Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2019, 19:42   #384
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Alice otworzyła oczy i cofnęła głowę w tył, niemal rozbijając sobie jej tył o ścianę za sobą. Nigdy się nie całowała… A to był prawie pocałunek! Spłonęła czerwienią i tylko spojrzała w bok, przykładając dłoń do policzka.
- Chciał mi pan pomóc… Nie szkodzi… To znaczy… To pewnie niechcący… Zostałam dziś zaatakowana dwa razy i kręci mi się w głowie… To pewnie to i emocje, bo to pierwszy dzień. Odpocznę i będzie dobrze… To miłe, że się pan martwi… - powiedziała starając się wybrnąć z sytuacji jak najnormalniej. Jej serce łomotało jak oszalałe. Ten nauczyciel był niesamowity. Elegancki. Pociągający. Jednocześnie łagodny i delikatny, a kiedy trzeba stanowczy i pełen siły… Była kompletnie onieśmielona.
- Możesz już wejść - mruknął pan Terrence. - Właśnie wyszła dziewczyna, która znajdowała się wcześniej w gabinecie.
- Heh… tak, przepraszam że mnie nie było na zajęciach dzisiaj, panie de Traffordzie - powiedziała dziewczyna z burzą kręconych włosów. - Zapomniałam, że dzisiaj zaczynamy angielskim. Boże, jak ja często tracę głowę!
- To w porządku, Natalie - odpowiedział pan Terrence. - Idź już do klasy.
- No, poszłam się zobaczyć z bratem. Już idę - rzuciła. Następnie spojrzała na Alice i zmarszczyła brwi. - Ciekawe. Nie znam cię, ale wyglądasz jak była kochanka mojego ojca. Hmm… - mruknęła i poszła sobie.
Alice odprowadziła ją wzrokiem.
- Hmm, jak się szło do tej sali? - mruknęła Natalie, błądząc po korytarzach.
- Jesteś w stanie wstać? - pan de Trafford spojrzał na Harper.
Rudowłosa pokiwała głową. Nie chciała, by znów zbliżył się do niej, bo jeszcze usłyszy jak bardzo biło jej serce, albo wyczuje jaka była gorąca od zażenowania, ekstremalnego podekscytowania obecnością przystojnego mężczyzny tuż obok i pewnie miliona innych rzeczy, które miały teraz na nią wpływ. Zmusiła się więc, by wstać, powoli, ale uparcie.
Pan Terrence ucieszył się na to.
- Wybacz mi, ale teraz muszę wrócić do klasy. Lekcja nie została dokończona, a przedstawienie musi trwać.
Wnet Alice znalazła się w gabinecie szkolnych pielęgniarzy. Było ich dwóch. Thomas Douglas, brat Natalie. Obok niego siedział całkiem przystojny Azjata. Może Filipińczyk.
- Jak masz okres, to dam ci coś przeciwbólowego i tampony, ale tylko, jak zapłacisz mi milion funtów w zamian - poinformował ją.
Tymczasem Thomas Douglas wyjął młoteczek z szuflady i rzucił się z nim na szklaną gablotę, pod którą tkwił napis “zbić w razie napotkania dziewczyny, z którą chcesz uprawiać seks”. Za szkłem znajdował bukiet kwiatów. Chwycił go i przekazał Alice.
- Zapraszam cię na kolację w luksusowej restauracji, w której na bank nie zostaniemy zaatakowani przez włoską mafię - powiedział.
Alice rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Nie mam okresu, zostałam po prostu uderzona i kręci mi się w głowie… To bardzo piękne kwiaty… Dziękuję… - powiedziała zaskoczona. Widziała tabliczkę obok szybki, ale nie skomentowała tego.
- Nie byłam nigdy w luksusowej restauracji… Ale może najpierw… No nie wiem… Pójdziemy po prostu na lody? - zaproponowała, szukając czegoś łagodniejszego kalibru. Nie mogła opanować tempa nieoczekiwanych wydarzeń w tym śnie.
- Czy mogę tu trochę odpocząć, póki nie poczuję się lepiej? Chciałabym nie opuszczać zajęć, to mój pierwszy dzień tutaj - wyjaśniła.
- Jeżeli zapłacisz drugi milion dolarów, to będziesz mogła tu zostać przez… - Azjata zaczął, ale coś mu nieoczekiwanie przerwało. Drzwi otworzyły się i w środku pokazała się twarz jednej z uczennic.
- Audytorium, teraz - powiedziała. - Szybko, on się wykrwawia na śmierć…
Mężczyzna z identyfikatorem, który określał go mianem Praserta Privata westchnął.
- Jeżeli zapłacą mi milion…
Thomas złapał go za ramię i pociągnął w stronę korytarza. Wnet obydwoje wyszli.
- Alice, nie mogę cię tu zostawić samej - powiedział Douglas. - Jeszcze naćpasz się morfiną z lodówki. Idziesz z nami - rzekł hardo.
Rudowłosa była zaskoczona… Po prostu nie opierała się i ruszyła za azjatą i Thomasem, oraz dziewczyną.
- Kto się wykrwawia? - zapytała zaniepokojonym tonem.
- Ten uczeń z wymiany… - mruknęła uczennica.


Szkolne audytorium było ogromną salą mogącą pomieścić wielu widzów. Sama scena jednak nie zdawała się taka duża. Znajdowało się na niej nieco instrumentów perkusyjnych oraz wspaniały fortepian. Całe wnętrze tonęło w czerwieni.
Także czerwieni krwi…
Alice ujrzała nagiego chłopaka. Blondyna. Całkiem przystojnego. Leżał na fortepianie cały pocięty. Jego krew skapywała po instrumencie muzycznym na podłogę. Tuż obok niego znajdowało się pudełko żyletek.
- Woźna go tu napotkała - powiedziała uczennica.
Alicia van den Allen stała przy nieprzytomnym uczniu.
- ...a potem zjadłam kanapkę z dżemem, którą polałam nieco łzami uczennicy Susanny Wilcox. Zebrałam je po tym jak…
- Co ona robi? - Prasert zmarszczył brwi.
- Ma taki nawyk - mruknął Thomas. - Kiedy tylko napotka Rosjanina, spowiada mu się ze wszystkiego, co wie.
Alice była w szoku, ale nie z powodu tego, że znów spotykała woźną… Lecz dlatego, że na fortepianie leżał wykrwawiający się chłopak, a nikt nie reagował…
- Trzeba go ratować! - rzuciła oszołomiona całą sceną i aż usiadła w ostatnim rzędzie. Jej serce łomotało. Była kompletnie wstrząśnięta. Chciała tylko spokojnie przetrwać ten pierwszy dzień szkoły i wrócić do domu… Bała się co jeszcze czekało ją w tym budynku…
- ...milion funtów… ...milion funtów… - Privat mamrotał pod nosem.
- ...a potem uderzyłam tę dziewczynę w goleń i powiedziałam, żeby wracała do Afryki. Żaden czarnuch nie będzie mi chodzić po szkole… - Alicia kontynuowała.
- Ech… jeśli pójdziesz ze mną do restauracji, to mu pomogę - Thomas spojrzał wyczekująco na Alice.
- Dobrze, dobrze… Pójdę… Proszę… - powiedziała rudowłosa, zgadzając się. Obserwowała blondyna na stole. Miała nadzieję, że faktycznie nadal żył. Czy zrobił to sobie sam? A może to ta szalona woźna? Nie miała pojęcia.
Thomas podbiegł do fortepianu.
- Na bok, przyjechała wyspecjalizowana służba medyczna - powiedział.
Alice i Prasert dołączyli do nich. Harper spostrzegła, że Douglas wyciagnął z kieszeni opakowanie pełne plastrów. Każdy zdobiła uśmiechnięta buzia oraz napis. “Bądź silny”, “uśmiechnij się”, “Jezus ciągle patrzy”. Nalepiał je na rany Rosjanina, uśmiechając się do siebie. Był dumny ze swoich umiejętności.
- O jezu, a kto to? - uczennica odwróciła się, widząc poruszenie w rogu sali.
- Nie przeszkadzajcie sobie - mruknął nauczyciel muzyki, Joakim Dahl.
Siedział wygodnie na dalekim fotelu w audytorium. Jego nogi były oparte o oparcie fotela znajdującego się przed nim. Miał w dłoni pudełko popcornu. Oglądał wydarzenie kompletnie wyluzowany i z uśmiechem. Alice nigdy nie widziała bardziej seksownego i przystojnego mężczyzny. Pan de Trafford mógł mieć więcej klasy i elegancji, jednak Joakim Dahl wibrował nieskończoną energią seksualną i zwierzęcym magnetyzmem. Wyciągnął z kieszeni piersiówkę i pociagnął z niej duży łyk.
Alice spojrzała na niego przez ramię i upuściła torebkę… Po raz trzeci tego dnia. Patrzyła na nauczyciela muzyki… Jak jej paskudny głos blondynki podpowiadał, przyjaciela pana de Trafforda… Nogi jej zmiękły. Zajęło jej około dwudziestu sekund uświadomienie sobie z powrotem gdzie była. Nerwowo przygładziła spódnicę i warkocz. Przyklęknęła, żeby zebrać swoje zeszyty, książkę do angielskiego i egzemplarz ‘Romea i Julii’, które wypadły jej z torby. Harper miała wrażenie, że naokoło niej trwa jakieś trzęsienie ziemi… Nie była świadoma, że to ona się trzęsła. Bała się, że mężczyzna podejdzie, albo że nie daj Boże, prowadził zajęcia chóru.
- Nie chce mi się podchodzić, ale prowadzę zajęcia z chóru - poinformował Joakim Dahl. - No i przyszedł do mnie ten chłopak na przesłuchanie. Zaczął się rozbierać, mówić, że chce, żebym go wziął, straszne rzeczy - pokręcił głową. - Jakby co, to rację ma zawsze ten, który przedstawi fakty jako pierwszy.
- To powszechnie wiadomo - zgodził się Thomas, a Prasert pokiwał głową.
- ...a potem wzięłam prysznic, żeby zmyć z siebie krew Dustin Johnsona… - Alicia cały czas szeptała do ucha Rosjanina.
- Nie wiem czemu po wszystkim zaczął się ciąć - Dahl pokręcił głową, wcinając popcorn.
- To Rosjanin - rzucił Thomas. - Na pewno chce wszystko przeinaczyć i oskarżyć pana o gwałt. Wredne intencje… Pójdzie do sądu i zechce wyłudzić od pana…
- ...milion funtów… - powtarzał Privat. - Milion funtów…
Alice dzwoniło w głowie.
- To jest… Czy ktoś może go zawieść do szpitala? Wydaje mi się, że same plastry mu nie pomogą - powiedziała Harper. Zaczęło do niej docierać, że ludzie zachowywali się dziś bardzo nietuzinkowo.
- Dam dwa miliony funtów, tylko zabierzcie go do tego szpitala - powiedziała, mając nadzieję, że to skłoni Azjatę i Thomasa.
Oczy Filipińczyka zaświeciły się.
- Nie ma takiej potrzeby - Douglas jednak pokręcił głową.
Nalepił ostatni plasterek z podpisem “zachowam czystość do ślubu”. Wtedy, kiedy już wszystkie rany chłopaka zostały zaopatrzone… ten otworzył oczy.
- Uratowaliście mnie - mruknął. - Cudownie.
Obrócił głowę i spojrzał na Alice z twarzą pozbawioną wyrazu.
- Masz najbardziej zjebane sny we wszechświecie - rzekł. - Nie przejmuj się, ja wracam do siebie - mruknął i znów zamknął oczy. Młoda Alice kompletnie nie rozumiała o czym mówił.
Tymczasem… Harper usłyszała wybuch gdzieś nad głową.
Kiedy usłyszała wybuch, rzecz jasna pochyliła się, zasłaniając głowę, jakby coś miało na nią spaść i spojrzała w górę, chcąc zobaczyć skąd eksplozja. Ruszyła też przed siebie, by zejść ze sceny, bliżej siedzisk.
- Chodź tutaj! - rzucił Joakim Dahl. - Zaśpiewaj mi ładnie, ptaszyno, to znajdzie się dla ciebie miejsce w moim chórze. Jak nie, to siadaj i łap popcorn - rzekł, wyciągając spod siedzeń drugie tekturowe pudełko. Następnie wyciągnął piersiówkę, żeby wypić kolejnego łyka.
- ...wtedy ujrzałam irytującą pokrakę, która zaczęła śmiecić papierkami przed szkołą. Pokazałam jej…
- Zamknij się już kurwa - Kirill szepnął przez sen.
- Och… - mruknęła Alicia i rzeczywiście zamilkła.
Tymczasem nad głową Harper rozległ się kolejny wybuch… lecz jeszcze nie widziała zniszczeń.
Alice była skołowana. Ruszyła w górę siedzisk i podeszła, by teraz z bliska przyjrzeć się nauczycielowi muzyki. Przełknęła ślinę. Chciała dołączyć do chóru…
- A co zaśpiewać? - zapytała. Znów zerknęła w górę, zastanawiając się skąd pochodziły owe wybuchy.
- Don’t Rain On My Parade… albo nie. To piosenka na kolejny etap znajomości… - mruknął. - Zacznijmy od czegoś prostszego - mruknął.

Odstawił na chwilę pudełko popcornu i klasnął. Wnet rolety za sceną odsunęły się, ukazując wcześniej ukrytą, drugą scenę… dużo większą. Znajdowała się na niej cała orkiestra symfoniczna oraz chór. Rozległa się muzyka.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=8-rt5mk5zX4[/media]

Wnet nastąpił trzeci wybuch, ale dużo, dużo większy. Zerwało pół dachu. Jakimś cudem odłamki nie zwaliły się im na głowę, ale zostały porwane przez implozję do innego wymiaru w kompletnie innej czasoprzestrzeni. Alice spojrzała na niebieskie niebo oraz białe chmury. Pośród nich znajdował się wielki koszyk wiklinowy z przyczepionym ogromnym balonem, który utrzymywał go w powietrzu. Balon był czarny z białą czaszką i dwiema skrzyżowanymi piszczelami. Poniżej znajdował się jakiś napis po arabsku.
- A ha hi hahhaha! - krzyknęła młoda dziewczyna o bliskowschodnim typie urody.
- A hi hohoho! - zawtórował mężczyzna nieco od niej starszy, ale podobny do niej. Mogli być rodzeństwem.
Thomas przetarł oczy.
- O NIE, to UPIORNE RODZEŃSTWO! - wykrzyknął.
Upadł na kolana w czystym terrorze.
- A hi hi hihihi! - zaśmiała się Afaf.
Złapała dużą czarną kulę. Była bombą z krótkim lontem. Podpaliła ją i zrzuciła z wysokości na szkołę Alice.
- A hehe heh hehehe ho! - Sharif krztusił się śmiechem czystego zła. On również wyciągnął kolejną bombę i zrzucił ją na budynek.
Tymczasem Alice nawet nie wiedziała skąd znała słowa do piosenki, której melodia rozbrzmiewała nadal po sali. Jej wzrok wlepiony był w niebo, na którym wisiał balon. Bujała się lekko do taktu skocznej, pozytywnej piosenki, która w jakiś sposób koiła jej nerwy i pomogła się po prostu wyluzować w tym zwariowanym otoczeniu. Zerknęła na Joakima Dahla.
- Wylecimy w powietrze Kocie z Cheshire - powiedziała, dopiero gdy skończyła śpiewać.
- Czy to byłaby taka zła śmierć… gdybyśmy umarli razem? - Joakim spojrzał na nią z szerokim uśmiechem.
- Hueh hehe hi ho! - krzyknął Sharif i rzucił bombą prosto w ich kierunku…
Dahl wyciągnął dłoń w stronę Alice.
Harper chwyciła ją.
- Łatwo jest umrzeć. Prawdziwym wyzwaniem byłoby razem żyć - powiedziała i popchnęła Joakima, żeby zwalił się na drugą stronę fotela razem z nią, by bomba w nich nie trafiła. Liczyła na to, że odbije się od siedzenia i spadnie gdzie indziej, a ona uratuje siebie i mężczyznę.
- Ale to mało romantyczne. Wszystko musi się kiedyś skończyć. Czy nie lepiej skończyć pięknie, tak jak Romeo i Julia? Tragicznie, ale poetycko satysfakcjonująco? - Joakim zerknął na nią, uśmiechając się niepewnie.
Bomba spadała na nich w zwolnionym tempie.
Kirill ocknął się nieco i zerknął na Joakima oraz Alice, którzy dzielili całkiem romantyczny moment.
- Potrzebuję kartki - mruknął, spoglądając na Thomasa, Alicię i Praserta.
Tak się składało, że zeszyt szkolny Alice leżał cały czas porzucony na podłodze obok jej torby, o której zapomniała w międzyczasie.
- Poetycko satysfakcjonująco… Nigdy nie lubiłam romansów, w których nie ma szczęśliwego zakończenia… - powiedziała wydymając lekko usta. Znów popatrzyła na spadającą bombę, a potem na nauczyciela muzyki.
- To dostałam się do pańskiego chóru? - zapytała.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline