Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2019, 19:56   #399
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Bee chyba w ogóle nie usłyszała jej pytania.
- Podnieś ręce do góry! Te, które masz! - krzyknęła do Jennifer.
- Spokojnie, moi drodzy…
- Nie ma krwi - Roux zerknęła na Alice.
- O, wszystko ze mną w porządku - powiedziała de Trafford, podnosząc do góry obie kończyny.
Alice spostrzegła dłoń prawej oraz grzbiet lewej… była odwrócona. Pytanie, czy po prostu przekręciła nadgarstek, czy też… czy też nie.
- Ma odwróconą lewą… Źle ją wetknęłaś! - wrzasnęła Bee.
Jennifer opuściła dłonie.
- Nieprawda - powiedziała po chwili.
Przestała się na moment uśmiechać i wygięła usta w dzióbek.
- Cisza - w końcu ponownie, głośniej odezwała się Alice.
- Źle czy nie. Jedziemy dalej… - powiedziała i odwróciła się. Czy ta Jenny była robotem, czy nie była. Teraz jej to nie obchodziło. Tracili czas.
- Jedź Thomasie - poleciła.
- Ja dostanę zawału - mruknął Douglas i wcisnął pedał gazu.
Przez chwilę milczał.
- Bee nie czuje się z tobą bezpiecznie, Abby. Może ty będziesz teraz kierować, a ja usiądę z tyłu?
- Czy przed chwilą nie zależało ci strasznie na tym, żeby być naszym kierowcą? - zapytała Roux.
- Chwila, że miałabym usiąść na twoich kolanach? - zapytała Barnett.
- Nie ma przystanków. Siedzicie jak siedzicie - wpadła im w dyskusję Alice. Nie brzmiała jak ktoś, z kim się teraz dyskutuje.
- No i widzisz - Abby uśmiechnęła się złośliwie do lusterka. Tak, że Thomas zobaczył jej minę. - W porządku Bee, jestem przy tobie - powiedziała i objęła ją od tyłu.
- Ja też jestem, zawsze będę - Jennifer dodała i pogłaskała ją po ramieniu.
- WEŹ TĘ RĘKĘ ODE MNIE! - krzyknęła Bee.
Jenny znowu na moment przestała się uśmiechać i złożyła usta w zakłopotany dzióbek. Następnie jednak uśmiech znowu wpełzł na jej twarz.
Podniosła dłoń i połaskotała Bee w bok.
- Gilgi gilgi - szepnęła.
W oczach Barnett pojawiły się łzy. Podskoczyła, uderzając głową w sufit jeepa.
- Słodki Jezu… - jęknęła.
- Jestem… jestem tutaj - szepnęła Abby i mocniej ją przytuliła, patrząc jednak na Thomasa poprzez lusterko.
- Ile oni mają lat? - Fanny cichutko szepnęła do ucha Brandona, ale było to słyszalne również dla pozostałych.
- Szybciej Thomasie… Bo zaraz nie wytrzymam - poprosiła Alice, czego wcześniej się wystrzegała. Miała dość tego chaosu, który zaczynał panować w samochodzie.


Ptasie Muzeum Sigurgeira nie wyglądało jak muzeum. Z jakiegoś powodu Harper dostrzegła w nim bardziej krematorium. Wyglądało jak idealne krematorium. Odcinało się na białym śniegu swoją mocno ciemną, prawie czarną barwą. Był to nowoczesny i dość elegancki budynek. Jego wejście zdobiła oprawa z ciemnego kamienia z białymi pęknięciami. Biel pochodziła najpewniej od śniegu, który nawiał do szczelin. Tuż za budynkiem wyrastała trójkątna góra, która skojarzyła się wcześniej Alice z piramidą. Sumarycznie jechali około kwadrans i przejechali trzynaście kilometrów wzdłuż wschodniego i północnego brzegu Jeziora Myvatn.
Harper usłyszała piknięcie. Jej komórka odezwała się.
Alice natychmiast podniosła ją do oczu i sprawdziła co się na niej pojawiło. Sieć wróciła… To było wspaniałe! Albo nie… Bo co dokładnie oznaczało? Tego jeszcze nie była pewna.
Piętnaście przestraszonych SMSów od Joakima. Trzy od Conrada Egelmana. Jeden od Z.

Cytat:
Co lubisz bardziej? Myvatn czy Bodom?
Była zaskoczona. Sprawdziła, czy mogła mu normalnie odpisać.

Cytat:
bodom
Alice wybrała pospiesznie sms do Joakima.

Cytat:
vo jet w tanjej bazie nat tym Myvatn… Bawi sie mna
Pisała w pośpiechu, gubiła litery. Nie mogła wiedzieć za ile sieć znów zgaśnie. Zaczęła przeglądać wiadomości od Joakima, czekając czy uzyska odpowiedź. Od Z, lub od niego.

Cytat:
Napisał Joakim
TY ŻYJESZ? Tylko wysypisko… Co się dzieje, czemu tyle ci to zajęło? Kto się tobą bawi? Zostałaś porwana? Coś ci robią???
Cytat:
Napisał Z
To postaram się, żeby nad Myvatn było więcej atrakcji. Chcę, żebyś lubiła to jezioro bardziej od Bodom.
I sieć zgasła.
- Co się stało? - zapytał Thomas. - Włączył sieć?!
- Już wyłączył… - odpowiedziała Harper.
- Wysiadamy - nakazała i sama wyszła przodem już nie siląc się znów na czekanie. Spodziewała się, że nie zastanie tu rozwiązania, lecz kolejną wskazówkę. Jezioro było gigantyczne. Mógł zabrać Jenny wszędzie… Albo mógł zostawić ją im i zrobić z niej… To… Ale to nadal sprawiało, że mógł być wszędzie. Alice martwiła się. Nad jeziorem Bodom był pożar… Tymczasem nad innym wybuchła tama i goniła ich fala… to już dwa żywioły… Wolała nie wiedzieć, co planował ten psychopata. Pobiegła do wejścia do Muzeum i szukała śladów i poszlak.
Tyle że napotkała pierwszą przeszkodę. Zamknięte drzwi frontowe.
- Co do ciebie napisał? - zapytała Fanny. - Wspomniał coś o naszych detektywach?
- Nie… Zapytał mnie czy wolę Myvatn, czy Bodom. Odpisałam, że Bodom, obiecał, że zapewni mi tyle atrakcji, że polubię Myvatn bardziej… Tyle napisał - odpowiedziała Alice i zaczęła szukać śladów na ziemi, czy dokądś jakieś prowadziły.
- Zdołałaś napisać SMSa do Egelmana z prośbą o ratunek? - zapytała Bee.
Abby spojrzała na Jennifer.
- Wysadź te drzwi i nie pieprzmy się.
- Nie chcę uprawiać z tobą seksu. Czemu bym miała? - zapytała uśmiechnięta de Trafford.
Brandon podszedł do drzwi i przestrzelił zamek. Okazało się, że przez cały czas miał przy sobie broń…
- Otwarte - powiedział.
- Czego szukasz? Czy czegoś nie zostawił? - zapytał Arthur, również zerkając pod nogi.
- Tak. Wcześniej zostawił nam hordę trupów i kartkę do tego miejsca… Sądzę, że i tu coś znajdziemy… - powiedziała i weszła do środka. Nie komentowała tego, że Brandon jakimś sposobem przemycił broń. Dobrze, że w ogóle ktokolwiek ją miał.

Wnętrze wyglądało upiornie. Rozrzucone po hali gabloty z wypchanymi, nieżywymi ptakami. Włączone było jedynie oświetlenie eksponatów, przez co wszystko tonęło w półcieniach.


Kiedy tylko Fanny jako ostatnia zamknęła drzwi, z głośników zaczął płynąć męski głos.
- Ptasie Muzeum Sigurgeira. Zlokalizowane na farmie Ytri-Neslond obok Jeziora Myvatn. Zostało założone dzięki pracy Sigurgeira Stefanssona, który żył na tej farmie. Ptasie Muzeum Sigurgeira jest uważane za największą znaną prywatną kolekcję ptaków na Islandii. Interaktywne wystawy są zarówno interesujące, jak i edukacyjne. Można tutaj zobaczyć po egzemplarzu wszystkich islandzkich ptaków hodowlanych z tylko jednym wyjątkiem. W dodatku znajduje się tu multi-językowy przewodnik komputerowy po islandzkich ptakach, sklep ze smakołykami oraz książkami o tematyce ornitologicznej, księga pamiątkowa, teleskopy wycelowane w ptaki gnieżdżące się przy jeziorze i telewizory ukazujące relacje na żywo z jednej z wysp Jeziora Myvatn.

Alice rozpoznawała ten głos. To był głos Z’a.

- Nigdzie w całym świecie nie można znaleźć tyle różnych rodzajów kaczek w jednym miejscu. Gągoł północny, bucephala islandica, to ptak posiadający jedyny naturalny habitat w Europie w okolicy pólnocno-wschodniej Islandii. Głównie przy Jeziorze Myvatn. Po skończeniu zwiedzania najlepiej wyjść na zewnątrz z napojem zakupionym w naszym sklepie. Oraz rozejrzeć się po jeziorze i tutejszych ptakach, których nieskończona ilość lata i śpiewa w tym rejonie.

Arthur spojrzał na głośniki oraz wycelowane w nich kamery.
- Jak miło, że mają przewodnik w języku angielskim - mruknął.
- To jest głos naszego urozmaicacza wypadu na Islandię, moi drodzy… - powiedziała Alice sztywno. Rozejrzała się. Zaczęła iść do przodu, sprawdzała, czy kamery poruszą się za nią, czy też może nie. Chciała znaleźć wskazówki. Miała dość tej gry jeszcze zanim się zaczęła.
- Jak miło, że mnie tak kochacie, że w pierwszej kolejności zabraliście mnie na zwiedzanie martwych ptaków za szkłem! - Jennifer powiedziała entuzjastycznie, bez śladu sarkazmu.
Podeszła do jednej z gablot. Nachyliła się, czytając etykietę. Potem spojrzała na ptaka i znów zerknęła na podpis.
- Kaaaczka - otworzyła usta z zachwytem. - Woooow…
Bee zamrugała oczami kilka razy, patrząc na nią.
- Mam wrażenie, że ona też jest takim eksponatem, ale dużo bardziej przerażającym - szepnęła do ucha Alice.
Rudowłosa tymczasem weszła głębiej i szukała czegoś, co odbiegało od normy… Czegoś, co nie było ptakami. Zastanawiała się, czy audycja z jednej z wysp nie będzie pokazywać czegoś, czego nie chciałaby zobaczyć…
Podeszła do jednego z telewizorów. Ukazywał niebieski ekran z żółtym napisem comic sans.

Cytat:
Przed wyruszeniem w drogę zbierz drużynę.

A następnie naciśnij dowolny przycisk na konsoli.
Pod telewizorem znajdował się prosty pilot z trzema przyciskami. Jeden włączał i wyłączał obraz. Pozostałe dwa stanowiły strzałkę w prawo i strzałkę w lewo. Zapewne w ten sposób można było obracać kamerą. Albo zmieniać obraz z różnych kamer.
- Chodźcie tu - zawołała resztę, po czym gdy podeszli, Alice kliknęła przycisk odpowiedzialny za włączenie widoku z kamery.

Włączyło się nagranie.
- Dzień dobry. Będziecie mieli jedynie minutę na podjęcie decyzji. Znajdujemy się w muzeum ptaków. To wy zadecydujecie, które ptaszyny polecą - powiedział Z. - Pozdrawiam.
Nagle na ekranie pojawił się obraz z jakiegoś dachu. Na jego skraju po jednej stronie stała Jennifer. Po drugiej stronie kilka osób. De Trafford była związana oddzielnie, a pozostali ludzie razem. Tuż za nimi znajdowali się jacyś mężczyźni.
- Jeżeli ma zginąć Jennifer de Trafford, naciśnijcie strzałkę w lewo. Jeśli mają zginąć detektywi IBPI, naciśnijcie strzałkę w prawo. Pozdrawiam.
Na ekranie pojawił się licznik odmierzający sześćdziesiąt sekund.
Alice stała przy panelu i zbladła. Popatrzyła na strzałki. Jedno życie, czy wiele żyć… Poza tym… Jeśli Jenny zginie, zginie jej dziecko, to znaczyło, że nie dopełni umowy z Prasertem. Jednakże, jeśli zadecyduje o śmierci tamtych ludzi, czy to nie będzie oznaczało, że zabije kogoś, kto jej nie zagraża i Prasert będzie ją ścigał?
- Mój Boże… - powiedziała Alice… Popatrzyła na zmieniające się sekundy na ekranie. Nie była złym człowiekiem. Znów spojrzała w dół na strzałki.
Lewa?
Czy prawa?
Jenny?
Detektywi?
Jenny?
Detektywi…
Poczuła jak kropla potu ściekła jej po skroni. Milczała, do czasu.
- Przykro… Przykro mi… - powiedziała w końcu, a jej głos zaczął krytycznie drżeć. Podniosła dłoń. Zamierzała walnąć nią w lewy przycisk.
Brandon walnął w nią swoim barkiem.
- To nie jest twoja decyzja - powiedział. - Trzeba uratować tylu ludzi, ile się da! - krzyknął.
Alice jednak nie puściła pilota, chociaż jeszcze nie nacisnęła przycisku.
- Życie jednej osoby, czy życie tuzina?! - krzyknął.
- Cofnijcie się, on ma broń - Fanny powiedziała głośno do Konsumentów. Spokój jej głosu trzasnął niczym bicz.
Harper spojrzała na nich z żalem, po czym po prostu obróciła dłoń pokazując nad jakim przyciskiem trzymała palec i przed czym ci idioci ją zatrzymywali. Nie powiedziała ani słowa. Zahamowali ją, bo sądzili, że zamierzała zabić dwanaścioro ludzi… Kiedy ona wiedziała, że to nie jest właściwe. Kiedy po prostu chciała skrócić męki Jenny. Zerknęła na ekran, ile zostało sekund i czy mogła kliknąć.
Mogła. Zostało pięć sekund.
Bee głośno się rozpłakała. Zaczęła wyć. Abby przytuliła się do niej, a Thomas chwycił jej rękę.
Harper odwróciła się, by nikt nie widział jej łez, oparła się drugą ręka o panel, a lewą przycisnęła lewy przycisk. Po czym upuściła pilot na blat. Zerknęła na ekran i obserwowała sekundy. Choć było ciężko przez zaszklone oczy.
- Heh… - powiedział Z. - Szkoda, że nie zapytaliście się, co się stanie, jeśli nie wybierzecie. I nie wciśniecie żadnego guzika - zaśmiał się głośno.
- W-wszyscy by przeżyli? - szepnął Arthur.
Alice ujrzała, że mężczyźni popchnęli Jennifer. Obraz zamigotał i zgasł.
- Wyjdźcie na zewnątrz zabrać zwłoki - powiedział Z w głośnikach i się wyłączył.
Zdawało się, że transmisja była z dachu muzeum…
Alice jednak nie ruszyła się. Stała oparta oburącz o blat. Nie oddychała. Nic nie mówiła. Wyglądała jak statyczna część wystroju muzeum. Jak kolejny, sztywny, nieruchomy ptak na wystawie. Patrzyła pusto przed siebie i ani drgała.
Thomas i Arthur wybiegli na zewnątrz.
Tymczasem Brandon spojrzał na Alice.
- Przepraszam. Zachowałem się jak debil. Nigdy bym nie pomyślał…
“...że jesteś dobrym człowiekiem?”
- To była ciężka, niemożliwa decyzja… Bardzo zyskałaś w moich oczach, jeśli to ma dla ciebie jakiekolwiek znaczenie. Nie znam wielu ludzi, którzy potrafiliby ją podjąć.
- I nie słuchaj tego zwyrodnialca. Gdybyśmy niczego nie wybrali, to odwróciłby kota ogonem i wszystkich zabił… Jesteś naszą bohaterką… - szepnęła Fanny. - Bardzo, bardzo mi przykro. Bardzo.
Alice lekko drgnęła i kiwnęła głową sztywno i krótko.
- idźcie… Może wam ich odda - powiedziała a jej głos był niemal niesłyszalny. Ona jeszcze nie miała siły się obrócić. Po jej policzkach ciekły powoli łzy. Czy Jenny naprawdę zginęła? Jakaś jej część starała się w to nie wierzyć. Transmisję wyłączył tuż przed jej spadnięciem. Może ją złapano… Może… Może i była bohaterem dla detektywów… Na pewno jednak nie była nim dla Jenny. Potrzebowała usiąść. Zmusiła ciało do ruchu i podeszła do pobliskiej pufy dla gości, którzy chcieli odpocząć. Oparła się plecami o gablotę. Przetarła oczy szalikiem.
- J-jak mogłaś ją zabi… - Bee zaczęła, ale Abby zamknęła jej usta. Dosłownie przykryła je ręką.
Tymczasem po chwili w oddali Alice usłyszała powolny, szaleńczy śmiech Thomasa. Wszedł do muzeum, trzymając coś pod pachą. Jego twarz wyrażała szok i mieszaninę jakichś innych, dziwnych emocji.
 
Ombrose jest offline