Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2019, 20:38   #35
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Gdy zbliżył się wieczór, Kayn postanowił zabrać się za rozkładanie namiotu, aby Isabel mogła poukładać swoje rzeczy i poczuć się w miarę spokojnie. Niestety nie mógł jej zapewnić warunków takich, jakie miała księżniczka, ale starał się by ta podróż była dla niej mniej męcząca. Sam nie bardzo wiedział dlaczego to robi, nie chodziło o żadne bliskie uczucia, nie zauroczył się w niej, ani nawet nie próbował się nigdy do niej zbliżyć. Mimo to w jakiś dziwny sposób czuł obowiązek zajęcia się nią w tej trudnej dla nich wszystkich sytuacji.

Wojownik od dziecka miał więcej kontaktu z płcią żeńską. W sierocińcu, w którym się wychował, przyjaźnił się z dwoma dziewczynkami, które tak jak on były pochodzenia z krwi niebiańskiej. Traktowali siebie jak rodzeństwo, a przynajmniej zawsze tak mu się wydawało. Nie był nigdy dobry w odczytywaniu kobiecych intencji i być może z tego właśnie powodu Lakashymi zawsze tak bardzo się na niego złościła i często po rozmowie z nim wznosiła się na skrzydłach i przesiadywała na dachu sierocińca, gdzie nikt nieopierzony nie miał możliwości się dostać. Zaczął zastanawiać się, jak teraz kobieta sobie radzi, a raczej - jak sobie radziła, gdy był w odpowiedniej czasoprzestrzeni. Wciąż ciężko było mu się przyzwyczaić do utraty wszystkiego, co znał, ale nigdy nie dał innym tego odczuć.

Kayn miał duszę przywódcy-opiekuna. Był pewny siebie głównie po to, aby dawać innym wsparcie, żeby mieli w kogo wierzyć. Potrafił jednak mierzyć siły na zamiary i nigdy nie porywał się z motyką na słońce. Jego pewność siebie nie graniczyła z głupotą, dzięki czemu nie narażał nikogo swymi wygórowanymi decyzjami. Zawsze zwracał uwagę na oddział, ludzie byli dla niego ważni i teraz nic się nie zmieniło. Choć wciąż nie potrafił potraktować Gnolla jak jednego z nich, postanowił dać mu szansę wykazania się, ponieważ to nie w jego kompetencji będzie ocena czy trafi do Nirvany. Każdy musiał wykuć swój własny los.

Po rozłożeniu namiotu Kayn odszukał Bellę, aby poinformować ją o umiejscowieniu ich noclegowni. Poprosił kobietę, aby w wolnej chwili poukładała ich posłania, ponieważ sam nie miał już do tego głowy, a i wierzył, że sama Isa na pewno miała ochotę coś zrobić. Nie chciał znowuż, aby ta poczuła się bezużyteczna.
- Jeśli będziesz chciała z kimś porozmawiać, możemy wieczorem zamienić parę słów. Widzę, że chyba coś cię gryzie. Albo to zmęczenie - powiedział spokojnie i posłał jej delikatny uśmiech.

W pewien sposób Kayn był szarmancki i troskliwy. Ze względu na niebiańskie pochodzenie, nie było można odmówić mu urody. Tak urodziwi mężczyźni trafiali się tylko w arystokratycznych domach, gdzie dbanie o wygląd był niemal jak wizytówka całej familii. Kayn był na tyle przystojny, że łatwiej było mu dogadać się z innymi, swym wyglądem wzbudzał zaufanie, które podtrzymywał kulturą sposobu bycia. Często inni wojownicy początkowo traktowali go z dystansem, nie wierząc że siła idzie w parze z wyglądem, jednak dla wojownika nie było to ciężkim zadaniem, aby udowodnić swoją przydatność.

Kiedy przechodził obok ogniska, wokół którego zebrali się najemnicy, usłyszał niewybredne komentarze na temat kobiet, z którymi podróżował. Nie spodobało mu się to i choć nie zdążył w porę zareagował na to, jak wyrażali się o Kayalce, swoje pojawienie zakomunikował dołączając od razu do toczącej się rozmowy i rozmywając marzenia pozbawionych ogłady wojaków.

- Ta druga laseczka nie jest do wzięcia - wtrącił nagle Kayn, który podszedł bliżej ogniska. W odpowiedzi Dullen posłał mu groźne spojrzenie, ale nic nie powiedział, a jedynie zmrużył oczy.

Kayn nie przysłuchiwał się rozmowom od początku, tylko dopiero od pewnego czasu, więc nie miał też pełnego obrazu dyskusji, jaka była prowadzona między najemnikami. Niestety, mężczyzna nie czuł się osobą, która do tej grupy pasuje, mimo iż sam był wojownikiem, wychowany został w zupełnie innej kulturze i nie stosował słownictwa używanego przez obecnych, ani nawet nie spoglądał na świat w sposób, jaki oni właśnie mu pokazali. Obawiał się, że ciężko mu będzie się z nimi dogadać, ale postanowił spróbować. Imiona swoje zdążyli już poznać podczas pracy w ciężkich warunkach, gdzie płomienie ognia nikogo nie traktowały ulgowo. Formalności więc mógł już sobie darować.

- Ciekawe, że jasnowidz nie przewidział pożaru i własnej śmierci - zagaił Aasimar całkiem luźno z uśmiechem na ustach i usadowił się wśród innych zebranych wokół ogniska. Miał nadzieję, że rzucony niezobowiązująco żart nawiąże do tematu umarłego, a przy okazji nie zabrzmi jak próba przepytywania.

Ta z pozoru nic nie znacząca uwaga, sprawiła, że Kyrikos przez chwilę patrzył na Kayna, jakby badając, czy pod tymi słowami wojownik nie chciał przekazać jakiejś wiadomości. Zamyślił się wyraźnie, praktycznie nie zwracając uwagi na kolejne wypowiadane słowa.

- Zwykły oszust, pewnie - odparł Trevvis. - Żerował na bogatych, a swoimi “magicznymi” sztuczkami rozkochał w sobie księżniczkę. Dziwi mnie to, że nie wyglądała na zbyt przejętą jego śmiercią. W takim nastroju jest już od paru ładnych dni. A ty skąd jesteś? - zapytał Kayna.

- Z innego planu, jestem Aasimarem - odpowiedział mu zgodnie z prawdą, a przynajmniej półprawdą, nie chcąc wdawać się w dyskusje na temat nieistniejącego już od tysiącleci Imperium - Mówisz o nim trochę tak jakby cię oszukał. Być może oszukiwał więcej osób? - Kayn spróbował podejść najemnika udając, że od razu przyjmuje winę jasnowidza za pewnik - A księżniczka, cóż… Może ona woli jednak silnych mężczyzn, a nie chuchro pucujące swoje kule. - parsknął krótko. Nie był to tekst w jego stylu, ale próbował dopasować się do najemników kulturą ich słowa.

- W tych czasach trudno o silnych mężczyzn - wtrąciła się Yesper. - Trzeba brać co dają.
- Aasimar?
- Odezwał się Trevvis. - Coraz więcej tu dziwolągów lgnie. A co z wami robi ten gnoll? Jak zobaczyłem go pochylającego się nad Kallien, tom myślał, że to wróg i zaraz zeżre biedną kobitkę.

