Wszystko się wyjaśniło i ucichło - wszyscy napastnicy leżeli martwi, żadna pomoc czy odsiecz nie przybędzie, to była tylko iluzja, jeden z kolejnych czarodziejskich trików. Emocje zaczynały opadać, adrenalina przestawała płynąć, toteż rana którą otrzymał Hans w końcu dawała o sobie znać.
Oprych usiadł na pieńku i wyraźnie się krzywiąc, zaczął pomału zdejmować swój pancerz. Syczał i przeklinał pod nosem, zastanawiając się, jakim cudem ten łachmyta zdołał przebić jego zbroję.
- Kuźwa, nowe ubranie, a już wygląda jak szmata... To że mi jucha z mordy leci to już się przyzwyczaiłem, ale że z bebechów krwawię to nowość. Lepiej Mauer żebyś miał ze sobą tego pierdolonego królika, bo inaczej nie ręczę za siebie czy nie dołączysz do tych trupów. Gdzie żeście tyle byli do cholery?!
Hans rozebrał się do końca, odsłaniając swój wcale nielicho umięśniony tors. Z grymasem na twarzy zaczął oglądać ranę i kombinować, jak ją opatrzyć.