Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2019, 16:52   #31
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
+MG, dzięki! :)

Uwijała się jak w ukropie, by pomóc gasić pożar, lejąc wodę na tańczące jęzory ognia w towarzystwie nie byle kogo, tylko samej księżniczki. Niestety, ich wysiłki okazały się niewystarczające, bo choć wóz udało się ugasić, to nie udało się uratować mężczyzny, który go zajmował. Vathra ocierała pot z czoła, kiedy Almah zawołała Garavela i ich osobliwą drużynę do siebie. Mieli przeprowadzić śledztwo na temat tego, co wydarzyło się w obozie, a Kayalka zdawała sobie sprawę, że ten wypadek nie był przypadkowy. Ktoś chciał zaszkodzić księżniczce, bo tacy ludzie jak ona mieli wielu wrogów, często nawet we własnym otoczeniu. Sama Almah zdawała się Vathrze dobrą osobą, która powoli nie radziła sobie z problemami (chociaż próbowała pokazać, że jest inaczej), dlatego należało mieć oczy i uszy szeroko otwarte.

Garavel oprowadził ich przy okazji po obozie, pokazując najważniejszych członków karawany. Ninja w czasie spaceru rozmyślała trochę o tym, co księżniczka mówiła o Kelmarane - przypuściła atak, ale przeciwnicy byli przygotowani. Całkiem możliwe więc, że ktoś ich o tym ostrzegł i wróg czaił się w tym obozie. Próbowała zapamiętać twarze i imiona przedstawianych ludzi, bo zawsze miała z tym problem, a teraz mogło się to przydać w dalszej fazie ich śledztwa. Po wysłuchaniu Garavela, Vathra skinęła mu głową.
- Tak jest, szefie. Idę więc rozmówić się z księżniczką. Gasiłyśmy pożar niemal ramię w ramię, więc może uda mi się czegoś od niej dowiedzieć. Do zobaczenia później. - Machnęła towarzyszom na odchodne i skierowała się do namiotu zajmowanego przez szlachetnie urodzoną kobietę.

Trafiła oczywiście na stojącą przed namiotem Straż Nadzorczą. Czterech mężczyzn patrzyło na nią z góry, a ich twarze były niewzruszone.
- Moglibyście trochę wyluzować, poważni ludzie szybciej umierają - rzuciła wesoło, uśmiechając się lekko. Odgarnęła kosmyk włosów za ucho. - Chciałabym zobaczyć się z księżniczką, to ważne. Wpuścicie mnie, czy mam ją zawołać na zewnątrz? Myślę, że nie będzie zachwycona, jeśli trzeba ją będzie do mnie fatygować. - Vathra zwiesiła dłonie na biodrach, czekając na odpowiedź strażników.
- Broń - odparł prosto jeden ze strażników, wyciągając dłoń. Pozostali uważnie przyglądali się jej ruchom, jakby gotowi w każdej chwili skoczyć na nią.
- Wiedziałam - odparła Vathra, westchnąwszy nieco teatralnie i przewracając oczyma. W sumie tego się spodziewała; co to by byli za strażnicy, jeśli nie kazaliby oddać jej oręża. Przecież mogła by tam wejść i zabić księżniczkę bez mrugnięcia okiem. Ściągnęła katanę, oddała też wakizashi i kunai. - Tylko miejcie na to oko, to nie są tanie rzeczy. I lepiej, żeby nic się nie zgubiło. - Pouczyła ich, a przemykając obok jednego ze strażników, objęła dłonią jego twarde bicepsy, naciskając na nie delikatnie. - Świetne mięśnie, tak trzymaj.
Na co strażnik zareagował zwykłym prychnięciem.

Zaglądając do przestrzennego namiotu Vathra ujrzała kilka mniejszych mebli - niewielki, okrągły stoliczek, na którym znajdowały się jakieś stosy pergaminów, kosmetyczną toaletkę, na której ustawione były drogocenne perfumy oraz półotwarta szkatułka, z której wystawała złota biżuteria. Poza tym były tu dwie kanapy z niskim oparciem, które zapewne służyły również jako łóżko. Na jednej z nich siedziała księżniczka, z głową zwieszoną w dół, wyraźnie pogrążona w myślach. Dopiero głos strażnika wyrwał ją z zamyślenia:
- Masz gościa.
- A ty już możesz stąd iść.
- Popatrzyła strażnikowi prosto w oczy. - To prywatna rozmowa. Sio!
Strażnik stał nieruchomo, niepomny na rozkazy młodej dziewczyny. Dopiero niedbały gest ręki księżniczki, nakazujący mu wyjść, doprowadził do tego, że strażnik usunął się z pola widzenia Vathry. Wiedziała jednak, że stoi on blisko wejścia do namiotu, gotów wparować tam w każdej chwili.
Kayalka zmarszczyła brwi, odprowadzając strażnika i podeszła do księżniczki.
- Wybacz, pani, może jestem za głupia na takie rzeczy, ale dlaczego on nie traktuje cię z szacunkiem? Przecież jesteś księżniczką. - Co prawda Garavel coś na ten temat wspominał, ale dobrze było zacząć rozmowę od delikatnej próby wkupienia się w jej łaski.

Almah podniosła wzrok, przez chwilę spoglądając prosto w oczy nieznajomej. Przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, po czym cicho westchnęła, jednocześnie wzruszając ramionami.
- Dotąd traktowano mnie z należytym szacunkiem, ale wydaje mi się, że na przedpolach Kelmarane wszystko to się zmieniło. Straż nadzorcza wie, że powoli kończą mi się możliwości, a mają też rozkaz, aby w razie mojego niepowodzenia dostarczyć mnie żywą do Katapesh, przed oblicze Nadzorców. Strzegą mnie już nie tylko dla mojego bezpieczeństwa, ale też abym im nie uciekła - dodała, a jej głos pod koniec uległ lekkiemu załamaniu.
- No właśnie, pani. Przedpola Kel… - Vathra na moment urwała. - Kelmarane? Wybacz, ale nie jestem stąd i ciężko mi przychodzi zapamiętywanie różnych dziwnych nazw. Mówiłaś wcześniej, że gdy tam wkroczyliście, twoi przeciwnicy byli przygotowani. Czy mogli mieć pomoc z twojego obozu? Może jest tu ktoś, kto mocno chce ci zaszkodzić? - Zapytała, po czym skłoniła się lekko. - I wybacz moje maniery, nazywam się Vathra, nie przedstawiłam się wcześniej.
- Miło mi cię poznać, w takim razie - odparła księżniczka, trochę siląc się na uśmiech. - Mojego imienia raczej nie muszę zdradzać. A co do twojego pytania, to podejrzewam taką możliwość, dlatego poprosiłam też Garavela, aby zajął się tym śledztwem. Możliwe, że ktoś chce nas opóźnić i dodatkowo osłabić, dlatego wzniecił pożar.
- Też tak uważam, nic nie dzieje się przypadkiem
- powiedziała Vathra. - A ten biedak z wozu? Kto to był? Możesz mi, pani, powiedzieć coś więcej na jego temat? Może sam miał wrogów w twoim obozie?

- Elaois… był mi bliskim towarzyszem. Poznałam go w Solku, na drodze do Kelmarane i choć pozostali członkowie wyprawy odradzali mi angażowanie jasnowidza w tę wyprawę, postrzegając to jako niepotrzebny wydatek, to podświadomie wydawało mi się to za właściwe, aby mieć go u swojego boku - odparła księżniczka, przez chwilę zastanawiając się nad dalszą częścią odpowiedzi. - Kelmarane i okoliczne ziemie, leżące u podnóża Bladej Góry, należały przed wieloma laty do mojej rodziny i pomyślałam, że pomoc jasnowidza może okazać się przydatna… - kobieta zarumieniła się lekko, sprawiając wrażenie, że sama pogubiła się w swoich słowach. - Nie wiem jak to inaczej uargumentować. Wiem, że to głupio brzmi, ale… po prostu czułam potrzebę sprawowania pieczy nad własnym losem.
- Rozumiem, pani. Najwyraźniej ktoś uważał go za zagrożenie i postanowił dzisiaj zakończyć jego życie, inaczej tego nie widzę, skoro był jasnowidzem - powiedziała Vathra, dość niefortunnie splatając słowa. - Powiedz mi, pani, czy… czy między wami coś było? Bo dostrzegłam rumieńce na twoich policzkach, gdy o nim mówiłaś. Może to tylko przypadek, ale wiem, że kobiety czasami tak reagują. - Miała w myślach inne słowa, ale nie chciała jej urazić, dlatego obrała jak najbardziej dyplomatyczne podejście.
- Elaois i ja… - księżniczka długo myślała nad odpowiednimi słowami - spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, ale nie był to romans. Przynajmniej nie byliśmy jeszcze na tym etapie, jeśli w ogóle miał być on nam dany. Elaois specjalizował się w przepowiadaniu z kart, a jego przepowiednie z czasem stawały się coraz bardziej ponure. Jego ostatnia przepowiednia wskazała ognisty cyklon, który odczytał jako śmierć w płomieniach oraz “konszachty wielkiego zła”. Przynajmniej z tym jednym się nie pomylił - powiedziała na głos, choć zaraz po tym skarciła się w myślach. W obliczu aktualnej sytuacji był to żart wysoce nie na miejscu.