- Nie jestem dziwolągiem. Gdybym ci nie zdradził niebiańskiego pochodzenia, nawet byś o nim nie wiedział, a to już o czymś świadczy
- odparł mu Kayn ze spokojem, po czym wzrokiem poszukał Ozrara. Na szczęście nie było go w pobliżu.
- Taa, też mnie nie cieszy towarzystwo tego psa - odparł westchnąwszy z niezadowolenia - I nawet mnie dziwi, że nikt go jeszcze nie obił, a za chudego jasnowidza się biorą. - wzruszył ramionami - No ale cóż, szkoda człowieka. Chyba już nie poznamy naszej przyszłości, co nie? Próbował ktoś z was chociaż? Tak dla zabawy, między piciem a walką. - dorzucił jeszcze zapytanie widząc, że Trevv niektóre jego pytania po prostu puszcza bokiem. Kayn miał wrażenie, że po prostu jakaś wróżba się nie spodobała, doszło do szarpaniny i pożar wybuchł nie do końca celowo. Nie był jednak detektywem, a zwykłym wojownikiem, nie mógł mieć więc pewności.

- Taaa… - odezwał się Dullen. - Bełkotał mi coś o śmierci, ale to chyba nie mi ją wywróżył - zarechotał cicho, a mimo to nikt przy ognisku nie podzielił jego humoru. - No co? - Rzucił do pozostałych. - I tak nikt z was za nim nie zatęskni…

- Wybaczcie muszę z kimś pomówić.
- Kyrikos wstał z zamiarem rozmówienia się z kimś, kto mógłby wiedzieć jaka była ostatnia przepowiednia jasnowidza. - Zatrzymajcie - rzucił na odchodne, mając na myśli jeszcze nie do końca pustą butelkę grogu.

- Wróżył ci śmierć? Drogo kosztuje dowiedzieć się, kiedy się umrze? - dopytał Kayn, a na odchodzącego Kyrikosa kiwnął głową w geście pożegnania.

- Nie, robił to za darmo. Zwykły oszust to był, jakich wielu. Nie wiem czemu bogacze zawsze się na to nabierają? Na wróżby i seanse ze zmarłymi, toć to kicz i obraza bogów! - Mruknął niezadowolony Dullen.

Kayn kiwnął głową na znak, że rozumie. Ciekaw był tylko czy była to wróżba przyjacielska, czy raczej groźba i ostrzeżenie, dane intruzowi.
- Oszuści chyba wolą złoto w zamian za swe łgarstwa. - skwitował mężczyzna ze spokojem w głosie - Jeśli robił to nieodpłatnie, to w sumie nie był groźny. Tym bardziej dziwne, że komukolwiek przeszkadzała jego obecność - wojownik rozłożył bezradnie ręce, nie mając chyba wiele więcej do powiedzenia. Sami najemnicy nie wydali mu się zbyt chętni do rozmów o zmarłym. - Szkoda, że nie zdążyłem na darmowe usługi - zaśmiał się na koniec krótko, zaciekawiony czy jeszcze ktoś podejmie temat - Wam wszystkich wróżył, ot tak? - dopytał obejmując wszystkich zebranych wzrokiem.

- Wszystkim? - Odezwała się Yesper lekko kpiącym tonem. - Tylko zabobonnym głupcom pokroju Dullena, ale zobacz jak szybko wyleczył go z tych głupot swoją przepowiednią - zaśmiała się. - Nie zdziwiłabym się, gdyby Dashki był winien tego morderstwa. On jedyny ma dobry motyw. Ślini się na widok księżniczki jak hiena na mięso, brudas chędożony. A wszyscy przecie wiedzą, że Elaois pukał ją co noc, więc raczej nie ominęło to Dashkiego, zwłaszcza, że szpieguje ją w każdej wolnej chwili. Dziwak, naprawdę... - powiedziała z obrzydzeniem.

- Chyba musicie go naprawdę nie lubić. Wydawało mi się, że jesteście grupą najemników, mój błąd widocznie. Wynajęto was każdego z osobna? - Kayn zarzucił dygresją, żeby uniknąć podejrzeń dotyczących ewentualnego przepytywania

- Dashki nie był jednym z nas. Najęli go z osobna. Nikt go tu w obozie nie lubi, bo ani nie pije, ani z nikim nie gada… W dodatku zachowuje się jak te bestie, z którymi się wychował. No jak można lubić kogoś takiego? - Zapytała na głos Yesper i wszyscy skinęli głową w potwierdzeniu.
- Cuchnie tak, że najpierw się go wyczuje niż zobaczy i obrzydza innych swoim sposobem bycia. W dodatku poczułam się do obowiązku solidaryzowania z innymi kobietami w obozie, bo mamy trudniej i nie podoba mi się to jak spogląda na jedną z nas - księżniczkę Almę.

- Ha, to podobnie jak z Gnollem
- zaczął Aasimar - Niby najęto nas razem, ale to był zwykły przypadek. Gdyby się dało, to już dawno bym go posłał gdzie demony bytują, ale kundel póki co się pilnuje. - Kayn zmrużył groźnie oczy, grając niechęć większą, niż w rzeczywistości posiadał. Fakt faktem, nie przepadał za Ozrarem, ale daleko mu było do nienawiści porównywalnej z tą, jaką najemnicy darzyli Dashkiego. W tym momencie zaczął robić Gnollu nieco nieprzychylny grunt, ale wierzył, że później wszystko wróci do normy.

- Nic zarzucić psu nie można, prócz tego, że głośno szczeka i się ślini. W ogóle zauważcie, jak się tutaj panoszy. Pomógł Kallien i myśli, że się wkupił w łaski wszystkich w obozie. Może powinni z tym Dashkim zawrzeć sojusz, bo chyba w ostateczności zostaną sami. Pasują do siebie. Nie sądzisz, Kallien? - przy ostatnim zdaniu Kayn spojrzał na kobietę, prostując się i unosząc nieco głowę. Zawiesił na niej dłuższe spojrzenie.

Kobieta z poparzeniami na twarzy i dłoniach wzdrygnęła się czując na sobie spojrzenie wojownika. - J-jestem mu wdzięczna, że ocalił mi życie. Nie sądziłam, że gnolle potrafią być… ludzkie. Chyba ma więcej w sobie z człowieka niż ten cały Dashki - odparła, choć widać było po niej poczucie dyskomfortu.

- No to koniec, koleżanka polubiła Gnolla - Kayn rozłożył bezradnie ręce zdejmując z niej swoje spojrzenie - Zapłacili mu za to, aby pomagał. Gdyby nie to, wciąż by mu obroża koło dupy fruwała, zamiast na karku gdzie jego miejsce. Dziwne trochę ufać bardziej komuś, kto ma psyk, niż człowiekowi, który śmierdzi podobnie do kundla, ale raczej cię nie zagryzie w nocy - rzucił jedynie komentarzem, nie zadając więcej pytań. Jakby chcieli rozmowy, sami by ją też pociągnęli. Póki co jedyne co robili, to bronili dupy kolegi, obwiniając tego, kogo nie lubią.

- Koleś ma rację - odezwał się Trevvis, wskazując Kayna zabrudzonym od jedzenia kozikiem. - Nie ma co ufać jakiemuś kundlowi. Pewnie sam Garavel mu kazał się tobą zająć i ten go posłuchał, bo obiecał mu po tym wszystkim kość - zarechotał, po czym wyciągnął butelkę grogu i ją odkorkował. - Komuś polać?

Aasimar zgodził się i spędził jeszcze nieco czasu z najemnikami, nie poruszając już tematu śmierci wróżbity. Nie chciał wyjść na szpiega, poza tym nie lubił takich podchodów i nie odpowiadał mu styl roboty, jaką mu przydzielili. Nie zabawił nadmiernie długo i nie wypił zbyt wiele, aby czuć się trzeźwym o poranku. Przeszedł się jeszcze po obozowisku, wymieniając informacjami i przemyśleniami z innymi, po czym wrócił do namiotu, zastanawiając się czy Isabel będzie chciała z nim porozmawiać o tym, co sprawia, że na jej twarzy pojawia się zmartwienie.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline