Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2019, 19:17   #34
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację


Prędko wyjaśniło się jaki charakter będzie miała służba u Garavela. Wykonywania rozkazów. Najróżniejszych. Dopóki dotyczyło to rzeczy godnych oraz rozsądnych, nie mógł narzekać.

Jako, że zdążył już poznać się z parszywą szóstką najemników i wiedział jak, a może z czym należy dogadać się z ludźmi tego pokroju, postanowił zmarnować czas na rozmowie z nimi. Praktycznie nic ona nie wniosła, może prócz jednej, szybkiej myśli. Ich "herszt", Kallien sam zasugerował, że śmierć wróżbity nie była przypadkiem, zaś jeden z najemników - Dullen od razu, gdy ten temat wypłynął na powierzchnię, zaczął rzucać oskarżenia na człowieka imieniem Dashki. Samo w sobie nie znaczyło to nic, ale być może w obliczu przyszłych informacji wskaże prawdziwego mordercę. O ile taki w ogóle istniał.



- Ach!... pozwolicie, że się dosiądę? - Kyrikos przysiadł na klepisku, chwilę grzebał w swoich tobołkach, by wciągnąć butelkę grogu. Odkorkował ją. - wkupne - wyjaśnił i uśmiechnął się do najemników zgromadzonych wokół ogniska. Wziął łyk i podał butelkę na lewo od siebie.
- Słyszałem od Majordomusa, że zwerbowaliście się w Katapesh. Mnie zwerbował w Solku. Znaliście się wcześniej?

Trevvis jako pierwszy podszedł i odebrał butelkę grogu od nieznajomego. Stanął na chwilę przed ogniskiem, spoglądając w trunek, a następnie przenosząc wzrok na siedzącego obok korsarza.
- Słyszałem, że pomogłeś naszym uratować wóz przed płomieniami. To dobrze, bo były tam nasze zapasy żywności - powiedział, po czym wziął głębszy łyk i podał dalej.

- Garavel nas zwerbował, aye, ale w Katapesh go pożegnaliśmy i ruszyliśmy z resztą wyprawy. Mieliśmy chronić karawany, więc to robimy. A wy? W jakim celu was najął? - Zapytał.

- Jeszcze nie wiem, jeśli miałbym być szczery. Garavel chce odzyskać dla księżniczki ziemię, ale w obliczu tego co tu zastaliśmy nie wiem czy dalej tak jest. Z tą liczebnością… Co myślicie o nim? Garavelu, porządny z niego człowiek? Można mu ufać?

- Tego to my ci nie powiemy, najemniku. Skoroś z nim podróżował, to pewnie wiesz o nim więcej od nas - odparł Trevvis. - No, ale hajsy oraz wdzięki księżniczkunia ma, a że on ją reprezentuje, to bym się tym nie przejmował na waszym miejscu. Nie bardziej niż każdym innym bogaczem.

Cyriccus Casfar przejął znacznie lżejszą butelkę, która zatoczyła koło i trzymając ją wskazał na Trevvis’a na znak, że w zupełności się z nim zgadza.
- Racja to. Jeśli płaci, to najważniejsze. Byle tylko jak najmniej takich wypadków, jak z tym nieszczęśnikiem.

- Ano, dziwny przypadek - odezwała się Kallien, która po swojej przygodzie z płomieniami miała teraz kilka nieładnych plam na twarzy i dłoniach.

- Na pewno ktoś chciał się typa pozbyć. Dziwakiem był, ale przepowiadać przyszłość umiał, a tacy są niebezpieczni.

- Obstawiam, że to Dashki jest temu winny - odezwał się Dullen. - Widziałem jak się krył za drzewem, patrząc w stronę namiotu. Mówię wam, ten typ ma obsesję na punkcie księżniczki!

- Obrzydliwa bestia - skomentowała Yesper z wyraźnym obrzydzeniem malującym się na twarzy. - Aż mnie ciarki przeszły na samą myśl co ten brudas mógłby jej uczynić, gdyby miał ku temu stosowniejszą okazję. Elaois dużo spędzał czasu z nią, więc Dashki pozbył się w ten sposób konkurencji. Nie mógł znieść, że ktoś inny niż on bałamuci Almę po nocach, ha ha ha - zaśmiała się głośno i wszyscy pozostali najemnicy jej zawtórowali równie głośnym rechotem.

- Tja… - Odezwał się znowu Trevvis. - Zakochana była z nich parka. Aż mi niedobrze się robiło… Zamykali się razem w tej szopie wróżbity, a biedny Dashki musiał to obserwować i znosić. Nic dziwnego, że chłopa w końcu popierdoliło i nie wytrzymał…

- Dashki to wasz zwiadowca? - upewnił się Kyrikos - to on pełnił rozpoznanie, gdy zostaliście napadnięci na równinach?

- Dashki siedział z nami. My jesteśmy częścią mniejszego oddziału stanowiącego zaopatrzenie tego większego, który został wybity. Mamy zapasy żywności, wody oraz zaplecze eksperckie w postaci kapłana, tropiciela oraz świętej pamięci wróżbity - odpowiedział Tervvis.

- Tak tylko myślałem, skoro nikt go tu nie dzierży, to może ma więcej na sumieniu, ale skoro był z wami, to nietrafiona myśl. - Kyrikos podrapał się po brodzie i chwilę popijał z nimi w milczeniu, przysłuchując się rozmowie między najemnikami.

- Tak się zastanawiam, to co mówiliście o Dashki nie daje mi spokoju... - wtrącił się po jakiejś chwili korsarz - ktoś z was wie jak doszło do zapłonu?

- No… - Dullen spojrzał po twarzach pozostałych. - No nikt z nas tego nie widział. Hadrath, żona woźnicy, jako pierwsza zobaczyła ogień i nas zaalarmowała.

- Gdyby to był zwykły pożar, chyba zdążyłby wyjść?
Dullen wzruszył ramionami. - Może... No, ale mógł też spać. Wieczór przecie jest.

Kyrikos uśmiechnął się
- … i pewnie był po spotkaniu ze swoją księżniczką, bo bardzo zmęczony skoro się nie przebudził palony żywcem.

- Haha, no cóż… Taka ładniutka chudzinka mogłaby rozpalić niejednego faceta - odparł Dullen, szczerząc zęby, a raczej liczne braki w uzębieniu.

- A więc mamy naszą winowajczynię - pojednawczo odrzekł rozbawiony słowami Dullena Kyrikos.

- A ta szaroskóra dziunia, co z wami przyszła, kim ona jest? - Zapytał się Trevvis uśmiechając się szeroko. - Zajęta?

- Jeszcze nie - Kyrikos uśmiechnął się porozumiewawczo do Trevvisa - Uważaj jednak na nią. Ponoć już jeden stracił klejnoty przy próbie kradzieży, jeśli wiesz co mam na myśli… Wiem, że bardzo interesuje się sprawą śmierci wróżbity. Trudno mi rzec dlaczego. Jeśli wiesz coś, czego nie wiedza inni, to z pewnością ją tym zainteresujesz. Zawsze to jakiś początek.

- Zawsze mogę coś wymyślić na poczekaniu… Fajniutka taka, brałbym - dodał już bardziej pod nosem.

- Hah, Trevvis, ty to zawsze jakieś dziwadła lubiłeś - odezwał się Dullen. - Ta ich druga laseczka jest niczego sobie. Ładnie pachnie i nie wygląda na groźną. Może też bogata?

- Ta... “nie wygląda na groźną”. Tak samo mówiłeś o Yesper zanim ugniotła ci jajca, he he he - przy ognisku znów odezwał się głośny rechot.

- Tylko lekko go dotknęłam i chłop sam się złożył - zaśmiała się Yesper. - Jakieś te facety przereklamowane, co nie? - Zwróciła się do pozostałych kobiet, które skinęły głową w odpowiedzi i głośno zachichotały.

- Ta druga laseczka nie jest do wzięcia - wtrącił nagle Kayn, który podszedł bliżej ogniska. W odpowiedzi Dullen posłał mu groźne spojrzenie, ale nic nie powiedział, a jedynie zmrużył oczy.

Kayn nie przysłuchiwał się rozmowom od początku, tylko dopiero od pewnego czasu, więc nie miał też pełnego obrazu dyskusji, jaka była prowadzona między najemnikami. Niestety, mężczyzna nie czuł się osobą, która do tej grupy pasuje, mimo iż sam był wojownikiem, wychowany został w zupełnie innej kulturze i nie stosował słownictwa używanego przez obecnych, ani nawet nie spoglądał na świat w sposób, jaki oni właśnie mu pokazali. Obawiał się, że ciężko mu będzie się z nimi dogadać, ale postanowił spróbować. Imiona swoje zdążyli już poznać podczas pracy w ciężkich warunkach, gdzie płomienie ognia nikogo nie traktowały ulgowo. Formalności więc mógł już sobie darować.

- Ciekawe, że jasnowidz nie przewidział pożaru i własnej śmierci - zagaił Aasimar całkiem luźno z uśmiechem na ustach i usadowił się wśród innych zebranych wokół ogniska. Miał nadzieję, że rzucony niezobowiązująco żart nawiąże do tematu umarłego, a przy okazji nie zabrzmi jak próba przepytywania.

Ta z pozoru nic nie znacząca uwaga, sprawiła, że Kyrikos przez chwilę patrzył na Kayna, jakby badając, czy pod tymi słowami wojownik nie chciał przekazać jakiejś wiadomości. Zamyślił się wyraźnie, praktycznie nie zwracając uwagi na kolejne wypowiadane słowa.



Dość nagle, zakończył rozmowę z grupą Kalliena. Słowa Kayna o tym, że wróżbita nie przewidział własnej śmierci zaowocowały pewnym pomysłem.
Chciał dowiedzieć się, jak faktycznie brzmiała ostatnia jego przepowiednia.

Podejrzanym też wydawało mu się, że Wrózbita nie zdążył wyjść z wozu. Nawet jeśli był zamknięty od wewnątrz, powinno być to wykonalne. Zwłaszcza, że ogień najpewniej miał swoje zarzewie w miejscu gdzie stały świece. Jedyne sensowne wytłumaczenie wiązało się z jakąś chwilową lub ostateczną niemocą wróżbity i Kyrikos nie sądził, aby tą niemocą był sen. To było niedorzeczne. Od Hadrath dowiedział się, że nawet nie słyszała krzyków. To znaczyło, że mógł być martwy zanim strawił go ogień. Jeśli to był mord to kto zdołał następnie zamknąć wóz od środka?

W głowie kiełkował mu pewien pomysł, mało prawdopodobny, ale mieli do czynienia z wróżbitą. Niemniej nierozsądnym byłoby dzielenie się tym przemyśleniem teraz.


Kyrikos odszedł od ogniska do namiotu księżniczki, gdzie razem z Ozarem mieli sposobność zadać kilka pytań.

~ Cyklon ognia, karta zwiastująca śmierć w płomieniach i konszachty wielkiego zła. Dziedzictwo Ognia. ~ Kyrikos jak mantrę powtarzał słowa księżniczki dotyczące ostatniej przepowiedni wróżbity. Chciał je zapamiętać. ~ Czy na pewno wróżbita nie przewidział własnej śmierci?

Prócz słów proroctwa, z rozmowy z wysoko urodzoną Kyrikos nie wyciągnął wiele. To co usłyszał sprawiło, że musiał odrzucić wersję, w której wróżbita nieumiejętnie zabrał się za magię przywoływań. Coś ciekawego zasugerował jednak Ozrar.

Wyszedłszy z namiotu zaczekał na gnolla, by zapytać jakich rozmiarów są owe pugwampi. Czy to możliwe, że zabiły wróżbitę, podpaliły wnętrze, a następnie wydostały się niewielkim okienkiem, które zdobiło kabinę wozu?

- To małe... jakby gryzonie. - odparł zapytany Ozrar. - Nieco większe od łasicy, piaskowo paskowate, stadne. I nie. Nie one podpaliły. Po prostu przynoszą pecha wszystkim i wszystkiemu. Wystarczy, że te przeklęte kurwie kręcą się po okolicy i nawet nie trzeba prosić się o nieszczęście. - Wyjaśnił bardziej niż dotąd skupiony Ozrar. - Ale chuj wie. I tak nikt tu nie ma lepszego pomysłu, więc warto to sprawdzić.

- Rozumiem. - powiedział w zastanowieniu brodaty mężczyzna - Sam błądzę w pomysłach, nawet tych absurdalnych. Jeśli ktoś go zabił, to według mojego rozsądku musiał uciec z wozu zamkniętego od środka, a podpalił go dla zatarcia poszlak. Nie planuję ruszać z wami. Muszę wszystko przemyśleć. Chcę wybrać się jeszcze dziś lub nazajutrz do kapłana oraz ponownie obejrzeć wóz, gdy znów będzie jasno.

Ozrar tylko wzruszył ramionami w odpowiedzi. Rozeszli się bez dalszych zbędnych słów.


 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 16-10-2019 o 19:22.
Rewik jest offline