Wątek: Deus le volt
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2007, 15:20   #82
Milly
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Rothais

Szalona jazda sprawiła, że Rothais trzymała się kurczowo grzbietu konia. Nie wiadomo już czy klęła na wałacha pędzącego z zawrotną prędkością czy na nieprzyjaciół, czy też na samą sytuację. W końcu odgłosy bitwy stłumiły jej okrzyki, a sama Rothais wolała skupić się na opanowaniu swojego wierzchowca. Na szczęście koń pędził w stronę ich taboru, więc nie musiała się martwić o to, że zgubi się na tej przeklętej pogańskiej ziemi, lub że kolejna banda niewiernych na nią napadnie.
Udało jej się zatrzymać zdenerwowanego konia tuż przed powozami. Zaraz też dopadła do niej służąca, z niepokojem na twarzy i łzami w oczach próbowała pomóc jej zsiąść z siodła. Rothais kopnięciem odtrąciła jej rękę i z wyrazem zagniewania krzyknęła:
- Potrafię sama! Miałaś siedzieć na wozie razem z innymi krowami! Nie potrzebuję was!
Zeszła z konia ale i jemu nie oszczędziła brzydkiej obelgi.
- Panienko, panienko! Co też najlepszego uczyniłaś, przecież pan każe nas teraz wychłostać za to, żeśmy cię nie dopilnowali. Dlaczego panna uciekła, tak się nie godzi!
- Nie dopilnowali? Coś takiego! A czy ja jestem kozą na pastwisku, że trzeba mnie pilnować! Jestem córką szlachcica, wolno mi robić co chcę! A tamta czego ryczy?! - doprowadzona do pasji dostrzegła wreszcie Maritę, która zalewała się rzewnymi łzami i chowała twarz w chustce.
- Rothais... tam jest mój rycerz... jeśli zginie zamknę się w klasztorze! - zdołała tylko wychlipać i nowa fala szlochów wstrząsnęła jej ciałem.
- Głupia! - Rothais nie kryła swej irytacji - Armia mojego ojca poradzi sobie z każdym! Ale jeśli tak bardzo chcesz, to wyślę tam jeszcze trochę żołnierzy, niech im pomogą.
Reszta wojska, która pozostała w tymczasowym obozie, przyglądała się bitwie z zainteresowaniem. Nie zapominali wszakże o pilnowaniu obozu na wypadek, gdyby zasadzka była zastawiona także i z tej strony. Rothais z wypiekami gniewu na twarzy podeszła szybkim krokiem do jednego z rycerzy.
- Panie! Nie stójcie tak, tylko zbierzcie swoich ludzi i dołączcie do mojego ojca!
- Panienko, mamy rozkazy od pana de Remacourt...
- Pan de Remacourt to mój ojciec, więc moje rozkazy mają taką samą moc! Nie byliście tam, nie widzieliście co się tam dzieje, a ja byłam! Jeśli zignorujesz ten rozkaz to sama poproszę mego ojca, aby wyciągnął z tego konsekwencje. Chcesz, żeby poganie w niecnej zasadzce wyrżnęli prawych chrześcijan?! Co z ciebie za krzyżowiec!
Rothais purpurowiała z gniewu, a rycerz na chwilę stracił swoją hardą minę. Panienka faktycznie była w środku walki, a pan Reinfrid wydając rozkazy nie wiedział jeszcze z jak wieloma przeciwnikami przyjdzie im walczyć. Zawahał się przez chwilę, a potem zaczął wydawać pośpieszne rozkazy. Kolejny oddział gotował się do walki, a zadowolona Rothais pomyślała, że ojciec będzie z niej dumny...
 
Milly jest offline