Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2019, 23:11   #147
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Przysmażony strumieniem alko-ognia duch zaczął wyć wyparowując pod wpływem mistycznej mocy czarownika. Ryszard był cholernie wkuty bo ktoś go zdołał wystrychnąć na dudka. I to jak!

Wszystko zaczęło się jak trzeba. Dobrał sobie trzy nowe pojazdy z obstawą do ataku, zarezerwował wsparcie rakietowe. Cud malina. Poszli koło jednostki wojskowej na Łęczyckiej i było ok. Kolumna przedzierała się bez problemu przez ogródki, a potem się rozdzieliła. Pojazdy pojechały ulicą, a większa część piechoty ruszyła zakrytym chaszczami wąwozem. Natrafili po drodze na dół w którym działkowcy palili liście i śmieci. Teraz był to dół w którym czarni palili zwłoki. Okropny widok. Trochę dalej znaleźli wejście do bunkrów pod wzgórzem. Wzgórze zaopatrzone w cmentarz i cerkiew.
No i plan szybko narodził się w głowie Kocięby. Bunkier z pewnością posiadał przejścia do innych części wzgórza, a więc pozwoliłby na dokonanie niespodziewanego ataku w innym miejscu.
Nie zastanawiając się wiele użył swoich mocy by osłabić pancerne wejście do fortyfikacji i kazał przebić się towarzyszom przez nie.

No i wtedy sytuacja się zesrała.

Wysadzenie włazu wywołało niewielki huk, który w tle wrzawy panującej w mieście wcale jakiś wyjątkowy nie był. Ale był dostatecznie głośny by zbudzić duchy umrzyków niespokojnie śpiących na wzgórzu. Z wnętrza bunkra poszedł natomiast niezdrowy wyziew i ogień broni automatycznej pozostawionej w ramach pułapki. Gdyby nie maski przeciwgazowe Powstańców to pewnie paru z nich by legło na progu rozprutych jak kukły. Dostali za to ogień w plecy od Czarnuchów ukrytych gdzieś na posesji w okolicy. Oddział wycofał się poza zasięg ognia z wnętrza bunkra. Ryszard zaklął siarczyście, posłał ludzi do walki zajęcia się “tymi pedałami w hacjendzie”. A sam zajął się nadciągającymi duchami. Wymieszał zgarniętą z kościoła wodę święconą, wymieszał z alko i łyknął tą mieszaninę. Chwilę potem zaczął napierdalać w nadciągające zjawy biało-złocistym ogniem, po dodatkowym zaciągnięciu magii z okolicy by wytworzyć prywatną żyłę geomancyją. Kiedy jego podwładni wykosili cwaniaków z posesji on zwęglił kawał wzgórza i popędził ujadające spiryty w cholerę.

- W grobie leżeć, a nie żywym dupę zawracać! - pogroził pięścią.

***

Niestety nie tylko piechociarze mieli problemy. Pojazdy przejeżdżając koło hurtowni opakowań dostały się pod ogień wroga. Nic poważnego, ale skurwiele siedzieli głęboko częstując ogniem z zaskoczenia obstawę pojazdów. Ryszard nakazał pojazdom ściągnąć uwagę wroga, a sam z małą drużyną przekradł się obok bunkra, załadował przez płot i wparował do budynku na tyłki obrońców częstując ich na przywitanie kulą ognia i strzałami z rewolweru. Krótkie serie jego ochroniarzy dokończyły sprawę. Jeden się trzymał - chyba dowódca. Łatwo poznać - oras z niezłym bicem i jakimś pustym wypranym z uczuć spojrzeniem. Ze swojego Fichetti Security walił do czarodzieja i zdołał powalić jednego z komandosów. Dostał poprawkę po pierwszym ataku i padł jak długi. Ryszard natychmiast zajął się towarzyszem. Leczniczy czar zdołał ocucich chłopa, który dostał strzała prosto w hełm i padł ogłuszony.
Dobrze, że te amerykańskie chopaki dali im te pancerze. Sprawdzały się całkiem solidnie.

***

Sprawność z jaką Powstańcy rozprawili się z Czarnymi była imponująca. Okazało się, że mieli przez cały czas widzów - sporą grupę cywili którzy ukryli się pośród domków jednorodzinnych. Uzbrojenie w prostą broń, karabiny i pistolety wyszli na spotkanie komandosów przystawiając się kim są. Przedstawili też sytuację - część osiedla była zajęta przez Czarnych. Podobnie bunkry - pół godziny przed przybyciem komandosów i reszty sowieckich psów była cała masa i coś majstrowały z bunkrem. Potem zniknęli. Sam bunkier ponoć był połączony z siecią tuneli.
Rychu nie chciał zwalniać tempa natarcia. Oddelegował mały team do rozwalenia wieżyczek i kazał nadal meldunek do dowództwa oraz prośbę o przysłanie zabezpieczenia i Sylwestranów - cholera wie kiedy duchy znów wylezą z ziemi, albo czy Czarni nie uderzą przez tunele.
Resztę swoich sił zebrał aby ruszyć przez osiedle. Cywili oddelegował do trzymania się z tyłu i budynków, aby wspierali ich ogniem osłonowym.

Całe osiedle przedstawiało szereg celów, które trzeba było zająć. Przede wszystkim lokalny PWSZ (czy tam Polibuda), hala sportowa, kościół i takie tam. Rychu poprowadził natarcie piechoty plus pojazdów wzdłuż Sadowej.

Natarcie to było całkiem udane. Całkiem - bo jednak ponieśli straty.
Technical z AGS-30 został rozpieprzony przez jakiegoś karypla z rakietnicą, który ukrył się w bloku.. Ryszard się nie pierdolił, kazał walić z ciężkiego kalibru. Broń maszynowa z pojazdów zamieniła kamienicę w ser szwajcarski, a paru żołnierzy wpadło tam i sprawdziło kim był rakieciarz. Potwierdzili - krótki, szeroki w barach i popierdolony.

To nie była jedyna niespodzianka. Tu i uwdzie były poukrywane drużyny obrońców starających się powstrzymać pochód Powstańców, jednak opancerzone wozy jadące przodem krzyżowały te plany dając osłonę przed mocniejszym kalibrem piechocie. Wolnościowcy parli czyszcząc kolejne budynki. W końcu osiągnęli wysokość ulicy Willowej i skręcili w nią by uderzyć na kościół. O ile wcześniejsze punkty oporu były słabe to tutaj trafiło się twardsze mięso do przemielenia. Dowodzone przez bardziej sprawnego dowódcę pozycje obronne nie cofnęły się i dopóki nie poleciał konkretny Wpierdol z wielkokalibrowych automatów i magicznego ognia wspomożonego granatami, które już się kończyły. Ryśka trochę serce bolało, bo był wielkim entuzjastą szabru, a padający dowódcy wroga mieli uklejone z czarciego pyłu naprawdę przednie zabawki. Twardy troll w kościele trzymał Mossberga, który gdy tylko stracił kontakt z nieżyciem swojego właściciela zaczął się rozpadać. Szkoda.

Niestety szturmowanie kościoła zajęło tyle czasu, że Ryszard nie zdołał posłać nikogo do budynków przy Grunwaldzkiej by namierzał dla Beboka znajdujące się przy niej pojazdy. W ten sposób pod dworzec zwiał między innymi Challenger, na którego krasnolud ostrzył sobie zęby… ale co się odwlecze to nie uciecze, jak to się mawiało.
Udało się im tylko przejąć jedną ciężarówkę zaparkowaną na podwórku, która próbowała spierdzielić przed natarciem komandosów. Na szczęście szpica zdołała dobiec do pojazdu zanim ten wykręcił i w stylu iście gangsterskim nafaszerowano kierowcę i jego asystenta ołowiem. Na pace wieźli amunicję i materiały wybuchowe. Czemu nie zareagowali wcześniej i nie zwiali? Może ich “CzKowanie” było chujowe i nie połapali się że powinni to zrobić?
Zdobyty kościół otwierał drogę na tyły PWSZ. Ryszard brzydził się pedalskimi atakami od tyłu, ale wystarczyło, że pomyślał o “oskrzydleniu i chytrym ciosie w plecy” i wyrzuty sumienia mu przeszły.

***

Potyczka o Polibudę i Halę sportową była krwawa i gwałtowna. Ryszard w myśl doktryny Maksymalnego Pierdolnięcia puścił w szturm wszystkie swoje siły, samemu czerpiąc moc z wielu ukrytych w swoich kieszeniach flaszek. Wróg jednak nie miał zamiaru oddawać tego terenu Powstańcom. Ryszard szybko odkrył dlaczego.

Hala broniona przez BMP-1 i oddział dowodzony przez jakiegoś elfiego kutasa z ingramem-smartganem (heheszkowa spluwa swoją drogą) miała spore znaczenie. Krótka wymiana uprzejmości między stronami przy pomocy rakiet wyjaśniła Czarnym że powinni się poddać. Transportowiec przywalił swoją rakietką lecz trafił w jeden z budynków ostro go naruszając. Duet komandosów targających swoją wyrzutnię przywalili dużo celniej wyłączając maszynę i pozbywając się jej na dobre. Oddział wroga i obstawa maszyny waliła z punktów strzelniczych na ścianie hali, ale i oni zostali zdjęci dość prędko. Elfiok z peemem zdołał jednak namierzyć dowodzącego akcją Ryszarda i pobiegł na niego w szaleńczej szarży sypiąc niecelnym ogniem. Para kul władowana w kruchego elfa powaliła go na ziemię. Poprawka z obrzyna pozwoliła na definitywne rozwiązanie jego kwestii.
Zaraz po tym komandosi przystąpili do szturmu Hali jednak to co zobaczyli w środku przeszło ich najśmielsze myśli.

Potężny budynek był wypełniony różnymi koszmarami wyczarowanymi z czarciego pyłu i przy pomocy plugawych metod naukowców z CzK i Projektu Vaselego. Czy coś tutaj testowano, czy co… Kocięba nie mógł określić, ale wolał nie ryzykować. Kazał wszystkim odpalić nagrywarki w scooterach by można było wszystko pięknie udokumentować. Potem kazał wprowadzić do środka zdobyczną ciężarówkę i zainicjować eksplozję towaru na jej pace.
Po paru minutach po tym jak komandosi udokumentowali wnętrze Hali, ta przestała istnieć wysadzona fajerwerkami z czarciego pyłu. Podobnie jak inne ohydztwa w środku zgromadzone.
Ryszard od razu puścił swój oddział prosto na PWSZ czując że mogą znaleźć w tej okolicy więcej “haków” na wroga. Naprzeciw jego oddziałów znów stanęli zaciekli obrońcy. których należało wyeliminować. Druga przeciwpancerna rakieta została zużyta na lekki czołg Sabre, który ukryty pośród uliczek zaczął walić w kolumnę pojazdów i w piechociarzy.
Za cenę kilku uszkodzeń i trupów udało im się rozwalić pojazd, który ostro namieszał im w szykach. Z budynków sypał się ogień. Kolejne budynki trzeba było szturmować, dziurawić, przerabiać na sito i ogólnie robić konkret rozpierduchę. Ogólnie osiedle kawałek po kawałku przestawało istnieć zamieniane z gruzy i płonące zgliszcza.

Okazało się, że jednak wobec byłej uczelni musieli postępować ostrożniej.
Szturm pierwszego z brzegu budynku ujawniło że przerobiono uczelnię na archiwa i laboratoria. To co było w środku nie wyglądało na aparatury i pracownie uczelniane. Ryszard zameldował o tym i dostał konkretny przykaz by pod w miarę możliwości zająć obszar i dokonać jak najmniejszych zniszczeń. Dokumentowanie video było musowe, jednak zachowanie fizycznego sprzętu było bardzo ważne.
Sierżantowi to nie pasowało. Uważał że to wszystko trzeba zwyczajnie rozpierdolić, ale fakt że w środku były też “teczki z hakami” (czyt mokry sen każdego polityka) to Rychu musiał uszanować prośbę dowództwa. Dodatkowo ostrożność spowolniła atak Powstańców.
Wróg wykorzystał to do przegrupowań i przenoszenia obrony. Co prawda dzięki temu odsłaniał się na ataki od Grottgera i Kocięba miał nadzieję, że ktoś z towarzystwa to wykorzysta. Nie omieszkał nadać prośby o “podgryzienie wroga” by rozciągnąć jego linię obrony.
Ostrożność oznaczała też ograniczenie użycia potężniejszych kalibrów. Zwalało to dużo więcej pracy na piechurów, którzy drużynami ładowali się do głównego budynku uczelni walcząc o każdy korytarz i każde pomieszczenie. Kocięba w trakcie szturmu wypstrykał się praktycznie ze wszystkich granatów i paru jednorazowych czarów które przygotował na naprawdę ciężkie momenty.
Zapewniło to jednak konkretną przewagę, która pozwoliła żołnierzom systematycznie poszerzać kontrolowany perymetr i wydzierać kolejne obszary które należały do przeciwnika.
W jednym z kulminacyjnych momentów Ryszard wpadł w końcu na wrogiego dowódcę.
Dopancerzony człowiek po lobotomii, z jakimś komputerem zamiast mózgu dowodził całkiem sprawnie pozbawionymi emocji wojakami. Dostrzegając czarodzieja poszedł według zwykłego protokołu - geek mage first. Rychu ledwie uskoczył przed falą ołowiu jaką w niego posłano. Na szczęście to odciągnęło uwagę wroga od reszty komandosów, którzy granatami i krótkimi seriami pozbyli się odstawy Komandora Półczerepa. Ten mechanicznymi ruchami krył się za osłoną, i wychodził zza niej by walić długimi seriami ze swojej giwery. Skulony za osłoną Kocięba przywołał moce, stworzył małą geomancyjną żyłę, przyspieszył się, po czym tak naładowany przystąpił do dzieła zdzierając czarami pancerz z przeciwnika po czym wpakował mu z obrzyna trzy brenetki. Przeciwnik aż rozdziawił ryj patrząc na to jak niewiele zostało z jego korpusu po czym zwalił się. Najwyraźniej oprogramowanie jakie mu wgrano nie przewidywało takiej możliwości i się kolega zdziwił.

Wraz ze śmiercią dowódcy pozostali obrońcy PWSZtu zaczęli się sypać dużo szybciej z powodu spadku koordynacji.

Już wkrótce Kocięba będzie mógł nadać meldunek że uczelnia została zajęta.
 
Stalowy jest offline