| Troll był nieco zdumiony i starał się to ukryć. Dzięki zdjęciu Mangust na innych sektorach, ich rajd nie był aż tak samobójczy, jak zakładał. Co prawda mieli straty, a te z każdą kolejną straconą maszyną i metaczłowiekiem, były coraz dotkliwsze, ale nadal mieli większość swoich sił. Nie wspominając już o większości czołgów. Warrrior i Stingray były smutną ceną za pięć wrogich Enigm, ale udało im się zniwelować pancerne odwody, a to oznaczało wyczyszczenie okolicznej strefy. Natarcie Zbyszka mogło dosłownie rozjechać wroga na tym odcinku, czego nie omieszkali zrobić.
Wszystko wydawało się piękne, mimo że było filtrowane przez różową mgiełkę zmęczenia i bitewnego szału, do momentu, kiedy nie dotarły do nich nowe wytyczne, razem ze stymami i amunicją. Kowalik prawie zakrztusił się herbatnikiem kminkowym z Ski. Wiedział doskonale, że miasto trzeba było posprzątać jak najszybciej, ale nie spodziewał się, że dadzą im 4 godziny. Przynajmniej przyszły stymy. - Dobra panienki, śmiejżelki w ostateczności, nie chcę, żeby mi ktoś tam przedawkował chemię, starczy, że za łatwo przedawkować ołów. Jedziemy na kolejna fabrykę mebli. Potem na większego zwierza. – Potem już zaczęło się robić wesoło. Pod osłoną najciemniejszej godziny nocy i w połowie nie działających świateł, ruszyli na Sonik i skrzyżowanie.
Były sklep i magazyny może były zbudowane głównie z blachy i lekkich materiałów, ale dookoła głównego budynku, roiło się od mniejszych, które nie dość, że trzeba było wyczyścić, to jeszcze miały swoje własne niespodzianki. Na szczęście, mieli dużo lepszy wgląd w sprzęt wroga, niż na początku oraz przewagę w powietrzu, o ile można tak było nazwać resztki wsparcia powietrznego, jakie im zostały. Pocisnęli od strony S-7 ciężkim sprzętem. Na kompleks, od strony Pętli Druskiej i Pasłęckiej posypały się pociski z czołgów, a z kolei rogatkę między domami szeregowymi, grunwaldzką a fabryką, przeorał Osprey, zamieniając gniazdo granatników na kłębowisko dymu i odłamków. Pod osłoną huraganu ołowiu, weszła piechota i oddział Zbyszka. Wparowali do środka przez powybijane w ścianach dziury, gniazda na zewnątrz, trzymając w szachu pancernym wsparciem, które radziło sobie śmiertelnie skutecznie. Jeden z mniejszych budynków rozsypał się jak domek z kart, kiedy któraś z eksplozji odpaliła miny, lub rozsadziła skład gazu. Nikt się nie wycofywał. Musieli zmitrężyć nieco czasu, na wyczyszczenie wielkich, przestronnych hall. W Soniku, od strony Lidla, zaskoczył ich technical z M40stką. Na szczęście zanim zaczął swoje dzieło zniszczenia, posyłając pociski typu canister w nacierającą piechotę, oberwał z wyrzutni Aztechnology, zamieniając się w kulę ognia wraz z kierowcą i załogą. Eksplozja zapasu amunicji, zamieniła okoliczne galeryjki i stojących na nich czekistów w rzeszoto i dobrze się stało, w innym wypadku mieliby naprawdę gorąco pod lufami karabinów i technikala. Opór powoli słabł, głównie dlatego, że zaczynało brakować czekistów, którzy mogliby się jeszcze bronić. Tego budynku nie zaminowali, może dlatego, że był to jakiś zwykły magazyn, a nie część projektu. Mimo to, robili zdjęcia tego, co ocalało.
Kilku obrońców próbowało się wycofać w stronę Lidla, ale zostali skoszeni, jeszcze zanim nawet dobiegli do ulicy. Pod osłoną dymu, petard i spalin, można było zająć się starym budynkiem Lidla. Pociski poleciały w stronę gniazd przy wejściach, tworząc kratery tam, gdzie uderzyły czołgi. Pod takim naporem gdyby na dachu nie osadził się Elitarny Oddział Czekistów głowica z PKP Pirat, posłana od góry w M113, zwiększyła ilość fajerwerków, jednocześnie pozbawiając natarcie jednego z transporterów. W odwecie Ospray przeniósł swój ogień na dach, demontując pozycje czterech specjalsów, razem z nimi. Coś poszło nie tak obrońcom, albo obwód gdzieś padł, bo odpaliła tylko część ładunków. Supermarket okazał się mniejszym obozem koncentracyjnym, ale nawet po wymieceniu czeki, i wśród eksplozji, ludzie nie wiedzieli co się dzieje. Piechota pomogła wyprowadzić część, ale byli tak otępiali od narkotyków, że tylko część udało się uratować.
Po zabezpieczeniu zakładów meblarskich i skrzyżowania z Grottgera, odbili na aeroklub. Centralnie przez tory, przy wparciu połowy piechoty. Osprey z kolei załadował część piechoty i zabrał się z ocalałym transporterem na Dąbki. Aeroklub był obsadzony jak obiekt wojskowy, ale sam w sobie był głównie pasem startowym, więc obrona skoncentrowała się przy budynkach i hangarach. Bez wsparcia artylerii, która została zniszczona, bądź szukała nowych stanowisk ani czołgów, które płonęły nadal w Gronowie, czekiści mieli mniejsze pole manewru, mimo że mieli tu sporo sprzętu. Większość była skonfigurowana do obrony przeciwlotniczej. Leopardy zrobiły regularny rajd i polowanie. Na początek poszedł ZSU-30-2 z obstawą piechoty, oberwał od KMA-7, zanim dał radę się dobrze wstrzelać swoimi karabinami. Nieco gorzej poszło z BMP-3M, pocisk z 3A1 tylko zarył się niedaleko gąsienicy, pozwalając wysypać się piechocie ze środka, ale od tej strony, byli wspierani mniejszą ilością gniazd ckm-ów czy granatników. Pozostałe Leopardy poprawiły swoimi armatami, rozpruwając BMP, któremu nie pomogło dodatkowe opancerzenie i reszta dodatków.
W czasie, kiedy ostra walka wrzała na aeroklubie, w Dąbkach ktoś dorwał Ospreya, kiedy podnosił się po wysadzeniu desantu, z jednego z domów ściągnęła go Onotari Arms Balista MML, urywając ogon, na szczęście, bez desantu, ale była to dotkliwa strata. Człowiek z Onotari, nie cieszył się ze swojej zdobyczy zbyt długo, piechota dość szybko go dorwała i zamieniła w krwawy strzęp.
W czasie, kiedy piechota wbijała od drzwi, do drzwi, oskrzydlające natarcie na aeroklub i OPL wymiotło dodatkowo wyrzutnię SLAMRAAM, razem z zapasem rakiet i L2 BAT 120 mm. Ciężkie, bezodrzutowe działo, było rozstawione od strony wjazdu. Poszło całkiem sprawnie, chociaż Leopardy w kilku momentach miały więcej farta niż na to zasługiwały, 3A1 dostał nawet w pancerz nad gąsienicą, niewypałem.
Lotnisko było opanowane, ale zaczynało się robić jasno i praktycznie każdy jechał na stymach. Ściągnęli piechotę z Dąbek i poszli za ciosem na budynki uczelni, które były usiane gniazdami karabinów, jak i piechotą. Tu najbardziej przydali się ludzie Zbyszka. Korytarze, wejścia do aul i sal wykładowych były niemalże śmiertelnymi pułapkami, ale jakoś szło. Pancerne wsparcie ruszyło na skrzyżowanie z Sadową, razem z ludźmi wracającymi z Dąbek. Wszystko poszło, ale stracili ostatni M113, kiedy czekowski T-80 wychynął z Zatorza. Nie przetrwał zbyt długo, Leopardy zrobiły sobie z niego śniadanie, ale kolejny wóz poszedł w cholerę razem z załogą. Na szczęście bez desantu.
Sytuacja wyglądała średnio. Udało im się zrealizować założenia, ale dochodzili do strefy czarnej. Grupa Kowalika próbowała przeprowadzić zwiad Zatorza. Udało im się wbić do jednego z bloków i wbić na dach. Martwiły go nieco wolne przestrzenie, było tam nazbyt przestronnie i przebieganie z jednego bloku do drugiego, mogło być problematyczne. Przekazał wszystko sztabowi i dał sobie kilka chwil na zastanowienie, co dalej.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |