Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2019, 00:00   #153
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Gdzie oni są? Wiaderny spojrzał na zegarek. Mają już piętnaście minut spóźnienia. Ile można czekać, do kurwy nędzy?! Sierżant stał na Kościuszki i czekał aż reszta grupy atakującej łaskawie zjawi się na miejscu. Wreszcie z południa doszedł jego uszu warkot ciężkich maszyn, a w polu widzenia pojawiły się duże, oślepiające światła. Chwilę później zatrzymał jadącego na czele kolumny Abramsa. Z włazu na wieżyczce wyłonił się jakiś żołnierz. Wiaderny nie patrząc na stopień, ryknął na niego:

- No nareszcie! Ile kurwa można na was czekać?!

Tym, którego ochrzanił był nie kto inny, a sam dowódca czołgu, sierżant Kamyszel. Na szczęście sytuacja nie przeistoczyła się w regularną kłótnię, bo tamten odwarknął coś o ważniejszych zadaniach, a Wiaderny już miał odpowiedzieć, gdy sytuację ułagodził sierżant Kopera. Teraz dowódcy pododdziałów zgromadzili się obok drogi, pod osłoną drzew i krzaków, gdzie Wiaderny tłumaczył im zarys planu. Było ich w sumie ośmiu.

- Jak mamy tędy przejechać? - Kamyszel wskazał na odkryty teren Dolinki. - Tam jest wielki, odkryty basen.

- Co? - spytał głupio Wiaderny.

- Basen. Taka jakby spora dziura w ziemi wypełniona wodą - Kamyszel nie potrafił ukryć uśmieszku na twarzy.

- Co, kurwa? - Wiaderny spojrzał na trzymany w rękach tablet. - Ja pierdolę, kto wgrał zdjęcia satelitarne z 2012 roku?!

* * * * *

Pierwsza do akcji poszła jak zwykle drużyna Grabińskiego. Ukryty w krzakach Wiaderny, podziwiał jak ludzie z 3. drużyny bezgłośnie zakradają się do stojących w świetle latarni strażników i ich eliminują. Gdy ulica była czysta, pozostali komandosi podeszli pod budynek. Obstawili trzy wejścia i na dany znak jednocześnie wpadli do środka. Walka, o ile można ją tak nazwać, nie trwała długo.

Parter oczyścili szybko, a co najważniejsze po cichu. Niestety na piętrze trafiło się kilka zbłąkanych strzałów. Szybko dokończyli robotę i obstawili okna. Dobrzański nadał komunikat do Ośki, by ten ruszał, a komandosi obstawili okna i przygotowali się do odparcia spodziewanego kontruderzenie czekistów. Widzieli jak swołocz wybiega z innych budynków i szykuje się do ataku. Nie doszło jednak do niego.

Nie doszło, bo ulicę spowił gęsty dym, a coraz głośniejszy z sekundy na sekundę warkot sugerował zbliżanie się pancernej grupy uderzeniowej.

- Erkaemy i snajperzy do okien! - rozkazał Wiaderny. - Dobrzański, zostaw dwóch ludzi jako obstawę. Reszta za mną!

Wybiegli z dopiero co zdobytego budynku. W tym samym momencie grupa pięciu pojazdów, z potężnym Abramsem na czele, wyłoniła się spomiędzy drzew, przez które przedostała się dzięki pomocy druidów. Komandosi dołączyli do niej jako desant i wspólnie z nią uderzyli na koszary.

* * * * *

Swołocz dobrze się broniła, ale oni byli lepsi. Nie rwali niepotrzebnie do przodu. Korzystając ze wsparcia, systematycznie likwidowali kolejne punkty oporu. Czekiści nie mieli takiej siły ognia, nie po tym jak Alicki rozpieprzył ich piękną wyrzutnię rakiet. Teraz Wiaderny nadawał mu kolejny cel:

- Buk, 54.173115 Nord, 19.416178 Est. Wal w skurwiela!

Parę sekund później ziemia zatrzęsła się od eksplozji, w której zniknął ruski wóz pancerny. Chwilę wcześniej rozwalił jednego z Bradleyów Ośki, więc jego zniszczenie żołnierze przywitali okrzykiem radości. Część drużyny Drabika zabrała się teraz za wyciąganie rannych lub martwych z płonącego polskiego wraku, a reszta ruszyła dalej.

Huk i kolejna eksplozja. Ludzie popadali na ziemię, albo przylegli do ściany, nie wiedząc co się dzieje. Dopiero po chwili Wiaderny usłyszał w słuchawce głos Kamyszela:

- Tu Dąb, rąbnęliśmy w ich puszkę. Resztki pryskają na drugą stronę Królewieckiej! Kontynuuję natarcie.

* * * * *

I się zesrało... Ludzie pochowali się za wrakami samochodów, albo za rogami budynków. Skurwiele tłukli w nich z broni maszynowej, a w świetle ognia z płonącego Bradleya, który stał pośrodku Królewieckiej, byli dobrze widoczni. Trudno, są inne sposoby.

- Dąb, Sosna, wycofajcie się pod osłonę budynków. Modrzew, Grab, obsadzić budynki, przechodzimy do obrony.

* * * * *

Następne pół godziny spędzili na przygotowaniu gruntu pod drugą próbę natarcia. Stryker nakierowywany przez radio oraz Abrams i dwa pozostałe Bradleye ogniem bezpośrednim, starały się nadwątlić obronę przeciwnika. Wiaderny nie chciał jednak zdradzać gdzie uderzy, dlatego walili w pozycje wroga wzdłuż całej Królewieckiej. Kiepska to była taktyka, bo ile mógł przy tym ugrać? Ale co innego mógł zrobić?

Uderzenie postanowił przeprowadzić na prawym skrzydle. Po pierwsze było tam więcej miejsca, dzięki czemu dodatkowe atuty zyskają ich skromne siły pancerne, a po drugie nie wiedział nic o siłach czekistów na południe od Pionierskiej i Szymanowskiego. Jeśli ktoś tam był, mógłby ich zaskoczyć z flanki.

Drużyny Kopery i Drabika dostały za zadanie utrzymania linii Królewieckiej, podczas gdy Abrams, Bradleye i komandosi jako desant zaatakują. Po postawieniu skromnej dymnej osłony, znów wzdłuż całej ulicy, w czym pomogły granaty dymne piechoty, ruszyli. Znów na czele szedł Abrams. Dopiero teraz Wiaderny dojrzał na jego burcie wyraz "Boruta". Słodkie.

Wyszli na skrzyżowanie Królewieckiej z Moniuszki i bez oporu przeskoczyli na drugą stronę ulicy. O dziwo nieprzyjaciel nie reagował. Weszli kawałek w głąb osiedla, po czym skręcili w lewo. Na środku ulicy był spory lej, w którym Wiaderny dojrzał szczątki, na oko, dwóch ludzi oraz pogięte resztki czegoś, co uznał za autodziałko. Zapewne mieli ubezpieczać lewe skrzydło obrońców, ale los w postaci pocisku artyleryjskiego, skutecznie im towyperswadował.

Weszli między zabudowania, gdzie wreszcie powitał ich ogień ruskiej swołoczy. Dobrzański ruszył oczyścić dom po lewej, reszta gnała naprzód. Wróg musiał się połapać jaką dziurę zostawił w obronie, bo najwyraźniej szybko ściągał siły w ten region. Naprzeciw nich pędziły jakiś wóz policyjny i ciężarówka. Jak się po chwili okazała ten pierwszy miał na dachu cholerny miotacz ognia! Nie zdążył jednak narobić szkód, bo pierwszy strzał Boruty przewrócił go na dach, a uciekającą obsługę, która jak się okazało składała się z krasnoludów, a więc nie mogła uciekać zbyt szybko, dosięgły kule z karabinków komandosów.

Ciężarówka też nie zdążyła narobić zamieszania. Jeden z komandosów, zdaje się że szeregowy Kmita, poczęstował go pociskiem ze swojej wyrzutni. Tamten w odpowiedzi zamienił się w kulę ognia, od której oddzieliło się kilka mniejszych, w których ukryte były ludzkie kształty, ale te padły po chwili na ziemię.

W ślad za zniszczonymi pojazdami pojawiły się kolejne, tym razem wozy opancerzone, co więcej z potężną siłą ognia. Grad kul zaczął się sypać po pancerzach Abramsa i Bradleyów, ale komandosi zdołali się skryć za pojazdami lub w innych zakamarkach.

- Buk, 54.176476 Nord, 19.419694 Est. Wal!

Po chwili tuż obok wrogiego BMP betonowy chodnik został rozbity, strzelając w powietrze fontanną ziemi. Prawa gąsienica zsunęła z kół.

- Popraw, Buk!

Ale drugi strzał nie nadszedł.

- Buk! Buk, słyszysz mnie? Alicki, do kurwy nędzy, odezwij się!

W eterze odpowiedziała mu cisza. Dopiero później Wiaderny dowiedział się, że Stryker Alickiego wyleciał w powietrze. Czy trafiła go wraża artyleria, jakaś zbłąkana rakieta, może jakieś pozostałości lotnictwa, tego się nie dowiedział. Zresztą jakie to miało teraz znaczenie?

Tymczasem, czego nie zrobił Stryker, to dokończył Boruta. Czołg, dzięki osłonie Bradleyów, które zajęły się drugim wrogim pojazdem, objechał BMP z boku i rąbnął w jego burtę. Pancerna puszka aż podskoczyła, a zgromadzona wokół niego piechota zaczęła podawać tyły. Po chwili ich tropem ruszył AIFV. Komandosi siekli za nimi bez litości.

Abrams ruszył w pościg z drużyną Grabińskiego jako osłoną. Po chwili zaś Wiaderny puścił za nimi też jednego Bradleya wraz z drużyną Dobrzańskiego, który już dołączył po wykonaniu swojego zadania. Pojawił się też Kopera, który przeszedł ulice, gdy budynki na jego odcinku zostały oczyszczone.

Resztką sił sierżant chciał uderzyć na północ, o czym mówił właśnie przez radio, siedzącemu w stojącym obok Bradley Ośce, ale wtedy zza rogu wyłonił się pierdolony czołg. Niewielu zdołało zareagować, w ogóle zdać sobie sprawę z jego obecności, zanim tamten rąbnął ze swojego działa prosto w wóz pancerny. Eksplozja wstrząsnęła okolicą, a najbliżej stojący zostali powaleni jej siłą i posiekani odłamkami pancerza. Kopera dostał w nogę. Wiaderny ściągnął go z chodnika do niewielkiego leja, który dawał jako taką osłonę.

- Dąb, zawracaj! Wali na nas czołg!

Komandosi i piechurzy próbowali się odstrzeliwać, ale co mogli zrobić? Ich wyrzutnie były bezradne wobec przedniego pancerza tego monstrum. A stalowy kolos nie zamierzał atakować. Nie miał osłony piechoty, więc tylko walił do nich z daleka, uważając by nie dać się obejść. Ale zważając na piechotę, nie spodziewał się widać wrogiego czołgu, zbliżającego się od zachodu. Boruta rąbnął dwukrotnie, a z silnika tamtego poszedł ogień. Załogę opuszczającą pojazd dosięgnął karabin maszynowy.

Potem poszło już łatwo. Wróg nie miał więcej ciężkiego sprzętu, bronił się jednak w każdym budynku jakby to była jakaś reduta Ordona. Ale nawet reduta Ordona w końcu padła...

* * * * *

Wiaderny leżał na schodach prowadzących do jednego z budynków i w spokoju palił pogniecionego i lekko zwilgotniałego papierosa. Kamyszel opowiedział mu jak rozbili tamtego AIFV i towarzyszącą mu piechotę. Rozwalili też jakąś wyrzutnię rakiet, gdy usłyszeli wiadomość Wiadernego.

- Dobry chłop z tego Kamyszela - mruknął pod nosem sierżant. "A w jego Borucie wręcz się zakochałem. Czy to czyni ze mnie geja?" pomyślał z rozbawieniem?

Odetchnął głęboko. Od pół godziny czekali na nowe rozkazy, a na razie przygotowali rejon koszar do obrony. Rejon, który pewnie zaraz będą musieli odstąpić komuś innemu i ruszyć dalej w kierunku centrum. Rejon, który zdobyli z takim poświęceniem.

Wiaderny wpatrywał się w niebo i widział twarze tych, którzy tu dziś walczyli. Alickiego, Ośki, rannego Kopery... Dla nich trud się skończył.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline