Deszcz, wiatr, pech...
Cedmon jęknął z bólu, gdy skalna ściana objawiła swą twardość. A potem po raz kolejny, gdy złapał za linę, a ziemia z całej siły pociągnęła go ku sobie.
Ale utrzymał się, cudem jakimś, i nie runął w dół, w ślad za Zahiją, na spotkanie ze śmiercią.
Chwycił linę drugą ręką i przez moment wisiał, dziękując wszystkim bogom za okazaną łaskę i obiecując, przy najbliższej okazji, złożyć hojną ofiarę Wielkiej Klaczy.
A potem powoli zaczął się wspinać.