Tommy patrzył na Franko trawiąc przez chwilę to co usłyszał. Następnie spojrzał w to samo miejsce, w które olbrzym kierował wzrok. Wówczas jego twarz wyraziła zdumienie, a w oczach pojawił się autentyczny strach. Spojrzał znów na Franko, potem jeszcze raz na stertę walentynek i znów na mięśniaka.
- Nie - powiedział niepewnie. - Nie! - powtórzył bardziej stanowczo, kierując palec w stronę przyjaciela. - Nienienienie, nie ma mowy. Słyszysz mnie? NIE!
Zerwał się z kanapy.
- Chcesz to zrobić przy świadkach, to zaatakujmy konwój, jak będzie jechał przez miasto. Nie powinno być w nim żadnych mutantów, a ochrona pewnie będzie symboliczna, o ile w ogóle jakakolwiek. Ale żadnych happeningów organizował nie będę, a już na pewno takich.