruszając w stronę wyjścia.
- Bezpiecznej drogi. Miło było was poznać - pożegnała detektywów. Poczekała, aż odejdą, by przesiąść się nieco bliżej. Była zmęczona. Potrzebowała odpocząć. Miała nadzieję, że Thomasowi nic nie będzie w drodze powrotnej. Na razie natomiast potrzebowała wreszcie położyć się i przespać.
Detektywi po kolei podeszli i podali jej rękę. Następnie opuścili busa wraz z Thomasem. W pojeździe zostali tylko konsumenci. Abby zapaliła silnik i skierowała ich w stronę stacji benzynowej, aby kupić potrzebną mapę.
- Co o nich sądzisz? - zapytała Bee. - Myślisz, że możemy na nich polegać?
- Wydaje mi się, że wygraliśmy ich tą rozmową. Choć wyraźnie spłoszyli się, kiedy Alice chciała ich skonsumować - powiedziała Jennifer. - Nie chcieli też zostać z nami na noc.
- Nie do końca im się dziwię - powiedziała Abigail. - Sama wolałabym wrócić do mojego pokoju. Walizki, inne przybory i ważne rzeczy… To już są bardzo dojrzali ludzie, przyzwyczajeni do wygód. I tak osiągnęli dzisiaj przy nas szczyty spontaniczności.
- Właśnie odkryłam, że mogę dostrzegać energię w ciałach innych osób… Myślę, że to całkiem przydatne, zwłaszcza że za jakiś czas będzie trzeba szukać też uzdolnionych poza szeregami IBPI… - nie chciała wojować na sto fajerek z detektywami, przynajmniej nie w tej chwili, kiedy starała się dla Kirilla przekonać do siebie tę garstkę.
- Jedźmy odpocząć - poleciła.


Hotel Grimur mieścił się przy ulicy Efstaland 26. Abby skierowała busa właśnie w tamtą stronę po tym, kiedy już zatrzymali się przy stacji benzynowej, aby kupić na niej mapę. Zaparkowała i wszyscy wyszli na zewnątrz. Było tutaj dużo chłodniej niż w okolicach Błękitnej Laguny. Wszystko pokrywał biały śnieg. Mimo to Alice czuła się bez porównania bardziej komfortowo, niż kiedy miało to miejsce na południu wyspy.
- Mamy zarezerwowanych pięć pokoi dwuosobowych, jeśli dobrze pamiętam - powiedział Arthur. - W sumie mógłby być problem, gdyby detektywi chcieli pojechać z nami. Chyba że zarezerwowałaś więcej pokojów? - zapytał Alice. - Głupio tak iść bez walizek - mruknął. - Ale już wszystkie wcześniej ustawiliśmy w jednym z apartamentów.
- Mamy zarezerwowany jeszcze jeden pokój, właśnie w razie, gdyby detektywi chcieli się tu z nami ruszyć. Chodźmy. Potrzebuję odpocząć. Ta Laguna trochę dała mi się we znaki… Abby, mogłabyś znaleźć lot w kierunku tych Czarnych Zamków? - poprosiła, kiedy zmierzali do hotelu. Nie mogła się skupić, strasznie chciała się załatwić, a potem położyć.
- Nie ma sprawy - odpowiedziała Roux.
- Czyli w jednym pokoju jest Jack i Melody - zaczęła Jennifer - W drugim najpewniej Thomas i Arthur. Kirill dostanie swój własny pokój. A więc zostały nam trzy, które musimy podzielić pomiędzy mnie, Abigail i Bee… oraz Alice.
- Ja mogę spać z Bee, jeśli nie ma nic przeciwko - powiedziała Roux.
- Czyli ja i Alice dostaniemy swoje własne pokoje - Jennifer ustaliła to, co chciała ustalić.
- Ja odebrałem już wszystkie klucze. To znaczy wszystkich pięć, ale odbierzemy jeszcze do tego szóstego, o którym mówiła Alice - powiedział Arthur.
Następnie wyjął z plecaka pęki kluczy podpisane odpowiednimi numerami. Jeden podał Alice, drugi Jennifer, trzeci Abigail, czwarty zostawił dla siebie. Piąty miał już Kirill, choć może nie był tego świadomy, jeśli się nie obudził.
- Pewnie Jack i Melody odebrali już swój szósty - powiedziała Bee. - Chyba że czuwają nad Kirillem w jego pokoju.
- Zapytamy w recepcji - mruknęła Jennifer.
