Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2019, 19:47   #390
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Będę kończyć Jenny. Widzimy się na miejscu - powiedziała Alice, po czym po chwili rozłączyła się.
- Tak więc mamy pozaznaczane punkty, zabieram mapę i udajemy się na lotnisko. Jak mniemam, a na temacie się nie znam, dostęp do Zbioru Legend nie jest w tej chwili dla was dostępny? - zapytała spoglądając na dwójkę detektywów.
Brandon i Fanny spojrzeli po sobie.
- Nie posiadamy do niego dostępu w komórkach… to znaczy ja nie, nie wiem jak ty - powiedziała Brice. - IBPI nie udostępniło jeszcze oficjalnej aplikacji - rzuciła z przekąsem. - Ale jeśli mogę skorzystać z waszego komputera, to mogę się zalogować. Tyle że IBPI to zauważy i będzie też widzieć strony, które przeglądałam. Ale to nie zaskoczyłoby raczej nikogo, biorąc pod uwagę okoliczności.
- Kurwa… - warknął Brandon, patrząc w bok.
Alice zerknęła na Brandona i uniosła brew w górę.
- Czy mogę zakładać, że ktoś nie wiedział o fragmencie ‘i strony, które przeglądam’? To w sumie zabawne, gdyby któryś z przeglądających nadział się na pornhub… A to ponoć Konsumenci są nieprzewidywalni i nieokrzesani, a detektywi tacy ułożeni - rzuciła i wyraźnie była rozbawiona. Lubiła Brandona, pasowałby na konsumenta.
- Nie… uświadomiłem sobie coś innego - westchnął. - Jeżeli dodzwoniłaś się do swojej koleżanki, to mamy teraz stuprocentową pewność, że nie chodzi o problemy z łącznością. Żadna burza śnieżna, piaskowa, chuje muje, czary mary…
- Ismo, zakryj uszy - szepnął Thomas dla komediowego efektu na przekleństwo. Jednak przynajmniej Bairdowi na pewno nie było do śmiechu.
- No ale nie spodziewaliśmy się niczego innego. Choć po części o tutaj - postukał się palcem w klatkę. - W moim małym serduszku tliła się naiwna nadzieja, że to jakieś śmieszne nieporozumienie - westchnął. - Kurwa!
- Ismo… - Thomas szepnął ponownie.
Pajari spojrzał na niego i tylko pokręcił głową.
Alice westchnęła.
- Dlatego zbieramy się i wyruszamy, aby ich odnaleźć. Dobrze by jednak było znaleźć cokolwiek. Zastanawia mnie, czy już kiedyś były problemy z tym miejscem… Ismo, pożyczysz detektywom na chwilę swój laptop? - zapytała chłopca.
Chłopiec oddał go Fanny. Chwilę potem kobieta była już zalogowana w Zbiorze Legend.
- Według islandzkich wierzeń ludowych, Dimmuborgir…
- Czyli Czarne Zamki - mruknął Baird.
- ...łączą ziemię z niektórymi regionami piekła.
Thomas ryknął śmiechem, ale Fanny kontynuowała.
- Według nordyckich chrześcijańskich podań, to właśnie tutaj lądował Szatan po strąceniu go z niebios. Stworzył tam tak zwane “Helvetes katakomber”, co jest norweskim terminem na Katakumby Piekła.
- Proszę, uspokój się - Arthur pogłaskał brata po ramieniu.
Thomas aż się rozpłakał z tłumionego śmiechu. Fanny rzuciła na niego wzrokiem, po czym przeniosła go na Zbiór Legend.
- Dalej czytać? - zapytała.
Alice kiwnęła głową.
- Sprawdź, czy jest coś o tym jeziorze, ewentualnie wulkanie, czy okolicach. Nie podoba mi się to, że to miejsce już na wstępie ma związek z piekłem… Znam osobiście czwórkę bóstw, nie mam ochoty na świąteczne spotkanie z upadłym aniołem… Albo jego demonami - powiedziała i westchnęła.
- I proszę rzucić okiem na coś o goblinach, ewentualnie saniach i świętach bożego narodzenia, lub tym czasie… - dodała.
- O - przerwała jej Brice. - Nazwa Dimmuborgir oznacza “mroczne zamki”
- No tak, to już wiemy - mruknął Baird.
- W foklorze islandzkim miejsce to zamieszkiwała olbrzymka Gryla, która według dawniejszych opowieści w Boże Narodzenie miała pożerać niegrzeczne dzieci. Mieszkać ma tu także jej trzynastu synów, zwanych jolasveinar. Co oznacza Młodzieńców Julu. Pełnią rolę zbliżoną do Świętego Mikołaja.
Abby zamrugała kilka razy i przeniosła wzrok na Alice.
- Czy czegoś takiego szukałaś? - zapytała.
- Chyba tak - Bee odpowiedziała jej pierwsza, wzdychając.
Alice zbladła… Wzięła telefon w rękę i wybrała ponownie numer do Jennifer.
Tymczasem Fanny dalej czytała.
- Gryla jest po połowie trollem, a po połowie ogrem. Młodzieńcy Julu nie mają dobrych intencji. W przeciągu trzynastu dni poprzedzających Jul, czy też Boże Narodzenie, dzieci na terenie całej Islandii zostawiają swoje buty na parapetach i otrzymują prezenty, jeśli były grzeczne. Ci, którzy zachowywali się źle, dostają jedynie zgniłego ziemniaka. A nawet mogą zostać porwani przez Młodzieńców i ugotowani dla Gryli na obiad. Gryla również posiada dużego czarnego kota, który je tylko raz w roku. Czeka, aż wszystkie dzieci otworzą swoje świąteczne prezenty. Zjada tych, które nie otrzymały żadnego rodzaju ubrania.
- Ten goblin miał wór zgniłych ziemniaków, nie? - zapytała Abby.
- I też wór staromodnych dziecięcych ubrań do rozdawania - westchnął Arthur.
- W 1746 roku dzieci były tak bardzo przestraszone, że zostaną zjedzone żywcem, że rząd musiał interweniować i zakazał rozprzestrzeniania legendy o Gryli i jej trzynastu Młodzieńcach Julu.
Jennifer na razie nie odpowiadała.
Alice wyłączyła połączenie i wybrała je ponownie. Teraz stała się bardziej zdenerwowana.
- Odbierz… - mruknęła niespokojnie. Zerknęła na Arthura.
- Przypomnij mi twój sen? - poprosiła go.
- Śniła mi się dziwna jaskinia. I widziałem jakąś postać pośród cieni. Miała kobiecy głos i obiecała, że wyśle mi prezent. To była jakaś olbrzymka, prawie cztery metry wzrost i siedziałą chyba na tronie… To ta Gryla? - Douglas otworzył szeroko usta.
- Jest jeszcze jedna sprawa… - Brice zawiesiła głos. Zwarła usta w cienką kreskę.
Podniosła wzrok znad ekranu komputera. Spojrzała najpierw na Brandona potem znowu na komputer. Potem znów na Brandona… a następnie na komputer. Przeniosła wzrok na Alice, potem na Bairda… no i po raz kolejny na migający przed nią ekran.
- Jaka? - zapytała Alice. Sprawdziła, czy Jenny nadal pozostawała w tym samym miejscu, w którym była wcześniej. Lekko panikowała, martwiła się, że olbrzymka będzie chciała się mścić, za zabicie jej ‘ulubionego syna Julu’...
Jenny pozostawała w tym samym miejscu. Dokładnie te same współrzędne, różniące się jedynie nieznacznie o ostatnie wartości. Ale to najpewniej wynikało z błędu pomiaru urządzenia, którego przy sobie posiadała.
- Hmm… - Brice poskrobała się w miejscu niedaleko lewej brwi. - Tylko nie powinnam wam tego mówić - powiedziała nerwowym głosem. Westchnęła ciężko i rozmyślała. Wreszcie podjęła decyzję. - To, co mówiłam, to były informacje opatrzone zielonym Kodem Dostępu. Jest jedna dodatkowa opisana moim niebieskim, charakterystycznym dla Koordynatorów. Na terenie Dimmuborgir znajduje się tajna jednostka IBPI, z którą nie należy się kontaktować. Choć nawet nie zostawili namiarów… To jedyna informacja, przy moim wysokim, niebieskim Kodzie Dostępu… Co znaczy… - zawiesiła głos.
- Że ta jednostka jest bardzo, bardzo tajna - dokończył Baird.
- Wiedzą o niej może Egzekutorzy no i na pewno Dyrektor. Nie wiem nawet, czy dalsze informacje opatrzone są czerwonym, czy platynowym kodem.
- Czy ci wasi znajomi byli świadomi obecności tej placówki w tamtym miejscu? Zapewne nie… Co u licha strzeliło im do głowy, żeby ze wszystkich potencjalnych miejsc na tej wyspie wybrać akurat to najgorsze… - zapytała Alice.
- Czyj to był kurwa pomysł? - zapytał Baird.
Fanny wzruszyła ramionami.
- Wydaje mi się, że otrzymali jakieś kupony w mailu? Na tanie pobyty? Minus siedemnaście procent zniżki?
