Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2019, 22:02   #4
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Przekonanie Wojtka do pozostania w chacie w czasie gdy cała grupa ruszy w siną dal nie było łatwe. Ale jednak Córka Ognistej Wrony stanęła na wysokości zadania przekonując starego ronina do pozostania na tyłku.

16 grudnia wyruszyli. Dziewczyny w formie wilków i Dragan z wielkim plecakiem. Trzy noce wędrowali do granicy z Białorusią. Na granicy problemem okazały się drony zwiadowcze. Oczywiście nikt nie chciał legitymować wilczyc wędrujących przez pas ziemi niczyjej, ale Dragan z wielkim plecakiem zgodnie z przewidywaniami Sonii był problemem. I wtedy okazało się, że byli śledzeni. Bury kieł przejął kontrolę nad dronami i rozesłał je na patrole w innych miejscach klepiąc Maksima po ramieniu.
W geście było coś w stylu “może i komandos z ciebie, ale jeszcze się wiele musisz w życiu nauczyć”.

21 grudnia byli w małym miasteczku Horki, którego nazwy nikt z nich nie kojarzył. Podobno kontakt z jakim mieli się spotkać codziennie chodził na kawę i jajecznice do jednej i tej samej restauracji. Spędzał w niej czas od godziny 10 do godziny 13.

Nikola Sidorski był podobno uczniem Samuela Highta jeszcze w Nowym Meksyku, więc z czasów gdy Highta fascynowała magia. Wtedy Sidorski był nastolatkiem. Zaszył się po śmierci Highta i nie odpowiedział na próby kontaktu ze strony Samsona. W zasadzie nie mieli potwierdzenia, że żyje do czasu aż nowe Szamanki Rycha nie zaczęły budowania siatki informacyjnej opartej na duchach.

Stwierdzenie Dzikiego Serca o “umówionym spotkaniu” okazało się nadużyciem. Nie nawiązali do tej pory żadnego kontaktu z Sidorskim.

- To jak to rozegramy? - zapytał Ronin drapiąc się po kilkudniowym zaroście.

- Dzikie Serce, jaki miałaś plan? - Żenia spojrzała na wilkołaczkę - pojść na kawę i jajecznicę? Chłopaki obstawią teren?

- Tak, chciałam po prostu pogadać. Wiesz, koleś od lat żyje sam. Czyli albo z jakiegoś powodu nikt go nie chce. Albo jest takim cwaniakiem, że woli życie samemu - Żenii nie umknęło, że przy tych słowach wzrok Kamili uciekł w stronę Ronina i Szklanego Smoka. Otoczyła się stadem samotników.

- Nie wiem też - kontynuowała - czy “obstawiania terenu” nie weźmie za jakąś formę zasadzki czy ataku.
- To ja się schowam - powiedział blisko dwumetrowy Maksim, na którym opinała się zimowa kurtka.

Kąciki ust brunetki drgnęły.
Kilka razy zanim zagryzła dolną wargę.
Nie to że nie wierzyła w umiejętności chowania się Szklanego Smoka.
Po prostu dostrzegała ironię.

- Dobra. Ja idę na jajecznicę i kawę...herbatę znaczy - stwierdziła radośnie. - Panowie się chowają. Kamila działaj.
Żenia przełknęła napływającą do ust ślinkę na myśl o świeżo przygotowanej jajecznicy.

Dzikie serce ruszyła za brunetką. Ronin i Maksim spojrzeli na siebie. Widać porozumienie między kobietami przekraczało ich zdolności poznawcze. Maksim wzruszył ramionami, Wojtek kiwnął głową i również oni ruszyli do lokalu.

Sama kawiarenka nie była wielka. Osiem stolików. Cztery niewielkie okrągłe, na dwie czy trzy osoby. Cztery kolejne były lożami dla czterech czy nawet sześciu osób. Jedną z takich loży zajmował ogolony na łyso mężczyzna. Stał przed nim pusty kubek po kawie i talerz po jakimś posiłku. On sam siedział i czytał książkę. Nie było problemem rozpoznanie tytułu. Składał się niemal z samych cyfr. 1984.

Nic nie wskazywało na to, żeby zanotował obecność wchodzących. Ronin klepnął Maksima i zajęli miejsce w loży położonej po przeciwległej stronie sali. Dzikie Serce zaczęła od zdjęcia kurtki.

Wrona wcisnęła się za stolik by móc obserwować cel ....rozmowy no i jej przebieg. Chciała przy okazji sprawdzić Kamilę. W końcu niedługo nie będzie mogła robić wszystkiego sama a to był bezpieczny sprawdzian.

Rozejrzała się po knajpce sprawdzając czy to samoobsługa czy też może trzeba było ruszyć zadek.

Kelnerka szybko ich zobaczyła i ruszyła z czterema kartami. Nie wyglądały imponująco.
- To co? Idę z nim pogadać, a wy czekacie, tak? - zapytała Kamila.

- Tak - przytaknęła Żenia. Koleś musiałby być głuchy i ślepy, żeby się nie kapnąć. Skoro nie nawiewał, znaczyło, że jest szansa na rozmowę. Nie czytając karty Żenia zwróciła się do kelnerki z zamówieniem jajecznicy, sera i chleba. I masła. I herbaty. Dla wszystkich. Czyli dużo.
Maksim domówił do tego jedynie kawy, chyba po to, żeby ją zdenerwować. Wojtek natomiast, któremu zdarzało się brać udział w wielu posiłkach z Żenią postanowił zamówić sobie oddzielnie tosty. Nie wierzył, że Żenia zostawi coś dla nich.

Dzikie serce ruszyłą w stronę Nikoli. Jej ruchy i figura sprawiały wrażenie, jakby była co najmniej trenerką fitness. Prawdopodobnie surowe króliki dobrze wpływały na figurę i kondycję fizyczną.

Dziewczyna bez ogródek dosiadła się naprzeciw mężczyzny i przywitała się delikatnie unosząc dłoń. Niczym nieśmiała nastolatka. On uniósł wzrok znad książki, po czym sięgnął po zakładkę, którą do niej wsunął i odłożył na lewo od siebie. Słuchał i wpatrywał się w rozmówczynię. Ona zaś spinała się. Niczym wilk, który miał udawać owcę. Albo człowieka…

“Ciekawe jakby to załatwiała bez nas” - zastanowiło Żenię.
Czekała na rozwój sytuacji dodając Kamili otuchy lekkim skinieniem głowy.

Chwilę jeszcze mówiła Kamila. W końcu on zaczął odpowiadać. W między czasie podeszła kelnerka z zapytaniem o coś dla dziewczyny. Znów kilka zdań z jego strony, aż w końcu zabrał książkę i wykonał gest jakby odprawiał Dzikie Serce. Wilczyca jednak nie dała się odprawić. Zaczęła mówić nieco głośniej. Nie akceptowała odmowy. On zaś zaczął ją ignorować. Kelnerka postawiła obok Kamili szklankę wody. A potem zaczęła przynosić jedzenie dla reszty ekipy.

Zapach jajecznicy zawiercił w nosie Wrony, która aż zatarła dłonie. Przy okazji przywołała Kamilę. Głodny wilk w ludzkiej formie, któremu ktoś podaje na śniadanie ignora był dobrym gwarantem na burdę.
Żenia capnęła swój talerz i dwie pajdy chleba i ruszyła na wymiankę.

- Cześć - siadła nie na przeciwko ale z boku łysola i wgryzła się wygłodniale w chleb - ta jajecznica pachnie nieziemsko. Nic dziwnego, że się nie chcesz stąd ruszać. Jestem Żenia i wiesz, że Height nie żyje? - zapedałowała w parujących jajkach.

- Cześć. Wiem. I nie zmienia to niczego w moim życiu. Wiesz, że Putin nie żyje? - postanowił odbić piłeczkę w dość niefortunny sposób. Przez cały czas nie odrywał spojrzenia od książki.*
- No wiem, ale to akurat zmienia dość sporo w życiu wielu osób. Myślę, że w Twoim też. - Żenia perorowała dość radośnie jedząc z apetytem.
‘Wiesz, że go zabiłam?” cisnęło się jej na usta jako kolejne pytanie.

- Wiesz, że Minotaur jest wypaczony? - dziobnęła widelcem w jajko z przejęciem godnym szermierki.
- Wiem. Co nie znaczy, że dam się zrekrutować Tancerzom Czarnej Spirali. Były tutaj już dwie watahy przed wami. Oferowali bogactwo i inne cuda wianki - polizał koniuszek palca i przewrócił stronę w książce. - Jak widzisz oni poszli, ja zostałem.

- Doskonale. Potrzebujemy silnych i doświadczonych w wataże - Żenia uśmiechnęła się wycierając chlebem talerz - Wiesz co jest w Kazachstanie?
- Z pomocą USA wygrali wojnę z Rosją. W 1984. Było to spektakularne, bo Rosja posiadała przytłaczającą przewagę. Poza tym nie szykuję się do startu w Milionerach, więc ciężko mi coś powiedzieć.

- I słusznie. Szkoda upubliczniać twoje pysio. Z ciekawości skoro cuda wianki i kasa cię nie interesuje to może zainteresuje Cię wiedza?
- Wiem dość o Żmiju. Nie potrzeba mi waszej nauki.
- Oj tam nie burmusz się. Waszej to znaczy czyjej?
Westchnął ciężko i zamknął książkę.
- Twojej. Dziewczyny, która targa ze sobą zmorę. Twoich dwóch kolegów. Dziadka z piętnem Ronina i wypaczonego Tkaczką osiłka. I dziewczyny, która nosi nie swoje skóry. Waszej. Nie chcę się angażować w wielkie zbiorowisko Tancerzy Skór. Nie chciałem już, gdy rzekomo Haight znalazł drogę z powrotem z piekła. Teraz tym bardziej nie mam zamiaru.

- Ale ja nie chcę, żebyś się angażował w wielki zbiorowisko Tancerzy Skór - Żenia uniosła w zdziwieniu brwi - Wolałabym, żeby pomógł z wielkim zbiorowiskiem krewniaków. Nie tylko gajan ale i czarnych spiral. I ci i ci mają dość często ostro przesrane. A teraz po wypaczeniu Minotaura i zamieszkach światowych będą mieć przesrane przesrane ostro bardziej. Ale możesz poczekać aż spirale pójdą po rozum do głowy i wrócą nie po prośbie. I tak wiem. Jesteś ponadto, samotna wyspa i tak dalej. Tylko możesz jeść jajecznice i czytać książki odliczając dni aż w końcu cię ktoś dopadnie, albo możesz pomóc nie nam tylko innym i dołączyć do nas. Nie obiecuję cudów ani wianków, ani bogactw. Raczej pogardę i patrzenie z góry. Reklama typu meh ale chyba lepsze od odkreślania dni w kalendarzu. No to teraz wróć do Orwella i delektowania się wiedzą. - Żenia uśmiechnęła się ciepło i zgarnęła ze stołu talerz. Podniosła się by wrócić do stolika ekipy.
Sięgnął ręką w jej stronę. Złapał ją za odsłonięte przedramię.
- Czekaj.

Ale zadziało się coś jeszcze. Poczuła go w swoim umyśle. Usłyszała “Co jeszcze ukrywasz?”. Był to głos łysego mężczyzny, choć z pewnością nie ruszył ustami. Sięgał jak wcześniej Zmora do zakamarków jej umysłu. Aż w końcu usłyszała i ją. Zmora, która milczała od wielu dni teraz nagle przemówiła swoim dziewczęcym głosikiem.
“Wypierdalaj gnoju, bo urwę ci łapy przy samej dupie”

Puścił Żenię. Cała scena trwała może sekundę. Maksim stał mniej więcej półtorej metra od swojego stolika. Wyraźnie zatrzymał się patrząc na to co się dzieje. Łysy Nikola uśmiechał się w stronę Córki Ognistej Wrony.

- Dlaczego ktoś miałby mnie dopaść? Nikomu nie wadzę.
- Zawadziłeś jemu - Żenia wskazała głową na męża - Jej. Spróbujesz raz jeszcze, to zawadzisz i mnie. - Żenia poklepała Nikolę po ramieniu jakby zupełnie nie rzuciła właśnie groźby. - Myślę, że z twoim urokiem osobistym zawadziłeś wielu osobom, a Spirale nie mają wpisane w postulat nadstawiania drugiego policzka. Jak się uprą, do współpracy zmuszą cię tak czy siak. Albo po prostu zabiją i zjedzą by przejąć twoje zdolności. W końcu jesteś tylko człowiekiem…
- Rozumiem, że przez swój błogosławiony stan nie możesz ruszyć do Kazachstanu. I chcesz, żeby ktoś odwalił czarną robotę. Bo mam się martwić innymi krewniakami. Tak jak kiedyś ktoś martwił się o mnie. Wziął w opiekę. Przygarnął. Poprzytulał. A nie… nic takiego nie miało miejsca. Dlatego zaczynasz mi grozić. Metoda kija i marchewki. Sprytne. Służby specjalne? Młoda jesteś, ale podobno rekrutują już nastolatków. KGB? CIA? Oba? - choć nie wydawał się zastraszony, to wyraźnie zmienił ton. Żenia czuła, że trafiła w punkt, dlatego on przechodził do kontrataku.

- O rany. Trzeba było mówić, że za przytulanie i uściski rozważysz ofertę - Wrona rozłożyła ramiona - No to chodź… - uśmiechnęła się wilczo choć oczy błyszczały rozbawioną ironią. - Nie do Kazachstanu nie wysłałabym ciebie. Za bardzo rzucasz się w oczy ze swoim emofakju imagem. *

Nikola wychylił się lekko, żeby zerknąć na Dragana. Siwego osiłka w lustrzankach.
- Czyli cierpisz na permanentny deficyt osobników nie rzucających się w oczy.
Żenia zachichotała.
- Coś w tym stylu. I takich, którzy potrafią coś więcej niż użalać się jedynie nad swoim losem. Przemyśl kwestię i wybierz rozwiązanie, które zapewni ci większe szanse przeżycia, skoro o altruizmie i martyzmie mowy nie ma. Mam mało czasu, więc masz jakieś kilka minut nim uregulujemy rachunek. Jajka zajebiste. - Żenia uniosła kciuk.
- Właścicielka ma własną hodowlę kur pod miastem. Stąd kolor. Cały dzień tylko wpieprzają trawę i robactwo. Żadnej paszy - odpowiedział patrząc na swój dawno opróżniony talerz.
- Widzisz, ja nadal nie sądzę, żeby mi coś groziło - dodał spokojnie po chwili przerwy. - I nadal nie mam pojęcia czego byś ode mnie chciała. Ta cała Kamila sugerowała wyjazd do Polski. A ty?

- Polska w tej chwili to miejsce startowe. Mamy tam zapewnione wsparcie ze strony szamana Septu Słońca. Zależy ilu udałoby się zrekrutować na chwilę obecną. Docelowo lokacją byłaby Ukraina. Co do chcenia, chcę odnaleźć jak najwięcej krewniaków i Tancerzy Skór. Zebrać ich do kupy bo kupy jak wiadomo mało kto chce tykać. Zorganizować dużo rzeczy: nie każdy krewniak opływa w luksusy albo ma super warunki życia, kasa, nauka, pomoc krewniakom w odnalezieniu swojej tożsamości i głosu we wspieraniu Gai. Utopia, co nie? Ale myślę, że jeśli udało mi się rozpocząć ruch zjednoczenia garou jako kami, to krewniaków też się da. W końcu byłam jedną z nich. Z twoją pomocą byłoby fajnie. Ale cóż. Ja do łba ci wleźć nie potrafię by zasiać swoje życzenia. - Żenia wykonała dłonią sygnał ‘ zbieramy się’.

Wojtek zaczął napychać się końcówką tostów. Dzikie Serce dopiła wodę w trzech dużych haustach. Dragan wstał i wsunął dłonie w kieszeń kurtki.

- Czyli też przeszłaś rytuał świętego odrodzenia, tak? Dziwne. Duchy mi tego nie powiedziały.
Wstał, wyjął kilka banknotów i rzucił je na stół.
- Cóż, mogę się pofatygować do Polski. Mogę zobaczyć co tam szykujecie. Ale nie wkręcisz mnie do żadnej watahy.
Wsunął ręce w kieszenie. Wyglądał podobnie w swojej postawie do Maksima.
- Mam na imię Nikolai. Ale znajomi mówią mi Kola - tym razem nie wyciągnął dłoni. Być może w głowie miał wspomnienie głosu Nahajki.

- Mi znajomi mówią ‘kurwa, Żenia, znowu?!” Ile czasu potrzebujesz na załatwienie spraw tutaj? Mamy parę miejsc do ogarnięcia a chciałabym wrócić do domu na święta.

Sięgnął po “1984”.
- Książkę muszę oddać do biblioteki i mogę jechać.

Wrona skinęła głową:
- Chodźmy do biblioteki - a wspomnienie Zapalniczki na motorze przed poznańską biblioteką stanęło przed oczami dziewczynie jak żywe. Wyciągnęła dłoń do Maksima, szukając w nim otuchy.

Kola sięgnął po płaszcz zawieszony przy wejściu i ruszył na ulicę ignorując całą ekipę dziewczyny.
Tymczasem Maskim stanął na wysokości zadania obejmując brunetkę w pasie i przyciągając do siebie.
- Wkurza mnie on. Wiesz? - powiedział cicho. Wojtek zdaje się to usłyszał, bo kiwał energicznie głową w czasie zapijania tostów herbatą.

- Nahajkę też wkurzył. Zobaczymy jak pójdzie dalej. Teraz biblioteka i ruszamy. Kama dokąd teraz? Masz kasę? - Żeńka ruszyła w stronę drzwi.*
Wojtek poszedł zapłacić.
- Cóż, teraz ja ruszam do Czech. Ale nie ma szans, żebyśmy zdążyli przed gwiazdką. Dziś jest 21 grudnia. Mogę tam iść sama. To jakieś dzieciaki. Pójdzie łatwo. - Odpowiedziała wywołana do odpowiedzi Kamila.
Wrona spojrzała na Maksima z pytaniem w oczach.
- Wróćmy na święta do chaty w lesie. A po nowym roku pojedziemy do Poznania zobaczyć co i jak - powiedział siwowłosy.
Żenia zmarszczyła chwilowo nos. Wizja świąt w chatce z Maksimem i Wojtkiem kusiła jak dzieciaka cukierki.
- Dobra. Kama jedź z Kolą na Czechy i wracaj do Polski. - Żenia kontynuowała już wyprowadzając gromadkę na ulicę do czekającego Koli. - Przedstaw nowych Rychowi i przekaż, że chcę się spotkać. I z nim i z Czarnym. Jakoś po Nowym Roku się zjawimy. Ok?

- Kola będziesz grzeczny? - Żenia uśmiechnęła się i z nienacka przytuliła mężczyznę. Matczyny instynkt do cholery?

Wzruszył ramionami.
- A czy byłem kiedyś niegrzeczny? - odpowiedział.
- Mam wrażenie, że za uszami masz tyle, że i koparką się nie przekopie - Żeńka wyszczerzyła się bezczelnie.
- A no może i mam. I co z tego? - powiedział spokojnie. Nadal nic nie wskazywało na to, żeby miał ochotę poznać tożsamości reszty ekipy.

Kamila chwilę coś analizowała. W końcu odezwała się po nerwowym przebraniu nogami:
- W zasadzie stąd nam lepiej iść na południowy zachód. A wam na południowy wschód, tam skąd przyszliśmy.

- Ok. - Żenia pokiwała - Kola, pomożesz z namierzeniem kolejnych ochotników? Jak już tak gadasz z duchami.

- Może.
- No pogadaj. Za dwa tulaski, co? - uśmiech Wrony był pełen jakiegoś spokoju. Po skoku adrenaliny i warkocie Nahajki nerwy jej opadły i teraz była w lekkim błogostanie.
- Tak. Za dwa tulaski, to oczywiście - powiedział nie zmienionym tonem emofakju.
- W takim razie na nas już pora - Kamila uściskała Żenię.

- Uważajcie na siebie - Żenia oddała uścisk wilkołaczki i dwukrotnie uściskała Kolę mrucząc pod nosem, że ona wywiązała się z umowy. - Do zobaczenia w styczniu.
 
corax jest offline