Okazało się, że Jack i Melody rzeczywiście odebrali szósty klucz. Recepcjonistka wszystkich serdecznie powitała i zaproponowała kawę.
- Masz ochotę? - de Trafford zapytała, spoglądając na Alice.
Harper pokręciła głową.
- Nie… Jak wypiję, to się rozbudzę… A wolałabym się położyć - powiedziała i wzięła klucz do swojego pokoju. Wybrała ten naprzeciw pokoju, który wybrano dla Kaverina. Chciała już tylko położyć się i dziś odpocząć.


Pokój okazał się duży, przestronny i wygodny. Zielony. Łóżko wydawało się ogromne… mogło pomieścić bez wątpienia więcej osób niż tylko jedną. Jak miłoby było, gdyby Joakim znajdował się z nią tutaj na tej misji… i mógł położyć się obok niej… przytulił ją, a może ona jego. Jak miłoby było, gdyby Terrence żył i mogła na niego liczyć w takich trudnych sytuacjach, jak pertraktacje z IBPI. Urodził się specjalnie do rozwiązywania takich problemów. Nie było jednak ani Dahla, ani też de Trafforda. Znajdowała się tutaj sama.
Myślenie o nich sprawiło tylko, że poczuła się jeszcze bardziej samotna. Jakby w pokojach po lewo i prawo nie znajdowali się konsumenci… Jakby cały świat zniknął, a ona była całkiem sama. Przemieściła swoją walizkę i torbę, które już zabrała do swojego pokoju, w nogi łóżka, po czym na nim usiadła. Zdjęła rękawiczki i zaczęła rozpinać płaszcz. Piszczało jej w uszach. Zrobiło jej się strasznie smutno. Próbowała sobie wyobrazić co powiedziałby do niej Joakim, gdyby byli w ten sposób sami w pomieszczeniu… Myślenie o de Traffordzie było dużo prostsze do zwizualizowania, ale dużo bardziej bolesne. Skoncentrowała się więc na Dahlu i próbowała ułożyć scenariusz… Odłożyła płaszcz na fotel i przygasiła światło, zostawiając zapaloną lampkę. Następnie zasłoniła okna. Usiadłby na krześle? A może padł na łóżko? Zdjęła buty i wodziła wzrokiem po pokoju. W końcu westchnęła i ruszyła do łazienki. Chciała wziąć prysznic. Zatrzymała się jednak. Wzięła telefon i zadzwoniła do Abby.
Czekała chwilę na połączenie. Wreszcie doszła do wniosku, że Joakim najprawdopodobniej ani by nie usiadł na krześle, ani nie padł na łóżko. Tylko zwołał wszystkich Konsumentów i otworzył butelkę alkoholu. Toast tak właściwie nie byłby złym pomysłem, jako że pierwsze rozmowy z detektywami zdawały się obiecujące. Inna sprawa, że dla Joakima każda okazja była dobra do picia.
- Tak? - zapytała Roux. - Wszystko w porządku? Znajduję się w pokoju na końcu korytarza, zawsze możesz tutaj podejść. Bee właśnie rozpakowywuje świeczki zapachowe… - głos Abby lekko zadrżał w niepewności. Najpewniej dotyczyła tego, dlaczego Barnett przywiozła z sobą takie rzeczy.
- To źle? Czeka was przyjemnie pachnący wieczór… chciałam tylko, byś pamiętała o zarezerwowaniu tego lotu. Prześlę ci numer do detektywa, byś przesłała mu informacje o locie… Proszę - poprosiła Harper. Czekała na odpowiedź Roux. Doszła do wniosku, że zanim ruszy do łóżka, pójdzie jeszcze zagadnąć Watahę o stan Kaverina.
- Tak, przepraszam, że jeszcze się tym nie zajęłam. Powiedziałam Bee, żeby się nie rozpakowywała, bo będziemy to tylko jeden dzień. Prawda? Mam na myśli, że wyprowadzamy się tutaj z chwilą wylotu, jeśli dobrze rozumiem. Chyba że zapłacimy za więcej dni i zostawimy tutaj nasze bagaże?
- Zapłaciliśmy za potencjalne trzy, jeśli wymeldujemy się jutro, oddadzą mi pieniądze, więc w razie co nie przejmujcie się tym - powiedziała. Rozmowa z drugą osobą trochę odwiodła jej myśli od samotności. To było nieco uspakajające.
- Ale co zrobimy z Kirillem? - zapytał Roux. - Melody była u niego znowu i jeszcze się nie obudził. Mówi, że sprawdzają jego stan co godzinę, czasami co pół, ale nie zmienia się. Leży sobie spokojnie i rytmicznie oddycha, ale nie otwiera oczu.
- Najwyraźniej musi odpocząć. Niech odpoczywa… Ktoś z nim zostanie… Proponuję właśnie Jacka i Melody, we dwójkę dobrze go dopilnują - oznajmiła.
- Jestem pewna, że postąpią tak, jak im rozkażesz. Z drugiej jednak strony nie będą zachwyceni, że robisz z nich piastunki. Ale najpewniej nie powiedzą słowa sprzeciwu, to żołnierze. Ktoś w każdym razie będzie musiał zostać z Kirillem - Roux zgodziła się.
Alice słyszała jej głos podwójnie. Wnet ktoś zapukał do jej drzwi.
- Jeżeli nie rozebrałaś się już do spania, to możemy normalnie porozmawiać - powiedziała, jeszcze się nie wyłączając.
Alice rozłączyła telefon i otworzyła drzwi.
- A chcesz ty z nim zostać? - zapytała, spoglądając na Abigail.
Roux wyciągnęła przed siebie paczkę otwartych żelków Haribo, chcąc poczęstować Harper. Musiała je z sobą zabrać z domu.
- Nikt nie chce z nim zostać, o to chodzi - powiedziała Abby. - Oczywiście, że każdy chce ci pomóc i cię chronić w Czarnych Zamkach. Chęć zostania w bezpiecznym fotelu u boku nieprzytomnego Rosjanina byłaby oznaką słabości. Szczerze mówiąc uważam, że najlepiej zajęłaby się tym Bee. Ma dobry charakter do opiekowania się innymi… - zawiesiła głos. - Ale ja też mogę zostać. Albo któryś z twoich braci. Pomyśl, kto najmniej może ci się przydać…
Rudowłosa westchnęła.
- Najlepiej by było, gdyby się po prostu zbudził… - stwierdziła.
- Najlepiej by było, gdybyśmy w ogóle nie musieli tam lecieć - dodała Abby.
- Chyba spróbuję znów do niego dotrzeć nim przejdę do zwykłych snów… Jak nie da rady, najwyżej zdecydujemy o świcie. Zbudź mnie proszę odpowiednio wcześnie - poprosiła.
- W sensie mam cię zbudzić dosłownie o świcie? Czy masz na myśli, że przed wylotem? Znaczy z odpowiednim zapasem czasu, żeby spokojnie zjeść śniadanie i tym podobne… W międzyczasie sprawdziłam loty i są dwa. Pierwszy o trzynastej, a drugi o osiemnastej. Tylko że w tym pierwszym zostały jedynie dwa wolne miejsca… - zawiesiła głos. - Więc nie wiem, czy zabukować wszystkim na osiemnastą, czy ktoś wyleci wcześniej…
- Zabukuj wszystkim na osiemnastą… Jeśli mamy zniknąć, to wszyscy razem… W takim razie, nie trzeba mnie budzić rano, w końcu sama się zbudzę… - powiedziała i wzięła sobie kilka żelek z paczki.
- Dzięki Abby - powiedziała. Zerknęła w stronę łóżka.
- Dobrej nocy - powiedziała, wyraźnie chcąc wrócić do siebie i swojej samotności.
Minęło pół godziny, kiedy ktoś znowu zaczął łomotać do jej drzwi. To jednak było zupełnie inne łomotanie. Bardziej gniewne, niecierpliwe i zdenerwowane. Nie kończyło się, jak gdyby Alice była głucha i potrzebowała maksymalnego bodźca, aby zareagować.
Harper zdążyła się w tym czasie umyć i przebrać w koszulę. Narzuciła szlafrok i podeszła do drzwi, by po prostu otworzyć je. Spojrzała na osobę, która stała za nimi.
Z oczu Jennifer wydobywały się błyskawice.
- Nie będę czekać jutro całego dnia aż do 18 - powiedziała. - Lecę tym lotem o trzynastej. I mnie nie powstrzymasz - rzuciła kompletnie napalona i gotowa do drogi. - Szczerze mówiąc najchętniej usiadłabym za kierownicą i poprowadziła nas już teraz. Moglibyście spać na siedzeniach, a ja bym jechała i bylibyśmy rankiem na miejscu. Polecę jutro o trzynastej albo sama, albo z kimś - powtórzyła dobitnie.