- Czemu do diabła nie zrobiłam researchu na temat mitologii… Ile jeszcze razy mam się potknąć… - była wkurzona. Potarła skronie.
- Kupony w mailu… Chłopaki, pamiętacie co mówił ojciec? O wakacjach? Że wygrał? Już wtedy myślałam sobie, że to może być jakiś celowy zabieg… A co jeśli to się powtarza i oni padli ofiarą tego samego dowcipnisia? - zauważyła Harper.
- Chwila, to my nie ustaliliśmy, to te kupony wysłał? - zapytał Arthur. - Ja myślałem, że Tuonela.
- A nie Sharif i Arabowie? - Thomas spojrzał na niego. - Chwila, to mogli też być ci kultyści bogów śmierci.
- Myślę, że to nie była ta sama osoba, bo wtedy celowano w Kościół, a teraz celują w IBPI. To przypadek, że my się tutaj teraz znaleźliśmy - przypomniał Arthur.
- A co do researchu na temat mitologii, to kurwa ja też jestem wściekły, że my go nie zrobiliśmy - warknął Baird. - Wielcy pieprzeni profesjonaliści. Ślepe, gównomózgie pizdy. To jest dziesięć sekund, żeby wejść do Zbioru Legend.
- Ale nawet ja się niczego nie spodziewałam - Fanny miała cały czas tę samą, wielce zdziwioną minę. Jak gdyby założyła gdzieś w międzyczasie maskę i od tamtego czasu jej nie zdejmowała. - Chyba myślałam, że skoro Błękitna Laguna jest antyfluxowa, to cała Islandia jest taka…?
- No… - Baird westchnął. - Dla większości detektywów Islandia równa się Błękitna Laguna, więc nawet poza jej obrębem czuli… czuliśmy się tutaj bezpiecznie. Co za pieprzony syf.
Alice przetarła twarz dłonią.
- To może być dość problematyczne. Jeśli w tym całym miejscu, gdzie wasi towarzysze wylądowali jest tajna baza, mogli się na nią nadziać i zostać zgarnięci… Dla was to nieszczególnie groźny problem… Dla Konsumentów… No jednak tak. Oczywiście nadal chcemy wam pomóc wyjaśnić całą tę sprawę… Ale to trochę no cóż. Robi się problematycznie… - Rudowłosa skrzyżowała ręce pod biustem.
- Nie. Nie sądzę - powiedziała Fanny. - Już kilka razy w życiu miałam styczność z bardzo nietypowymi sytuacjami. I przy nawet najbardziej tajnych słyszałam, że mam nie drążyć tematu i patrzeć w inną stronę. Tym razem nie było w ogóle takiej reakcji. Nawet wysłali jakąś strażniczkę z Ergastulum, aby przeprowadziła minimalne dochodzenie. Po co to? Dlaczego mieliby zgarnąć naszych? Żeby ochronić ją przed Grylą? Czemu więc nie powiedzieliby tego szanowanej pani Koordynator Oddziału w Rio de Janeiro? - zapytała. Pokręciła głową. - Nie. Po prostu nie.
Alice kontynuowała.
- Nie dość, że możemy mieć problem z tym obiektem IBPI, to jeszcze z olbrzymką… z tytułu tego, że mieliśmy przymusowe lądowanie, bo w nasz prywatny samolot walnęły sanie… A my pozbawiliśmy życia ich przerażającego właściciela, który był ‘ulubionym młodzieńcem Julu’... Nie wspominałam o tym, ale dokładnie to było na tym medaliku w torbie - dodała, zerkając na swoich braci, Bee i Abby.
Thomas by się przewrócił z krzesła, ale złapał go Arthur.
- Nie jest to nazbyt teatralne? - szepnął ostro i cicho do brata.
- I… - zakrztusił się śmiechem. - Wysłaliśmy tam… - Thomas próbował zaczerpnąć powietrza. - Nikogo innego… - zastygł w bezruchu. - Tylko akurat… Jenni… Jenniff… Jen… - walczył ze śmiechem.
- Przepraszam za niego - Arthur powiedział do pozostałych i zaczął wyprowadzać Thomasa na zewnątrz.
- Bo Jennifer zabiła tego Młodzieńca Julu - Abby wytłumaczyła wszystko detektywom.
- Ach… - westchnęła Fanny.
- Heh… - mruknął Baird. - Ciekawie. To znaczy nieciekawie.
- Czy ona wciąż nie odbiera? - Ismo cichutko zapytał Alice. Po jego minie Harper dostrzegła, że naprawdę bał się o de Trafford.
Alice ponownie wybrała numer do Jennifer.
- … kkk… nn… kshth… - Harper usłyszała nieokreślone dźwięki związane z wysiłkiem, jednak bez wątpienia pochodziły od de Trafford. Potem rozległ się trzask. Alice wpierw nie wiedziała z jakiego powodu. Potem pomyślała, że może jej komórka wypadła z kieszeni. Chyba w ogóle odebrała połączenie przypadkiem.
- ...nie męcz się… - usłyszała dźwięczny, męski głos. - Nie walcz i pójdź ze mną…
Alice usłyszała coraz głośniejsze kroki. Były łatwo słyszalne z powodu śnieżnego podłoża.
- Mam dostęp do wszystkiego. Do każdej kamery na Islandii. Do nawet najdrobniejszego mikrofonu zamontowanego w największym wypizdowie na tej wyspie… musisz wiedzieć… że słyszałem o tobie…
Kroki były coraz głośniejsze.
- EJ TY! - zawołała Alice w telefon tak, że osobom w jej otoczeniu najpewniej w uszach zabrzęczało.
- O wielkiej Jennifer de Trafford, córce Terrence’a. Ale ze mną… ze mną nie wygrasz - ten głos był prawie seksowny, ale wtem but trafił w komórkę, roztrzaskując ją bez najmniejszego problemu.
Alice zatkało. Stała chwilę z lekko rozwartymi ustami. Jej dłoń na telefonie drgnęła, a jej oczy zaszkliły się. Poczuła jak po jej ciele przeszedł dreszcz i jak zrobiło jej się momentalnie gorąco. Wzięła wdech, ale trudno jej było oddychać. Powstrzymywała każdy mięsień by nie wpaść w złość i histerię. Na jej twarzy pojawiły się wypieki. Zamknęła oczy i rozłączyła połączenie. Milczała. Stała w bezruchu z zamkniętymi oczami i gotowała się w sobie złością, która mogłaby spopielić las deszczowy.
Ciszę przełamała Abby.
- Uspokój się - szepnęła. - Pamiętaj o dziecku.
Bee pogłaskała Alice po ramieniu.
- Chodźmy. I tak już jesteśmy mocno spóźnieni. Jest szesnasta piętnaście. Samolot odleci za godzinę i czterdzieści pięć minut, a przed nami jeszcze długa droga.
- Teraz to się zrobiło cholernie personalne również dla was… - mruknął Brandon. - Przykro mi.
- Gdybyśmy wiedzieli, że tak to się potoczy, to byśmy nie prosili was o pomoc - dodała Fanny, ale zabrzmiało to trochę fałszywo.
Rudowłosa milczała, ale otworzyła oczy. Rozejrzała się po pokoju, jakby była w nim pierwszy raz. Wszystko wydawało się surrealistyczne i nierealne. Dość często miała ten efekt, kiedy odczuwała PTSD po Helsinkach, a potem po Mauritiusie. Właśnie doznała szoku, ale wiedziała, że musi się uspokoić, więc zaczęła wyciągać w ciszy pinezki z mapy. Zostały dziury, więc wystarczyło. Następnie złożyła ją i ruszyła do swojej walizki. Wyjęła z niej torbę i wpakowała tam podstawowe kosmetyki, trochę ubrań jak na dwa dni i właśnie mapę. Następnie ładowarkę do telefonu. Zamierzała tu wrócić, więc nie brała laptopa, jednak podeszła do niego i ustawiła hasło zabezpieczające o trudniejszym poziomie do złamania. Zamknęła torbę.
- Ismo… Wróć do rodziny i nie pakuj się w nic proszę… I bądź grzecznym chłopcem… I oby twoja siostra nie trafiła na tę niewłaściwą listę… - powiedziała do chłopca.
- Strzeż jej - dodała, dając taką misję blondynowi.
- A reszta, wychodzimy - oznajmiła. Jej głos nie miał emocji i był surowy.
Pajari wbrew temu przytulił się do niej mocno, z całej siły. Jakby chcąc dodać jej tym samym otuchy.
- Nachyl się do mnie - poprosił ją.
Harper posłuchała go. Był szamanem. Wierzyła, że cokolwiek zrobi, na pewno był ku temu powód… Miała mu coś dać, przypomniała sobie. Zerknęła na swoją torbę. Będzie musiała zaraz coś z niej wyjąć, zaczęła manipulować przy niej jedną ręką i wyjęła swój portfel. Zaczęła odpinać od niego przywieszkę z lisem. Odpięła łańcuszek i złapała ją mocno w dłoń. Czekała.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline