Matylda dłuższą chwilę leżała na łóżku i nasłuchiwała. Żaden dźwięk nie dochodził do jej uszu. Oczami wyobraźni widziała pokład zalany krwią i zimną, sztywną postać pana Bailleau leżącą samotnie na mokrych deskach. Potem zamiast jego twarzy zobaczyła swojego brata, Mateusza, a może to był Mikołaj? Jej ciałem wstrząsnął dreszcz, zacisnęła mocno oczy, aby nie widzieć więcej potwornych wizji.
"Weź się w garść. Weź się w garść. Weź się w garść!" Powtarzała sobie w myślach. "Żaden z nich nie byłby zadowolony, że leżysz tu i beczysz! Musisz dotrzeć do Francji, pomóc zgładzić mordercę swych braci, odnaleźć Mikołaja i zaopiekować się matką. Tyle rzeczy do zrobienia! Tyle ważnych rzeczy, a ty leżysz tu i użalasz się nad sobą. Matyldo!"
Matylda powoli wstała, zamoczyła chusteczkę w zimnej wodzie z dzbana, obmyła twarz i poprawiła suknię. Nikt nie może zobaczyć, że jest słaba, że się boi, że płacze. Któż wtedy powierzyłby jej ważne dla całej Francji zadanie? Już spokojniejsza, choć w środku wciąż czuła niepokój, przekręciła klucz w drzwiach i uchyliła je lekko. Nasłuchiwała co dzieje się na pokładzie. |