Noc 19 Brauzeit 2518 KI, biwak w Gryfoniej Kniei
Zbroczony krwią toporek ponownie rozszczepił ludzką czaszkę, rozrąbał kości. Młody Mayer wyszarpnął broń z rany w głowie rozbójnika, opryskał sobie twarz i ręce gorącą posoką. Do jego uszu wciąż dobiegały dźwięki zderzanej stali i krzyki towarzyszy, ale targnięty złym przeczuciem, swą uwagę skupił na częściowo przewróconym namiocie pani Lautermann. Wcześniej spostrzegł kątem oka jak kilku napastników zmierza w tamtą stronę, lecz związany walką na śmierć i życie, nie mógł przyjść szlachciance na czas z odsieczą.
Teraz pognał w stronę namiotu na złamanie karku, wymachując kurczowo ściskanym w dłoni orężem. Biegnąc z wzrokiem utkwionym w jednym miejscu nie zauważył jak Saxa przysiada na ziemi napinając swój łuk, jak jej strzała przecina ze świstem powietrze i trafia szarpiącego się z ogierem koniokrada prosto w oko, a martwy mężczyzna upada wprost pod nogi zdumionej Olivii. Nie widział jak zbryzgany własną i cudzą krwią Hans Hans rozpruwa innemu bandycie brzuch klingą miecza, a wyłaniający się z ciemności nocy Franz wbija łotrowi uderzenie serca później własne ostrze w kark.
Nie zwrócił nawet uwagi na to, że niosący nadzieję sygnał rogu strażników dróg i narastający tętent ucichły nagle i całkowicie, jakby nigdy nie istniały niosące jeźdźców konie i oni sami.
Felix Mayer ujrzał w zamian coś innego, a widok ten sprawił, że biegnący co sił młodzieniec zatrzymał się w miejscu ryjąc obcasami butów miękką darń. Przekrzywiony na bok namiot pani Lautermann rozjaśnił się od środka niesamowitą poświatą, w pierwszej sekundzie nikłą, ale nabierającą z każdym uderzeniem serca intensywności, promieniującą czystym fioletowym blaskiem.
Światło to obramowało poruszający się niezgrabnie czarny cień, pokraczny, przywodzący na myśl groteskowo zniekształconą człeczą postać o nienaturalnie długich kończynach i zakrzywionych pazurach. |