Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2019, 19:52   #395
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Abby ruszyła w jej stronę. Arthur też wypadł z samochodu, dopiero teraz. Fanny natomiast trzymała się dzielnie.
- Siostro - nigdy wcześniej tak jej nie nazwał. - Wejdź do środka - poprosił ją.
Tym tonem mówiło się zazwyczaj do pijanych, aby opuścili imprezę. Choć nikt nie uważa ich wcale za pijanych, rzecz jasna. Oczywiście.
- Alice, wsiadaj! - Abigail była bardziej zdecydowana. - Wypierdalamy stąd.
Jako że J użył tego samego przekleństwa, jej polecenie w jakiś dziwny sposób rozlało się w sercu Alice.
- Khekhe… - zaskrzeczała rudowłosa kobieta, która umierała z powodu hipotermii i odniesionych ran.
- Otwórzcie drzwi! - po trochę warknął, po trochę krzyknął Brandon.
Alice otworzyła im drzwi do głównej części jeepa, a sama wpakowała się na przód. Czuła się bardzo źle. Przede wszystkim z niepokoju i zmartwienia o prawdopodobnie gwałconą Jennifer. To wywoływało u niej ptsd i Arthur, Thomas oraz Abby dobrze widzieli w jakim stanie w tej chwili była. Nie płakała tylko dlatego, że byli tu detektywi i resztka jej silnej woli zabraniała jej tego. Potrzebowała znaleźć Jennifer. Znaleźć Jennifer. W dwie doby… Nie. W jedną godzinę, nim on z nią skończy, bo Harper nie chciała, żeby została zapłodniona przez takiego typa. Zamierzała uciąć mu jaja i kazać mu je zjeść... Nie wiedziała jak, ale tak chciała zrobić. Naprawdę mogłaby to zrobić. Joakim zrobił Kirillowi podobną rzecz z dużo bardziej błahego powodu.
- Napij się tego - powiedziała Abby, przytulając ją na siedzeniu w trzecim rzędzie jeepa. Podłożyła jej pod usta słodką zieloną herbatę nestea, którą kupiła.
Arthur tymczasem ułożył rudowłosą nieznajomą na siedzeniu w drugim rzędzie.
- Mamy jakiś brezent…? Co mamy? - zapytał. - Coś ciepłego…?
- W jeepie jest ogrzewanie, może należy czekać - powiedziała Fanny, która przez cały czas siedziała i zastanawiała się, co powinna zrobić. I czy w ogóle cokolwiek. Sama rudowłosa wcale nie poprawiła się, choć znajdowała się w cieplejszej przestrzeni dopiero od kilku sekund… więc raczej jej stan nie mógł zmienić się dramatycznie.
- Pij… - powtórzyła Abby, przytykając napój do ust Alice.
Harper posłusznie napiła się nestea. W tym stanie nie miała woli walki, ani spierania się o nic. Intensywnie myślała. Mogłaby znów, wraz z Kaverinem stworzyć istotę, która mogłaby zaprowadzić ją do Jenny, ale do tego potrzebowała Kirilla. Nie sądziła, by był w stanie coś takiego uczynić, a poza tym, do tego musiałaby być nieprzytomna, a wiedziała, że obecnie nie zdoła zmrużyć oka. Była zbyt wstrząśnięta.
- Alice? - zapytał Abigail. - Kurwa, spójrz na mnie. Co się stało? - zapytała.
- Abby, powinnaś siąść za kiero… - zaczął Thomas.
- Kurwa, czy nie widzisz, że jestem zajęta? - Roux wydarła się na niego, dając upust całemu swojemu zdenerwowaniu i stresowi.
Douglas spojrzał na nią zaskoczony… przez chwilę zdawał się zraniony… ale potem zerknął na nią w gniewie i usiadł za kierownicą samochodu.
- Dasz mi kurwa kluczyki, czy może jesteś zbyt zaję… - zaczął, ale przerwał, bo Roux oddała mu zawartość swojej kieszeni.
- Alice, czemu jesteś taka słaba? - zapytała Abby, przyjmując idealnie współczujący i delikatny ton. Względem niej była zupełnie inna niż względem Thomasa. - Co się stało? - powtórzyła pytanie.
- Ten człowiek, od siedmiu lat… Siedział tu, z niejasnych dla mnie powodów. Siedział tu zamknięty, czy cokolwiek i musiał wstrzymywać się od wszelkich uciech… No i chyba właśnie teraz stwierdził, że ma dość. Zabrał te siedem kobiet dla przyjemności. Teraz zabrał Jennifer i postanowił poinformować mnie, że zamierza mieć z nią dziecko. Co więcej, dał mi… Dał mi dwie doby, jak w Helsinkach, bym ją uratowała przed śmiercią. Co więcej… Wyłączył zasięg na całej wyspie… Akurat w momencie, kiedy zadzwonił Joakim, bo miał koszmar i martwił się o mnie… Przerwało nam połączenie… Mam ochotę znaleźć tego człowieka… I wypruć mu wnętrzności, a potem kazać mu je zjeść… Ale do tego potrzebuję dużo siły, a Jenny nie ma. Została kurwa porwana… I będzie zgwałcona. Bo pozwoliłam jej, pójść przodem… Bo chciałam żeby poczuła się użyteczna, bo od czasu Mauritiusa wszystko się sra… Chciałabym, żeby Gwiazda, którą posiadam, władała mocą śmierci… To byłoby o niebo prostsze. O niebo prostsze po prostu zabić wszystkich, którzy próbują skrzywdzić mnie i moich najbliższych przyjaciół, towarzyszy… - powiedziała i zamknęła oczy, zaciskając mocno pięści.
- Zamiast tego jesteś Gwiazdą, która zrzesza ludzi. Zrzesza mnie, Bee, twoich braci, innych Konsumentów… Nawet jeśli ty nie będziesz w stanie…
- Chodź jesteś bardzo silna. Dużo silniejsza ode mnie - Barnett żachnęła się.
Wciąż nie mogła zrozumieć, jak na widok uśmiechu dwóch brzóz Alice była w stanie pozostać taka spokojna i cicha. Sama krzyczała jak mała dziewczynka. Dopiero w tamtej chwili poczuła do Harper prawdziwy respekt.
- Nawet jeśli ty nie będziesz w stanie, to my wykonamy za ciebie to zadanie - dokończyła Roux. - Bo jesteśmy twoimi wojownikami. Twoimi przyjaciółmi. Twoimi Konsumentami - dokończyła.
Fanny spoglądała na tę scenę z oddali. Całe życie była najbardziej przykładną panią Koordynator. Nienawidziła Konsumentów całym sercem. Miała powód. Odebrali jej bliską osobę. Trzymała się IBPI. Wierzyła w IBPI. To była czasami trudna, nieoczywista miłość, ale kochała IBPI.
Dlaczego więc w tej chwili poczuła wzruszenie? “Czy oni są naprawdę takimi demonami?”, pomyślała. Wcale nie była tego pewna. Zaczynała odczuwać solidarność z nimi, a wcale nie spodziewała się takich uczuć…
- Ja nie chcę, żeby coś wam się stało. Jesteście moją najcenniejszą rodziną. Każde z was… A teraz Jennifer będzie cierpieć. Musimy ją odnaleźć… Niestety nie zdołałam się dowiedzieć nic o detektywach, był zbyt zajęty opisywaniem mi jak wepchnie w nią swoje przyrodzenie… Dodatkowo on wie potwornie dużo… Potwornie za dużo. Wiedział o Tuonetar. Wiedział o Helsinkach… On wiedział nawet, że jestem w ciąży Abby. Tego nie wie nawet część Konsumentów… - mruknęła Alice.
- To skąd on wie tak dużo…? - zapytała Roux.
- Właśnie tego, Abby… Nie wiem… Ale myślę, że Joakim, albo szefowa IBPI mogliby mieć nam coś na ten temat do powiedzenia, bo wydaje mi się, że ma to związek z tą bazą IBPI - dodała.
- Hmm… - mruknęła ostrożnie Fanny. - Nie wiem jak wiele IBPI może wiedzieć… ale jest możliwe, że wiedzą dużo. Jestem jedną z nielicznych osób, które nie czytały z zapartym tchem doniesień z Helsinek. Ale stawiałabym wiele na to, że on wie tyle rzeczy właśnie z tej ukrytej, tajnej bazy. Zapewne ma dostęp do co najmniej czerwonego Kodu Dostępu - powiedziała. - Przykro mi z tego powodu. Mówię to w imieniu IBPI… choć już nawet nie wiem czy powinnam reprezentować IBPI… w obliczu tego wszystkiego - westchnęła.
Sześć kobiecych zwłok było w stanie wstrząsnąć nawet Fanny Brice.
- Czy ma ktoś środki nasenne? - zapytała w końcu Alice. Westchnęła ciężko.
- Alice - ostro powiedziała Abby. - Jesteś naszym najsilniejszym i najcudowniejszym ogniwem. Nie prześpisz tego wszystkiego - powiedziała. - Przeprowadzisz nas przez to, niczym Mojżesz przez morze… bo… potrzebujemy ciebie - jej głos na koniec załamał się tylko trochę.
Na pewno nie chciała zostać uprowadzona tak, jak Jennifer. Nie chciała też zostać zgwałcona. Nikt nie chciał.
- Tak, dlatego muszę wejść w Iter Abby. A w stresie nie zdołam - wytłumaczyła jej Alice.
- Ja mam, ale nie wiem, czy to dobry pomysł… - nieśmiało szepnęła Bee.
- Daj. Chociaż spróbuję. Tymczasem wy, zabierzcie nas w strefę bezpieczniejszą niż te cholerne jeziora. Tutaj jesteśmy centralnie na polu wroga. Tam musiałby się postarać by nas sięgnąć - powiedziała Harper.
Barnett podała Roux leki.
- Dziękuję - szepnęła ta ostatnia, co najmniej jakby to ona o nie prosiła. Delikatnie pogłaskała ramię Bee, na co ta zarumieniła się.
- Codziennie zażywam je przed snem - wyjaśniła. - Bo nie mogę zasnąć… od długiego czasu… Od Isle of Man - westchnęła.
- Wybacz Bee, za tamtą wyspę - Rudowłosa przyjęła tabletki od Abigail, po tym gdy ta skontrolowała, że może je zażyć bez obaw o dziecko.
- W porządku… dzięki niej poznałam Kita. Regularnie z sobą piszemy. Zaprzyjaźniliśmy się… choć tyle dobrego… Choć głównie wysyła mi swoje zdjęcia i pyta, jak podobają mi się jego stroje - zaśmiała się desperacko, jakby to miał być ostatni śmiech w jej życiu.
Thomas w końcu zapalił samochód i odjechał.
- Z jakiegoś dziwnego powodu spoglądam z sentymentem na Isle of Man - powiedziała Barnett. - Może dlatego, bo poczułam się tak wyjątkowo, kiedy ze wszystkich Konsumentów akurat mnie wybrałaś do tej misji. Pierwszy raz byłam tak blisko szczytu KK. Choć w sumie… ten pierwszy prawdziwy raz był na Wyspie Zoo. Pamiętasz Wyspę Zoo… Alice? - uśmiechnęła się lekko.
- Pamiętam całe Helsinki, jakby wydarzyły się przedwczoraj Bee… Pamiętam dobrze… - dodała spokojnym tonem. Głos Barnett trochę ją uspokoił.
- Tak samo dobrze pamiętam Isle… Choć nie… Są pola, których nie pamiętam i nie wiem czemu… Ale Mauritius. Tak czy inaczej… Skupmy się na razie na teraz… Proszę miejcie oko na tę rudowłosą… Zabierzmy ją może do jakiegoś szpitala. A ja w tym czasie spróbuję znaleźć Jennifer - powiedziała i westchnęła ciężko. Wyłączenie zasięgu spowodowało zerwanie jej telefonu również z AHISP… Jak ogromną panikę ten manewr wywołał? U Dahla i u Egelmana? Zastanawiała się. Wzięła tabletkę i połknęła, popijając resztką nestea.
- Naprawdę? - zapytała Bee. - Naprawdę tak wszystko dobrze pamiętasz…? I ci zależy? Kiedy ostatni raz kontaktowałaś się z Pyrgusem i Rhiannon? Interesowało cię, jak mooinjer veggey zaadaptowali się w tym świecie? To są rzeczy, których normalnie bałam się ciebie zapytać i ja… nie wiem, czemu teraz pytam… Chciałabym być bliżej ciebie…
- No ale jesteś blisko - rzucił Thomas. - Co stoi ci na przeszkodzie?
- Boję się… Że ona nigdy mi nie zaufa… bo zakochałam się w jej największym wrogu… - Bee rozpłakała się. Zrobiła się cała zielona. - Ja o tym wiem, ona o tym wie, wszyscy o tym wiedz…
- TO. KURWA. NIE JEST. DOBRY MOMENT… - Roux nie krzyczała, ale równie dobrze mogłaby. Jej ton był elektryzujący, w ten najbardziej orzeźwiający sposób.
- Uspokójcie się. Nerwy nie pomogą… Poza tym, nasi nowi towarzysze mogą dostać migreny od nadmiaru skaczących informacji… Lubię cię Bee, jesteś moim ważnym towarzyszem… Tak jak moi bracia i Abby… I Jenny… I tak jak Kirill… I Noel… I Ismo… I Joak… - zaczęły jej się oczy zamykać. Odpłynęła w końcu w sen. Potrzebowała trafić do swego ogrodu… Starała się na tym skupić ostatnie ze swych myśli, ale było jej trudno, gdy starała się też wymienić imię Joakima.

Ale wnet stanęła w swoim ogrodzie. Był dość dziwny. Zdawał się niezmienny, gdyż istniał w Iterze. A z drugiej strony stale przybierał inne kształty… na przykład teraz w nim śnieżyło. Tak jak nad Islandią… Widziała rzeźby, spostrzegła też ogromne drzewo pośrodku. Istniały w nim drzwi. Mogłaby przez nie przejść, zagłębiając się w dalsze otchłanie Iteru…
Harper jednak ruszyła do drzewa i otworzyła drzwi. Nie wyszła jednak przez nie. Pozostawiła je jedynie otwarte. Następnie usiadła na ziemi przed nimi skrzyżnie i zaczęła intensywnie medytować. Potrzebowała znaleźć. Potrafiła teraz widzieć energię w ciałach innych. Widziała ją u wszystkich w samochodzie… Jenny też tam była… Czy potrafiła więc wytropić ją? Była Łowcą. Chciała sprawdzić, czy jej myślenie miało jakikolwiek sens… Zamknęła oczy i starała się wyszukać tej energii.

Znalazła się w nagle ciemnym korytarzu. Na samym jego końcu czyhało światełko. Nagle poczuła, że nie przybliża się w jego stronę sama.
Szła jednostajnym krokiem. Obok niej znajdował się drugi mężczyzna.
- Wiesz, że nie do końca zależy mi na tym milionie? Czy tam miliardzie? - zapytał. - Po prostu potrzebowałem czegoś od ciebie w zamian.
Chyba miał nieco wschodnie rysy twarzy. Ciężko jej było stwierdzić w tak skąpym oświetleniu.
Alice zerknęła na niego, zaskoczona. Czy to był Z? Nie… Tamten nie chciał od niej pieniędzy… To był…
- Ty byłeś na Isle? - zapytała, bo nie pamiętała dobrze tych wszystkich scen.
- Ty nas uratowałeś… Ożywiłeś ich… Pamiętam cię… Kirill cię zna… Co tu robisz? - zapytała.
- Kirill trochę mi tłumaczył. Co to znaczy być Gwiazdą. Wydaje mi się, że koniec końców on sam nie wie. Ja też nie wiem i ty tego nie wiesz. To sprawia, że czuję się trochę spokojniej - powiedział Privat. - Wiem natomiast, że czasami wędruję w tym dziwnym wymiarze w kierunkach, które są dla mnie niespodziewane. Ty mnie na pewno nie wezwałaś, biorąc pod uwagę twoje zdziwienie. Może więc powinniśmy kroczyć razem ku temu światełku.
- Próbuję znaleźć przyjaciółkę, którą porwał pewien psychopata i zamierza ją zgwałcić i zrobić jej dziecko wbrew jej woli… Pomożesz mi ją znaleźć? Tutaj, bo w prawdziwym świecie jesteś pewnie bardzo daleko… Iter to dobre miejsce. Można się spotykać, mimo wielkich odległości… Jestem Alice… Nie poznaliśmy się jeszcze oficjalnie - przedstawiła się.
- A ja jestem Prasert - powiedział Azjata. - Mogę ją z tobą znaleźć. Jeśli ona żyje. Ale jeśli ktoś ją teraz gwałci i ma miejsce poczęcie, to znajdę ją na sto procent. Jestem Gwiazdą Życia, czyż nie? I wspieram każde życie. Bez względu na to, w jakich okolicznościach powstało.
- Mam jednak nadzieję, że nie dojdzie do tego, to mogłoby ją kompletnie złamać… - westchnęła Alice. Prasert tymczasem znów przemówił.
- A ty czego jesteś Gwiazdą? Oprócz bycia Gwiazdą Potrzebowania Mojej Pomocy Już Drugi Raz?
- Z tego co rozumiem… Energii. Potrafię ją łowić i odnajdywać. Niestety, biorąc pod uwagę moje przygody, pewnie łatwiej by mi było, gdybym była jakąś wojowniczką, a nie tym, kim jestem… - westchnęła ciężko. Znów skupiła uwagę na energii Jenny.
- No cóż, ja też nie jestem wojownikiem. Znaczy… trochę jestem… Może nawet bardzo… - mruknął, uświadamiając sobie swoje korzenie w Muay Thai. - Jednak centrum naszej mocy tkwi w stworzeniach, które otrzymujemy. Które są naszą największą potęgą.
Prasert nie miał pojęcia, że ze wszystkich gwiazd tylko on dysponował smokiem oraz krakenem. I był w stanie stworzyć jeszcze więcej mitologicznych istnień, gdyby był w stanie je wykarmić.
- Posiadania dziecka nie mogłoby ją złamać, jeśli jest dobrą osobą - powiedział Privat. - Myślę, że mógłbym zaprowadzić cię do niej. Poczułem twój rozpaczliwy apel. Jako bratnia Gwiazda, odpowiedziałem. Jednak pomogę ci tylko, jak obiecasz mi jedną rzecz…
- Jaką? - zapytała Alice, zerkając na niego. Miała nadzieję, że to nie kolejny milion funtów.
- Jeżeli dojdzie do poczęcia, to nie pozwolisz na aborcję. Nawet gdybyś miała ją przytrzymać łańcuchami. To jest wbrew mnie. Nie zrozumiałabyś tego, chyba że będąc mną. Dla mnie dziecko gwałciciela jest taką samą świętością, jak każde inne dziecko. Nie każ płodu za to, czego dopuścił się jego ojciec. On tylko chce żyć…
Żyć…
To słowo brzmiało w ustach Praserta Privata jakoś inaczej.
- To… Ja rozumiem… Ale to trudne… Ona niedawno straciła swojego chłopaka… Potem ojca… A potem, jeśli dobrze rozumiem, następnego chłopaka… I teraz jeszcze miałaby nosić dziecko z gwałtu… To jest… Nawet ja nie zdzierżyłabym tak ciężkiego emocjonalnego ładunku. Już i tak popadła w alkoholizm… Ale jeśli to jedyne… Jedyne co pozwoli ci pomóc mi ją znaleźć… - Alice westchnęła bardzo ciężko.
- Dobrze… Nie pozwolę jej na aborcję - powiedziała poważnym tonem.
- W porządku, Alice Harper - powiedział Prasert. - Czuję, że to dziecko będzie ważne. Jego matka będzie chciała się go pozbyć. Nie pozwolisz jej na to właśnie z tego powodu. Nie weźmie prostaglandyn, ani innych środków poronnych. Jednak będzie chciała zatopić zarodek w etanolu. Ja jednak na to nie pozwolę. Będzie rosnąć zdrowe bez wzgledu na to, jak wiele by nie wypiła - mruknął Privat. - Pocałuj mnie, siostro. Pocałuj mnie. Zakochaj się we mnie tak, jak pozostali. A zaprowadzę cię do niej.
Harper spojrzała na niego. Jego włosy lekko połyskiwały na niebiesko, jak i jego oczy. Nawet nie zorientowała się, że jej robiły to samo, lecz na złoto. Wzięła wdech. Zacisnęła pięści i przybliżyła się do niego.
- Weź mnie do niej, proszę - powiedziała i pocałowała go. Nie rozumiała co miał na myśli o zakochaniu się jak inni, teraz jej myśli były skupione na Jenny.
Privat przytulił się do niej. Nagle poczuła się naga. Ze świadomością, że on też był nagi. Znała Joakima, niosącego w sobie gwiazdę śmierci. Tak straszliwą, że jej aktywowanie nie wchodziło nawet w grę. Czy to możliwe, że mogła… lekceważyć… gwiazdę życia? Czy jej moc była słabsza, niż gwiazdy śmierci? Taka sama…? Jednak ta… bez wątpienia była aktywowana.
Privat pochylił się. Alice poczuła jego język wsuwający się między jej wargi. Nic nie mówił, a jednak czuła…
“Potrzebuję cię…”
“Będziesz moja…”
“Nawet nie dla mnie…”
“...dla moich…”
“...dzieci…”
Chyba Prasert nie wiedział, że wysyłał te myśli. Ale Alice je odbierała. Wiedziała, dlaczego ta Gwiazda jej potrzebowała. Privat był gwiazdą tworzenia. Aby tworzyć, trzeba było mieć z czego. Ona stanowiła Gwiazdę Budulców. Gwiazdę Energii. Oczywiście, że jej chciał…
- A teraz… - usłyszała jego słodki głos po tym, jak go pocałowała. - Teraz… - jęknął z rozkoszy… - Teraz cię do niej zaprowadzę…
 
Ombrose jest offline