Dźwięk gwizdka sprawił, że Lilka i Konrad na chwilę się zawahali. Znajdowali się mniej więcej w połowie jezdni. Kilkanaście metrów przed nimi, tuż obok drzwi do sklepu spożywczego stał korpulentny milicjant z przekrzywionej na bok czapce. To właśnie on dmuchał z całych sił w gwizdek i wymachiwał groźnie wzniesioną w górę biała pałką.
- Stać hultaje! - krzyknął.
- M-hmm, bryndza - syknął Konrad. - Ferajna, rozdzielamy się, jak złapie jednego, to nie wszystkich.
I pospieszył w boczną uliczkę.
Lilce nie trzeba było więcej mówić. Rzuciła się natychmiast w prawo i pognała co sił w nogach przed siebie. Konrad uczynił podobnie tyle, że ruszył w lewo. Ominął bramę do której wbiegli Ewka i Darek i zanurzył się w następnej, po drodze przewracając stalowy kosz.
Wpadł na niewielkie podwórko z którego na pierwszy rzut oka nie było innego wyjścia niż to którym tutaj wbiegł. Konrad wiedział jednak, że klatki poszczególnych budynków łączyły się ze sobą i można było nimi przejść na inne podwórko.
Przez chwilę chłopak oceniał, która klatka będzie najwłaściwsza. I wtedy to dostrzegł siedzącego na małym zydlu pod ścianą naprzeciwko bramy staruszka. Dziadek uśmiechnął się i machnął Konradowi na powitanie laską. Dźwięk milicyjnego gwizdka rozległ się niebezpiecznie blisko.
- Tutej! - krzyknął staruszek wskazując palcem niewielkie okienko umieszczone tuż przy ziemi. Niewątpliwie prowadziło ono do piwnicy.
Konrad zlustrował staruszka wzrokiem. Oby tylko nie był z partii. Z partii są najgorsi.
Lider Martwego Śmieciarza zlustrował wzrokiem staruszka. Nie chciał wpaść z deszczu pod rynnę. Żyli w zniewolonym kraju i wielu było takich, którzy czy to ze strachu, chęci przypodobania się władzy, czy też ze zwykłego kunktatorstwa donosili na sąsiadów, kolegów z pracy, czy też całkowicie sobie obcych ludzi. Dziadek wydawał się nie być jednym z nich. Miał miłą twarz i szczere spojrzenie. Konrad postanowił, więc zaryzykować. Szybkim krokiem podszedł do staruszka.
- Wskakuj młody zanim się tutaj ten hycel zjawi.
Nie zwlekając więcej Konrad wczołgał się do piwnicy przez małe okienko. Skryl się w kącie piwnicy i czekał na dalszy rozwój wypadków.
Po kilku chwilach usłyszał odgłos ciężkich buciorów stukających o bruk.
- Witajcie obywatelu.
- Daruj sobie Zdenek - burknął w odpowiedzi dziadek.
- Obywatelu! - pogroził milicjant Zdenek - Pamiętajcie, że jestem na służbie.
- To nie służba, a hańba. Tfu - staruszek splunął z obrzydzeniem - Służyli to chł;opcy z AK i NSZ, a nie ty kundlu czerwonych.
- Panie Kołaciński, niechże się pan zachowuje, bo będę musiał na pana złożyć raport.
- A składaj sobie kundlu. Co ty myślisz, że ja się ciebie i twoich kacapskich przełożonych boję. Paszoł won!
- Zapewne nie widział pan tutaj takiego wysokiego chłopaka. Wbiegł w tą bramę przed chwilę.
- A żebyś wiedział, że widziałem.
- I gdzie pobiegł?
- Tego to ja już nie widziałem , he he - zaśmiał się rubasznie staruszek.
- A idz pan w chu… do diabła.
Po tych słowach Konrad usłyszał, jak milicjant się oddala.
- Możesz już wyjść chłopcze. Ten kacapski kundel juz sobie poszedł.,
Konrad wyszedł z piwnicy. Otrzepał spodnie i kurtkę i spojrzał na staruszka. Uczciwy i odważny był z niego człowiek.
- Uważaj młody. Nie wiem, co zrobiłeś, ale uważaj. Pełno tutaj milicjantów i zomobotów. Ponoć był nalot na mieszkanie Tomaszewskiego. Cały czas czegoś tam szukają. Tomaszewskiego złapali, ale jego syn Mikołaj ponoć im zwiał.
- Dziękuję - rzekł Konrad. - To bardzo miło z pana strony, że pan mnie ukrył. - Niech mi pan powie, pan Tomaszewski mieszkał tutaj, na Markiefki? Czy wie pan może, pod jakim numerem mieszkał? Szukam takiego chłopca, chyba przed chwilą stał na tamtym dachu… Szybki jest.
- MIeszka naprzeciwko. Markiefki dwadzieścia jeden. Trzecie piętro. Ostatnie drzwi po lewej, o ile mnie pamięć nie myli. A żadnych chłopców poza tobą to nie widziałem. Późno już w sumie jest, więc większość poszła już na kolację. Na ulicach zostały tylko takie hultaje, jak ty, co to się milicją ganiają. - zakończył dziadek i puścił do Konrada porozumiewawcze oczko.
- Dobrze - Konrad skłonił się w pas. - Dziękuję za tą akcję z milicjantem, gdyby nie pan, to już bym w areszcie siedział. Albo gorzej! W każdym razie, byłoby ze mną krucho. Będę musiał kiedyś o panu zagrać jakąś piosenkę albo.
Konrad jeszcze raz podziękował i skierował się w stronę trzeciego piętra. Trzecie piętro? Dwadzieścia jeden? To pokrywałoby się z tym, co było na kartce. Musiał znaleźć resztę kumpli z paczki i zajrzeć do tego pokoju za wszelką cenę. Co tam mogło być?
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |