Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2019, 14:36   #30
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Plany były dobre i, jak to czasami bywało, wszystko się posypało.
Wyglądało na to, że bogowie nie sprzyjali księżniczce. Ale była też pewna szansa, że do wielkiej klęski przyczynili się ludzie. Almah z pewnością miała wrogów - osobistych lub rodzinnych. Być może któryś z nich miał coś przeciwko temu, by księżniczka odzyskała ziemie należące do jej przodków. Wtedy wystarczyłoby wysłać kogoś do gnolli i ich uprzedzić.
Jakim problemem było umieszczenie swojego człowieka wśród tych, co wyruszyli z księżniczką? Żadnym, jeśli się miało czas i pieniądze. A przygotowanie takiej wyprawy było czasochłonne i z pewnością nie mogło zostać zachowane w tajemnicy. Była więc szansa, że wśród tych, co się tu znajdowali, znajdowała się czarna owca.
Pod znakiem zapytania stała również sprawa jasnowidza. Jakim cudem nie przewidział zasadzki? Albo był kiepski, albo wiedział i nie powiedział... Czyli pracował dla kogoś innego i ten ktoś był ważniejszy, niż księżniczka, a potem ktoś sprytnie zamknął mu usta na wieki, bo zmarli dość rzadko wracają, by wyznać swe winy.


Rzut oka na wnętrze spalonego wozu wystarczył, by zorientować się w sytuacji.
Na podłodze znajdowały się niewielkie stosy popiołów, zbite butelki i mikstury, a także rozbita kryształowa kula oraz liczne plamy wosku.
Wyglądało na to, że pożar wybuchł w środku, a jasnowidz usiłował się wydostać. Śladów walki nie było i nie wyglądało na to, by ktoś wsadził mu sztylet pod żebra, aby mu pomóc w szybkim dostaniu się w objęcia Pani Grobów. Tylko dlaczego wróżbita zamknął drzwi od środka? Co chciał ukryć przed wzrokiem przypadkowego gościa? I dlaczego do tych drzwi nie dotarł?
Wróżył, zemdlał przewracając świecę, a gdy się ocknął, było już za późno? Jakim cudem...? Coś tak strasznego zobaczył w kryształowej kuli?
Pytania mnożyły się, a Jasar na żadne nie znalazł odpowiedzi. Postanowił więc porozmawiać z tymi, którzy mogli coś wiedzieć o panujących w obozie stosunkach.
Nim jednak dotarł do woźniców zauważył w oddali brudnego mężczyznę, który, ukryty za drzewem, uważnie przyglądał się wejściu do namiotu Almah, gdzie przed chwilą weszła Vathra.


Hedrod i Hadrath byli starszym małżeństwem, które z otwartymi rękami przyjęło niespodziewanego gościa. I mimo panującego zamieszania i polowych warunków, Hadrah 'wyczarowała' herbatę i ciasteczka. Prawdę mówiąc jedno i drugie było bardzo smaczne, a przy dobrym poczęstunku dało się bez problemów przeżyć to, że gospodarze nieco przynudzali, opowiadając rzeczy, które Jasara nie interesowały.
Ale z morza opowieści dało się wyłowić parę przydatnych faktów.
- Elaois był miłym gościem, jak na cudzoziemca - powiedział Hedrod - ale niewiele zrozumieliśmy z jego dziwnych przepowiedni o cyklonach, diabłach i powstaniach. Mimo to zaufanie jaką dzieliła go nasza Pani Almah było dla nas wystarczające, aby uznać go za dobrego człowieka.
- Tak, tak, to był bardzo miły, młody i przystojny człowiek
- dodała Hadrath, na co Hedrod mruknął "Eh, kobiety..."
- Moja żona, Hadrath, była pierwszą osobą, która spostrzegła płomienie i natychmiast zaalarmowała resztę obozu - mówił dalej starszy mężczyzna. - Nie widzieliśmy jednak by ktoś podłożył ogień.
- Chyba że to był Dashki
- powiedziała cicho Hadrath.
Mąż zmierzył ją ostrzegawczym spojrzeniem, ale podjął temat.
- Znamy tego Dashki jeszcze z Solku. - I on mówił cicho. Całkiem jakby się obawiał, że spec od gnolli go usłyszy. - Zabierał bogaczy na wyprawy na pustkowia, gdzie mogli sobie polować na gnolle, jak na jakąś zwierzynę, dla trofeów. Większość osób w obozie nie ufa mu za jotę.
- Dashki? Chyba go nie widzieliśmy...
- powiedział Jasar.
Z opisu, jaki przedstawił Hedrod, wynikało, że był to ten sam mężczyzna, który - zamiast pomagać przy porządkowaniu obozu - obserwował namiot księżniczki.
- Często spoglądał na Panią Almę z pożądliwością bestii, śliniąc się przy tym obrzydliwie, jak na widok krwistego steku - dodała Hadrath, spoglądając na wszystko z kobiecego punktu widzenia. - Może on to zabił jasnowidza, aby pozbyć się rywala? Elaois dużo czasu spędzał w towarzystwie księżniczki, więc Dashki mógł być zazdrosny...
Mogła w tym być odrobina prawdy. I w jednym, i w drugim. Wszak nawet księżniczka mogła mieć ochotę na nieco przyjemności. Z prywatnym jasnowidzem na przykład. A Dashki w roli psa ogrodnika? Sam nie mógł zdobyć księżniczki, ale rywali eliminował? No i równie dobrze mógł sprzedać karawanę w zamian za udział w łupach i księżniczkę na dodatek.
Na wszelki wypadek należało go obserwować...
- Czy ktoś odwiedzał dzisiaj jasnowidza? Czy on się zamykał w swoim wozie, gdy zabierał się za wróżenie? - Jasar zadał kolejne pytania.
- O tak, Almah była u niego jakiś czas temu. Poza tym Elaois zwykł się zamykać dla własnego spokoju, także podczas wróżb.
Mogło być więc i tak, że księżniczka zamówiła sobie wróżbę, a jasnowidz chciał spełnić jej życzenie. No i się spalił... z woli bogów czy innych sił, które nie chciały, by Almah poznała swą przyszłość i spróbowała jej uniknąć.
- Czy miała jakichś wrogów? - spytał jeszcze.
- Księżniczka? - Hadrath pokręciła głową. - Nie. Ona jest strasznie miła. Z pewnością nie ma wrogów.
- W każdym razie my nic o tym nie wiemy
- poprawił ją Hedrod.
Jasar prędzej uwierzyłby w to drugie. Im kto wyżej się znajdował na świeczniku, tym więcej osób mu zazdrościło. Z pewnością księżniczka nie była wyjątkiem. A jak nie ona, to na pewno jej rodzina niejednej osobie nadepnęła na odcisk. Ale była nadzieja, że Vathra dowie się więcej.
Zamienił z jeszcze kilka słów z gospodarzami, wypił herbatę, a potem pożegnał się i wyszedł z namiotu, obiecując zorganizować poszukiwanie kozy.


- Ozrarze... - Jasar zaczepił ich drużynowego gnolla. - Może wybrałbyś się na poszukiwania ulubionej kozy Hadroda?
- Jasne. Mały zwiad to to, czego nam trzeba
- odparł Ozrar. - Rozejrzę się i przy okazji poszukam.
- Ale uważaj na tego całego Dashki...
- uprzedził go zaklinacz. - Nieprzyjemny osobnik. Ponoć organizował polowania na gnolle. A nuż się zechce zasadzić na kolejnego.
- A niech się zasadza. Szybko rozwiążemy jego problem.
- Ozrar klepnął ostrze topora.


Załatwiwszy najważniejsze sprawy Jasar rozejrzał się po obozowisku zastanawiając się, komu jeszcze mógłby pomóc. A jeśli nikt takowej pomocy nie potrzebował - można było się zabrać za zorganizowanie własnego miejsca na nocleg.
 
Kerm jest offline