Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2019, 21:07   #85
Nanatar
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Późne popołudnie, 20 Brauzeit 2518 KI, obrzeża Gryfoniej Kniei

W szumie drzew i traw zdawała się rozbrzmiewać dawno wygrana muzyka szamanów


Przykucnięta przy zwłokach pokracznego nieludzia czarownica, szukała zgodna własnej naturze okruchów prawdy, nie prawd największych, gotowych rozwiązań, bardziej przyczyn tego co widziała. Pierwotnego trzepotu skrzydła motyla. - Ćmy raczej.- pomyślała. Raz jeszcze obróciła łeb goblina, zasłaniając usta rękawem, nie chroniąc się od smrodu, bo ten już otulił całą grupę na podobieństwo pijanej matki tulącej dziecko, które przed chwilą biła, ale lękając się morowego powietrza, i odgradzając usta od rojów much przyciągniętych z pobliskiej łąki. Ich natarczywe bzyczenie wytrącało Olivię ze skupienia w wyobraźni zdając się kpiącymi śmiechami.

Czy mogły drwić z gry, którą prowadziła wcześniej owego dnia.
Nie nachalnie, nigdy za dużo o sobie, wystrzegać się monologów. Ludzie nudzą się słuchaniem, pragną konwersacji. Pytania i dowcipy. Dobre kłamstwo opakowane jest w pięć warstw prawdy. - przypominała sobie fragmenty z "Filozofii Sławy", autorstwa Juliana Gardena i taktykę tą stosowała, miała nadzieję z powodzeniem, tamtego dnia. Naraz uczuła niepewność. Niepewność i tak pachniała lepiej od zabitych goblinów.

Oderwała zahipnotyzowany wzrok od truchła na słowa Felixa, to przypomniało jej, że miała dowiedzieć się czy Valdis jest dziewicą, bo jeśli się nie pospieszy, wszystko będzie czasem przeszłym, gdyż jurny myśliwy zdawał się kipieć niczym nagrzany sagan. Olivia zmęczona podróżą i kłamstwami na wieży prawdy, zapomniała już o ubrudzonej rękawiczce, będąc brudną całą, nie przestawał jednak trapić ją stan niewinności Saxy. Zmarszczyła nos, powstała z przysiadu, odór jednak mimo nadziei dziewczyny nie zelżał, za to wiatr od polany jeszcze bardziej potargał jej włosy. Powiodła wzrokiem po pobojowisku, uznając z przykrością, że czarodziejka ma niezbitą rację i rozsądnym byłoby opuścić to miejsce jak najszybciej, nie byłaby jednak sobą nie wtrącając swoich trzech groszy.

- A to się da wyśledzić Felixie ilu zbrojnych ich napadło? Warty taki talent więcej niż złoto. - Ruszyła z miejsca obchodząc pierwsze, drugie, trzecie zwłoki. - Jeśli by ich konni napadli, to rany byłyby tylko na głowie i ramionach, czy tak jest? Właśnie, kto kogo tu napadł i jak dawno? Czy to się nie koreluje z naszym wieczorem ostatnim, jak lustro wielokrotne, choć krzywe, tego co się tam wydarzyło? - Silniejszy podmuch przyniósł nieco świeżego powietrza. - Powinniśmy się schronić, tu czuję się jak na tarczy. A dlaczego te pokraki nie uciekły, skoro ponad dwudziestu głowy położyło? - Uniosła obie brwi, co czyniła rzadko, właściwie tylko spontanicznie kiedy była z siebie dumna, jak teraz zadanym kluczowym w jej mniemaniu pytaniem. I odwrócona do grupy wyglądała wtedy promiennie i zjawiskowo, niczym wyczekiwany, a niespodziewany jednak wschód słońca.

Wiedząc, że wypowiedziała najważniejsze, a cierpliwość słuchaczy mogła już się skończyć, bądź co bądź mieli prawo być zmęczeni. Wyjęła z kieszeni plecaka skórzaną maseczkę, podbitą srebrem, a zasłaniającą nos i usta. Zawiązała troki luźno z tyłu głowy, szlachetny metal miał właściwości lecznicze, a maseczka skutecznie chroniła od strzelenia gafy bez zastanowienia. W Bechaufen taka część garderoby w niektórych kręgach literatów była absolutnym wymogiem. Trzeba się było przynajmniej chwilę zastanowić nad odpowiedzią, zdejmując przedmiot z twarzy. Nie było to w stylu młodej dziewczyny, ale ułatwiało jej jak zauważyła kontakt w nowych grupach.

Na skórze wygrawerowana była sentencja poety Cypriana Norwida:
Odpowiednie dać rzeczy słowo.

Wciąż czując się zbytnio na świeczniku, Olivia poprowadziła srokacza przez stratowane pole pokrzyw, których tak żałowała. Właściwie zaczęła żałować kiedy przez nie przechodziła. Jakby jakieś genius loci ganiało ją w duchu. Zdeptane, rośliny zabite w imię walk zwierząt, czemu winne, a ona jeszcze tam z koniem, ale to była najlepsza droga do pobliskiego dębu, kuszącego wiekową mądrością lasu.

Chroń mnie ojcze, słaby jestem,
Przerósł ojca syn już dawno,
Wielki, pcha się w stare ręce,
Te są wciąż miłością silne.


Szczegóły łgarstw Olivii, pozostawimy na inną chwilę, tymczasem kieruje się w okolice dęba Starodzieja, bo się jej wydaje, że jest zbyt widoczna. To do drzewa ta modlitwa na koniec.

Trochę czasu przy trupach spędziła, proszę tedy Mistrza o test spostrzegawczości. Ewentualnie o odpowiedzi na pytania zawarte w fabularce, a kierowane do towarzyszy.

 

Ostatnio edytowane przez Nanatar : 05-10-2019 o 23:21.
Nanatar jest offline