Wracając do gospodarstwa, Damien rozmyślał nad tym co mówił sołtys oraz inni, którzy zgodzili mu się pomóc. Fakt, zareagował trochę nierozważnie i teraz dostrzegł swój błąd. Wyszkolić własnych ludzi nie będzie prosto, tym bardziej iż część na pewno ucieknie, bo skoro i tak już ostatnio im nie płacił - bo z czego niby, jak żołnierze zabrali mu prawie cały majątek? - to nic ich tu nie będzie trzymać. Przed domem stał Kurgan, bliski przyjaciel, który pracował jeszcze u jego ojca, i najwidoczniej czekał już na Damiena. - No, to co tam u sołtysa? - zapytał niemalże obojętnie. - Kurganie, musimy porozmawiać. Jesteś dla mnie jak rodzina, pracowałeś wiernie jeszcze u mego ojca i nigdy się nie zawahałeś jeśli chodziło o nasze bezpieczeństwo. - zaczął, a Kurgan spojrzał mu głęboko w oczy. - Brzmi poważnie. Mów, o co chodzi? - zaniepokoił się.
Powtórzył mu to samo, co mówił sołtys. Kurgan był kiedyś najemnikiem, ba, nawet ochroniarzem Damiena ojca gdy panowały niepewne czasy, i potrafił świetnie władać mieczem. Nie był młody, to prawda, ale życie doświadczyło go wystarczająco mocno, aby dać temu mężczyźnie jeszcze wiele siły. Kurgan po wysłuchaniu całej historii zgodził się pomóc. - Ale co z Joachimem? - zapytał. - Nie mogę go narażać. Jest jeszcze młody i nie mogę pozwolić na to, aby stracił swe życie, jak Jakub. - odpowiedział, po czym zapadła chwila ciszy. - Zdajesz sobie sprawę, że on i tak będzie chciał pomóć? - Tak, wiem. To uparty chłopak, nie można zaprzeczyć. Dlatego proszę cię, abyś podarował mu swój łuk, a także nauczył go jak z niego korzystać. - powiedział Damien. - Dobrze, zrobię jak mówisz. Zapytam też innych, czy mają zamiar nam pomóc. No, idź już. Musisz się wyspać, jutro czeka nas ciężki dzień. - uśmiechnął się.
Następnego dnia, Damiena obudziły odgłosy dobiegające z podwórza. Zszedł pospiesznie na dół, i jego oczom ukazała się grupka jego pracowników ćwiczących pod okiem Kurgana. A także Joachim, który szkolił swe umiejętności w łucznictwie. - Pięcioro z ośmiu pozostałych pracowników postanowiło zostać i pomóc! A Joachim... - uśmiechnął się i spojrzał w jego stronę - Świetnie mu idzie. Ma chłopak spory potencjał. Zresztą, innym też nie idzie najgorzej. Dwóch z widłami, trzech z siekierami. A właśnie, trzymaj. - podał Damienowi miecz. - Ale to... twój miecz, prawda? - zapytał niepewnie cały czas spoglądając na ostrze. - Owszem, mój. To pamiątka rodzinna. Nie mam syna, ani nawet córki, a ciebie traktuję jak brata, więc dlatego ci go daję. Spokojnie, mam jeszcze jeden. - uśmiechnął się. - No chodź. Ty też musisz potrenować.
__________________ Jest jeden wielbłąd,
Do jednej igły ucha,
Nieliczni zbawieni...
Licznych Bóg nie słucha! |