Jak mówi stare, podwórkowe porzekadło - "Dwóch na jednego, to banda łysego". W życiu Hansa zazwyczaj sprawdzało się ono w stu procentach - łeb miał ogolony i to zazwyczaj on napadał przewagą liczebną na bezbronne ofiary. Tym razem role się odwróciły i to oprych musiał stawić czoła dwóm napastnikom jednocześnie.
W tym miejscu powinien pojawić się kwiecisty opis, jakim to utalentowanym szermierzem jest Hans Hans. Jak pięknie markuje ciosy, zwodzi przeciwników, stosuje wypady, uniki i co tam jeszcze miłośnicy tej dyscypliny wymyślą. Ale nie pojawi się.
Nie pojawi się, ponieważ styl walki Hansa przypominał bardziej drwala, okładającego gruby dąb lub dzikiego orka w szale. Strategia była prosta - rąbać mocno, rąbać szybko, póki wszystko nie zdechnie. Cios w brzuch, który już na samym początku oprych otrzymał, tylko go rozgniewał i sprawił, że zaczął rąbać jeszcze bardziej. Na efekty nie trzeba było długo czekać - jeden z bandytów leżał już w dwóch kawałkach, z odłupaną czaszką.
- CHCESZ WYGLĄDAĆ TAK JAK TWÓJ KOLEGA ŚMIECIU?! ZDYCHAJ!!! - wydarł się w triumfalnym okrzyku do drugiego z bandytów, opluwając go przy tym i jeszcze bardziej utwierdzając w przekonaniu, że podczas walki Hansowi bliżej było do gatunku orczego, niż ludzkiego.
Gdy drugi napastnik padł, wydawało się, że walka jest skończona. Adrenalina wciąż jednak pozostawała w krwioobiegu, a Hans w całym tym zamieszaniu nie określił nawet, ile napastników było w ogóle. Szybko rozejrzał się po obozie i w sytuacji - Felix biegł już w stronę namiotu Lautermann więc nie było sensu się tam pchać na trzeciego. Mauer, Saxa i Niers byli w zasięgu wzroku, brakowało Olivii. I chociaż nie darzył jakąkolwiek sympatią Smarka, to robota którą dostał od sędziego określało jasno - miał ochraniać i hrabinę, i małą Hochberg. Trzeba było się upewnić, że nic jej nie jest.
Albo po prostu był to pretekst, by posiekać jeszcze kogoś w krwawym szale, który go ogarnął.