Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2019, 19:54   #397
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Dziewczyna była ubrana w zostaw ubrań którejś z Konsumentek. Alice rozpoznała chyba bluzę i spodnie Bee, choć te drugie mogły należeć też do Abby. Nie miała jednak butów, ani płaszcza.
- Dobrze, że mamy jeepa - mruknął Thomas i wcisnął gaz do dechy. Wnet zaparkował pod jednym z budynków.
- Zapukać i ją zostawić przed drzwiami? Jak niechcianego noworodka? - zapytał Arthur. - Czy poczekać, aż będzie w środku?
- Poczekaj aż ktoś ją weźmie do środka. Wyjaśnij, że znaleźliśmy ją przy drodze i że prawdopodobnie została porwana. Że potrzebuje karetki i opieki medycznej, a że my jesteśmy turystami i nie znamy za dobrze języka. I mów tak jakbyś był strasznie zmartwiony i przestraszony całą sprawą. Normalnie ludzie raczej wrzeszczeliby na widok tego, jak ją zastaliśmy - powiedziała Harper.
- Wrzeszczeli? To może najlepiej, gdyby ze mną poszła…
- Najlepiej gdyby z tobą poszła…
- Może niech pójdzie z tobą…
Trzy głosy rozbrzmiały jednocześnie, natomiast Bee westchnęła.
- Dobra, pójdę z tobą - powiedziała.
Wyszła z Arthurem. Kobieta była leciutka i niska. Ważyła może czterdzieści kilogramów. Bez problemu wzięła ją za nogi, natomiast Douglas za barki. Poszli załatwić tę sprawę.
- Co ci się śniło? - zapytała Abby.
- Iter. Spotkałam dwie inne Gwiazdy. Jedna pomogła mi znaleźć Jenny… Kosztem tego, że mam dopilnować, by dziecko z tego gwałtu, który ma miejsce, przeżyło… Takie tam… Wymogi Stróża Życia… Widziałam Jenny i to co się z nią działo. Ta była częściowo świadoma tego, że ją znalazłam… Powiedziała mi, gdzie ją szukać… W międzyczasie aktu… Jego nie widziałam… Ale nie sądzę, by było wielu czarnoskórych w okolicy, więc raczej szybko go znajdziemy - rzuciła.
- Szybko go rozpoznamy - powiedziała Fanny. - Ale czy szybko go znajdziemy? To już zupełnie inna kwestia.
Alice rzuciła wzrokiem na rzekę płynącą niedaleko. Mogłaby przysiąc, że zobaczyła czarną bezkształtną breję na śniegu, choć jej tam wcześniej nie było. Poruszyła się, dlatego Harper zwróciła na nią uwagę. Wtem mrugnęła i już jej nie było. Wślizgnęła się z powrotem do jeziora? A może to był tylko cień?
Alice zastanawiała się, czemu ją widziała. Czemu to coś ją prześladowało? Czy był ku temu jakiś powód? Zrobiła coś? Zastanawiało ją to. Jedyne co miała wspólnego z tamtą kobietą to fakt, że będzie matką, ale dopiero za wiele czasu… Poza tym, w jej śnie, czarna maź zabiła jej dziecko. To oznaczało, że była niebezpieczna. Dla niego na pewno, pewnie dla niej także… Westchnęła. Czekała, aż Arthur i Bee wrócą, by ruszyli dalej.
- Dobra, teraz już mogę usiąść za kierownicą, skoro ruda wysiadła - powiedziała Abby.
Chyba Bee siedziała na jej kolanach właśnie z tego powodu, że miejsc było siedem, natomiast ludzi ośmiu. Teraz jednak liczba znowu miała się zgadzać.
- Spokojnie, ja też mogę poprowadzić - powiedział Thomas.
Roux milczała przez chwilę.
- Ale to moja robota - mruknęła.
- Przecież nie uderzę w drzewo - Douglas zaśmiał się sztucznie. - Choćby dlatego, bo nie ma tutaj zbyt wiele drzew.
- Jak tam sobie chcesz - Roux uznała, że nie będzie się sprzeczać.
Thomas zerknął na Alice, która siedziała obok niego w pierwszym rzędzie. Jego mina jasno wskazywała, że uważał Abigail za irytującą.
- Ja bym ją jednak przesłuchała… - mruknęła Fanny z samego tyłu. - No ale nie teraz. Rzecz jasna.
- To gdy będzie okazja… - powiedziała Harper. Stukała lekko palcami w deskę rozdzielczą. Miała nadzieję, że nie będzie problemów i dwójka Konsumentów zaraz wróci. Musieli jechać dalej, póki Z był zajęty Jenny. Potrzebowała, by nigdzie jej nie zabrał z miejsca, gdzie byli teraz.
- Dobra, to jedziemy - powiedział Arthur, kiedy wsiadł do samochodu. Usiadł z Bee w drugim rzędzie.

Jechali ulicą Myvatnsvegur. Harper wciąż miała wrażenie, że po lewej stronie w oddali widzi piramidę. Jednak była to góra, a może wulkan. Miała całkiem równy kształt trójkąta i wyraźnie odznaczała się w krajobrazie.


Alice nie widziała jednak jeziora. Jechali dalej na wschód, aż dojechali do mieściny Skútustaðir.
- Tu chyba była jedna z pinezek? - zapytała Bee.
- Mhm… Tak jak wiele innych. To całe jezioro jest skupiskiem paranormalności… może dlatego była tu tajna baza… Albo w drugą stronę, to baza IBPI jest za to odpowiedzialna… - powiedziała Alice wyglądając przez okno. Jak dla niej jechali cały czas za wolno, ale nie polecała Thomasowi przyspieszać, obawiała się wypadku.
Wreszcie skręcili na północ. Alice dostrzegała w oddali po prawej stronie wyniosły teren, który był wulkanem Hverfjall. Minęli znajdujące się po lewej stronie Höfði. Harper jednak nie była pewna, czym ono dokładnie było. Jednak w tej chwili aż tak bardzo ją to nie interesowało. Wreszcie dotarli do Dimmuborgir Guesthouse.


- Uwaga, czytam - powiedziała Abby. - To z ich strony internetowej. Dimmuborgir Guesthouse przy jeziorze Myvatn to rodzinny hotel oferujący zakwaterowanie w uroczych chatkach i podwójnych pokojach. Jest otwarty przez cały rok. Zlokalizowany przy malowniczym brzegu jeziora, zapewnia cudowne widoki w każdej porze roku. Wygodne chatki i pokoje, przestrzeń do gotowania dla wszystkich gości, plac zabaw dla dzieci, dobre trasy do spacerowania wokół jeziora. Niezapomniane trele ptaków, świeżo wędzony pstrąg… To wszystko zapewnia dobrą rekreację oraz energię. Lokalizacja Dimmuborgir Guesthouse jest fantastyczna do fotografowania północnych świateł Islandii. Myvatn posiada coś wyjątkowego do zaoferowania w każdej porze roku…
- Heh, to prawda - mruknął Thomas.
- Naturalne tereny wokół jeziora są zachwycające między innymi za sprawą kraterów, gór i tysięcy ptaków. Od września do kwietnia wyczekujcie aurory borealis. Posiadają cztery opcje zakwaterowania. Chatka z dwiema sypialniami oraz jacuzzi. Pomieści nawet pięciu dorosłych i dwójkę dzieci. Kuchnia, salon i łazienka. Prywatny ganek oraz jacuzzi z widokiem na Jezioro Myvatn. Oprócz tego posiadają cztery takie same chatki, tyle że bez jacuzzi. Kolejne cztery chatki z jedną sypialnią, która pomieści nawet cztery osoby oraz ekonomicznych osiem pokoi sypialnia…
- Czy naprawdę teraz musimy słuchać o jacuzzi, kiedy Jennifer jest tam w środku gwałcona? - zapytał Thomas, przenosząc zirytowany wzrok na Alice.
Harper niemal nie słuchała opisu. Jej wzrok przetaczał się po okolicy. Zaczęły świecić na złoto, a ona wyskoczyła z samochodu i zaczęła węszyć. Szukała znajomego zapachu Jennifer. Albo jakiegoś dużego budynku, magazynu, lub czegoś, co mogłoby kształtem, kolorem, lub wielkością pasować do budynku, w którym widziała de Trafford.
Uznała, że to raczej nie były chatki. Nie widziała wcale drewnianych ścian. Była tego całkiem pewna, choć szczegóły pokoju jej umykały. Zastanawiała się, czy naprawdę był pusty. Czy też może nie widziała znajdujących się w nim obiektów, podobnie jak Z. Jednak doszła do wniosku, że dobrze byłoby zacząć od dużego budynku, w którym znajdowało się osiem sypialni. Był murowany i istniała szansa, że w którymś z pokojów znalazłaby de Trafford.
Alice nie czekała zbytnio, tylko ruszyła w tamtą stronę, czujna. Rozglądała się za potencjalnymi kamerami. Szukała w którym miejscu mógłby złapać ją wzrok Z’a, jeśli nie był już zajęty Jennifer. Choć pragnęła, by nie, teraz jednak liczyła na to, że trochę się zapomniał i jednak dawał im czas, by się dopaść. Wyostrzyła słuch. Próbowała sobie przypomnieć, czy w wizji widziała jakieś okna. Może zdołałaby usłyszeć Jenny…
Jednak nie słyszała jej.
Nagle uświadomiła sobie jedną dodatkową rzecz… nie słyszała niczego.
W obrębie całego Dimmuborgir Guesthouse. Jedynie wiatr wiał między domami. W wizji chyba nie widziała okien, jednak tutaj w domkach znajdowały się. Ciężko jest było stwierdzić, w którym pomieszczeniu mógł się kryć Z. Cały czas nie słyszała niczego…
To zaczynało ją denerwować. Ruszyła do tego dużego budynku. Musiała wymyślić jakiś plan, bo na razie jedyne co robiła, to błąkała się jak jeleń do odstrzału. Zaczęła więc dumać… Domy były z drewna… Więc pewnie były łatwopalne… Może można było wykurzyć Z’a ze swojej kryjówki? Tylko pytaniem było, czy to naprawdę było to miejsce? Szukała dalej. Słuchała. Węszyła.
‘Gdzie jesteś Jenny… Daj znak’ - poprosiła w myślach.
Alice wpierw nie złapała tej woni, gdyż była słaba i niecharakterystyczna… Długo jej nie mogła zidentyfikować. Jednak Łowca w niej zrozumiał, o co chodzi. Ślinianki Harper zaczęły intensywnie produkować i wydzielać ślinę. Czuła krew. Dużo krwi.
Zaczeła węszyć i ruszyła jej śladem. Skąd pochodziła? Kobiety będące częścią uśmiechu nie wyglądały na pokrwawione, co więc było źródłem tej woni? Krew miała zapach, gdy była względnie świeża, im dłużej leżała, tym bardziej wietrzała. Alice ruszyła śladem zapachu.
Po pięciu minutach kręcenia się w kółko wokół domków Harper uznała, że nie może zlokalizować źródła.
Po chwili pomyślała, że tak właściwie to już to zrobiła, ale dopiero teraz to sobie uświadomiła.
Zapach krwi dobiegał z całego Dimmuborgir Guesthouse. Z co najmniej kilku źródeł. Tak wielu, że ciężko jej było wyłapać pojedyncze z nich.
Może właśnie dlatego było tak cicho… Rozejrzała się po domkach, po czym podeszła do pierwszego lepszego z nich i spróbowała otworzyć drzwi. Czy to jego wnętrze było źródłem odoru krwi? Miała nadzieję… Że nie zastanie tu zwłok detektywów IBPI…
W pierwszej chwili uznała, że ma przed sobą Z i Jennifer. Jednak to nie byli oni. Podeszła nieco bliżej, patrząc na dwie postacie na łóżku. Obie były nagie. Kobieta i mężczyzna. Ona miała blond perukę i leżała na brzuchu. Tuż za nią znajdował się facet. Całe jego ciało było pomalowane czarną farbą. Jego lędźwie znajdowały się przy pośladkach zmarłej. Chyba zostały przyklejone. Albo zszyte. Całe łóżko było czerwone od ich krwi. Alice ujrzała dwie rany… przebite gardła…
‘Reżyserował’... Tak to nazwała Jenny… Czy to jednak nie było to miejsce, a jedynie wyreżyserowana scena? Alice wyjęła telefon i sprawdziła, czy ma zasięg sieci. Wciąż go nie posiadała.
Zaczęła więc rozglądać się. Zgadywała, że zastanie to samo w każdej z chatek, rozejrzała się więc za resztą jej towarzyszy. A potem ruszyła w stronę dużego budynku…
Wszyscy wyszli z samochodu i kręcili się po otoczeniu. Jeszcze nie mieli o niczym pojęcia.
- Czy to nie dziwne, że jeszcze nikt do nas nie wyszedł? - zapytała Fanny. - Nie jest jeszcze tak późno. A siódemka ludzi kręci się na zewnątrz… - mruknęła.
Alice odkryła, że drzwi do dużego budynku były otwarte.
- I co? Znalazłaś coś? - rzucił Arthur. Jego ton wskazywał na to, że spodziewał się przeczącej odpowiedzi.
- Wyreżyserowane trupy w domkach… Każdy udaje że jest Jenny i jej gwałcicielem… Wszyscy są martwi, dlatego nikt nie wychodzi - rzuciła przez ramię i ruszyła do środka budynku. Rozejrzała się uważnie. Paliły się światła, czy było ciemno? Słuchała, czy tutaj docierały do niej jakieś dźwięki.
Było ciemno… Nie słyszała żadnego dźwięku… Ale odniosła wrażenie, że chwilę potem coś zaszeleściło w głębi korytarza. Wydawało się to dość podejrzane. Nagle uświadomiła sobie, że nigdy w życiu nie słyszała szelestu tego typu i nie miała pojęcia, co go wydawało.
- Słodki Jezu… - szepnęła Bee.
- Spokojnie - powiedział Thomas i podszedł do niej. - Jesteśmy tutaj przy tobie - dodał. Choć to brzmiało tak, jakby siebie miał głównie na myśli.
Abby zerknęła na niego wilkiem, ale nic nie powiedziała.
- Uciekajmy stąd… - powiedziała Barnett. - Chociaż… nie możemy… Jenny…
Alice przymknęła lekko drzwi za sobą i wyostrzyła zmysł słuchu, by lepiej wychwycić dziwny dźwięk na końcu korytarza. Rozejrzała się za gaśnicą, albo siekierą przeciwpożarową. Cały czas szukała też zapachu Jenny.
Znalazła gaśnicę niedaleko wejścia. Usłyszała ten szelest wyraźniej. Wydawał się jakiś śliski. Potem jednak kompletnie ucichł.
- W porządku? - zapytał Thomas. - Możemy z tobą iść? Jest nas tu szóstka, nie poślemy cię samej.
- To chodźcie - odezwała się Harper, kiedy wyłączyła wyczulony słuch i przytłumiła węch. Nie byłaby w stanie łatwo wyszukać zapachu Jenny, jeśli będzie otaczać ją sześć osób z własnymi zapachami. Ruszyła korytarzem i zapaliła latarkę.
Szła przodem. Konsumenci i Detektywi za nią podążali.
Nagle Alice, po przebyciu któregoś już kroku, usłyszała bicie serca… ktoś stał w korytarzu. Na samym jego końcu. Harper ujrzała kobiece kształty. Nagie ciało. Żyło i miało się dobrze.
- J-jennifer… - szepnęła Abby w szoku i szczęściu.
Rzeczywiście. W oddali stała de Trafford. Uśmiechała się lekko i niewinnie.
Harper przechyliła głowę i przyjrzała jej się uważnie. Opuściła latarkę i wyłączyła ją.
- Nie świećcie do przodu… - poleciła pozostałym, a sama użyła oczu Łowcy, by dokładnie przyjrzeć się de Trafford. Zrobiła krok w przód.
- Jenny? - odezwała się, przechylając głowę na przód. Czy to była naprawdę ona? Czy też może coś, co udawało, że nią jest? Słuchała bicia jej serca, szukała najmniejszego uchybienia.
- Alice! - de Trafford ucieszyła się. - Jestem cała i zdrowa!
Kobieta wyglądała i pachniała jak Jennifer. Jej głos brzmiał tak samo. Jednak de Trafford nigdy nie korzystała z tak radosnego tonu. Choć z drugiej strony… jeśli udało jej się uciec Z’owi… to był dobry powód do radości.
- To naprawdę ona! - Bee ucieszyła się.
Podbiegła do przodu, żeby ją przytulić.
Alice była jednak szybsza i mało nie powaliła Bee zatrzymując ją, wepchnięciem na ścianę.
- Stój… To może być pułapka Bee… - powiedziała do Barnett.
- Skoro to jest Jenny i jest tutaj… To gdzie jest Z… - uświadomiła konsumentkę, że parę kwestii było tu bardzo niejasnych i dopiero wtedy ją puściła, ale nie dała jej pobiec do Jenny.
- Jenny… Powiedz mi coś, co tylko ty będziesz wiedzieć… - powiedziała i uniosła brew.
- Co ozdabia fontannę, przed którą siedziałaś, kiedy przyszłam do ciebie w listopadzie? - zapytała.
- Co? - zapytała Jennifer.
- Co? - zapytał Thomas.
De Trafford podeszła nieco. Uśmiechała się.
- Ze mną wszystko w porządku - powiedziała. - Niewiele jednak pamiętam. Haha - zaśmiała się.
- Stój gdzie stoisz i odpowiedz na moje pytanie… Co ozdabia fontannę, przed którą najczęściej pijesz Jenny… - powiedziała i zrobiła się zaniepokojona. Nie słyszała śmiechu Jennifer od… Właściwie to nie pamiętała kiedy. Czy kiedykolwiek słyszała taki śmiech Jennifer? Nie w Helsinkach… Nie po Mauritiusie… Nie na Isle… To było nienaturalne i dlatego tak ją stresowało.
- Niewiele pamiętam. Kiepsko u mnie ze wspomnieniami - powiedziała Jennifer. - Dlatego nie wiem, co jest na tej fontannie. Ale jestem cała i zdrowa. I szczęśliwa. Nie musicie się już o mnie martwić. Teraz możemy razem się radować - dodała.
Bee zmarszczyła brwi.
- A może to naprawdę nie jest ona? - szepnęła. - Thomas, nie patrz na nią, jest naga! - prawie krzyknęła.
Oczy Douglasa jednak nie chciały oderwać się od piersi Douglas. Przesunęły się też w dół…
Alice zrobiła krok w stronę Jennifer. Zdjęła z siebie swój płaszcz, wyjmując telefon i latarkę z kieszeni.
- Gdzie on jest? Ten, który cię zabrał? To pamiętasz? - zapytała i wyciągnęła rękę z płaszczem by jej go podać. Jednocześnie, sprawdzała. Nie ufała, że to była Jenny. Całkowicie jej to wszystko nie pasowało.
De Trafford odebrała go. Trzymała w dłoniach.
- Jakie piękne ubranie - powiedziała. - Nie, nie pamiętam nic oprócz ostatnich pięciu minut. Ale nie zamartwiajcie się. Jestem gotowa na wspólne tworzenie wielu miłych, wspólnych wspomnień! - dodała entuzjastycznie, choć jej mimika nie zmieniała się ani trochę. Cały czas się uśmiechała w ten sam sposób. Patrzyła prosto w oczy Alice, nie odrywając od nich wzroku ani na chwilę.
 
Ombrose jest offline