Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2019, 19:53   #396
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Alice była oszołomiona. Zetknięcie jej energii z energią Privata uczyniło coś oszałamiającego. Wiedziała jakie to uczucie kiedy stykała się z Megrezem. Phecda jednak doskonale komponował się z Dubhe. Razem mogliby tworzyć światy… Całe cywilizacje. Ona dostarczałaby im pożywienia i napędu, a on skupiłby się na kreacji. Doskonała synchronizacja. Dubhe zapulsowała w niej zupełnie inaczej niż do tej pory. Harper czuła się dziwnie i nieziemsko. Zamrugała.
- Mm… Tak… Weź mnie do niej - poprosiła.


HMM - MRUKNĄŁ PRASERT
TAK….
szepnął
Cholera - mruknął.
Nie.
WRAcaj.
wraCaj….

Alice znalazła się nagle w objęciach Joakima.
- Czuję go w sobie - załkał.
Jak często Dahl płakał? Nigdy.
- On chce się przebudzić. A ja nie wiem, co mam zrobić. Jak się…
Teraz Joakim płakał jak mały chłopczyk. Nigdy. Dosłownie NIGDY nie widziała go w takim stanie…
- To mnie… - zakrztusił się. - To mnie bo… boli… - jęknął.
Spojrzał na nią.
- On się aktywował. A Alioth tak mocno drga… chce się obudzić dla równowagi… nie ma… Nie ma i nigdy nie będzie… życia… tak KURWA SILNEGO życia… bez śmierci… - Dahl jęknął, walcząc z gwiazdą zakorzenioną w jego duszy.
Alice zamrugała zaskoczona. Rozejrzała, się, czy to był nadal Iter. Był. Objęła Joakima.
To było mocno zastanawiające, bo nigdy wcześniej Dahl nie był w stanie wejść w Iter. Jako Gwiazda nie był tak mocno obudzony.
- Joakimie. Spokojnie. Jestem przy tobie - powiedziała czule i opiekuńczo. Nie mogła nic zaradzić na budzącego się Aliotha, ale mogła chociaż wesprzeć emocjonalnie Dahla.
- Odetchnij spokojnie. Jestem tutaj i ty też… W świecie musi być równowaga… Zapewne wśród gwiazd również. Alioth jest Gwiazdą, ale jest zależny od ciebie, dopiero się budzi, możesz go tłumić… - przyłożyła dłoń do jego policzka i otarła z niego łzy. Jej oczy świeciły na złoto, a jej włosy falowały wedle swojego widzimisię.

Oczy Joakima były czarne. CAŁE CZARNE. Nagle uświadomiła sobie, że w Dahlu znajdowała się druga, bardzo głęboka strona, o której istnieniu nie miała pojęcia.
- On może tworzyć bez przerwy. Pieprzy się, tak pozyskuje energię. Może tworzyć smoki, krakeny, kurwa jednorożce. I nie znajduje ŻADNEGO KURWA UMIARU. Zaraz zobaczyć centaury brykające wokół ciebie. Ja… ja muszę je zabić. Ze wszystkich Gwiazd tylko ja mogę poskromić Phecdę… proszę pozwól mi… To jest nasz brat, ale bez kontroli zacznie rżnąć cały świat i za miesiąc będziesz widziała kicające hybrydy króliczków z dinozaurami. Tylko dlatego, bo może je stworzyć… Natchnij…. natchnij mnie… i pozwól mi je ukrócić… pozwól mi go strącić… zanim powstaną….
Alice zaparło dech w piersi. Rozumiała teraz powołanie Aliotha. Miał temperować rozpęd Życia, tak jak to było w przyrodzie. Była śmierć i życie. Równowaga...


Alice została brutalnie zerwana do innego świata.
- Czy wiesz, że jak przebudzisz Gwiazdę Śmierci, uwolnisz najprawdziwszą śmierć, jaka kiedykolwiek kroczyła po świecie? - zapytał Prasert. - Pomyśl o wszystkich zmarłych przyjaciołach. To jest ON. Ja jestem życiem. Gdybym cię objął, nikt nie mógłby cię mi zabrać…
Harper nie mieściło się w głowie, że tak łatwo mógłby zablokować Tuonelę, gdyby był przy niej w Helsinkach.
- Bądź przy mnie, a zaprowadzę cię do Jennifer - powiedział Prasert. - Wiesz, kiedy ostatni raz obudził się Alioth? Słyszałaś o Hiroshimie? To jest zawsze ogromna śmierć. Tym razem będzie większa. Jak on się obudzi, umrą miliony. Nie bądź przy nim. On jest śmiercią.
- Dość tego. Jesteście obaj mymi braćmi. Jesteście obaj równie ważni. Światem ma rządzić Równowaga. Więc jeden i drugi, żadnego nie poprę przy pozbyciu się w pełni drugiego. Jestem dla was obu… Dla was wszystkich, dla wszystkich Gwiazd. Nauczcie się wreszcie - jej głos stał się zwielokrotniony kosmicznym echem i dotarł jednocześnie i do Phecdy i do Aliotha.
- Teraz poszukuje Jennifer. Otrzymałeś już ode mnie nieco daru więc wypełnij swą część umowy. Alioth… Na niego przyjdzie pora - powiedziała wychodząc z wzbudzonego przez obu mężczyzn trybu. Dubhe nie była zabawką, którą mogli sobie wyrywać jak dzieci. Nie powinni o tym zapominać.
Dubhe była trochę narzędziem, a trochę osobą. Właśnie tak widziano kobiety w dawnych czasach.
- Zaprowadzę cię do Jennifer… osoby żywej… jeżeli obiecasz mi, że będziesz z całych sił unikać przebudzenia Aliotha - powiedział Prasert. - Nie obchodzi mnie pierdolenie, że jesteśmy twoimi braćmi. Jeśli mi obiecasz, że nie oddasz mu nawet iskry energii, to zaprowadzę cię do cudu tworzenia.
Oczy Alice zwęziły się.
- Szantażujesz mnie? Już obiecałeś mi zabrać mnie do Jenny, za to że uchronię jej dziecko. uważaj… Daję energię, ale mogę ją też odbierać, a nie chcę byś stał się zbyt zachłanny. Alioth stanowi dla mnie bardzo ważną figurę. Nie będę wspierać jego przebudzenia, ale nie nie przyłożę do tego palca, jeśli zobaczę, że życie przechyla szalę na swoją stronę… Przeludnienie to też katastrofa Phecdo - powiedziała poważnym tonem.
- Cud życia jest wspaniały, ale ma swój koniec i jest nim właśnie śmierć… Tak działa wszechświat - dodała.
- Dałam ci energię, dałam ci obietnicę. Weź mnie na miejsce - poleciła.
- Pamiętaj, że w swych modlitwach do mnie się zwracasz - powiedział bardzo powoli i spokojnie Prasert. - Masz przyjaciół? Chcesz, żeby żyli? Chcesz, żebyś ty żyła…? JA za to odpowiadam - powiedział powoli, ale dobitnie. - Jeżeli kiedykolwiek w życiu będziesz walczyła o czyjekolwiek przeżycie. Na przykład o przeżycie Jennifer de Trafford. Będziesz wtedy walczyła w moim imieniu. Ale jak wspomnisz śmierć jej ojca… bo czuję ten ból… ten bardzo mocny ból… ból przez Iter… to wiedz, że jego śmierć należy do kwestii Aliotha. I tylko on się z niej cieszy.
Prasert westchnął.
- Alice, jestem żywym człowiekiem. Dlaczego więc nie chcesz kochać tylko życia? Lubisz to, co zobaczyłaś? Cieszyłaś się z tych sześciu śmierci rozwieszonych na brzozach? Ja jestem tą siódmą, która przeżyła.
- Prasercie. Pragnę życia dla swoich najbliższych, ale pragnę śmierci dla tych, którzy ich krzywdzą. To bardzo proste… I bardzo ludzkie - zauważyła Alice. Przysunęła się do niego.
- Błagam cię, zabierz mnie już do niej. Martwię się o nią strasznie - powiedziała wreszcie błagając.
- Ja jestem bezwzględnym życiem. Czego więc pragniesz dla osoby, która ją porwała? Śmierci? - Prasert spojrzał na nią ze spojrzeniem mówiącym “bądź ponad to”.
- Wiecznego cierpienia - odpowiedziała.
- Nie zasługuje na śmierć. Zasługuje na męczarnie… Gardzę nim… Nienawidzę go. Nie obchodzi mnie, że został pokrzywdzony przez los. Postąpił bardzo źle i powinien zapłacić - powiedziała i zacisnęła pięści.
Privat westchnął.
- To prawda. Nie będę go bronić przed tobą. Będę jednak bronić jego dziecka. I jeszcze jedno… sprzeciwię się przeciwko tobie, jeśli będziesz zabijała. Nie jestem kompletnie odrealniony. Jeśli odbierzesz życie w samoobronie, to nie powiem złego słowa. Jeśli jednak zabijesz kogoś, choć ten nie stanowił dla ciebie zagrożenia… to zemszczę się na tobie.
- Zazwyczaj jeśli powoduję śmierć, to albo nie celowo, albo w samoobronie. Nie jestem mordercą… Chyba, że bardzo się boję… A teraz, Jenny - przypomniała mu po raz enty.
Prasert spojrzał na nią.
- Mam nadzieję, że wybierzesz dobrze - powiedział. - Że wybierzesz Życie. Życie, a nie śmierć - dokończył.

Nagle Alice znalazła się pośród pustki. Nie znała i nigdy wcześniej nie widziała tego pokoju. Widziała jednak rozpięte w nim, elastyczne ciało Jennifer. Jęczała. Alice nie była w stanie ujrzeć drugiej istoty, jednak bez wątpienia uprawiała z nią seks.
- Ach… - jęknęła. - Dostanie ci… ci się… - mruknęła de Trafford.
Alice widziała ruch, kiedy obce ciało uderzało w jej lędźwie.
- Ty… - warknęła de Trafford. - Skurwysynie - powiedziała nieprzekonująco i westchnęła z rozkoszy.
Było jej bez wątpienia dobrze. Przynajmniej akurat W Tej Właśnie Chwili, kiedy płodziła dziecko.
Alice zagotowała się. Gniew w niej zawrzał. Rozejrzała się dokładnie po pomieszczeniu. Chciała poznać jego wygląd, kształt. Wzór. Ruszyła się z miejsca. Chciała podejść bliżej. Chciała zobaczyć tego, który brał Jennifer. Jej zęby były zaciśnięte. Czuła się jak wściekłe zwierzę, ale trzymała nerwy na wodzy. Musiała ich znaleźć. Sprawdziła jak ciało Jenny było przytrzymywane. Chciała wiedzieć wszystko o wszystkim. Była w końcu myśliwym o bardzo wpływowym rodzeństwie.
Jennifer znajdowała się w pustym pokoju. To mógł być jakiś magazyn. Była spięta zwyczajnymi kajdankami bdsm, które przytrzymywały jej dłonie za jej plecami. Jednak dość skutecznie. Alice prędko pojęła cały dramat tej sytuacji. De Trafford czuła się dobrze. Zbyt dobrze. Była spięta i brał ją obcy mężczyzna, ale ją to tylko podniecało. Co więcej, czuła się usatysfakcjonowana tym stosunkiem. Przeżywała z tego powodu wstyd, bo nie zgodziła się na nic. Ale niestety było jej dobrze i chciała, żeby trwało. Była gwałcona. Może było to dla niej traumatyczne… ale po części nie pragnęła, żeby to się skończyło. Jej umysł chciał końca, ale ciało chciało więcej. Alice nie ujrzała w pokoju nic charakterystycznego. To był przypadkowy magazyn. Pusty.
- Przykro mi… - Jenny jeknęła, czując rytmicznie wprowadzanego w nią fallusa. Następnie jęknęła.
Harper napatrzyła się już na nią. Teraz jej wzrok zogniskował się na jej gwałcicielu. Ruszyła w jego stronę. Chciała go sobie dokładnie obejrzeć. Pragnęła podejść i skręcić mu kark… Albo zaśpiewać piosenkę do ucha… Ciekawe co by zrobił… Na razie jednak, chciała mu się przyjrzeć.
Był jednak dla niej niedostępny. Prasert zaprowadził ją tylko do Jennifer.
- Jest czarny… - jęknęła nagle, czując jej obecność. - Och… nie patrz… na mnie… teraz - powiedziała i znów westchnęła. - To psychopata, ale słodki… - mruknęła i zaczęła szybciej oddychać, zapominając o wszystkim… i oddając się stosunkowi.
Alice pojęła, że nie dotrze do niego. Wróciła więc do Jenny. Przyklęknęła przy niej.
- Znajdę cię Jenny… Już to zrobiłam… Zrobił ci krzywdę… Zapłaci za to… - powiedziała, po czym rozejrzała się za drzwiami. Potrzebowała wyjść na zewnątrz. Musiała rozejrzeć się po okolicy. Musiała znaleźć wskazówki, które powiedzą jej, gdzie była. Musiała zostawić na razie Jennifer, tylko po to, by móc na pewno za chwilę do niej wrócić.
- Nie… on ci nie pozwoli… - jęknęła de Trafford. - On wszystko… reży.. tak.. ruje… kurwa… - jęknęła. Alice wcale nie poczuła, że w tej chwili działa jej się krzywda, wręcz przeciwnie. - Hmm… powinnaś… Dimmu… Guest… - jęknęła. Nagle krzyknęła, przechodząc orgazm.
Alice kiwnęła głową.
- Przyjedziemy… I mam gdzieś co reżyseruje, jestem byłą aktorką, wiem kiedy improwizować - powiedziała, a potem cofnęła się do Iteru. Potrzebowała znaleźć Joakima.
Dahl był jednak dla niej niedostępny. Choć starała się go znaleźć, nie mogła. Na pewno nie potrafiłaby rozmawiać z nim w Iterze, jednak gdyby bardzo się postarała, udałoby się jej zwizualiwać mu w prawdziwym świecie. Tyle że nie była w stanie. Może znajdowała się zbyt daleko, a może była już zmęczona. Lub też Joakim przebywał w jakimś szczególnie niedostępnej lokacji.
Chwilę temu tu był, czemu więc teraz już nie mogła do niego sięgnąć… Potrzebowała jego wiedzy, bez zasięgu w telefonie nie mogła jej uzyskać… Liczyła na to, że może porozmawiają tu, lecz jednak nie… Uciekł znowu w jakieś oddalone, niedostępne miejsce. Alice westchnęła i teraz skupiła się po prostu na powrocie do swego ciała. Musiała się zbudzić. Wreszcie wrócić i powiedzieć dokąd musieli zmierzać, jeśli mieli znaleźć Jenny.

Harper otworzyła oczy. W samochodzie wcale nie było spokojnie. Ludzie głośno rozmawiali, sprzeczali się, denerwowali. Nie wiedzieli, co robić. Czy może wręcz przeciwnie… każdy miał swój pomysł, który był kontrowany przez osobę obok.
- Alice? Obudziłaś się? - zapytała Bee.
Harper nie była pewna, bo kiedy spojrzała obok, dostrzegła, że Barnett siedziała na kolanach Abby. Prowadził natomiast Thomas.
Rudowłosa rozejrzała się. Była jeszcze trochę osowiała i świat jej się bujał.
- Znalazłam Jennifer - powiedziała. Potarła skroń.
- Gdzie jesteśmy? Musimy pojechać do Dimmuborgir Guesthouse… To tam ją trzyma - powiedziała nadal próbując odzyskać pełnię świadomości.
- No ja chciałem szukać szpitala - powiedział Arthur.
- Ale nie sądzę, że powinniśmy ją tam oddać - odpowiedziała Abby. Zdawało się, że już wielokrotnie toczyli te same argumenty. - Jak ją oddamy, to już ją potem nie przesłuchamy… - zawiesiła głos. - I zwali nam to na głowę policję…
- Największe szanse ma w szpitalu - powiedział Douglas.
Batalia toczyła się o wyziębioną kobietę, która była w krytycznym stanie
- No to teraz trzeba prosto po Jennifer - powiedziała Bee. - Ona jest najważniejsza…
- A gdzie jesteśmy? - ponowiła pytanie Harper.
- Czy stan tej dziewczyny się poprawił? Uważam, że powinniśmy zabrać ją do szpitala. Sądzę, że zbyt wiele informacji nam nie da. Wiem teraz, że nasz przeciwnik jest czarnoskóry, że jest psychopatą i że długi czas był odizolowany i wreszcie chce się zabawić. Oraz że wszystko reżyseruje. Czy komukolwiek to coś mówi? Mam na myśli detektywów? Nie znałam zbyt dobrze za wielu członków IBPI, tylko tych najbliższych mi, jednak jesteście bardziej doświadczeni stażem… - zauważyła. Dalej pocierała skroń. Chciała jak najszybciej pozbyć się kobiety i ruszyć po Jenny. A potem zabrać ją i wypieprzać z Islandii.
- Nie wiem. W Rio jest kilku czarnoskórych mężczyzn, ale żaden nie był przetrzymywany i żaden nie zdawał mi się psychopatą - powiedziała Fanny.
- W Portland też nie - rzekł Baird. - Nie znam nikogo z innych Oddziałów.
Tymczasem Thomas poruszył się.
- Jesteśmy niedaleko… e… jakiegoś hotelu - powiedział, patrząc przez okno.


Niski ciąg budynków był prawie niewidoczny w tak słabym oświetleniu. Na dodatek pokrywał je śnieg.
- To jest hotel Hof lodge Laxa Myvatnssveit - Abby przeczytała na swoim telefonie.
- To dodajcie gazu… Zostawmy ją tu… Niech wezwą karetkę… - powiedziała Harper.
- Bardzo bym chciała robić za Matkę Teresę, ale musi jej wystarczyć, że ściągnęliśmy ją z tego uśmiechu… I zabraliśmy w bezpieczne miejsce… Teraz potrzebujemy odnaleźć Jenny. Mam ochotę wymazać z pamięci to co widziałam, słyszałam i czego się dowiedziałam. Jednak nie mogę. To chociaż doprowadźmy tę cholerną Islandię do końca… - powiedziała zirytowanym tonem.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline