Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2019, 02:31   #301
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Dwaj pozostali łowcy czynili wszystko co mogli, by utrzymać bladego jak upiór Kirisu przy życiu i zmniejszyć upływ krwi. Pomagali mu w tym dwaj ashigaru, reszta wraz z samurajem pilnowała samego mnicha. Bushi nie był zadowolony z sytuacji, od czasu do czasu nawołując, by obaj łowcy odpuścili sobie te niepotrzebne wysiłki. Ale Kunashi był zbyt uparty by się poddać i w kilku dosadnych słowach określił gdzie ma porady samuraja… i jak głęboko.

Fala ulgi spłynęła na nadszarpnięte nerwy Maruiken, kiedy zobaczyła Niedźwiedzia tak otwarcie ignorującego polecenia klanowego samuraja. Zostawiła rannego młodziana w dobrych rękach.

-Mm.. być może wcale nie będziemy musiały same nosić Płomyczka. Poczekaj tutaj – z tymi słowami, bez żadnego dodatkowego wyjaśnienia, łowczyni pośpiesznym krokiem wyszła z cieni rzucanych przez zabudowania i wkroczyła w zasięg widzenia obrońców pieczęci.
Odrobinę żałowała teraz, że nie wzięła ze sobą tamtego stalowego dzioba zostawionego przez Ptaszka. Stałby się jej trofeum, którym mogłaby rzucić prosto pod nogi mnicha na znak, że zwyciężyła w potyczce z ich zwierzaczkiem, że on i jego braciszkowie z zakonu będą musieli się bardziej postarać. Ale resztki Ptaszka zostały w opuszczonym domu, więc Leiko tylko w subtelniejszy, bardziej właściwy dla siebie sposób omiotła chłodnym spojrzeniem Chińczyka oraz stłoczonym wokół niego bushi.

Szybko, prawie w biegu dotarła do mężczyzn zebranych przy leżącym Kirisu.
-Kuma-san.. – mruknęła kucając przy postawnym łowcy. Teraz, kiedy przynajmniej na moment przestała być ściganą zwierzynę, w końcu mogła się dokładniej przyjrzeć ranom odniesionym przez biednego Kogucika. I samo to wystarczyło, aby z jej twarzy odpłynęło większość kolorów i tylko kilka odcieni czyniło ją żywszą od jego twarzy. Niech przeklęci będą mnisi i każdy usługujący im bushi.
Bardzo ostrożnie, aby nie sprawić młodzianowi jeszcze większego bólu, kobieta dotknęła opuszkami palców jego policzka. Bardzo zimnego policzka.
-Kuma-san, musimy go stąd zabrać. Tutaj nikt z nas nie zdoła mu pomóc -zwróciła się cichym, ale stanowczym głosem do Niedźwiedzia.

-Obawiam się że nikt nie zdoła mu pomóc. To tylko kwestia czasu nim pomrze. Przykro mi Maruiken-san. Wiem że byliście blisko.- odparł współczującą łowca.

-Iye -odparła Leiko zadziwiająco jak na siebie głośnym tonem głosem, jak gdyby próbowała nim zagłuszyć zrezygnowanie Niedźwiedzia oraz swe własne wątpliwości. Opuściła powieki i odetchnęła głębiej.
-Kirisu-kun umrze, jeśli dłużej tutaj zostanie. A może jeszcze przeżyć, jednak musisz mi pomóc go stąd zabrać -otworzyła oczy, aby zwrócić na łowcę swoje tęczówki lśniące złotem -Proszę, Kuma-san. Jeszcze jest nadzieja.

- Gdzie chcesz go zabrać i po co?
- zapytał Kunashi, ale nie tylko on.
-Szlachetny Khando-sama dopytuje się gdzie byłaś i co się stało z potworem? - zapytał aroganckim tonem samuraj zwracając się wprost do łowczyni.

Natarczywość tego pytania sprawiła, że Leiko podniosła się z wężowym wdziękiem. Spod wachlarzy długich rzęsy spojrzała na samuraja, jego arogancję zderzając ze swoim uśmiechem. Miłym, urokliwym. Całkiem fałszywym pod tą maską słodyczy i uniżenia -Zrobiłam to, za co jest mi płacone. Pozbyłam się tej kreatury. Nie będzie już zagrażała ani nam, ani szlachetnemu Khando-sama.
Pochyliła głowę przed mężczyzną uznając, że takie wytłumaczenie powinno mu wystarczyć. Tym bardziej, że sama łowczyni nie miała zamiaru wdawać się w szczegóły tej szaleńczej pogoni, a i jej uwaga szybko przeniosła się z samuraja na Niedźwiedzia, który również zadawał o wiele zbyt pytań w tak krytycznym czasie.
-Znam kogoś, kto może jeszcze uratować Płomyczka. Ale na nic zda nam się jej pomoc, jeśli będziemy dłużej zwlekać -smukłą dłonią uścisnęła jego potężne ramię -Kirisu-kun nie ma już wiele czasu.

- Zapłacono wam, aby bronić tego miejsca, a nie oddalać się od niego, kobieto.
- warknął w gniewie samuraj chwytając za rękojeść katany.
- Hej! Na twoim miejscu bym trzymał język zębami, a ręce z dala od miecza… jeśli chcesz zachować dłonie na ich miejscu do końca tej nocy.- warknął Kuma opierając dłonie na katanie.- Płacicie nam za walczenie dla was i zabijanie Oni. Nie za umieranie za was.
- Wiedziałem, że nie można ufać zdradzieckim roninom i gejszy.
- odparł samuraj spluwając pogardliwie.
- To nam najwyżej nie zapłacicie.- burknął Kuma stając pomiędzy Leiko i Kirisu, a samurajem i jego ludźmi. - Maruiken-san bierz go stąd. Będę cię osłaniał jeśli temu głupcowi i jego chłopom starczy odwagi.
- Ty tam… na co czekasz. Zajmij się buntownikiem.- odparł samuraj spoglądając gniewnie na drugiego łowcę.

Ty tam, czyli Shisui, wyjął katanę i ruszył z wyciągniętym mieczem… stając obok Kumy.
-Przeklęci łowcy…- warknął gniewnie samuraj.

Tego.. konfliktu nie było w planach Leiko. Nie była jednak naiwna - spodziewała się kłopotów ze strony mnicha i tych zebranych wokół niego owieczek, ale nie tak otwartej agresji. W tej chwili mogła tylko mieć nadzieję, że talenty każdego z łowców będą wystarczające do przetrwania gniewu samuraja. Czas prześlizgiwał się pomiędzy smukłymi palcami Maruiken, nie miała go wystarczająco na ratowanie jeszcze tej dwójki.

Pochyliła się nisko nad młodzianem i bardzo ostrożnie, żeby nie wyrządzić jeszcze większej krzywdy jego pokiereszowanemu ciału, zarzuciła sobie na szyję jego ramię.
-Gomen ne, Kirisu-kun.. -wymruczała bardziej do siebie samej niż do nieprzytomnego Płomyczka. Po tych słowach przyciągnęła go blisko do swego boku, oparła go na sobie. Krew brudziła kimono, czerwień kontrastowała z bielą pajęczego materiału. Ale to nie było teraz ważne.

Przy pierwszej próbie dźwignięcia jego bezwładnego ciała, nogi wprost ugięły się pod smukłą kobietą. Z głośnym syknięciem przez zęby zdołała utrzymać go przy sobie i powstrzymać przed upadkiem na ziemię.
Wdech, wydech. Wdech, wydech. Napięła mięśnie rysujące się delikatnymi liniami pod jej skórą i nie bez problemu zdołała podnieść się wraz z młodzianem opartym ciężko na swym ciele. Dostrzegała pewne pocieszenie w tym, że to akurat Płomyczek padł ofiarą Ptaszka. Chudy łowca nadal był ciężarem dla Maruiken, ale nie tak wielkim jakim byłby Niedźwiedź, Yasuro albo nawet Kojiro. W przypadku Kirisu istniała szansa, że zdoła go odciągnąć od mnicha i rozjuszonego samuraja.

-Uważajcie na siebie. Nie warto tutaj ginąć -powiedziała jeszcze przez ramię do łowców, po czym postawiła pierwszy niepewny krok przed siebie. Następnie trochę chwiejnie dostawiła do niego kolejny. I jeszcze jeden. Powoli, ale nieubłaganie parła do przodu.

- O nas się nie martw. Ten bushi to żaden przeciwnik, a tym bardziej jego ashigaru.- odparł pocieszająco Kuma, a choć Leiko wiedziała że ma rację, to uśmiech nie pojawił się na jej twarzy. Doświadczony łowca, zapomniał o mnichu. Chińczyk zaś położył dłoń na ramieniu samuraja i rzekł coś w swoim języku.
-Kobieto. Szlachetny Khando-sama nakazuje ci wrócić tutaj jak tylko zaniesiesz rannego w bezpieczne miejsce. Masz szczęście, że ma więcej cierpliwości do ciebie niż ja.- burknął gniewnie samuraj odsuwając dłoń od katany. Konflikt został zażegnany.

Mnich musiał dojść do jakże słusznego wniosku, że pokojowe rozwiązanie ułatwi mu pilnowanie łowczyni, szczególnie teraz, kiedy wymknęła się spomiędzy stalowych szponów Ptaszka. I byłoby to właściwe posunięcie, gdyby.. gdyby Leiko planowała tu wrócić.

-To... miło.. -odparła cicho łowczyni uginając się pod ciężarem Płomyczka. Kusiło ją, aby odpowiedzieć samurajowi w podobnej manierze i równie opryskliwie powiedzieć do niego „mężczyzno”. Ale Maruiken Leiko potrafiła trzymać język za zębami, dlatego zamiast wykazać się zbędną bezczelnością, ona rzuciła za siebie śliczne słowa wdzięczności -Arigatou gozaimasu.

Podczas gdy mężczyźni zajęci byli rzucaniem sobie spode łbów rozdrażnionych spojrzeń, kobieta wraz z Kirisu opartym mocno na swym ciele szła w kierunku uliczek tonących w ciemnościach, gdzie wcześniej zostawiła czekającą Sakusei. Tak bardzo skupiła się na ratowaniu życia młodzika, że zapomniała o swojej parasolce porzuconej gdzieś.. gdzieś tutaj, w pierwszych minutach swojej potyczki z Ptaszkiem. Bez tej broni była niekompletna. A przecież noc jeszcze była młoda, pełna bestii czyhających w cieniach.

Sakusei wsparła Leiko w przenoszeniu umierającego łowcy. A gdy oddaliły się nieco przybrała swoją prawdziwą postać, dzięki której mogła przenieść i Kirisu swoją towarzyszkę broni do odpowiedniej kryjówki.

- Ten budynek wygląda dość solidnie. - stwierdziła przyglądając się bowiem opuszczonej oborze. Zsunęła rannego łowcę na ziemię i zaczęła owijać pajęczyną jak prawdziwe pająki. Je zwinne patyczkowate odnóża szybko oplatały ciało łowcy, gdy ona sama mówiła.- Gdy byłam jeszcze bezrozumną bestią i polowałam, to tak magazynowałam ofiary. W tamtym okresie nie mogłam jeść martwego posiłku, więc moje magiczne pajęczyny utrzymywały kąski w stanie letargu. Mój kokon nie da mu umrzeć, więc może tu spokojnie przeczekać całą bitwę.
Jej słowa były chyba prawdziwe, bo policzki nieprzytomnego Kogucika lekko się zaróżowiły.

-O ile tylko ktoś.. lub coś, go tutaj nie znajdzie nim my wrócimy -wypowiedziała na głos swoje niepokoje Leiko, a na jej wargi cisnęło się jeszcze jedno słówko. Jeśli. Jeśli wrócą.

Pomiędzy kolejnymi zręcznymi ruchami Pajęczycy, łowczyni dłonią musnęła jeden z policzków Kirisu. Ciepły. A przynajmniej cieplejszy niż wcześniej. To był dobry znak, a właśnie takich potrzebowała.

-Mam jednak nadzieję, że demony, łowcy i klanowi bushi będą za bardzo sobą zajęci, aby szperać po domach Shimody -przeniosła spojrzenie na Sakusei, której naprawdę nie potrafiła sobie wyobrazić jako bezrozumnego potwora. I nie było to tylko czcze przypochlebianie się swej sojuszniczce -A i Twoje dzieciątka też nie pomylą Płomyczka z łatwym kąskiem do przegryzienia w trakcie bitwy, ne?

