Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2019, 21:24   #122
MrKroffin
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
alfara z Zaszirem przyjrzeli się kryształowym żyłom trzymającym strop w kupie.
Jak na moje to musielibyśmy zbudować tutaj niezłe rusztowanie.
Neff również przypatrywał się, zastanawiając czy jego kinetyczna bariera chociaż na chwilę dałaby radę utrzymać taki ciężar.
Mukale spojrzał z gniewem na Troę i Rowenę.
- I na cóż czekacie? Aż dotąd co chwila chlubiłyście się swoimi zdolnościami szamańskimi, jedna lepsza od drugiej. Teraz macie okazję się wykazać inaczej niż przez czcze słowo czy niejasne wróżby. Któraś potrafi pomóc Przybyszowi z Kryształu? - Nie czekając na odpowiedź, zwrócił się do Nephilina. - Rozmawiający z Duchami, czy jesteś w możności oswobodzić uwięzionego? Może pomoc naszych kobiet na coś ci się zda?
Mistyk odwrócił się w stronę dzikiego wojownika, przecząco kręcąc głową. Odpowiedział na głos, lecz wciąż starał się maskować swe myśli.
Niestety. Mógłbym wznieść barierę… tarczę szamańskiej mocy. Boję się jednak, że wytrzymałaby jedynie ułamek uderzenia serca. Być może gdyby czyjeś czary potrafiły jakoś ją wzmocnić, dałaby radę wytrzymać ciut dłużej. Coś takiego jak rytuał tworzący niewzruszoną sferę mocy. Z tego co pamiętam było to jedno z zaklęć z repertuaru legendarnego Leomunda. Tak czy inaczej, coś takiego doprowadziłoby pewnie w końcu do zawalenia się korytarza, więc teraz nie możemy chyba z tego skorzystać. Powiedzcie mi jednak, czy jesteśmy w stanie być pewni, że ta osoba jest z nami szczera?
O tym zapewnić cię nie zdołam, Rozmawiający z Duchami - odrzekł Mukale – lecz spośród tych, któryśmy spotkali w ciągu naszych łowów, jedynie Przybysz z Kryształu zdaje się posiadać mądrość o tym, do czego zaszło na tej martwej ziemi. Już to, że zna krainę Mutampa, daje nam poznać, że widział wiele i jego pomoc może być nam cenna, w przeciwieństwie do niektórych dalszych pobratymców. Jeżeli ktokolwiek ma być nam prawdziwą pomocą, on jeden. Jeśli zaś serce jego pełne jest przewrotności i jadu, zginie niechybnie w obliczu tak wielkiej naszej wielości, niczym pająk w walce z legionem mrówek.
Neff wciąż jeszcze nie miał pewności, co do prawdomówności przybysza. Informacje o plemieniu Golasa gith mógł przecież posiąść, czytając wspomnienia wojownika. W tym jednak momencie jednak elfa poruszyło coś innego. Od kiedy właściwie stał się na tyle nieufny? Czy to czające się zewsząd niebezpieczeństwo, czy może mroczna aura tego miejsca sprawiły, że popadł w taką paranoję? Wziąwszy głęboki oddech, wyłączył magię ochronną swego pierścienia i otworzył swój umysł dla Lig’gora.
Zróbmy więc co w naszej mocy, by mu pomóc.
Hanah dołączyła do rozmowy.
- No to jak chcemy się z tym rozprawić? - wskazała na kryształ. - Za pomocą kostura możemy spowolnić nieco upadek kamieni. Tylko to wciąż będzie spadać. Tarcza psychiczna może co prawda spowodować, że magia kostura przestanie działać.
Pelaios krytycznym spojrzeniem omiótł kryształ, ściany oraz sufit.
Szczerze powiedziawszy to jest ten moment, w którym mięśnie i spryt przegrywają z magią. Nikt z nas nie jest półolbrzymem, by podtrzymać strop. Nikt też nie jest na tyle szybki, by przenieść więźnia gdy podpora zniknie. Zostaje nam tylko zaryzykować z magią. Roweno… Hanah, nie mogłybyście odtworzyć tej pieczęci z wrót, ale znakami pokryć sufit? Zdaje się że służyła ona jako bariera.
Wątpię w to – odpowiedziała magiczka. – Ten, kto ją stworzył posiadał większą moc i wiedzę, aniżeli ja, nie wiem czy nawet wspólnie dałybyśmy radę zrobić coś podobnego. Glif udało nam się przełamać, ale to było szczęście, gdyby nie jej uszkodzenia nie wiem ile by nam to zajęło.
Kobieta westchnęła. Z torby przerzuconej przez ramię wyjęła księgę i zaczęła ją wertować.
Teraz żałuję, że znam głównie zaklęcia iluzji… Nie. Niewidzialność czy proste czary ognia lub lodu nam tutaj nie pomogą.
Wybaczcie, ale me przepowiednie nie ostrzegły mnie, że będzie trzeba nam dziś przenosić góry lub powstrzymywać lawiny. Na moje oko przydałby nam się tutaj mag przemian. Taki jak ten, który stworzył ten kostur, który trzymasz – Troa wskazała na tenże w ręce Hanah. –Taki to by załatwił to raz dwa.
Nie mamy jednak takiego jak mniemam. No chyba, że jednak ktoś zna czar przemian to można go przenieść na kostur. Na szczęście to nie jest niczym więcej jak przyspieszoną pracą fizyczną – kapłanka zrobiła krótką pauzę aby do wszystkich dotarło ci sugeruje. – Trzeba zakasać rękawy i po prostu zbudować podporę z tego gruzu.
Valfara spojrzała na nią nieprzekonana.
Nie wiem jak chcesz zbudować z gruzu coś solidnego, ale ja tego nie widzę. A jak nawet zbudujemy to co? Rozbijemy tutaj obóz po tym jak będziemy zmęczeni bogowie wiedzą jak długim ustawianiem tych kamieni? Przypominam ci, że ona może już do tego czasu nie żyć – wojowniczka wskazała na Astine, która krzywiąc się z bólu siedziała pod ścianą kawałek dalej w korytarzu.

Mukale obrócił się ku niej energicznie.
To może byś chociaż raz zaproponowała, co zrobić, miast wiecznie jęczeć i okazywać pogardę wobec reszty plemienia?! Na Przodków, gdybym był twoim mężem, ani jednego zęba byś nie miała! Chociaż kto by chciał taką…
Zamknij wreszcie mordę zasrańcu chędożony!
Pięść Valfary wbiła się w policzek Mukalego przekręcając lekko jego głowę. Druga natychmiast pomknęła ku jego brzuchowi. Uderzenie sprawiło, że delikatnie skłonił się w jej stronę. Złapała go za szczękę by ich wzrok był na równi.
Sam jęczy tylko i gada. I nie masz prawa mówić o moim mężu!
Słowa niemal wydyszała ze wściekłości, a Mukale wówczas wyrwał się z jej uścisku, który musiał przyznać miał w sobie jakąś siłę.
To było zbyt wiele dla wojownika. Wyrwawszy się z uścisku kobiety, sięgnął po Świętą Włócznię Kalamalli.
Na tyle cię stać, tak zwana wojowniczko? Komara byś nie ubiła - splunął pod jej stopy. – Dosyć mam twej bezczelności. Od pierwszych słów, któreś wyrzekła, jesteś mi uciążliwa niby kolec wbity w stopę. Czas to zakończyć. Wyjmij broń, kobieto. Ubiję cię jak sukę i wyrwę twoje spaczone łono.
Cely skupiła się wywołując przed oczami Mukalego ścianę z której wyrastały potężne kolce. Ściana była jedynie iluzją, lecz dziki wojownik wierzył w jej istnienie oraz to, że ta mogła go zranić.
Uspokójcie się do cholery! Obiecaliśmy, że póki co odłożymy waśnie! Oboje jesteście upierdliwi jak wrzody na dupie! Zresztą zrzędliwa czy nie, Valfara ma rację… Astine już długo nie wytrzyma! – wrzasnęła na awanturujących się.
Jak z nim skończę to będzie o jednego wrzoda mniej! – Valfara nie raczyła dać za wygraną. Ostrza wysunęły się z pochew.
Valfara... – Zaszir próbował zareagować, lecz zatrzymała go gestem.
Nie wtrącaj się! Pozbędę się go i będzie można zająć się prawdziwym problemem!
W tym momencie przed nogami wojowniczki buchnął ognisty pocisk.
Ani się waż… – zaklinaczka wysyczała przez zaciśnięte zęby.
Wtem przed pół-drowką stanął błędny rycerz z tarczą i uniesioną dłonią. Skrzypiąc metalicznie pokręcił przecząco głową.
Nie powiem Ci gdzie mam ten pieprzony rycerski kodeks i honorowe pojedynki. W tej krainie to honorem można sobie tyłek podetrzeć. Jeśli chcemy przeżyć musimy współpracować, także przestańcie się zachowywać jak dzieci!
Rycerz wskazał otwarcie na Mukalego.
Też mam po dziurki w nosie jego zachowań i przekładania naszych na jego kulturę, ale ona nie jest lepsza. – zauważyła Cely.
Hanah miała sama zareagować, lecz zaklinaczka ją uprzedziła. W zasadzie nawet dobrze wyszło, bo kapłanka samej obojga by nie spacyfikowała. Widząc, że Valfara jeszcze cokolwiek jest w stanie powiedzieć rzuciła się na Mukalego aby założyć mu chwyt unieruchamiający. W duchu modliła się do Ilmatera aby udało się bezkrwawo rozwiązać tę sytuację.

- Czy to twoja sprawa? - zwrócił się Mukale do Celaeny - Pozostaw naszą walkę między nami…
Korzystając z okazji Hanah spróbowała złapać Mukalego i zastosować na nim jeden z wyuczonych chwytów, lecz ten był dla niej zbyt masywny, a mięśnie jego tak mocne i twarde, że wydawało jej się jakby próbowała powalić kamienny blok. Wytrąciłą go jednak na tyle z równowagi aby przerwać jego wypowiedź.
Nigdy nie uważałam tej grupy za jakiekolwiek plemię, a ciebie za jakiegoś przyjaciela, ale dopóki, nasze przetrwanie zależy od nas nawzajem, to tak, jest to też moja sprawa, także uspokój się z łaski swojej! – Cely warknęła tym razem w stronę wojownika, a groźnie wyglądające kolce z wyimaginowanej ściany, wydłużyły się nieco zbliżając się o kilka centymetrów do mężczyzny.

Pelaios nie był specjalnie zdziwiony. Zły owszem, ale niemal wyczekiwał kolejnego sporu, o czym z resztą rozmawiał wcześniej z Hanah. Z początku chciał się wtrącić ale Cely powiedziała wszystko co można było powiedzieć.
Pewnie... Pozabijajcie się – mamrotał pod nosem nawet nie starając się przekrzyczeć Cely, czy narastającej wrzawy. – Jako trupy z pewnością sobie lepiej poradzimy... Na następną wyprawę zabieram nekromantę. Taki to zawsze się przyda…
Oparł się bokiem o kryształ i spojrzał przez taflę na nieznajomego.
Wybacz że musisz to oglądać.
Po chwili w umyśle Pelaiosa pojawiły się następujące słowa:
“*Znam* ja sytuacje takie jak ta. Moi przodkowie zostali podzieleni po tym jak stawili czoła swym wrogom. Odzyskawszy wolność doszło do sporu między Gith, zwaną wyzwolicielką i Zerthimonem, którego mój Lud zwie bohaterem. To za jego przykładem *poznaliśmy* siebie na powrót kiedyśmy zapomnieli. Niech ci jednak będzie wiadome, że Gith chciała dalszej wojny z naszymi ciemiężcami, z Illithidami, Zerthimon natomiast chciał budować pokój. W jednym ludzie powstał rozłam, Zerthimon i Gith nie *poznali* wzajemnego zrozumienia i tak oto powstała przypowieść o tym, że nad światem nie może być dwóch niebios. I tak oto my, którzy zwiemy się Ludem, a których inni *znają* jako Githzerai toczymy wieczny spór z Githyanki, tymi, którzy podążyli za Gith i *poznali* ścieżkę wiecznej wojny i urazy. Podczas mych dalekich sferycznych podróży *poznałem* smak najsłodszych owoców jakie można znaleźć w Wieloświecie, *poznałem* zło demonów i dobro aniołów. Stąpałem po polach Wojny Krwii, gdzie Baatezu i Tanar’ri toczą odwieczną wojnę o to, które *zło* jest tym prawdziwym. *Poznałem* również, że konflikt jest nieodłączną częścią wolnej woli. Decydowanie za tych, którzy stoją po jego obu stronach byłoby aktem odebrania tej woli. Aktem zniewolenia. Aktem, którego nie uczynię.”*

Choć z początku zaskoczony nagłym wybuchem agresji, Dagonet wkroczył pomiędzy Valfarę a Mukalego, wspierając w ten sposób Celaenę. Miała jednak nieco oleju w głowie i dla paladyna było miłym zaskoczeniem, iż postanowiła rozwiązać konflikt nie spopielając nikogo, czego Dagonet z reguły spodziewał się po elfach o jej kolorze skóry.
Powstrzymajcie się od mordobicia, a stal zachowajcie dla tych, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć. Natychmiast złóżcie broń! Ty przybyszu, powstrzymaj swój język, zanim wyrządzisz nim więcej krzywdy, bo prawdę mówiąc, to ci się należało. A skoro dostałeś już nauczkę, mam nadzieję, że następnym razem przemyślisz swe słowa, nim bezmyślnie spluniesz nimi komuś w twarz. Masz rację Valfaro, spróbuję pomóc Astine – paladyn wbił jeden ze swoich oszczepów w szparę w kamiennej posadzce, jakby chciał zaznaczyć, że jego oręż nadal stoi na drodze między dwójką zwaśnionych awanturników. Podszedł do rannej łowczyni, przyklęknął przed nią i kładąc jednocześnie dłoń na jej ramieniu, starał się skupić resztki pozytywnej energii, które pozostały w tym przeklętym miejscu.
Wybacz, że tylko tyle potrafię ci pomóc. To miejsce sprawia, że operowanie moją magią jest bardzo męczące, a musimy oszczędzać siły na to co nas tutaj czeka – uśmiechnął się niepewnie do dziewczyny. Ujrzał w jej spojrzeniu wdzięczność i ustępującą cząstkę bólu, lecz dalej nie było to coś co zdołałoby postawić ją na nogi, a przynajmniej na tyle, by mogła być przydatna w wyczekiwanej konfrontacji.
Pół-elfka także posłała pełne wdzięczności spojrzenie zarówno w kierunku Dagoneta jak i Hanah, którzy włączyli się do próby przeszkodzenia dwójce awanturników.
Podeszła do wojownika i zwróciła się do niego grzecznym tonem.
Dzięki za pomoc, wskakiwanie między ten żywy taran, a tą furiatkę naprawdę jest czynem godnym podziwu.

Obserwując całe zamieszanie, jakie powstało w obliczu zwykłego przecież pojedynku, Mukale nie dowierzał własnym uszom. Widać honoru w tej krainie nie szanowano za grosz. Na ten moment nie mógł jednak przekroczyć ściany, jaką wyczarowała czarnoskóra kobieta, nie zamierzał się też wdawać w dyskusje ani tym bardziej słuchać moralizatorstwa tutejszych. Spojrzał, nieco już uspokojony, na Wodza, szukając jakiegokolwiek poparcia i zrozumienia.
Czy choć ty jeden, Wielki Bawole, pojmujesz, co tutaj się rzeczywiście stało? Wdowo, nie próbuj tego więcej, proszę cię o to. - Słowa jego były wyważone, lecz w głosie zabrzmiała jakaś ostrzegawcza nuta.
- Zrobię to, jeśli ponownie podniesiesz broń na kogokolwiek innego niż to co czyha na nas za tym kryształem. Powtarzaliśmy ci, że tu panują inne zasady. Wszyscy ci to mówili od Neffa, po Pelaiosa. Nie słuchasz i dalej robisz swoje. Jesteś tu obcy i wykazaliśmy się wystarczająco dużą ilością cierpliwości wobec twoich zwyczajów. Dość. Nie jesteś u siebie i nikt nie zamierza dalej tolerować twojego zachowania! - w końcu i kapłance puściły nerwy. - Jak masz ochotę dalej się rzucać o byle gówno to idź i strać życie w walce z tym co nas zaatakowało na zewnątrz, bo nie pozwolę ci podnieść ręki na nikogo stąd.*
Na słowa Hanah, Celaena odwróciła się od Dagoneta, skłoniła się w kierunku kapłanki i zaczęła klaskać.
No, na reszcie ktoś odważył się powiedzieć to o czym ja mówię od samego początku, ale mnie się zarzucało próbę zwracania uwagi na swoją osobę… – powiedziała, kończąc zdanie z lekko słyszalnym wyrzutem w głosie.
Już dawno mówiłam, że próba przedstawienia mu naszej rzeczywistości na jego sposób nie jest dobre. - dodała.
Mukale zignorował krzyki kobiet. Zawiodła go nieco Wdowa, dała się bowiem ponieść tym samym szczeniackim emocjom, co Czarnoskóra. Wciąż oczekiwał odpowiedzi Wodza, ona jedna go rzeczywiście interesowała.
Neff z odrobiną współczucia przyglądał się jak dziki wojownik stał dumnie naprzeciw zjednoczonemu przeciwko niemu frontowi. Sam również był przybyszem w tej krainie, lecz zachowanie i kultura jego ludu podobne były do tych panujących na kontynencie. Stanął więc obok czarnoskórego barbarzyńcy, starając się dodać mu chociaż trochę otuchy.
Co do jednego macie rację. Na rozstrzygnięcie naszych sporów jeszcze przyjdzie czas. Teraz musimy skupić się na innych kwestiach.
Uważam jednak, że nasz mutapiański towarzysz powinien przeprosić Valfarę. Ja twierdzę, że jej uwaga co do czasu budowania podpory i stanu Astine była trafna, a on nie dość że kazał jej milczeć, to bezpodstawnie znieważył i ją i jej zmarłego małżonka. Do jakiej kultury by nie należał… tak się nie godzi. – zauważyła zaklinaczka.
Dostał od niej w twarz, wydaje mi się, że są kwita – rzucił z kąta od niechcenia Dagonet.
Zaklinaczka spojrzała na niego z lekkim przekąsem, jednak po chwili namysłu westchnęła i odpowiedziała.
Być może, masz rację…
A co ty zamierzasz teraz zrobić? – mistyk zwrócił się do Valfary, nie spuszczając wzroku z jej wyciągniętej broni.

Valfara przez ten cały czas zdążyła się już uspokoić, opuściła miecze, lecz ich nie schowała. Dostrzegła wzrok elfa.
Szczerze? Skończyć z tym cholerstwem, które tam się czai i wreszcie uwolnić się od tego przeklętego miejsca. Ale jeżeli ten dzikus – jednym z ostrzy wskazała na Mukalego. – Będzie stał na drodze to się go pozbędę. Widzę, że wam też już nerwy puszczają i macie dość tego skamlącego idioty. A broni nie schowam, nie jestem głupia. Jak się na mnie rzuci będziecie sobie mogli zabrać kawałki na pamiątkę.
W tym samym czasie Troa obserwowała całe zajście w ciszy. To nie była jej sprzeczka. Bardziej zdenerwowana była zaś Rowena, która od początku awantury niemal kryła się za ramieniem Dagoneta. Teraz zaś niemal równie wyczekująco co Mukale spoglądała na Pelaiosa.

Diabelstwo zaś oderwało wzrok od githa zaskoczony jego mądrością, która otworzyła mu nieco oczy. Potoczył spojrzeniem po towarzysząca myśląc "a może rzucić to wszystko i pojechać do Amn?". Z niechęcią dostrzegł że wszyscy na niego patrzą. Czuł się na jak wtedy gdy jako dziecko przyciągał niechcianą uwagę samymi rogami. Teraz chodziło o co innego, ale wrażenie było podobne.
Zaiste… – skinął głową Mukalemu odpowiadając poniekąd na jego pytanie. – Wiele w nas wiedzy co powinna zrobić i myśleć druga osoba, a tymczasem problem kryształu wciąż nierozwiązany. Mam wrażenie że kierujemy nasz potencjał w złą stronę. Również uważam że przesadziłeś Mukale. To były gorzkie i okrutne słowa. Nie jestem zwolennikiem rękoczynów, ale trudno. Mleko się rozlało. Jak to zwykła mawiać moja niania, "gęba nie szklanka" – Pelaios uświadomił sobie że wojownik może nie wiedzieć czym jest szklanka – Rzecz w tym że to nie czas i miejsce na takie spory. Żadne z nas nie jest winne sytuacji w jakiej się znajdujemy i pozornej niemocy jaka nas ogarnia. To to coś z innego świata oraz aura tego miejsca są winne wszystkich przeszkód z jakimi musimy się borykać i z jakimi jeszcze przyjdzie się nam zmierzyć. Hanah chciała byśmy walczyli razem. Razem, a nie przeciwko sobie…
Pelaios zawiesił głos uświadamiając sobie że nie porwałby swoją przemową żebraka, nawet gdyby obiecywał mu złoto. Z drugiej strony… czy on sam w ogóle potrzebowałby takiej przemowy?
Postanowił przenieść uwagę na właściwe tory.
Pomóżcie mi. Jakie mamy opcje? Praca fizyczna długa ryzykowna dla Astine. Nie dysponujecie odpowiednią magią… przemian, tak? Może udałoby się ustawić tarcze i oręż tak by chociaż przekierować częściowo lawinę zamiast ją całkowicie powstrzymywać?

Hanah westchnęła, Mukale zaś, również nieco uspokojony, uświadomił sobie, że biorąc teraz słuszny odwet, na szwank może narazić dobrego całego swojego ludu - tego ludu, z którego się wywodził. Wedle słów wiedźmy byli bowiem w niebezpieczeństwie i tylko on jeden mógł ocalić Mutampa od zapomnienia. Nie wątpił, że kobieta była mocna tylko w gębie, ale walka z nią mogłaby go osłabić podczas nadchodzących łowów na lęgnące się tutaj zło. Aż tak nie warto było ryzykować. Nie zamierzał jednak zapomnieć Valfarze bezczelności, jakiej się wobec niego dopuściła.

Spojrzał na Rozmawiającego z Duchami i kiwnął lekko głową, na znak dziękczynienia na udzielone niemo poparcie. Jeśli od kogokolwiek w tym plemieniu mógł oczekiwać oznak solidarności i wierności, to od niego i Wodza. Reszta współplemieńców widać lekceważyła głęboko więzy ducha, które winny być wyznacznikiem działania każdego członka ludu.

Wódz ma słuszność. Dałem się ponieść gniewowi, bo bezczelność i głupota niektórych mieszkańców tej krainy woła o pomstę do Przodków. Jest to jednak słuszna lekcja cierpliwości, która winna odznaczać wojownika. Jesteśmy na łowach, jako że idą za nami fałszywi przyjaciele, powinniśmy zachować siły i szczególnie baczyć na każdy cień. Wróg nie śpi. I ten prawdziwy, i ten ukryty - zakończył ukłonem w kierunku Wielkiego Bawoła. – Twoja wola jest moją. Prowadź, Wodzu.
Valfara przysłuchiwała się temu z twarzą wyrażającą niechęć, lecz nie rzekła nic. Z bacznością obserwowała jednak Mukalego. Z metalicznym zgrzytem ostrza wróciły do pochew, powoli. Wojowniczka jednak nie ruszyła się z miejsca tam gdzie stała.
Myśl, a nie prowadź, prowadź. Nie wydaje mi się aby kostur miał się jakkolwiek dalej rozrosnąć… ale w sumie mam ciąglę księgę zaklęć tego maga z Silverymoon. Panienko, może ty ją odszyfrujesz, bo nie udało się nam tego wcześniej uczynić – kapłanka wyjęła i podała wspomnianą księgę Rowenie. Nie była zadowolona, że samej nie potrafiła odczytać stranic, ale może mag maga prędzej zrozumie.

 
MrKroffin jest offline