- Ludzie tam zniknęli Jennifer… Co nam pomoże, jeśli napalona pojedziesz tam i wsiąkniesz jak ci wszyscy detektywi… - powiedziała spokojnie, niewzruszona burzą Jennifer, Alice. Patrzyła na nią z widocznym zmęczeniem wymalowanym na twarzy.
- No właśnie. Zniknął tam cały tuzin detektywów, kiedy polecieli tam razem. Dlaczego uważasz, że my nie znikniemy, jeśli również razem polecimy? Udam się pierwsza i będę stale informować cię co widzę i słyszę przez telefon. Wtedy dopiero będziecie wiedzieć, czego się spodziewać i czego wystrzegać - rzekła. - Tak, powinnam być sama - dodała już bardziej do siebie. - Wtedy jeśli coś się stanie, nie będę musiała nikogo bronić oprócz siebie samej.
Perspektywa bycia tak przydatną wydawała jej się cholernie atrakcyjna. Zwłaszcza, że dzięki temu zadaniu okryłaby się chwałą i dowiadłaby swojego męstwa.
Harper popatrzyła uważnie na Jenny.
- A co jeśli znikniesz na zawsze? - zapytała.
- To nie będę ani pierwsza, ani też ostatnia - de Trafford wypaliła.
Mina Alice kompletnie zwiędła, jakby dostała w twarz.
Może to było po części jej życzenie śmierci. Chciała znaleźć się tam, gdzie Terrence, Fabien…
- Jeśli już ktoś miałby zniknąć, to lepiej, żeby zniknęła tylko jedna osoba. A nie aż tyle. Nie my wszyscy. Z tobą na czele.
Rudowłosa potarła skroń.
- Możesz więc polecieć… Choć jestem temu całkowicie przeciwna… To możesz… - powiedziała. Zdawała się wciąż dochodzić do siebie po tym, jak Jenny zadeklarowała jej, że ochoczo zostanie kolejną osobą z jej bliskich w jej życiu, która mogłaby zniknąć.
De Trafford pogłaskała ją w nagrodę po ramieniu.
- Wszystko będzie dobrze - powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy. - Jestem zbyt irytująca, żebyś tak łatwo mogła pozbyć się mnie ze swojego życia - zażartowała. - Na pewno wrócę - dodała.
Zrobiła krok do tyłu.
- ...ale czy w jednym kawałku?
Zamilkła na dłuższą chwilę, mając kompletnie poważny wyraz twarzy. Następnie nieoczekiwanie wybuchła śmiechem.
- Tylko żartuję - machnęła ręką.
Bez wątpienia humor jej się znacznie poprawił.
Alice natomiast niekoniecznie. Kiwnęła jej tylko głową. Westchnęła i obróciła, by wrócić do swojego pokoju. Poszła zmienić bandaż na ręce, który pomagał jej w utrzymaniu usztywnienia, a następnie wysuszyła włosy. Po tych wszystkich zabiegach, wreszcie… Położyła się do łóżka.
Zamknęła oczy.
W pierwszej kolejności zamierzała odwiedzić Kirilla.

Wnet zaczęła zagłębiać wgłąb Iteru. Sama świadomość, że mogła to uczynić, była na swój sposób kojąca. Przebywanie na Błękitnej Lagunie odcisnęło się na jej psychice jako trauma. Dla Kirilla musiało być więc naprawdę dewastujące. Alice przypomniała sobie, że kiedy znalazła się w Pittock Mansion lub pod Suomenlinną, to wcale nie reagowała tak negatywnie. Jednak było to najprawdopodobniej związane z tym, że na tamtym etapie jej połączenie z Dubhe praktycznie nie istniało. Harper przeszła długą drogę przez tych kilka miesięcy.
- Alice… - mruknął Kirill, leżący nagi na podłodze swojego białego pokoju.
Teraz przynajmniej widziała go wyraźnie. Kaverin znajdował się cały w Iterze. Wydawał się jednak naprawdę wykończony. Tak bardzo, jak gdyby nie miał siły nawet ruszyć palcem i z trudem przychodziło mu nawet wypowiedzenie jej imienia.
Alice w swojej czarnej, eleganckiej koszuli do snu podeszła do niego. Przyklęknęła obok.
- Jak się czujesz? - zapytała.
- Jesteś nieprzytomny już naprawdę długo… Mogę ci jakoś pomóc? - zapytała.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline