Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2019, 21:48   #91
Korbas
 
Korbas's Avatar
 
Reputacja: 1 Korbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłość
Williamowi średnio podobało się miejsce, w które prowadził go Twi'lek. Było brudno, ciemno i śmierdziało, a po za tym Will jakby instynktownie spodziewał się, że u celu tej ich krótkiej wycieczki zrobi się naprawdę nieprzyjemnie.

Oboje przeszli przez korytarz, który rewolwerowiec niespecjalnie często odwiedzał i weszli do zupełnie nieznanego Willowi pomieszczenia. Ciemność nie pozwalała ocenić jakiego przeznaczenia była to hala, choć można było się domyślić, że aktualni zarządcy stacji nie zapałali entuzjazmem do jej używania, w wyniku czego było tu równie brudno i nieprzyjemnie jak na prowadzącym do niej korytarzu.

Badlack zmrużył oczy, gdy zapłonął reflektor, a zobaczywszy sylwetki, natychmiast zaczął analizować sytuację. Paru raczej niegroźnych szmuglerów, z którymi miewał czasem drobne interesy, trójka Twi'leków, których poznał pobieżnie przy kilku głębszych w lokalnej spelunce z pod ciemnej gwiazdy. Był Gamorianin, tego znał najmniej, zresztą nie był zbyt rozmownym typem. Wyglądało na to, że Nul'Betiva znowu poniosła ułańska fantazja. Z taką zasadzką łowca nagród poradziłby sobie bez niczyjej pomocy, a gdzie tu szturm na uzbrojoną fregatę?

Will pozwolił sobie westchnąć z ulgą, jednak nagłe pojawienie się w tym towarzystwie Dazza sprawiło, że na twarzy agenta pojawił się nietypowy grymas. Złapawszy się na nie kontrolowaniu mimiki, za chwilę się poprawił, skupiając uwagę na zarządcy. Gdy tylko zobaczył rogaty łeb, natychmiast do głowy przyszło mu pewne zgrabne rozwiązanie całej tej kłopotliwej kwestii...

Badlack przysłuchiwał się wymianie zdań między Dazzem, a Twi'lekami, a wewnątrz gotowało się w nim uczucie, że każde z nich jest tak nędzną formą życia, że ledwo byłoby mu szkoda zabić ich wszystkich własnoręcznie. Przeszedł przez salę, zarówno obok Twi'leków, jak i Dazza, tak, by odwracając się w ich kierunku, mieć ten upierdliwie jasny reflektor za plecami. Zaledwie kilka sekund po tym, jak stanął obok jednorogiego, ten wycelował w zaćpanego niebieskoskórego.

W odpowiedzi na żądanie Dazza, rewolwerowiec nienaturalnie głośno, jakby kpiąco, westchnął.
- Skoro jest to konieczne... - William teatralnie skłonił się Dazzowi, zdejmując i szeroko machając kapeluszem, dokładnie oceniając odległość między nimi. Następnie powoli, bardzo teatralnie, mężczyzna wyprostował się, nakładając kapelusz na głowę, a jego umysł i mięśnie były już gotowe na realizację założonego planu, choć wydawał się odrobinę szalony i z pewnością bardzo ryzykowny.

Założywszy kapelusz, William w ułamku sekundy oderwał rękę od swojego nakrycia głowy, wymierzył ją w Nul'Betiva, aktywując natychmiast swoją rękawicę. Gdy broń poderwała się z kabury, z ust rewolwerowca wypłynęło jedynie ciche "Żegnaj..."

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=wjBevX4NKgk[/MEDIA]

Badlack nie był głupi. Mając jakąś okazję, starał się ją wykorzystywać do maksimum, a dodatkowo robiąc możliwie jak najwięcej, by zwiększyć swoje szanse na sukces. W tym przypadku należało najpierw upewnić wszystkich o swoich zamiarach, by później dokonać stosownej korekty. Równie ważne było tutaj efektowne wykonanie, należało bowiem zrobić dobre wrażenie na obserwatorach. Najważniejsze jednak było to, co zrobić, gdy bezwładne już ciało runie na posadzkę...

- ...Dazz! - wykrzyknął Will. Gdy tylko blaster trafił do ręki rewolwerowca i gdy wszyscy byli już pewni o losie Twi'leka, Badlack natychmiast zareagował. Skręcił tułów, obrócił ramię i z najbliższej odległości wpakował laserowy pocisk o barwie szkarłatu w czaszkę Devaronianina. Przynajmniej tamten nic nie poczuł. Will też nic nie poczuł, choć spodziewał się, że to może nie przyjść mu tak łatwo...

- PIEPRZENI AMATORZY! - ryknął Badlack, chowając pistolet. - Naprawdę myśleliście, głupcy, że ten przeklęty rogacz zdradziłby swojego brata!? Wszystko było jednym wielkim podstępem, w którym skończylibyście jako mięsna papka dla Rancora!!!

- A teraz biegnijcie sprzątnąć Nazza i za pół godziny widzimy się przy doku 5, żeby zgarnąć fregatę i spierdolić stąd, póki nikt się jeszcze nie zorientował! - krzyknął, czekając na jakiekolwiek uwagi, a następnie obrócił się na pięcie i pognał z powrotem do windy, by jak najszybciej znaleźć się w swoim lokum na dalekim zadupiu tej skończonej stacji...
 
__________________
Wyłącz się!
Ctrl+W
Korbas jest offline