Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2019, 16:05   #29
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Szpon Sułtana, Katapesh
4709 AR, 10-ty Desnus,
Wieczór

Po ugaszeniu pożaru i zażegnaniu pozostałych zagrożeń, w obozie na wzgórzu zapadła przenikliwa cisza. Jedynie szumiący na stepach wiatr wciąż się odzywał, kiedy wszyscy w milczeniu zaczęli gromadzić się wokół spalonego wozu. Po poważnych minach członków wyprawy dało się wyczytać, że wydarzyło się tu coś bardzo poważnego i równie dla nich bolesnego. Niedługo później powód ich żałoby został wyjaśniony.
Przez stworzony z gapiów pierścień przedarła się Almah, która podeszła do niegdyś zamieszkanego wozu i zajrzała przez wyłamane drzwiczki, do jego wnętrza, po czym niemalże natychmiast cofnęła z odrazą głowę i zwróciła się do swoich ochroniarzy:
- Wynieście zwłoki i zacznijcie kopać grób. Elaois zasługuje na prawdziwy pogrzeb, choć tyle możemy jeszcze dla niego zrobić - jej twarz, mimo próby zachowania powagi, była biała niczym kartka papieru, a brwi drżały nerwowo, zdradzając targające nią wewnątrz emocje.
- Rozejdźcie się wszyscy, proszę, nie ma tu co oglądać. Mamy też inne problemy na głowie, które wymagają pilnej uwagi. Zajmijcie się nimi teraz, a kiedy nadejdzie pora, to pogrzebiemy zmarłego - zwróciła się do zebranych i wszyscy posłusznie zastosowali się do jej prośby. Nim jednak Garavel i jego najemnicy zdołali odejść, księżniczka Almah zwróciła się do przewodnika:
- Poczekaj... Będę potrzebowała ciebie i twoich ludzi - mówiąc to kobieta podeszła do wywołanej grupy, która z zainteresowaniem zebrała się wokół niej.
- Chciałabym, abyś przeprowadził śledztwo. Muszę wiedzieć czy za tym pożarem stała czyjaś ręka, czy też był on jedynie przykrym wypadkiem. Zawsze byłeś dla mnie przydatny, Garavelu, więc liczę, że i tym razem mnie nie zawiedziesz - mówiła księżniczka tonem stosunkowo władczym i pewnym siebie, mimo że przez cały ten czas ramionami kurczowo obejmowała swój tułów, co zdradzało to, jak bardzo przejęła się aktualną sytuacją, a co za wszelką cenę starała się ukryć przed ludźmi.
- Tak też się stanie. Winowajca się znajdzie, nawet jeśli był nim sam wróżbita - odparł Garavel głosem nieco zbyt formalnym. Po jego słowach zapadła dość niezręczna cisza, bowiem stojąca przed nim Almah nie odpowiedziała i nie odeszła, wyczuwając, że przewodnik chce coś jeszcze powiedzieć.
- To co się teraz stanie z wyprawą? - Przerwał w końcu milczenie Garavel.
- Nie wiem - odparła księżniczka, bezradnie wzruszając ramionami. - Dziś muszę zapanować jakoś nad tym chaosem, a jutro… jutro pomyślimy nad jakimś lepszym schronieniem dla nas.
- Co tam się w ogóle wydarzyło? - Dopytywał, na co kobieta zareagowała krótkim westchnieniem, wyraźnie już zmęczona tym wszystkim. Mimo, że za wszelką cenę próbowała utrzymać pozory tego, że wie co robi, to jednocześnie Almah czuła, że sytuacja mocno ją przerosła i łatwiej było jej zdobyć się na szczerość w obliczu całkiem obcych jej osób i wiernego Garavela, niż wobec ludzi, których zaufanie już zdobyła i których za wszelką cenę nie chciała zawieść.
- Ruszyliśmy całą siłą wprost na Kelmarane, chcąc zaskoczyć wroga, który się nas nie spodziewał, a przynajmniej tak wtedy myśleliśmy. Rozważałam opcję atakowania pomniejszych posterunków, ale obawiałam się, że zaalarmuje to pozostałe plemiona, które przegrupują się i zjednoczonymi siłami nas zaatakują. Dlatego właśnie zdecydowałam się uderzyć wprost na Kelmarane i ukręcić łeb bestii, ale na nieszczęście dla nas byli na to przygotowani. Otoczyli nas na przedpolach osady i gdyby nie to, że była ze mną elitarna straż nadzorcza z Katapesh, która wyrąbała drogę z okrążenia, to niechybnie dołączyłabym do pozostałych - mówiła księżniczka z wyraźnym smutkiem w głosie. - To co tu widzisz, to nasze zaplecze zaopatrzeniowe; garść najętych najemników do jego obrony, paru specjalistów, ja oraz moi strażnicy. To wszystko co zostało z wyprawy. Nie mogę jednak wrócić do Nadzorców z pustymi rękoma, szczególnie po tym jak przeznaczyłam ich fundusze na tę wyprawę. To by… źle się dla mnie skończyło.
- Rozumiem - odparł krótko Garavel, skinąwszy przy tym głową, po czym dodał - Na pewno coś razem poradzimy. Nie będę już dłużej zajmował twojego czasu. Weźmiemy się teraz za to śledztwo i nie zawiedziemy ciebie - zapewnił.
- Jakbyście mieli jakieś pytania, to znajdziecie mnie w moim namiocie - pożegnała ich tymi słowami Almah, a następnie udała się do siebie, zostawiając przybyszy samych pośrodku obozu na wzgórzu.


Po tym jak Almah opuściła najemników, Garavel postanowił zabrać ich na krótki spacer po obozie, aby móc ich zapoznać z każdym członkiem wyprawy.
- Będę potrzebował waszej pomocy - mówił podczas obchodów. - Część tu obecnych ma już wyrobione zdanie na mój temat, taki Dashki na przykład, który z jakiegoś powodu nie przepada za mną i raczej nie powie mi zbyt wiele, nawet jeśli coś wie. Chciałbym, abyście przepytali ludzi odnośnie tego, czy widzieli coś podejrzanego lub czy mają jakiekolwiek inne przydatne informacje, które mogłyby wyjaśnić źródło pożaru. Na pewno wypadałoby zbadać sam wóz, więc sugerowałbym, aby uważne i skrupulatne osoby zaczęły od tego śledztwo. Jeśli dowiecie się czegoś przydatnego, to od razu informujcie mnie o tym.
Po tych słowach najemnicy stanęli przed dużym, zadaszonym wozem mieszkalnym, wewnątrz którego kryła się cała masa mikstur, bandaży oraz innych dziwnych przedmiotów.
- W tym wagonie mieszka Ojciec Zastoran, który z nami współpracuje już od wielu lat. Kapłan Nethys, boga magii, który również jest świetnym alchemikiem. To przyjazny i wygadany jegomość, który jest też lekarzem i duchowym doradcą księżniczki. Osobiście nie sądzę, aby miał coś z tym wspólnego, ale może coś widział… Przejdźmy dalej - powiedział, po czym zaprowadził najemników do rozpalonego ogniska, którego otaczały namioty oraz grupka piechurów, którzy bardziej przypominali pustynnych banitów niż żołnierzy. Łącznie ich było sześciu (trzy kobiety oraz trzech mężczyzn), wszyscy byli zaniedbani i wyglądali na takich, którzy nie brali kąpieli od długich miesięcy.
- Trevvis, to ich przywódca, Utarchus oraz Dullen, a tamte trzy damy to Kallien, Brotis i Yesper. Nie są zbyt wygadani, nie mają też dobrej opinii i nie raz Almah musiała ich przywołać do porządku. Zwykłe cwaniaczki, które znają się na wojaczce i niczym więcej. Zatrudniliśmy ich w Katapesh, bo byli stosunkowo tani i niewymagający. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby ten pożarł był jakimś głupim żartem z ich strony, który wymknął się kontroli...
Następnie Garavel wskazał namiot Almah i stojących przed nim czterech strażników w pomalowanych na czerwono napierśnikach z płyty.
- Tamte przyjemniaczki, to elitarna straż nadzorcza z Katapesh. Księżniczka Almah nie sprawuje nad nimi bezpośredniej kontroli. Bronią jej i zabiją każdego, kto będzie jej zagrażał, ale nie ulega też wątpliwościom, iż są tu również dlatego, aby dopilnować by wywiązała się z danego Nadzorcom słowa. Również nie są zbyt wygadani, ale przynajmniej znają dworską etykietę. Są też wyjątkowo czujni, więc może coś widzieli?
Po tych słowach Garavel zaczął uważnie rozglądać się po obozie w poszukiwaniu kogoś lub czegoś, by chwilę później ze zniechęceniem zrezygnować, wzruszyć ramionami i kontynuować swoją wypowiedź.
- Pozostał jeszcze Dashki, ale jak zwykle gdzieś się ukrywa. To dziwny typ i jeśli miałbym kogoś podejrzewać, to bym właśnie jego wskazał. To nasz spec od gnolli, człowiek który spędził z nimi pół życia i nawet zachowuje się dokładnie jak te bestie - mówiąc to spojrzał na Ozrara, po czym szybko się poprawił. - Bez obrazy, Ozrar, ale tyś nawet bardziej cywilizowany od tego człowieka. W każdym razie Dashki miał nam pomagać w tropieniu i zrozumieniu lokalnych plemion. Wypadałoby więc go przepytać trochę; może coś widział, może coś wie…
Najemnicy zeszli ze wzgórza, idąc za Garavelem i dotarli do pośpiesznie zbudowanej zagrody dla zwierząt hodowlanych.
- To małżeństwo - wskazał sędziwą parę, która uspokajała wciąż zestresowane zwierzęta - pracuje dla nas już dłuższy czas. Hedrod i Hardath dbają o zwierzęta i nasze zapasy żywności. To przyjaźni ludzie, bardzo wygadani i najpewniej zasypią was ciekawskimi pytaniami oraz anegdotami, jeśli tylko podejmiecie z nimi rozmowę. Pewnie więcej informacji zdołają od was wyciągnąć, niż wy od nich - powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy, po czym obrócił się na pięcie, klasnął głośno w dłonie i dodał wyraźnie już pobudzonym głosem:
- Wiecie już kto kim jest, a zatem czas wziąć się do roboty. Jeśli macie jakiekolwiek pytania tyczące się nieboszczyka, to lepiej kierujcie je do księżniczki, bo osobiście go nie znałem. Sprawdźcie też spalony wóz w poszukiwaniu poszlak i przepytajcie ludzi, bo może coś widzieli. A i postarajcie się nie zdradzić od razu swoich zamiarów, bo tak na pewno będzie wam łatwiej wydobyć z nich informacje. Zagadajcie, zdobądźcie ich sympatię, a później pod przykrywką ciekawości wypytajcie o szczegóły. Zrozumiano? O zapłacie pogadamy z księżniczka, kiedy tylko się z tym śledztwem uwiniemy.
 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 14-10-2019 o 21:07.
Warlock jest offline