Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2019, 19:43   #385
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Myślę, że nawet przejmiesz nad nim władzę pewnego dnia, a ja odejdę w cień - uśmiechnął się delikatnie.
Tymczasem Thomas podał Kirillowi zeszyt.
- Skoro tak bardzo lubicie Romea i Julię… - mruknął Kaverin. - Macie cytat ode mnie. “Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny.”
Napisał swoją krwią pięć liter.

LE FIN

Następnie przekręcił zeszyt tak, żeby Alice mogła je przeczytać.
Bomba zastygła tuż nad głową jej i Joakima. Czy miała w nich uderzyć? Czy mieli uzyskać swój piękny, romantyczny koniec, jakiego pragnął Dahl? A może to Harper miała zwyciężyć i uratować ich przed nieskończonym, arabskim zagrożeniem?
Tego, kochani, dowiecie się w następnym odcinku.
A może późniejszym.
Tak, na pewno późniejszym.

A może i jeszcze dalszym.

***

- Alice…?
Harper usłyszała nad sobą głos. Upadł na nią niczym arabskie bomby.
- Obudź się - Abigail szepnęła delikatnie, chwytając jej ramienia i delikatnie potrząsając.
Rudowłosa była jeszcze w stanie półsnu i nie dochodziło do niej wszystko jak należy. Po pierwsze oceniła jak jasno było w pokoju, po drugie, zastanawiała się jakim cudem Abigail tu weszła, przecież… Przecież byli w hotelu… Drzwi były zamknięte, no nie?
- Co się stało? - zapytała zaspanym głosem.
- Bardzo długo spałaś. Nie odbierałaś telefonów. Masz wyciszony? Nie wiem, może ci się rozładował. Poprosiłam w recepcji o klucz, bo się przestraszyłam. W ogóle Jennifer już wyjechała na lotnisko i przegapiłaś pożegnanie z nią. Zrobiło się ponuro, jak gdyby miała nigdy nie wrócić… choć na pewno wróci… - Roux dodała szybko. - Może coś zjadłaś? Coś niestrawnego? - zmarszczyła brwi. - Co ci się śniło?
Alice leżała chwilę, a wszystko powoli do niej docierało. Nie była w szkole… Była starsza…
- Dziwna… Metafora życia - powiedziała podsumowując swoje senne perypetie. Miała nadzieję, że Kirill nigdy nie poruszy tego tematu.
- Która godzina? - zapytała.
- Trzynasta - powiedziała Abigail. - Kto to widział, żeby tak długo spać - powiedziała. - Ale co prawda poszliśmy spać późno. Mimo to spędziłaś w tym łóżko prawie dwanaście godzin. Powinnaś tryskać energią.
Rzeczywiście, Alice poczuła się dziwnie wypoczęta. Treść snu zdawała się naprawdę męcząca, jednak dzięki niej mogła spojrzeć na wszystko z pewnym dystansem… Przynajmniej na chwilę dostrzec komizm tam, gdzie go nie było. Na trudne sytuacje można bylo reagować płaczem i zgrzytaniem zębów, lub też śmiechem. Harper chyba po raz pierwszy w historii doświadczyła tej drugiej opcji.
Doszła do wniosku, że jej umysł musiał być już tak krytycznie przeciążony, że wytworzył coś takiego w formie ratunku dla samego siebie. Westchnęła, uśmiechając się lekko, rozbawiona, po czym usiadła.
- Dobra, to muszę się pozbierać… Jenny pojechała, tak? Poleci tym samolotem… Gdzie mój telefon… - zaczęła gramolić się z łóżka i szukać komórki by sprawdzić, czy faktycznie jej się wyładowała, a w razie gdyby tak, to podpiąć ją do prądu.
Czarny ekran nie odpowiadał. Znalazła ładowarkę i podpięła ją zarówno do telefonu, jak i do kontaktu.
- Jest późno, ale jeszcze nie jadłam śniadania. Zresztą byli na nim tylko Jack, Melody, Bee no i Jennifer. Może zbierzemy twoich braci i ruszymy na dół? Zjadłabym jogurt z musli i jakimś dobrym dżemem - powiedziała.
Roux zawsze preferowała lekkie i stosunkowo zdrowe jedzenie.
- Ja mam jednocześnie ochotę na kwaśne i słodkie… - mruknęła Alice. Ziewnęła.
- Nie pozwolę ci zjeść żelków na śniadanie - zażartowała Abby. - Dla dobra dziecka. Ale widzę, że ci posmakowały, kiedy wczoraj cię poczęstowałam - uśmiechnęła się lekko. - W każdym razie… - zrobiła krok do tyłu. Czuła głód i chciała już zejść do restauracji.
- Zaraz się ubiorę i przyjdę. Zawołaj moich braci proszę - odezwała się Alice i zaczęła kręcić po pokoju, po wstaniu z łóżka, by wszystko zebrać do kupy, ze sobą włącznie. Miała zamiar się ubrać i spokojnie udać na posiłek. Nie myśląc już o dziwnym śnie, ani potencjalnym niebezpieczeństwie, w stronę którego właśnie udawała się Jennifer.
Abby przymknęła drzwi do jej pokoju. Alice jeszcze usłyszała, jak podeszła do drzwi znajdujących się nieco dalej i do nich zapukała. Właśnie tam odpoczywali Douglasowie. Harper tymczasem podeszła do biurka i zobaczyła na nim kartkę.

Cytat:
Po powrocie oczekuję butelki dobrego alkoholu. Porozumiewaj się ze mną przez AHISP-CC.
- J
Alice uświadomiła sobie, że tę kartkę równie dobrze mógł zostawić Joakim. Nawet treść do niego pasowała. Jednak napisała ją Jennifer. Może to było to słodkokwaśne śniadanie, którego sobie zażyczyła.
Widząc ‘J’, w jakiś dziwny sposób podekscytowała się. Dopiero racjonalny obuch uświadomił ją, że to J należało do Jenny, bo znała ten charakter pisma… To był moment, w którym uświadomiła sobie, że nie wie nawet jak wygląda charakter pisma Joakima i zrobiło jej się niedobrze.
Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że niedobrze jest jej nie z tytułu przygnębienia, a codziennego stanu, gdy wstawała. Musiała na problemy żołądkowe poświęcić przeszło dziesięć minut. Dopiero, gdy doprowadziła się do porządku, ubrała i uczesała, ruszyła do drzwi, by udać na śniadanie.
Po drodze ujrzała młodą blondynkę. Miała na sobie biały fartuszek z logo hotelu. Nie była szczególnie piękna, jednak zdawała się sympatyczna. Na pewno jej uśmiech miał z tym jakiś związek. Trzymała w dłoni tackę pełną filiżanek.
- Zapraszam do naszego salonika - powiedziała i wskazała drogę do niego podbródkiem, jako że dłonie miała zajęte. - Znajduje się tam ekspres z kawą, można z niego dowolnie korzystać. Regularnie uzupełniamy ziarna - dodała. - Duży telewizor odbiera prawie wszystkie europejskie kanały. Ale obecnie ktoś ogląda mecz siatkówki kobiecej.
Punkowa Jennifer ze snu od razu stanęła przed oczami Harper.
Alice kiwnęła głową.
- Dziękuję - powiedziała, po czym za poradą, poszła upolować sobie kubek kawy. Skoro i tak czekała na Abby i swoich braci… Chyba, że to oni czekali na nią w części z restauracją… Potrzebowała się rozbudzić. Przystanęła przy maszynie i wybrała opcję, która wydawała jej się jak najbardziej odpowiednia, a następnie poczekała, aż czarny nektar bogów się zaparzy.
Wnet kubek napełnił się kawą. Przyjęła go i upiła tylko łyk, kiedy poczuła, że coś w nią uderzyło. Był to… pies. Zaczął głośno szczekać. Chyba próbował wspiąć się po jej ciele do jej głowy, gdyż stanął na dwóch tylnych łapach, a przednie oparł na jej ciele. Nie był bardzo duży, jednak też nie przypominał małego yorka. Alice spojrzała na niego i zamrugała oczami. Już go wcześniej widziała… albo przynajmniej bardzo podobnego. Dawno temu w Helsinkach… Czy to naprawdę mógł być Fluks? Zdawał się nie mieć złych intencji. Wręcz przeciwnie, cieszył się z tego, że ją widział.
Alice zmarszczyła brwi. Popatrzyła na zwierzaka.
- Hej… Kogoś mi przypominasz… - powiedziała, po czym opuściła dłoń, by dać mu ją do powąchania. Chciała go pogłaskać. Dawno nie widziała Fluksa, ostatni raz w wizji Obserwatorium… Gdy Kirill próbował pozbierać ją po Mauritiusie… Wiedziała, że Ismo miał się dobrze, ale raporty przychodziły raz na kilka tygodni, więc ostatniego jeszcze nie otrzymała. Rozejrzała się, jakby oczekując, że za moment dostrzeże znajomego blondynka.
Rzeczywiście, na kanapie znajdowało się dziecko. Oglądało siatkówkę, ale kiedy usłyszało reakcję Fluksa, odwróciło się w stronę ekspresu. To był chłopiec. Ismo. Miał dłuższe włosy i trochę podrósł przez kilka ostatnich miesięcy. Jednak nie zmienił się wcale tak bardzo. Uśmiechnął się do Harper.
- Alice! - przeskoczył zwinnie przez oparcie i ruszył w jej stronę. Przystanął… i rozpłakał się. - Przepraszam, to ze wzruszenia - rzekł.
Reakcja mogła wydawać się dziwna, jednak w pewien sposób miała sens.
Harper była w lekkim szoku. Podeszła do Isma i przytuliła go. Pogłaskała go po głowie.
- Ale urosłeś - powiedziała. Choć minęło zaledwie pół roku, Ismo rzeczywiście urósł. Zdjęcia tego dobrze nie oddawały.
- Co tu robisz Ismo?- zapytała i zerknęła na Fluksa. Wyciągnęła rękę do psiaka, by go jeszcze poczochrać. Kompletnie zapomniała o kawie.
Ismo podszedł i przytulił się do niej. Nie był już nawet taki słaby.
- Tęskniłem… - zawiesił głos.
Następnie zrobił krok do tyłu.
- Mój tata jest samotny. Odkąd mama umarła. Nie chciał obchodzić prawdziwych świąt. A ja nalegałem, żebyśmy polecieli do Islandii. Niby dlatego, bo chciałem wypróbować nowe narty, a tu jest dużo śniegu. Okazało się, że nie ma tu tak naprawdę dobrych tras, ale dla taty nie ma to znaczenia. Miałem zupełnie inny powód… - zawiesił głos. - Nawiedziła mnie Akka i powiedziała, że muszę tutaj być w tym okresie. Nie powiedziała dlaczego, ale muszę zapobiec jakiejś wielkiej tragedii - wzruszył ramionami, jak gdyby codziennie nawiedzali go bogowie z takimi misjami. - Powiedz, co u Lotte? - zapytał. - I u tego Araba, który z wami był… przepraszam, jeśli to obrażające określenie.
- Lotte nadal należy do IBPI. Sądzę, że ma się dobrze. Ja nadal jestem z Kościołem i od czasu twojej grochówki nie jadłam lepszej… A Arab… - mruknęła.
- Okazał się nie być naszym przyjacielem… Zabił Terrence’a - powiedziała smutnym głosem. Spuściła wzrok na ziemię i nawet nie próbowała udawać, że łatwo jej to było przełknąć.
- Terrence’a - zapytał Pajari. - Jak mi przykro - rzekł. - To był taki chorowity mężczyzna. Dostał strzał prosto w klatkę piersiową i potem leżał długo w śpiączce. I chyba jakoś obudził się i wtedy zabrałem nas do puszczy bogów. Tam już wykazał się całkiem konkretnym zdrowiem - powiedział poważnie, a Alice odniosła wrażenie, że mówił o rytuale. - Ale dlaczego go zabił?! - wargi chłopca zadrżały, kiedy powoli zaczęło do niego dochodzić, co Harper mu przekazała.
Alice westchnęła.
- Bo Terrence był bardzo potężny… Więc stanowił zagrożenie… A Arab chciał porwać mnie, zazdrosny, więc musiał wykluczyć wroga… Mam nadzieję, że choć twoje pół roku dobrze minęło. Uczysz się pilnie? - zapytała, chcąc zmienić temat.
- Akka tak często do ciebie zagaduje? - zapytała, chyba nie mogąc go jednak porzucić.
- Bardzo rzadko. To jednak bogini. Dlatego wziąłem sobie do serca, kiedy powiedziała mi, że muszę tutaj być - powiedział. Wyciągnął dłoń i pogłaskał nią wierzch lewej ręki Harper. - Zniknął ślad, który pozostawiła tamta haltija. Z vaki mądrości i prawdy. To był Sartej? - zmarszczył brwi. - Czy jego brat? Zresztą nieważne. Z jakiegoś powodu bardzo chciała, żebym tutaj był, więc uczyniłem wszystko, żeby tutaj się znaleźć. Wydrukowałem z pięćdziesiąt zdjęć Reykjaviku i otapetowałem nimi mieszkanie. Nauczyłem się też śpiewać islandzkiego hymnu narodowego i ciągle go śpiewałem. Tata bardzo się zirytował i w końcu nas tutaj zabrał - dodał. - Czy chcesz posłuchać? - zapytał.
Alice zastanawiała się chwilę.
- Zaśpiewaj - poprosiła i usiadła na kanapie, by móc posłuchać. Była ciekawa. Ismo miał ładny głos, przynajmniej tak go zapamiętała z tych wierszowanych zaklęć, które rzucał w Helsinkach. Była ciekawa jak mu pójdzie hymn Islandii.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=GnKIgccY09Q[/media]

Głos okazał się być w stanie osiągnąć naprawdę wysoki rejestr. Brzmiał prawie dziewczęco. Alice dzięki Skorpionowi rozumiała słowa. Co więcej, dzięki temu odkryła, że Ismo tylko trochę kaleczył język. Piosenka była bardzo ładna, ale też smutna. Harper spostrzegła, że w saloniku pojawiła się pracownica hotelu, która wcześniej zaprosiła Alice do saloniku. Po chwili dołączyła do niej druga. Na koniec melodii pojawił się również wysoki blondyn w średnim wieku. Ten wydawał się najmniej zafascynowany melodią. Kiedy Pajari skończył, obie kobiety zaczęły głośno klaskać.
- Jak ładnie! - krzyknęły w swoim ojczystym języku.
- Ismo… już cię zabrałem na Islandię - mężczyzna jęknął. - Czemu wciąż mnie torturujesz?
Rzeczywiście, hymn mógł być męczący, jeśli Ismo śpiewał go w domu bez końca.
Harper uśmiechała się ciepło do Isma. Miał dobry słuch i całkiem ładnie śpiewał. Kiedy skończył, pogłaskała go po głowie, po czym podniosła się i spojrzała na blondyna.
- To ja poprosiłam go, by zaśpiewał. Pochwalił się, że nauczył się hymnu Islandii, a że swego czasu byłam śpiewaczką, chciałam posłuchać. Proszę się na niego nie gniewać - powiedziała, stając w obronie swego młodego przyjaciela. Przyjrzała się też jego ojcu, widząc go wreszcie po raz pierwszy osobiście.

Mężczyzna miał prawie dwa metry wysokości. Ubrany był w jasne dżinsy i ciemny, robiony na drutach sweter. Posiadał niebieskie oczy i krzaczaste brwi, które jednak pasowały do jego urody. Jego blond włosy zdawały się w stanie permanentnego nieładu. Nie był szczególnie przystojny, jednak miał w sobie coś interesującego.
- Nie gniewam się na niego, jednak mam dość… - mruknął. - Jestem wytresowany jak pies Pawłowa - powiedział. - Kiedy tylko słyszę tę melodię, mam odruch wymiotny.
- To zaśpiewam coś innego - zaproponował Ismo.
- Lepiej dołącz do swojej siostry, która zeszła już na śniadanie - zwrócił się do chłopca. - Opieka miejska mi cię zabierze, jak nadal będziesz chudł - dodał. Potem zwrócił oczy na Alice. - Pani też z Finlandii? - zapytał, jako że Harper zwróciła się w tym języku do niego.
Dwie pracownice hotelu uśmiechnęły się do chłopca i pokazały kciuk wyciągnięty w górę, po czym rozpierzchły się. Natomiast ktoś dzwonił do rudowłosej. Usłyszała dzwonek swojego telefonu.
- Można tak powiedzieć… Znaczy się, bardziej byłam kiedyś w Finlandii, no i znam język. Szybko się ich uczę… - powiedziała, po czym sprawdziła kto dzwonił. Jeśli to Abby, lub Jenny to odebrała.
- Czekamy na ciebie na dole - powiedziała Roux. - Słyszałam na własne uszy, jak Arthurowi zaburczało w brzuchu…
- ...dzięki… - mruknął Douglas w tle.
- Chodź. Zjedźmy i zabierajmy się stąd. Jest tutaj jakaś nieznośna dziewczynka z rudymi, kręconymi włosami, która rozwaliła trzy słoiki z dżemem, bo nie znalazła truskawkowego. Zaczęła mnie boleć głowa od jej wrzasków.
- Dobrze, już idę uratować was od małej rudowłosej dziewczynki i słoików dżemu… - zażartowała Alice. Po czym rozłączyła się.
- Miło cię znów widzieć Ismo… Właśnie sama szłam na śniadanie. Więc posłuchaj taty i idź z nim - poleciła i pogłaskała po raz ostatni Fluksa, a następnie wróciła po swoją kawę. Zdawało jej się, że matka Isma też miała rude włosy i stąd ich córka posiadała taki kolor. Napiła się czarnego płynu. Akka czuwała i nad tym miejscem, a więc miała oko i na nią… Alice zamyśliła się i dotknęła swego brzucha w opiekuńczym odruchu.
- Nie sądzę, żeby to był przypadek, że tutaj jesteś - szepnął Ismo tak, żeby tata go nie podsłuchał.
- Idę na śniadanie. Jak chcesz, to tu zostań - mruknął starszy Pajari. - Miło mi było panią poznać - dodał, odchodząc. Jego syn odprowadził go wzrokiem przez chwilę.
- Wymieńmy się chociaż numerami telefonów - zaproponował. - Nie wiem, jaka moja rola, jednak nie chcę jej przegapić - dodał po chwili. - W sumie naprawdę zjadłbym to śniadanie - mruknął. - Chodźmy tam powoli.
Alice podała mu swój numer telefonu i zapisała sobie jego.
- Zgaduję, że nic nie dzieje się przypadkiem… - powiedziała i westchnęła.
- Nie chcę, żebyś pakował się w kłopoty Ismo. Czy dostałeś jakiekolwiek wskazówki gdzie masz się udać, poza tym, że na Islandię? - zapytała, kiedy powoli zmierzali na dół do restauracji na śniadanie.
- Nie. Akka chyba sama nie wiedziała. Nie widzi przyszłości, jednak miała silne, złe przeczucie - rzekł Pajari. - Islandia znajduje się też poza strefą jej bezpośrednich wpływów. Na szczęście to nie jest… nie wiem, Wenezuela. Zarówno kulturowo, jak i geograficznie nie znajdujemy się aż tak daleko, więc zarówno ona, jak i ja nie jesteśmy tutaj kompletnie bezbronni. Jednak nie słyszałem, ani nie widziałem tutaj jeszcze żadnych haltii - dodał. - Pewnie ich tu w ogóle nie ma - jego wargi na moment zadrżały. - Z drugiej strony ta ziemia nie wydaje się kompletnie pusta i jałowa. Może znajduje się tutaj wiele istot i zależności, których po prostu jeszcze nie dostrzegam… - zawiesił głos, schodząc w dół. Patrzył pod nogi, żeby się nie wywrócić. Alice zaatakowało wrażenie, jak dojrzały się wydawał. Sprawiał wrażenie kogoś, na kim można polegać, co było komiczne, jako że był tylko dzieckiem. Z drugiej strony w swojej ojczyźnie okazał się więcej, niż kompetentny i rozsądny.
 
Ombrose jest offline