- Wiązał przepowiednie z Kelmarane, ale mówił też, że wioska jest częścią czegoś większego, czegoś co nazywał… Dziedzictwem Ognia.
- Dziedzictwo Ognia.
- Vathra powtórzyła za księżniczką, zamyślając się na moment, po czym spojrzała na nią. - Czy Elaois mówił o tym komuś, oprócz ciebie? Czy miał w obozie jakichś wrogów? Może na coś lub kogoś się skarżył? - Ninja pytała, próbując łapać się wszystkiego, co mogłoby nieco bardziej rozjaśnić sytuację.
- Nie wiem, raczej nie - zaprzeczyła Almah. - Na nikogo też mi się nie skarż… - urwała, jakby sobie coś przypomniała. - Wspominał, że Dashki często mu się przygląda i na pewno nie było to miłe spojrzenie. Raz próbował z nim porozmawiać, ale tropiciel nie należy do zbyt rozmownych, a go chyba szczególnie nie lubił. Nie wiem czemu; nigdy nic mu nie zrobił, ani nic o nim publicznie Elaois nie mówił takiego, co by mogło go rozgniewać. Wiem, że Dashki od początku był samotnikiem i zawsze trochę na uboczu się trzymał. Z nikim nie rozmawiał. Jego również najęliśmy w Solku, bo potrzebowaliśmy kogoś kto zna się na gnollach i zna okoliczne tereny.
- Garavel wspominał, że to dziwny człowiek, ale to jeszcze nie znaczy, że on zabił Elaoisa
- powiedziała Vathra. - Bo chyba obie wiemy, że to raczej wypadek nie był. Niemniej porozmawiam z moimi towarzyszami o tym tropicielu, może oni będą mieć jakieś inne informacje. A jeszcze zapytam, czy może jest ktoś z twojej rodziny, pani, kto życzy ci źle?

- Z rodziny?
- Almah wyglądała na zaskoczoną pytaniem. - Nie. W zasadzie to po śmierci matki nie mam już bliskiej rodziny. Majątek spieniężyłam, dostałam finansowanie od Nadzorców i w zasadzie wszystko przeznaczyłam na tę wyprawę. To moja jedyna szansa, aby odbudować dawną chwałę mojego rodu i nie zamierzam zawieść swoich przodków.
- Rozumiem, to chyba wszystko na teraz. Dziękuję za poświęcony czas, pani.
- Kayalka skłoniła się, po czym ruszyła do wyjścia z namiotu, jednak w połowie drogi coś ją tknęło. Skoro Dashki wyjątkowo nie lubił Elaoisa, a ten był całkiem blisko księżniczki... Vathra odwróciła się nagle w stronę Almah. - Czy jest możliwość, że Dashki widział ciebie i wróżbitę razem... w, że tak powiem, różnych dziwnych okolicznościach, które mogły pozwolić mu stwierdzić, że darzysz pani Elaoisa jakimś uczuciem?
Ludzie zabijali się od wieków z dużo bardziej błahych powodów, niż zazdrość, więc wolała się dowiedzieć, czy coś było na rzeczy.
- Uhm… - Księżniczka raz jeszcze się zarumieniła. - Doszły mnie wieści, że często mnie szpiegował, ale nie przywiązywałam do tego większej uwagi. Myślę, że mógł sobie wyrobić taką opinię o Elaoisie i być przez to zazdrosnym.
- Czyli trzeba go będzie o to wypytać. Dziękuję za poświęcony czas, pani i nie zabieram ci go więcej.
- Vathra ukłoniła się raz jeszcze, po czym wyszła z namiotu. Odebrała od sztywnych strażników swoją broń i ruszyła, by podzielić się z towarzyszami zdobytymi informacjami. Trzeba było mieć oko na tego Dashkiego, bo mógł mieć coś wspólnego ze śmiercią Elaoisa. Miała nadzieję, że ktoś z drużyny już zdążył z nim porozmawiać i że tropiciel był cokolwiek rozmowny.
 
Tabasa jest offline