-Zapominasz z kim rozmawiasz.
-rzekła zadziornie Pajęczyca i zawiesiła kokon z Kirisu u powały. - Utkam z moimi pajączkami iluzję, która ukryje kokon przed Oni i ludźmi. Nikt go nie znajdzie. Niestety… planowałam ten czar rzucić na naszą kryjówkę, gdy już uda nam się pokrzyżować plany mnichów i nie będzie potrzeby, byśmy dalej walczyły tej nocy. No cóż… poradzimy sobie jakoś bez niej, ne Maruiken-san?

-Możemy wrócić tutaj i potowarzyszyć Płomyczkowi
-odparła łowczyni spoglądając na nieznacznie kołyszący się kokon. Nie było łatwo oglądać młodzika w takim stanie, niczym spętaną muszkę czekającą na zostanie kolacją pająka. Ale wolała widzieć go właśnie takiego niż zimnego, nieruchomego. Martwego.

-Jesteś pełna niespodzianek, Sakusei-san. Dzięki Oku sama posiadam w zanadrzu kilka sztuczek, ale żadna z nich nie jest tak użyteczna jak Twoje -rozchyliła wargi w jednym ze swoich delikatnych, bardzo urokliwych uśmiechów. Zerknęła na Pajęczycę -Być może to Twoją potęgę powinnam wchłonąć.
Całe szczęście uśmiech złagodził brzmienie tych słów, które inaczej można byłoby uznać za złowrogie. Uśmiech wręcz uczynił je figlarnymi i żartobliwymi. Przecież Leiko tylko sobie beztrosko igrała ze swoją sojuszniczką.

- Nigdy nie wiesz co dostaniesz… może włochate nogi, może oczy wyrosną ci na czole?- zaśmiała się figlarnie Sakusei.- A może… apetyt na mężczyzn i niewiasty. I nocami będziesz ich łapała, porzucając rano niemal skorupy wymęczone rozkoszami nocy. Niewątpliwie to przyjemna śmierć będzie dla nich.
Spojrzała przez ramię. - Być może mogłabym cię czegoś nauczyć bez tak… drastycznego rozwiązania. Kto wie?
Po czym spochmurniała dodając.- O tym porozmawiamy jednak przy innej okazji. A choć twój pomysł jest rozsądny, to… obawiam się, że gdy zniszczymy to co planują Chińczycy, wszystkie Kekkai również padną i nawała Oni opadnie na Shimodę niczym tsunami. A my, będąc w środku osady nie zdołamy się przebić tutaj, na jej obrzeża.

-Ciężko już teraz planować ucieczkę, kiedy ciągle mamy przed sobą skomplikowane zadanie dotarcia do serca Shimody i przeszkodzenia mnichom w rytuale. Wiele się może wydarzyć, niekoniecznie po naszej myśli
Maruiken westchnęła cicho, a jej dłoń prześlizgnęła się na własny bark i rozmasowała miejsce, o które jeszcze niedawno opierał się nieprzytomny łowca. Pozostawił po sobie nie tylko nieznaczną odrętwiałość, ale przede wszystkim plamy krwi wyraźnie odznaczające się na białym kimonie.
Uniosła jedną brew, po czym dodała łagodniejszy tonem głosu -Wcale nie będę zaskoczona, jeśli z nas wszystkich to właśnie zostawiony tutaj Płomyczek będzie najbezpieczniejszy.

- Bo tak jest… gdy utkam tą iluzję, to nikt go tu nie znajdzie. Ni Oni ni człowiek.
- a właściwie kilkanaście pajączków utka za nią, bo to one wyszły z zakamarków jej szaty i zaczęły rozwieszać kolejne nici tworząc migotliwą pajęczynę wypełniającą pomieszczenie.
-Wyjdźmy stąd.- Sakusei chwyciła za dłoń Leiko i pociągnęła do wyjścia. Łowczyni miała coraz większą trudność z dostrzeżeniem Kirisu. Widziała co prawda gęste pajęczyny, ale takie jakie można było znaleźć w starych zapomnianych budynkach. Samego kokonu z młodym łowcą dostrzec nie potrafiła.

- W tej chwili kilka moich potężnych sług forsuje kolejne bariery próbując dotrzeć do serca tej osady. Pewnie zginą z rąk łowców. Są one jednak odwróceniem uwagi, to my musimy dotrzeć do środka i zniweczyć plany mnichów. Ty, ja i twój yojimbo.- stwierdziła Pajęczyca.
- I ja.- odezwał się skrzekliwy głos dochodzący z dachu nad nimi.
Głos znajomy Leiko.




Przeraźliwie stary i bardzo zasuszony mnich w wytartym kimonie popijał sake z tykwy.
-I ja się muszę tam dostać, więc chyba powinniśmy połączyć siły.- rzekł z tajemniczym uśmieszkiem.

Pierwszych odruchem ciała Maruiken na pojawienie się nowej osoby było napięcie mięśni, przygotowanie ich do walki z kolejnym przeciwnikiem. Reakcja była właściwa, szczególnie w tak nieprzyjaznych okolicznościach, jednak intruzowi brakowało krwiożerczości i zaślepienia słowami mnichów. Była za to pomarszczona twarz, niewielka sylwetka i otoczka tajemniczości.

Rozluźniła dłoń zatrzymaną w połowie wędrówki do wakizashi, a następnie lekko skinęła głową.
-Ah, Daikun-san. Jeszcze kilka takich spotkań i pomyślę, że mnie śledzisz -przywitała go żartobliwie, ale nawet ta wesołość podszyta była podejrzliwością. Bardzo subtelną, której zgłębianie musiała sobie zostawić na inną okazję. Teraz tylko skrzyżowała ręce na piersiach i przyjrzała się uważniej niepozornej postaci pielgrzyma -Nie wygląda na to, aby Oni, łowcy lub mnisi sprawiali Ci wiele kłopotów. Zazdroszczę. Może zdradzisz nam swój sekret, byśmy mogły równie niepostrzeżenie przedostać się do serca Shimody?

-Jestem mały i stary. Byłem shinobi zanim nadano to określenie takim jak ja.
- odparł mnich zeskakując z dachu na ziemię ze zwinnością o którą ciężko by było podejrzewać takiego kruchego staruszka. I w dodatku bezgłośnie. Nawet żelazne obręcze na jego lasce nie zadźwięczały.
-Nawet twój instynkt potrafiłbym oszukać Maruiken-san… tak, tak… znam wiele sztuczek.- zacmokał w samozadowoleniu i dodał.- Ale nie czas na wymianę uprzejmości. Spieszy nam się, tak?

Sakusei wydawała się być zaskoczona obecnością mnicha nie mniej niż Leiko, ale bynajmniej nie zdziwiona. Zerknęła na pokryte pajęczynami, zupełnie “zwyczajne” wnętrze chaty, po czym rzekła - Ruszajmy, po drodze możemy rozmawiać.
I pobiegła przodem.

Również Maruiken powiodła spojrzeniem w kierunku pozostawionego Płomyczka, ale nie mogła go spostrzec pośród rozwieszonych pajęczyn. To był dobry znak, ne? Jeśli ona nie potrafiła odnaleźć swojego partnera, to w sieciach zostanie ukryty też przed demonami, innymi łowcami oraz mnichami. Kolejne zmartwienie mniej.
-Hai, hai. Chodźmy -przyznała rację obojgu i z kimonem falującym wokół swych nóg skoczyła w ślad za oddalającą się Pajęczycą. Przemierzając uliczki obejrzała się za siebie w celu sprawdzenia, czy drobny staruszek nadąża za nimi dwiema.

Nadążał. Nawet jeśli czasami znikał z oczu Leiko, gdy wchodził w cienie budynków to pojawiał się od razu gdy przemykał między cieniami. Zresztą dość szybko zwolnili. Prowadząca ich Sakusei bowiem musiała uważać na toczące się już boje między samurajami i potworami. Bo choć większość drobiazgu nadal nie mogła się przebić przez bariery to najpotężniejsze z Oni już toczyły boje przedzierając się przez osłony chroniące miasto. Pajęczyca nie chciała być zauważona, ani przez obrońców, ani przez napastników więc lawirowała z dwójką towarzyszy.

Przemykali niczym cienie, od czasu do czasu zerkając na krwawe potyczki między potworami a ludźmi.
Na moment zatrzymali się, gdy ziemia zatrzęsła się im pod stopami. Te wstrząsy nie pochodziły jednak z ziemi. To Generał Oni padł martwy niszcząc budynki i zabijając się obrońców (jak i napastników) ciężarem swojego upadającego cielska.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem