Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2019, 16:48   #123
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Rowena tymczasem uspokoiła się i westchnęła głęboko widząc, że konflikt został zażegnany. Wpatrywała się przez chwilę w Pelaiosa nieodgadnionym spojrzeniem. Kiedy zaś zbliżyła się do niej Hanah z księgą owego maga, który zginął w krypcie dostrzegła w oczach magiczki ten charakterystyczny błysk głębokiego zaintrygowania i ciekawości. Ciężar księgi spoczął w jej rękach i pomimo opanowanego i raczej dostojnego wyrazu twarzy Hanah wręcz instynktownie wyczuła, że część Roweny cieszyła się właśnie jak dziecko.
Zrobię co w mojej mocy. – Nie czekając rozłożyła księgę na podłodze korytarza i przywołała bliżej jedną ze świetlistych sfer. Ostrożnie wyciągnęła rękę w kierunku opinającej tomiszcze klamry, lecz zawahała się. Kątem oka spojrzała na Hanah, po czym już bez większych oporów rozwarła księgę. Przerzuciła kilkanaście stron przy niektórych zatrzymując się na moment. Wreszcie wczytała się na moment w jedną albo dwie.
Powinno mi się udać… Mój nauczyciel wspominał mi o kilku popularniejszych kodach stosowanych przez magów i nie wykluczone, że mamy tutaj do czynienia z jednym z nich.
Nie czekając na niczyją odpowiedź zabrała się za studiowanie kolejnych stron. Kilka pierwszych zdawała się czytać w całości, by kolejnym poświęcać coraz to mniej uwagi. Po dłuższej chwili niemal już przerzucała jedną za drugą. Nagle przykuła wzrok do jednej z nich, a następnie pośpiesznie poderwała księgę z ziemi, co skończyło się tym, że kolejne fragmenty jej sukni pokrył kamienny pył.
Neffie, wspominaliście wcześniej o zaklęciu z repertuaru samego Leomunda, czyż nie? Wydaje mi się, że je znalazłam, ale by go użyć potrzebuję okrągłego kryształu, może z pierścienia? Czegoś tego rodzaju. – Spojrzała pytająco na elfa podnosząc wzrok znad magicznych zapisków, a potem również po pozostałych.
Na jak długo kryształ ten będzie ci potrzebny? Wystarczy chwila? – zapytał z ciekawości elf.
Szlachcianka zagłębiła się na chwilę w lekturę.
Do wykonania rytuału potrzebuję około parunastu minut.
Jedyny kryształ, który przychodzi mi na myśl to ten znajdujący się na czubku kostura, lecz ten niestety nie jest okrągły. Chyba, że udałoby się nam coś wyszukać w biżuterii, którą znalazłeś w karocy, Lisie.
Może być mały. Musi to być dowolny kamień szlachetny albo kryształ, ale owalny.
Kapłanka zrobiła na moment dziwną minę i zaczęła przebierać w swoich rzeczach. Co jakiś czas wyciągała i odkładała z powrotem pierścienie jakie do tej pory znaleźli. W końcu z ponad dziesięciu jakie przewertowała wyciągnęła jeden z owalnym kryształem. Zaraz potem wzięła sierp i zaczęła gmerać ostrym kawałkiem przy krawędzi aby go wysmyknąć na wierzch. Po paru próbach ten wreszcie wyskoczył.
Prosze bardzo. Mam nadzieję, że będzie odpowiedni
Rowena wzięła kamień do ręki i rzuciła na niego okiem.
Bardzo ci dziękuję. Wystarczy.
Ruszyła w kierunku kryształu githa i wtem zatrzymała się w pół kroku.
Jesteśmy pewni tej metody? – rzuciła jakby nagle tracąc pewność. Emanująca od niej aura ekscytacji momentalnie zniknęła.
Naszły cię wątpliwości? Myślisz, że mogliśmy coś przeoczyć? – zapytał Neff.
Nigdy nie rzucałam tego zaklęcia, a co jeżeli coś pójdzie nie tak i…
Zapytaj jego – elf wskazał na postać zamkniętą w krysztale.
Rowena popatrzyła za zamkniętego w krysztale githzerai. Po chwili przytaknęła i zabrała się do pracy.

Z pomocą pozostałych uprzątnęła na tyle na ile było to potrzebne miejsce wokół kryształu i za pomocą kamienia zaczęła zataczać krąg oraz kreślić symbole. Trwało to długo i wymagało wielokrotnego powtarzania, lecz w końcu zaczęli dostrzegać jak wokół niej zaczyna powoli połyskiwać niewielka, błękitna kopuła z mocy nabierająca intensywności i zatracająca mętność z każdym pociągnięciem kamienia oraz wyrysowanym znakiem. Po długich chwilach spędzonych na oczekiwaniu bariera z magicznej energii nabrała pełnego koloru, a Rowena stała się całkowicie niewidoczna. Z błękitnej tafli wyłoniła się głowa Rowena spoglądająca na swoje dzieło krytycznym okiem.
Chyba się udało. Możecie rzucić kamieniem by sprawdzić czy wszystko jest jak być powinno?
Zaszir pochwylił się i zabrał z ziemi pierwszy kawałek skały, jaki wpadł mu w ręce i łukiem cisnął w kierunku kopuły. W chwili, kiedy pocisk uderzył o błękitną powierzchnię rozszedł się delikatny, głuchy dźwięk. Kamień odbił się lekko, a następnie zsunął na dół. Rowena westchnęła.
Lig’gorze, jesteście gotowi?
W głowach ich wszystkich pojawiła się odpowiedź:
”Ja jestem. Wy zaś odsuńcie się by was spadające skały nie poraniły.”
I uczynili wedle jego życzenia. Cofnęli się w głąb korytarza, zaś świetliste kule zawieszone były nad nieopodal błękitnej kopuły.
”Niech się stanie.” – Słowa githa wybrzmiały w ich głowach i ostatnią rzeczą jaką zobaczyli była scena, w której to kryształ, więzienie Lig’gora niemal momentalnie rozpłynęło się, rozwiało w niebyt. Ciało psiona zaczęło spadać w kierunku błękitnej sfery, a wraz z nim z sufitu runęła lawina. Niezliczona liczba kamieni i skał pomknęła w dół, świetliste kule rozwiały się, a w stojących nieopodal awanturników uderzyła chmura pyłu i ogłuszający hałas, w którym można było wyłapać charakterystyczne głuche dźwięki.

Po chwili zapadła cisza przerywana jedynie odgłosami pojedynczych kamyków odbijających się od rumowiska. Kiedy zaś kurz opadł dobiegł do nich dźwięk jakoby urywanego świstu, a przed nimi rozległo się tąpnięcie i hałas kolejnego osuwającego się i spadającego gruzu. Za nimi rozległ się głęboki wdech oraz pokasływanie, z czego to drugie bez problemu zidentyfikowali jako należące do Roweny. Kiedy zaś ustało ponownie pojawiły się świetliste kule i ich oczom ukazała się koścista, wysoka sylwetka odziana w specyficzne szaty.
”Zaskarbiliście sobie mą wdzięczność nieznajomi.”
Przodkowie dali – wyrzekł jakby uradowany Mukale – Witaj pośród ludu, Przybyszu. Twoje uwolnienie niechaj będzie nam zapowiedzią lepszej przyszłości, twojej i naszej. – I choć rzekł naszej, przed oczami miał przede wszystkim przyszłość ludu Mutampa.
–[i] Rowena… Panienko, nic ci nie jest? [i]– do magini od razu doskoczył Dagonet, który przez całą operację ze strachu o szlachciankę zagryzał wargi.
Dziewczyna wzięła jeszcze kilka głębszych oddechów.
Nie, na całe szczęście nie. Lig’gor zabrał mnie stamtąd. – Uspokoiła Dagoneta i zwróciłą się do githa. – Dziękuję ci.
Githzerai jedynie skinął głową.
”Przygotujcie się, bowiem za chwilę przyjdzie nam stanąć do walki. Niech wasze ostrza będą ostre, a umysły czujne. Ta istota zapewne już *poznała* prawdę o mym uwolnieniu. Już wiele razy próbowała dostać się do mego umysłu… Długie cykle pełne wysiłku osłabiły mnie i obawiam się, że TO *pozna* mą słabość i nie zawaha się jej wykorzystać. Jeżeli zdołałaby posiąść mój umysł, wówczas nic już nie będzie powstrzymywać jej przed korzystaniem z pełni swych mocy.” – Owe słowa rozbrzmiały w ich umysłach.

Przewidziałam, że ta chwila nastąpi i mam na nią coś specjalnego – rzekła Troa grzebiąc w swej torbie. Po chwili wyjęła z niej dwa gliniane słoiczki. Otworzyła jeden z nich i ujrzeli, że wewnątrz była lekko połyskliwa maź.
Nałóżcie to na swój oręż. Będzie on mógł wówczas zranić to co nie pochodzi z naszego świata.
Hanah popatrzyła przez moment na swoje dłonie. Z jakąś rezerwą, ale jednak uznała, że je umazia w tej mazi. Cely widząc to uczyniła to samo, a po niej na ostrze swej włóczni roztwór nałożył Mukale. Pelaios bez wahania (wszak widział już dziwniejsze rzeczy) również skorzystał, smarując maścią ostrze rapieru. Czynili tak też pozostali, jedno za drugim, a oręż stopniowo nabierał delikatnego, lekko szarawego poblasku.

Lig’gor przyglądał się temu co miało miejsce i dość zaskakująco złapał Hanah za ramię przyciągając jej uwagę. Kiedy ta na niego spojrzała wyciągnął rękę w jej kierunku i palcem dotknął jej czoła. Wówczas nastąpiła zmiana, specyficzny ucisk w głowie powrócił, tak samo jak przepływająca przez nią moc. Gith nie skomentował, jedynie skinął głową.
Kapłanka zamrugałą kilkukrotnie przyzwyczajając się na nowo do obecności swojego patrona. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak mocno odczuwa obecność jego mocy. Na moment aż przegięło jej nogi pod wpływem jej ciężaru. Zaraz się jednak podniosła i otrząsnęła. Na nowo spotkała swoje spojrzenie z githem i również kiwnęła do niego głową.
Neff podszedł do słoika z mazią, przyjrzał się dziwnej substancji i powąchał ją. Następnie nałożył odrobinę na swój krótki miecz oraz czubek grotów swych strzał. Uznał też, że powinien ponownie aktywować moc pierścienia oraz sprawić by stał się niewidzialny.
Pelaios zwilżył spierzchnięte usta. Chociaż przeżyli do tej pory naprawdę przerażające momenty, to jednak z jakiegoś powodu ten ostatni krok budził największe wątpliwości. To była świadomość wkraczania w nieznane. Jakaś mistyczna kreatura, na tyle potężna by wypaczyć dziesiątki kilometrów? Powołać do życia inne monstra? A on… idzie na nią z rapierem. Doprawdy… ktoś tu oszalał.

”Broń wasza nabrała mocy, lecz ona nie wystarczy by powstrzymać to z czym przyjdzie nam się zmierzyć. Otwórzcie swe umysły i *poznajcie* cóż nam trzeba uczynić.” – Lig’gor przemówił do za pomocą swej telepatii. Wyczuli oni również niewielkie napięcie, niejako parcie na ich wolę, by ta ustąpiła. Ci, którzy pozwolili na zaistnienie więzi między nimi, a Lig’gorem doznali następującej wizji:

Z początku była ciemność i pustka, lecz nie trwało to długo. Usłyszeli coś niczym bicie serca, pulsującą energię w centrum ciemności, z której zdawał się rozlewać wokół ten mrok. Dostrzegli również kilka żarzących się ogników, chwiejnych i niemal zgasłych, które nieregularnie otaczały mroczne serce. “Oto przyczyna naszych nieszczęść” – pojawił się głos Lig’gora – ”Pulsująca rana w rzeczywistości, z której wylewa się zło. Iskry natomiast są pozostałościami tych, którzy są za to odpowiedzialni. Ich życia zgasły, a okruchy pozostałej jaźni znaczą ich skorupy.” Formujące się przed nimi obrazy uległy zmianie. Po obu stronach mrocznego serca zajaśniały czerwonym blaskiem skomplikowane kręgi rytualne, magiczne, pulsujące tym samym rytmem, którym biło serce. “Nie dane mi było *poznać* wiele na temat tego co się tutaj wydarzyło, lecz odkryłem, że moc uwięziona w tych kręgach podtrzymuje rozdarcie w istnieniu.

Wraz z tymi słowami wizja dobiegła końca, a zmysły powróciły do ciał. Stali jak przed momentem w tych samych miejscach i tym samym towarzystwie, lecz bogatsi o nową wiedzę.
“Me oczy i umysł *poznały* dwie drogi powstrzymania owych okropieństw. Pierwszą jest zamknięcie rozdarcia, przełamanie lub zniwelowanie wypaczonego czaru, który raz za razem splata się na nowo i trzyma przejście otwartym. Druga zaś wiedzie do zniszczenia kręgów, które owo zaklęcie utrzymują w mocy. To właśnie one stanowią źródło siły, które utrzymuje portal istnieniu. Może istnieją inne ścieżki, inne drogi do stawienia czoła naszemu wyzwaniu, lecz ja ich *nie poznałem*. Zbierzcie zatem myśli i dzielcie się nimi, dokonajcie ostatnich przygotowań. Za chwilę nadejdzie czas czynów.”
Skończywszy swą mentalną przemowę Lig’gor zasiadł w powietrzu w pozycji medytacyjnej. Zamknął oczy. Skupił się.

H-hanah? – był to głos Astine, która gestem wzywała ilmateriankę do siebie. Kaplanka podeszła po krótkiej chwili. Próbowała pozbierać myśli po tym co się stało. Otrzymywanie wizji bywało dezorientujace.
Co się dzieje? – zapytała cicho łowczynię.
Chciałabym pomagać wam… ale chyba na nic się tam przydam – słowa Astine były równie ciche, z nutą żalu. Dziewczyna przejechała dłonią po głowie wilczycy, która również nie wyglądała tak zdrowo i silnie jak na samym początku wyprawy. Potem sięgnęła do pasa, z lekkim wysiłkiem szarpnęła za coś i uniosła dłoń, w której spoczywał sztylet z głowicą wyobrażającą głowę jednorożca. Wpatrywała się w niego chwilę, po czym w geście podarunku skierowała go ku Hanah.
M-mnie się teraz nie przyda, a tobie pomoże. Melliki będzie ci sprzyjać w walce.
Dziękuję. Choć wydaje mi się, że w czyich innych rękach może on poczynić więcej szkód przeciwnikowi. Na pewno go użyjemy. Pomścimy twoich rodziców. – Kapłanka okryła dłoń łowczyni swoimi. W jej oczach świeciła się determinacja. Wstała zabierając ostrze przyglądając mu się jeszcze przez chwilę. Zmówiła krótką modlitwę przykładając oręż do czoła.
Bogowie sprzyjajcie nam w tej trudnej chwili, bo czynimy zgodne z wami rzeczy. Nieście nasz oręż ku pokonaniu zła jako my je prowadzimy – wyszeptała i odwróciła się do pozostałych. – Pelaiosie wierzę, że w twoich rękach ten oręż może zdziałać więcej. Zechcesz z niego skorzystać?
Diabelstwo rozpoznając sztylet po rękojeści spojrzał w kierunku Astine. Zrozumiał że dziewczyna raczej nie dołączy do… czegokolwiek co miało się zaraz wydarzyć.
Pewnie… – ugryzł się w język zanim zapytał którą stroną ma dźgać. – Z pewnością się przyda. Dobrego oręża nigdy za dużo.
Przyjął broń, podrzucił ją kilkukrotnie w powietrzu za każdym razem za inną stronę, zważył w dłoni, a na koniec zatknął ostrze za pas. Skinął też w kierunku Astine i nawet się uśmiechnął.
 
Asderuki jest offline