Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2019, 19:13   #25
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rozgwieżdżone niebo jest jednym z najpiękniejszych widoków, jakie stworzyła natura, ale noce na pustyni - prócz wspomnianej wcześniej oczywistej zalety - miały jedną zasadniczą wadę - bywały zimne. Dlatego też Jasar, gdy tylko oporządził muła, zabrał się za rozstawianie namiotu. Wnet jednak doszedł do wniosku, że dwie osoby łatwiej by sobie dały radę z tą konstrukcją.
- Może pomożesz? - zwrócił się do Vathry, która rozkładała nieopodal swoje posłanie. - W rewanżu przygarnę cię na noc - zaproponował.
- Jasne, ale każde śpi po swojej stronie - zastrzegła Vathra.
- Wszak ci proponuję wspólny dach nad głową, a nie wspólne łoże. - Jasar uśmiechnął się lekko.
- No i przy tym pozostańmy. - Puściła mu oczko. - Przynajmniej na razie. - Dała mu też jakąś nadzieję.
Odpowiedział uśmiechem, na pozór puszczając mimo uszu ostatnie zdanie. Dłonią wskazał lewą stronę namiotu.
- Rozgość się - powiedział.
- Z przyjemnością! - Rozłożyła swoje posłanie, a potem walnęła się na nie z dłońmi splecionymi z tyłu głowy, po czym zamknęła oczy, odpoczywając.

Okazało się, że Vathra nie jest uciążliwą współlokatorką - nie dość, że nie chrapała i nie mówiła przez sen, to jeszcze nie zajmowała zbyt wiele miejsca, to jeszcze nie domagała się zbyt wielu praw z racji bycia kobietą.
Zanosiło się na to, że rozpoczęta wspólną wycieczką do miasta współpraca będzie się dobrze rozwijać.


Czas płynął powoli, podobnie jak niezbyt poruszała się karawana. Z czego Jasar się cieszył, bowiem jego nowy nabytek, muł o nazwie Hajn, chociaż był zwierzęciem posłusznym, cierpliwym i wytrzymałym, to do stworzeń szybko biegających zdecydowanie nie należał.
A że targał większość większość ekwipunku Jasara, to zasługiwał na to, by o niego zadbać.


Mędrcy powiadają, że najwolniejsza nawet podróż kiedyś się kończy. Wędrówka karawany też dobiegła końca, lecz powitanie, jakie zgotowano przybyszom, zdecydowanie odbiegało od standardowych. Ale trudno się dziwić - pożar zawsze wywoływał zamieszanie.
Ale wiatr zesłał w ręce Jasara niespodziewany prezent.

Wspomnienia, dalsze i bliższe, natychmiast ożyły...
Wspomnienia, oraz świadomość, co oznacza trzymana w dłoni karta.
W "swoich" czasach Jasar nigdy nie chodził do wróżek ani wróżów i kartami do wróżenia zbytnio się nie zajmował, ale słyszał wiele o tej sztuce i parę takich kart w swoim życiu widział. No, nie do końca takich, bo przez te tysiące lat parę rzeczy się zmieniło, ale wiele pozostało bez zmian.

Wydarzenia, jakie niosła za sobą siła, reprezentowana przez pomarańczowy cyklon, mogły zmienić na gorsze życie nie tylko pojedynczych ludzi, ale i całych narodów. Wojny, konflikty, podpalenia, destruktywne plany.
Być może w wozie znajdowało się rozwiązanie tajemnicy, ale poszło z dymem, bowiem ledwo Jasar spojrzał w stronę płonącego wozu, ten, jakby na złość patrzącemu, wybuchnął jeszcze silniejszym płomieniem. Gaszący ogień ludzie musieli odskoczyć i widać było, że szanse uratowania czegokolwiek zniknęły.

Rozważania na ten temat trzeba było jednak przerwać. Co prawda w takich warunkach trudno było o zgodne z zasadami dobrego wychowanie i odpowiednie przedstawienie się księżniczce Almah, ale ona się w tym momencie nie liczyła. Ważne było ratowanie dobytku, bez którego misja księżniczki zakończyłaby się niepowodzeniem.

Większość z członków karawany rzuciła się do gaszenia ognia. Vathra również chwyciła za wiadro, ale Jasar tylko częściowo poszedł w jej ślady. To znaczy też chwycił za wiadro, ale jego zawartość wylał na dziewczynę. Znał się na ogniu i wiedział, że ten aż za często dobiera się do skóry tym, co usiłują go ugasić.
Vathra spojrzała na niego zaskoczona.
- Szkoda by było, gdybyś się przypaliła tu i ówdzie - wyjaśnił szybko.
- Och, jak ty o mnie dbasz, żeby mi się nic złego nie stało. Mój bohater. - Zaśmiała się i popędziła gasić pożar.

Jasar zostawił wiadro i pobiegł ratować zwierzęta, które - nie da się ukryć - były ważniejsze, niż wozy. Bo kto miałby ciągnąć wozy, gdyby zwierzęta się rozbiegły? Bez wozów dałoby się jakoś przeżyć, bez zwierząt należałoby porzucić większość uratowanego dobytku.


Panika nie była, na szczęście, na tyle wielka, by zwierzęta oddaliy się na kilka mil. Znaczną część było widać i wystarczyło tylko do nich spokojnie podejść, a potem uspokoić miłymi słowami.

Przyprowadził trzeciego z kolei zwierzaka i oddał go w ręce poganiaczy, lecz na twarzy Hadroda stale malowało się zmartwienie. Przyczyna wnet stała się jasna - jednym z nieodnalezionych do tej pory zwierząt była jego ulubiona koza.
- Pójdę jej poszukać - powiedział Jasar, które to oświadczenie spotkało się z pełną radości aprobatą Hadroda i jej żony, Hadrath.
Co prawda na miejscu Hadroda Jasar sam by ruszył na poszukiwania, no ale cóż... Dzięki temu zaklinacz mógł sobie zapracować na jeszcze lepszą opinię.

Rozejrzał się po okolicy, usiłując się zorientować, w jaką stronę mogła pobiec przestraszona koza.
W każdym razie nie zamierzał odchodzić za daleko. Za księżniczką Almah kroczyły kłopoty, a samotnego wędrowca mogły one dopaść szybko i niespodziewanie.
 
Kerm jest offline