Przełożył flaszki pełne whisky do lewej reki, część upakował gdzie sie tylko dało. Dobył pałasz. -Czy jesteście gotowi, przyjaciele, na zabawę! Niech sie dzieje! Nie jesteście zbyt rozmowną kompanią ale myślę, że na pokładzie będzie okazja na poznanie sie bliżej. -Uśmiechną sie szelmowsko lecz serdecznie. -Proponuje aby piękne panie trzymały sie w środku konwoju.-Bawiła go ta sytuacja.
Poczekał aż wszyscy będą gotowi, po czym ruszył za panna de Vagborona.
Uliczki przemierzał ostrożnie lecz szybko. Był czujny i przygotowany na najgorsze, choć żal by mu było stracić choćby jedna z flaszek.
Gdy wyszli, przywołał gwizdem kruka. Wielkie czarne ptaszysko przysiadło na lewym ramieniu O'Connor'a. Wykrzywił sie z bólu, po chwili koszula zabarwiła sie nieznacznie na czerwono. Ptaszysko wpatrywało sie w wiedźmę, z zaciekawieniem. Kruk od czasu do czasu rozkładał skrzydła aby utrzymać równowagę kracząc przy tym głośno. Jakby chciał powiedzieć: '-Zwolnij O'Connor! Do diabła!'
__________________ Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym. |