Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2019, 12:49   #151
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Troll był nieco zdumiony i starał się to ukryć. Dzięki zdjęciu Mangust na innych sektorach, ich rajd nie był aż tak samobójczy, jak zakładał. Co prawda mieli straty, a te z każdą kolejną straconą maszyną i metaczłowiekiem, były coraz dotkliwsze, ale nadal mieli większość swoich sił. Nie wspominając już o większości czołgów. Warrrior i Stingray były smutną ceną za pięć wrogich Enigm, ale udało im się zniwelować pancerne odwody, a to oznaczało wyczyszczenie okolicznej strefy. Natarcie Zbyszka mogło dosłownie rozjechać wroga na tym odcinku, czego nie omieszkali zrobić.


Wszystko wydawało się piękne, mimo że było filtrowane przez różową mgiełkę zmęczenia i bitewnego szału, do momentu, kiedy nie dotarły do nich nowe wytyczne, razem ze stymami i amunicją. Kowalik prawie zakrztusił się herbatnikiem kminkowym z Ski. Wiedział doskonale, że miasto trzeba było posprzątać jak najszybciej, ale nie spodziewał się, że dadzą im 4 godziny. Przynajmniej przyszły stymy. - Dobra panienki, śmiejżelki w ostateczności, nie chcę, żeby mi ktoś tam przedawkował chemię, starczy, że za łatwo przedawkować ołów. Jedziemy na kolejna fabrykę mebli. Potem na większego zwierza.Potem już zaczęło się robić wesoło. Pod osłoną najciemniejszej godziny nocy i w połowie nie działających świateł, ruszyli na Sonik i skrzyżowanie.


Były sklep i magazyny może były zbudowane głównie z blachy i lekkich materiałów, ale dookoła głównego budynku, roiło się od mniejszych, które nie dość, że trzeba było wyczyścić, to jeszcze miały swoje własne niespodzianki. Na szczęście, mieli dużo lepszy wgląd w sprzęt wroga, niż na początku oraz przewagę w powietrzu, o ile można tak było nazwać resztki wsparcia powietrznego, jakie im zostały. Pocisnęli od strony S-7 ciężkim sprzętem. Na kompleks, od strony Pętli Druskiej i Pasłęckiej posypały się pociski z czołgów, a z kolei rogatkę między domami szeregowymi, grunwaldzką a fabryką, przeorał Osprey, zamieniając gniazdo granatników na kłębowisko dymu i odłamków. Pod osłoną huraganu ołowiu, weszła piechota i oddział Zbyszka. Wparowali do środka przez powybijane w ścianach dziury, gniazda na zewnątrz, trzymając w szachu pancernym wsparciem, które radziło sobie śmiertelnie skutecznie. Jeden z mniejszych budynków rozsypał się jak domek z kart, kiedy któraś z eksplozji odpaliła miny, lub rozsadziła skład gazu. Nikt się nie wycofywał. Musieli zmitrężyć nieco czasu, na wyczyszczenie wielkich, przestronnych hall. W Soniku, od strony Lidla, zaskoczył ich technical z M40stką. Na szczęście zanim zaczął swoje dzieło zniszczenia, posyłając pociski typu canister w nacierającą piechotę, oberwał z wyrzutni Aztechnology, zamieniając się w kulę ognia wraz z kierowcą i załogą. Eksplozja zapasu amunicji, zamieniła okoliczne galeryjki i stojących na nich czekistów w rzeszoto i dobrze się stało, w innym wypadku mieliby naprawdę gorąco pod lufami karabinów i technikala. Opór powoli słabł, głównie dlatego, że zaczynało brakować czekistów, którzy mogliby się jeszcze bronić. Tego budynku nie zaminowali, może dlatego, że był to jakiś zwykły magazyn, a nie część projektu. Mimo to, robili zdjęcia tego, co ocalało.


Kilku obrońców próbowało się wycofać w stronę Lidla, ale zostali skoszeni, jeszcze zanim nawet dobiegli do ulicy. Pod osłoną dymu, petard i spalin, można było zająć się starym budynkiem Lidla. Pociski poleciały w stronę gniazd przy wejściach, tworząc kratery tam, gdzie uderzyły czołgi. Pod takim naporem gdyby na dachu nie osadził się Elitarny Oddział Czekistów głowica z PKP Pirat, posłana od góry w M113, zwiększyła ilość fajerwerków, jednocześnie pozbawiając natarcie jednego z transporterów. W odwecie Ospray przeniósł swój ogień na dach, demontując pozycje czterech specjalsów, razem z nimi. Coś poszło nie tak obrońcom, albo obwód gdzieś padł, bo odpaliła tylko część ładunków. Supermarket okazał się mniejszym obozem koncentracyjnym, ale nawet po wymieceniu czeki, i wśród eksplozji, ludzie nie wiedzieli co się dzieje. Piechota pomogła wyprowadzić część, ale byli tak otępiali od narkotyków, że tylko część udało się uratować.


Po zabezpieczeniu zakładów meblarskich i skrzyżowania z Grottgera, odbili na aeroklub. Centralnie przez tory, przy wparciu połowy piechoty. Osprey z kolei załadował część piechoty i zabrał się z ocalałym transporterem na Dąbki. Aeroklub był obsadzony jak obiekt wojskowy, ale sam w sobie był głównie pasem startowym, więc obrona skoncentrowała się przy budynkach i hangarach. Bez wsparcia artylerii, która została zniszczona, bądź szukała nowych stanowisk ani czołgów, które płonęły nadal w Gronowie, czekiści mieli mniejsze pole manewru, mimo że mieli tu sporo sprzętu. Większość była skonfigurowana do obrony przeciwlotniczej. Leopardy zrobiły regularny rajd i polowanie. Na początek poszedł ZSU-30-2 z obstawą piechoty, oberwał od KMA-7, zanim dał radę się dobrze wstrzelać swoimi karabinami. Nieco gorzej poszło z BMP-3M, pocisk z 3A1 tylko zarył się niedaleko gąsienicy, pozwalając wysypać się piechocie ze środka, ale od tej strony, byli wspierani mniejszą ilością gniazd ckm-ów czy granatników. Pozostałe Leopardy poprawiły swoimi armatami, rozpruwając BMP, któremu nie pomogło dodatkowe opancerzenie i reszta dodatków.


W czasie, kiedy ostra walka wrzała na aeroklubie, w Dąbkach ktoś dorwał Ospreya, kiedy podnosił się po wysadzeniu desantu, z jednego z domów ściągnęła go Onotari Arms Balista MML, urywając ogon, na szczęście, bez desantu, ale była to dotkliwa strata. Człowiek z Onotari, nie cieszył się ze swojej zdobyczy zbyt długo, piechota dość szybko go dorwała i zamieniła w krwawy strzęp.


W czasie, kiedy piechota wbijała od drzwi, do drzwi, oskrzydlające natarcie na aeroklub i OPL wymiotło dodatkowo wyrzutnię SLAMRAAM, razem z zapasem rakiet i L2 BAT 120 mm. Ciężkie, bezodrzutowe działo, było rozstawione od strony wjazdu. Poszło całkiem sprawnie, chociaż Leopardy w kilku momentach miały więcej farta niż na to zasługiwały, 3A1 dostał nawet w pancerz nad gąsienicą, niewypałem.


Lotnisko było opanowane, ale zaczynało się robić jasno i praktycznie każdy jechał na stymach. Ściągnęli piechotę z Dąbek i poszli za ciosem na budynki uczelni, które były usiane gniazdami karabinów, jak i piechotą. Tu najbardziej przydali się ludzie Zbyszka. Korytarze, wejścia do aul i sal wykładowych były niemalże śmiertelnymi pułapkami, ale jakoś szło. Pancerne wsparcie ruszyło na skrzyżowanie z Sadową, razem z ludźmi wracającymi z Dąbek. Wszystko poszło, ale stracili ostatni M113, kiedy czekowski T-80 wychynął z Zatorza. Nie przetrwał zbyt długo, Leopardy zrobiły sobie z niego śniadanie, ale kolejny wóz poszedł w cholerę razem z załogą. Na szczęście bez desantu.


Sytuacja wyglądała średnio. Udało im się zrealizować założenia, ale dochodzili do strefy czarnej. Grupa Kowalika próbowała przeprowadzić zwiad Zatorza. Udało im się wbić do jednego z bloków i wbić na dach. Martwiły go nieco wolne przestrzenie, było tam nazbyt przestronnie i przebieganie z jednego bloku do drugiego, mogło być problematyczne. Przekazał wszystko sztabowi i dał sobie kilka chwil na zastanowienie, co dalej.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline