Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2019, 22:01   #3
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Ranek 15 grudnia znów dopisał pogodą. Choć brunetkę obudziły promienie słońca wpadające do jej sypialni, to Maksima nie było już w łóżku. Zza okna dochodził dźwięk rąbania drewna. Cóż, zdawać się mogło, że cybernetyczny smok znalazł swoje miejsce na ziemi. Odnajdywał radość w codzienności. Gdy tylko wyszła na korytarz usłyszała pochrapywanie. Bliskość Wojtka zmaterializowała się w tej jakże przyziemnej postaci.

Żeńka zachichotała pod nosem.
Nastawiła czajnik i wciągnęła gruby, gryzący sweter. Pachniał jak chata. Zamarzyła jej się kanapka chleba z masłem. I sola. Grubo posypana solą pajda.

Przez chwile obserwowala Smoka przez okno. Miala wrazenie, ze znaleźli się w umbralnej bańce. “jeszcze chwilę” poprosiła w myślach nie wiadomo kogo.

Pogrzebała w zapasach i wyciągnęła konserwę mięsną. Z puszką i miska ruszyła do Dzikiego Serca. Wiedziała, ze Rychu miał jej coś do przekazania. Bańka musiała poczekać.

Dzikiego Serca nie było w domu. Obok jej drwala przebiegały ślady wilczycy, która najwyraźniej z rana puściła się w stronę lasu. Cóż, też manifestowała swoją niezależność. Oby tylko nie natrafiła na nikogo, kto mógłby źle odnosić się do jej “smrodu Żmija”.

- Dzikie Serce mówiła kiedy wróci? - Żenia dopytała Dragana - Poszła zapolować?
Kiwnął głową, układając kolejny kawał drewna na pniu.
- Tak, stwierdziła, że nie będzie nas objadać przed zimą. Ale myślę, że będzie niedługo. Mówiła, że czuje zające w okolicy.

- Potrzebujesz pomocy? - Żenia skinęła głową, przyjmując informacje o królikach. - Przynieść ci pniaki do łupania?
Zarzucił siekierę na barki i uśmiechnął się szeroko.
- Nie dam mojej ciężarnej żonie biegać z pieńkami drewna - szczerzył się przy tym, jakby przedstawiała mu jakiś szalony pomysł pokroju uwolnienia Żmija.
- Ale może przygotujesz coś dobrego na śniadanie?
- Chcesz powiedzieć - Żenia przysunęła się i objęła Smoka w pasie odchylając się by móc patrzeć mu w twarz - Że próbujesz nas wpisać w model podstawowej jednostki 2 plus 1? I że miejsce ciężarnej żony jest w kuchni? - pytaniu towarzyszyło zawadiackie uniesienie brwi.
Szybkim ruchem Maksim uniósł siekierę, tak, że stylisko znalazło się za dziewczyną. Przyciągnął ją bliżej siebie, tak, że poczuła jego nabrzmiałe od wysiłku mięśnie.
- Myślałem o czymś bardziej wilczym. Model dwa plus sześć, albo dwa plus dziewięć - po czym pocałował ją mocno bez żadnego ostrzeżenia.
Udało się mu odwrócić uwagę dziewczyny, która otwierała usta by mocno zaprotestować.
Sześć lub dziewięć… Oszalał!
- Na razie ogarnijmy to jedno co się kluje - dłonie Żenii z automatu zacisnęły się na twardych pośladkach Dragana - Świat nie jest gotowy na sześć czy dziewięć małych szklanych Smoków.
Tym razem to ona pocałowała męża.
- Masz na cos ochotę? - specjalnie rzuciła dwuznaczne pytanie.
- Mhm - wymruczał, a ona poczuła jak stylisko siekiery prowadzone jedną ręką Szklanego Smoka wbija się w pień. Drugą ręką owinął ją w pasie i uniósł jakby nic nie ważyła.
- A może faktycznie zrobię jeszcze coś, żeby zgłodnieć. W końcu w ciąży bardziej już nie będziesz, prawda?
Poczuła, że się przesuwają. Na szczęście do chaty, a nie gdzieś na śnieg.
- Prawda - zgodziła się, ochoczo współpracując. - Wojtek. Jeszcze śpi. Dasz radę być cicho?
- podroczyła się czując szybciej krążącą krew w żyłach. Cofała się na palcach by móc przy okazji całować usta i twarzy Dragana.
- Już chciałem zaproponować coś innego - przyparł ją na moment do ściany zdejmując swój sweter - widzisz nie obudziło go rąbanie drewna… pytanie jak głośni musielibyśmy być…
Zaczęli sprawdzać stopniowo.

***

Dzikie Serce wróciła do domku zanim Ronin się obudził, a Dragan i Żenia już spokojnie leżeli w ciszy ciesząc się bliskością.
Wilczyca zmieniła postać i wyłączyła wodę w kuchni. Przygotowała też śniadanie i rozsiadła się w jednym z foteli. Zaciągnęła na siebie długi kardigan zakrywający jej nagość. I czekała aż ktoś wstanie.

Tymczasem z pokoju Ronina chrapanie dobiegało nieprzerwanie.

- Muszę z nią pogadać - rozczochrana Wrona wygrzebała się z objęć Dragana i na wpół przepełzła, na wpół przetoczyła przez ogromne ciało - Sam na sam. Zjedz śniadanie w międzyczasie. Musisz odzyskać siły. Ojciec mojego dziecka nie moze byc slaby.
Przez moment protestował z miną: “Ja słaby? Jak to?”. Po chwili zaczął na siebie wciągać sweter.
Żenia roześmiała się cicho i podreptała do dziewczyny. Kilka razy obejrzała się za siebie na Dragana.


***


Kamila czekała pijąc herbatę. Na twarzy miała zaschnięty kawałek krwi, który albo jej nie przeszkadzał, albo go nie zauważyła, albo był manifestacją: “jestem wilkiem, nie zapominajcie o tym nawet gdy piję herbatkę w wygodnym fotelu”.
- Cześć - uśmiechnęła się szczerze do brunetki.

- Część. Jak kroliki? - Żeńka uwaliła się w fotelu obok Kamili - Co z tobą? Jak dziewczyny? Jak Rychu daje rade?
- Przyniosłam kilka, zjadłam jednego. Cóż, mamy nowych szamanów. Powiem ci, że robią niesamowite postępy. Chyba większe niż ja robiłam w tak krótkim czasie po rytuale. A Rychu? Cóż, jak my wszyscy… jest na rozstajach. - Twarz Kamilli spochmurniała, a Żenia zyskała dowód na to, że jej wizyta nie była przypadkowa. W wataże działo się źle.
- Co to znaczy dokładnie? - Wrona spojrzała na Kamilę z uwagą.
- Po co to wszystko robiliśmy? Pomyśl. - Kamila odłożyła kubek i podciągnęła nogi na fotel. Teraz praktycznie całe jej ciało poza twarzą skrywał luźny kardigan.
- Wilkołaki nas krzywdziły. Paskudziły nam życie na wielu poziomach. A teraz? Przyjęli nas w swoje szeregi i jesteśmy jedną wielką szczęśliwą rodziną. To tak nie działa… - pokręciła przecząco głową.
- No nie. Dlatego mieliście zajac sie czyms innym niz tylko sept. Nie?
- Tak. Rychu odchodzi. My obchodzimy. Kończymy z tą gromadką. Musimy skupić się na sobie - powiedziała obserwując drugą brunetkę z uwagą.
- Hmm ale taki był plan. - Zenia uśmiechnęła się krzywo - Rychu nie rozmawiał z wami?
Dzikie Serce na moment się zdziwiła. I to wystarczyło, żeby Żenia zrozumiała. Była tu we własnym imieniu, a nie Rycha. Nie ufała alfie i chciała rady ze strony Żenii. A teraz wszelkie jej wątpliwości się rozwiewały.
- I co dalej? - zapytała Kamila.
- To zależy. Czy chcecie odejść same, z Rychem czy dołączyć do mnie wedle oryginalnego planu.
- Tyle tylko, że oryginalny plan nie zakładał wojny, której widmo jest nad nami. Władza Czarnego posypie się jak domek z kart. - Coś podpowiadało Żenii, że pierwsze wrażenie było mylne. Że Rychu jednak wdrożył Dzikie Serce w szczegóły. Tyle, że wszyscy mieli jakieś dziwne wątpliwości.
- Czy znów zaczną nas ścigać? Haradowi byłoby to na rękę. - Zakończyła Kamila.

- Zależy jak to rozegrać. Nie rozumiem. Odchodzicie. Brzmi jakby to było postanowione. Ale z tego co mówisz jednak nie jest. O co chodzi tak naprawde?
- Chodzi o to, że jesteś istotna w całym tym planie. A Rychu nie spodziewał się, że będziesz w ciąży. Wiesz, to nie jest grypa.
- No jestem. I jak grypa takie rzeczy się zdarzają. Co to zmienia? Zmienia tyle, ze pewne rzeczy muszą przyspieszyć a inne będę musiała ogarniać zdalnie. Boicie się, ze was oleje przez ciążę? - Żeńka doznała olśnienia.
- Tak, boimy się. I boimy się, że bez ciebie i układu z Czarnym inni nas rozszarpią.
- Ilu ludzi ma teraz Czarny? Z Wyjcami?
- Ich wataha to siedem osób. A cały Caern to około czterdzieści osób. Z nami.
- Ty i reszta to jakies 10% septu. Gdyby zebrać innych, Czarny uzyskałby większe wsparcie. Udało się wam zebrać informacje na temat krewniaków i innych łatołakow?
- Z krewniakami tak sobie. Większość informacji jest w łapach Zaara. Ale wiemy trochę o innych łatołakach. Mamy kilka kontaktów w Czechach i jeden na Białorusi. Ale na razie tylko przez sieci. Dopiero szykujemy się do spotkań oko w oko. Ja mam to ogarnąć wracając stąd.
- Ok. Kazachstan… Wiem jak to brzmi. Ale podobno było tam około tysiąca krewniaków. Czy nadal żyją? Nie wiadomo. Michail ma sprawdzić przy pomocy duchów. Chciałabym ruszyć tam i sprawdzić. Rychu gadał z Czarnym?
- Od kryzysu Czarny gada ze wszystkimi po kilka razy na dzień. W jakiej kwestii? Obronności?
- Odejścia, Dzikie Serce.
- Nie. Czeka na to co ty powiesz.

Żenia zamyslila się przez chwile.
- Ile osób wie o mojej ciąży?
- Ja, Rychu, Czarny. Jeśli Czarny to pewnie Zaar. Pewnie też Harad, choć nie wiem na ile Czarny mu powiedział. Rychu dowiedział się jako twój dawny alfa. Powiedział mi. Czarny nadal utrzymuje w caernie wersję z waszą utarczka i twoim zniknięciem.
- Jesli tak to Harad nie wie. Ok. Myślę, ze warto zrekrutować kontakty o jakich mówiłaś. Wtedy nasza wataha będzie większa. To samo w sobie będzie przeciągało punkt ciążenia i będzie dobrym motywem do złożenia lojalności wobec Czarnego ale odsunięcia się od Septu. Ciężko będzie przełykać duża watahę latolakow. Poślę… Nie. Pojedziemy tam razem. Ty i ja. - Żenia obserwowała reakcje Kamili - Kiedy masz te spotkania?
- W przyszłym tygodniu. W zasadzie za sześć dni.
Dziewczyna podrapała się po obojczyku.
- Myślisz, że chłopaki pozwolą ci iść? - spojrzała na płaski jak dotąd brzuch wilkołaczki.
- Na razie nie umieram. To będzie szybka akcja, chciałabym wrócić na święta. Zobaczymy. Może dadzą się przekonać - Wrona zakończyła wypowiedź uśmiechem .
- W takim razie ruszamy jutro. Niestety dla ciebie najłatwiej przemieszczać się wilkom. Granice są dość mocno obstawione. Tutaj jest kilka patroli. Nie wiem czy zdążymy wrócić na święta. Nie dam rady tego obiecać.

- Zobaczymy. Teraz trzeba to sprzedać Draganowi… idź zbudź Kła na śniadanie.

***

- Kochanie… - Żeńka doszła do wniosku, ze Smok po porannym seksie i śniadaniu powinien być w optymalnym stanie na obgadanie krótkiego wypadu rekrutacyjnego - możesz poświęcić mi chwilę uwagi?
Wbrew pozorom zagaiła kokieteryjnie.
- Z najwyższą przyjemnością oddam ci całą swoją atencję - odpowiedział płynnym rosyjskim.
- O. Uczyłeś się - Zenka wcisnęła się Draganowi na kolana i pogładziła brodaty policzek. - To świetnie. Jestem z ciebie dumna. Nasza fasola ma wspaniałego ojca.

- Myślisz, że fasola będzie dumna ze mnie?
- Z pewnością. Dokonałaś wielkich rzeczy. - Powiedział bez wahania, choć ciężko powiedzieć, żeby były to rzeczy jakimi należy chwalić się dziecku.
- Naprawdę? - Żenia uśmiechnęła się lekko -
A co uwazasz, za najlepsza moja cechę?
- Zimną krew. Z każdej sytuacji się wywiniesz, bo nie panikujesz.
- Hmmm - mruknięciem pokryła niejakie zaskoczenie - No tak. Ja w tobie najbardziej cenię lojalność. - Zenia pogłaskała biceps męża - i to, ze bezgranicznie wierzysz w tych, którym zaufałeś.
To sprawia, że nie chcę nadszarpnąć twojej wiary we mnie. I staram się byś był ze mnie dumny.

Wtuliła się, układając głowę w zagłębieniu ramienia Dragana
- Jestem dumny. I nie wiem co mogłoby nadszarpnąć wiarę w ciebie.
- Bardzo to dla mnie ważne, Maksim. Myślę, że to duży obowiązek i odpowiedzialność. Nie tylko wobec Ciebie i fasoli. Ale i wobec innych, którzy we mnie wierzą. Na przykład wataha Smoka. Potrzebuje mojego wsparcia i przywództwa. To nie jest dobry moment by rzucac recznik, prawda?
- To dla nich trudny czas. Rozumiem to. Chcesz im napisać list ku pokrzepieniu serc? Tak? - zapytał głaszcząc ją delikatnie.
- Wiedzialam, ze zrozumiesz - Zenia niemal wykrzyknęła radośnie - Nie. Wiadomość poniesie Dzikie Serce. Ku pokrzepieniu serc. Ale myślisz, ze słowa, pochodzące ledwo od ragabasha nie galiarda, rzeczywiście pomogą?

Nie dała Smokowi wpaść w słowo:
-bo ja jestem fanem przywództwa na przykładzie, lead by example… wierze, ze na pewno umocniło by watahę i potwierdziło, że matka Twego pierworodnego jest godna ciebie i fasoli.
- Nie rozumiem. Możesz jaśniej? Chcesz znaleźć jakiegoś Galiarda, tak? - przerwał głaskanie dziewczyny.
-Tak. Jest szansa na Białorusi i w Czechach. Pojechałabym szybciutko sprawdzić i wrócę w kilka dni. - Żenia cmoknęła Smoka w policzek jakby wszystko bylo zalatwione.
- W sumie, może to nie głupi pomysł - powiedział zaskakując dziewczynę. - W tej chacie można umrzeć z nudów. A tak, krótka przejażdżka przed świętami. Możemy jechać.

- Zostawisz Wojtka samego? Obrócę z Dzikim Sercem a wy moglibyście zapolować i zrobić zapasy… Albo… skoczyć powęszyć za Kazachstanem?
- Wojtek jest już duży. Nie potrzebuje mnie, żeby polować.
- Ja Ciebie potrzebuje zawsze. A tez jestem duza - choć w porównaniu ze Smokiem była ledwo kruszynką - Dzikie Serce sugerowała wilcze formy.
- Poradzę sobie - burknął, choć wyraźnie wstawka o wilczych formach wywołała nutkę niepokoju na jego obliczu.
- Czym się martwisz? - Żenia jeszcze chwilę łudziła się o wyprawie solo ale niepokój Smoka ją martwił.
- Martwię się, że władujesz się w coś. Że wdasz się w walkę. Że oberwiesz w brzuch… - ścisnął ją nieco mocniej przy tych słowach.
- Obiecuję ci, że walka jest i będzie ostatnim krokiem. Nahajka chroni fasolę - Żenia przesunęła dłoń Smoka na swój brzuch - I mój Smok też. To dziecko jest cholernym Fortem Knoxx. Jeśli pojawi się podejrzenie jakiegoś syfu, wycofam się. Dobrze?
- Spójrz na mnie - ujął jej twarz w obie dłonie i przysunął się. - Chcę być przy tobie i wziąć na siebie każdy atak, nawet taki jakiego się nie spodziewasz. Nie chcę, żebyś podejmowała ryzyko, ale cię nie powstrzymam. Dlatego jedno co mogę zrobić, to iść z tobą.
Żenia pokiwała głową wpatrując się w złotawe oczy Maksima:
- Kocham Cię. I fasolę. Ty decydujesz, czy jest bezpiecznie. Stwierdzisz, ze nie, wycofamy się.
Zenia lekko zacisnęła dłonie na nadgarstkach Maksima. - Nie bede ryzykować niepotrzebnie.
- Dobrze. Kiedy wyruszamy?
- Jutro. Chciałabym wrócić na święta. Dzikie Serce ma dane miejsca spotkań, możemy omówić trasę.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 30-09-2019 o 22:04.
corax jest offline