Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2019, 18:50   #36
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Szpon Sułtana, Katapesh
4709 AR, 10-ty Desnus,
Zmierzch

- A zatem powiadacie, że winnym owego incydentu niekoniecznie jest tropiciel, lecz jakaś bestia z krwi i kości? Hmm... - Idący przez obóz Garavel głęboko zamyślił się po wysłuchaniu opowieści Ozrara i Kyrikosa. Choć ufał osądowi najemników, to jednak cała historia o gremlinopodobnych stworzeniach wydawała mu się zmyślonym knowaniem głównego podejrzanego, który chciał w ten sposób oczyścić swoje imię. Na całe szczęście istniał prosty sposób na to, aby zweryfikować zeznania tropiciela.
- Mówiliście, że jak się to zwie? Pugwampi? Jakaż to niedorzeczna nazwa, podobnie jak te opowieści o przynoszeniu pecha, Ozrarze! No, ale niech będzie, że wierzę temu Dashkiemu. Zezwolę wam wszystkim na opuszczenie obozu, skoro taka wola księżniczki. Miejcie jednak oko na niego i weźcie ze sobą zapas pochodni, bowiem noc na pustyni jest czarna nawet w świetle gwiazd - pouczał Garavel, kiedy przechodzili obok obozowiska roześmianych i już wyraźnie podpitych najemników.
- Ejże! Kayn! - Wyłapał w tłumie umięśnionego wojownika, który akurat w tamtym momencie wychodził z namiotu wraz z towarzyszącą mu Isabelą. - Weźże zwołaj resztę. Czas na nocną przechadzkę po pustyni!

Najemnicy zebrali się na szczycie wzgórza, pod szponiastym drzewem, gdzie czekał już na nich Dashki wraz z Garavelem. Ponury tropiciel trzymał w dłoni rozpaloną żagiew i sądząc po jego minie, urządził sobie niedawno krótką i niezbyt przyjemną rozmowę z majordomusem. Już na pierwszy rzut oka widać było po obu mężczyznach, że wyjątkowo nie przepadają za sobą, szczególnie po tym jak rozeszły się po obozie plotki o szpiegowaniu księżniczki, wobec której majordomus był szczególnie protekcjonalny.
- Wziąłem z taboru tuzin pochodni, czyli po dwie na głowę, choć podejrzewam, że magowie ich nie potrzebują. Niech zatem będą dla was wyznacznikiem czasu, jaki został wam na znalezienie jakichkolwiek niezbitych dowodów na udział tych przeklętych stworzeń w pożarze - powiedział Garavel, wskazując stertę pod swoimi nogami, po czym zwrócił się do stojącego obok tropiciela:
- A ty pamiętaj, że mają ciebie na oku. Nie oddalaj się sam i nie czyń podobnych głupot, bo może źle się to dla ciebie skończyć, zrozumiano? - W jego głosie i słowach zawarta była wyraźna groźba.
W odpowiedzi Dashki jedynie mruknął coś niewyraźnie pod nosem, co równie dobrze mogło być “udław się”, co “zrozumiano”. Po chwili jednak dodał z nadzieją w głosie, patrząc tym razem na najemników jak skarcony pies:
- Możemy iść?


Z rozpalonymi pochodniami ruszyli północnym podejściem o zmroku, gonieni przez ostatnie promienie krwistoczerwonego słońca, które przebijały zza horyzontu, niczym gasnąca iskra nadziei. Teren w tym miejscu był wyboisty, pełen porozrzucanych głazów, kaktusów oraz ostrokrzewów, na które w ciemnościach stosunkowo łatwo można było wpaść. Jeszcze przed zejściem ze wzgórza, Dashki opowiedział najemnikom, że kreatura, którą poszukują, jest mniejsza od niziołka, z krótkim owłosieniem na całym ciele, niczym u jamnika i głową szakala. Z samego opisu trudno im było jednak wyobrazić sobie takie stworzenie żyjące pośrodku pustkowi, aczkolwiek sama determinacja głównego podejrzanego były zdumiewająco przekonywująca i dodatkowo motywowała do poszukiwań.
Tropiciel szedł na samym przodzie, a tuż obok niego podążał gnoll Ozrar. Spojrzenia obu skierowane były jednak ku ziemi z dość oczywistych względów. Szukali małych krecich śladów, jakie mogłyby zostawić te poruszające się na dwóch nogach stworzenia, o ile zamieszkiwały okoliczne tereny. Poważną przeszkodę stanowiły jednak ciemności, które mimo wielu źródeł światła i wrodzonych umiejętności co niektórych, skutecznie utrudniały znalezienie właściwego tropu. Szybko okazało się też, że śladów różnych stworzeń było w okolicy zdumiewająco wiele, co wskazywało na to, że region ten nie był tak opustoszały, jak wszyscy początkowo sądzili. Co gorsza; nocą wszystkie one wychodziły na żer i niejeden raz szeleszczące krzaki, czy odbijające blask płomieni ślepia w ciemności postawiły najemników w stan gotowości. Na szczęście dla nich, widzący doskonale w mroku Kayn potrafił zachować zimną krew i był w stanie przywołać swoją bandę do porządku.

Mijały kolejne cenne minuty spędzone na usilnych poszukiwaniach. Pierwsze pochodnie zdążyły już się wypalić, co świadczyło o rychło zbliżającej się potrzebie zakończenia śledztwa. Dowodów na istnienie pugwampi nie było żadnych, zaś prowadzący ich w objęcia ciemności tropiciel wyglądał z każdą chwilą na coraz bardziej zdesperowanego. Obskurny mężczyzna, którego odór dało się wyczuć z kilku metrów, przeskakiwał między zaroślami, sprawdzając w pośpiechu każdy jeden krzak. Co jakiś czas klękał, a nawet kładł się plackiem na piaszczystej ziemi, węsząc i nasłuchując, jednakże wszelkie jego starania okazywały się nieskuteczne. Pugwampi, o ile zamieszkiwało okolicę, sprawnie zacierało po sobie ślady.

Kolejny zestaw pochodni ulegał właśnie wypaleniu i zostały już tylko te, których nie musieli stosować magowie oraz widzący w całkowitym mroku członkowie wyprawy.
- Zgodnie z umową, powinniśmy już wracać - odezwał się Kayn, spoglądając w stronę wzgórza, z którego zeszli, lecz poza okalającą ich ciemnością, którą postrzegał w perspektywach szarości, nie widział już kompletnie nic. Obóz musiał znajdować się kilka mil stąd.
- Czekajże! Chyba coś mam! - Odpowiedział mu donośny i charczący głos Ozrara. Gnoll pochylony był nad grubą warstwą piachu, na której odciśnięte zostały niewielkie ślady kopyt. Istniało więc spore prawdopodobieństwo, że przeszedł tędy ulubiony kozioł woźnicy - Rombart.
- Szkoda na to czasu - odezwał się Dashki, który stracił już całą nadzieję. Był już niemalże pewien, że cały ten pomysł z nocną wyprawą miał na celu zrzucenie całej winy na niego, bo jakże mieli w tym ciemnościach znaleźć cokolwiek, co będzie starało się ich unikać za wszelką cenę?
- Nie ty o tym decydujesz - powiedział gnoll nawet na niego nie patrząc. Jego wzrok skupiony był na tropie, który prowadził w stronę ściany ostrokrzewów i kaktusów, która wyrosła przed nimi i mogła się ciągnąc na wiele długich mil. - Skoro już tu jesteśmy, to lepiej nie wracać z pustymi rękoma.
- Jeśli kozioł wbiegł do tego buszu, to z całą pewnością jest już martwy - nie dawał za wygraną Dashki. - A już na pewno nie uda się nam go znaleźć. Co prawda ten pas cierni ma zaledwie kilkaset metrów grubości, to jednocześnie ciągnie się wzdłuż położonego w jego wnętrzu wąwozu przez dziesiątki kilometrów. Jeden niewłaściwy krok i wpadasz w przepaść, której dno zdobią kolce długie jak moje ramię. To podróż w jedną stronę…

Dashki chciał coś jeszcze dopowiedzieć, jednakże nim wydobył się jakikolwiek dźwięk z jego ust, wszyscy zebrani pod ścianą z cierni usłyszeli krzyk lub płacz ludzkiego dziecka, który dobiegał z wnętrza buszu. Wśród gęstych cierni coś się nagle poruszyło, choć trudno było trzeźwo stwierdzić jak duże było poruszające się przez zarośla stworzenie, które szybko oddalało się od najemników i najwyraźniej zmierzało w stronę przerażonego dziecka. Nocą i w ciemnościach człowiek łatwo wyolbrzymiał sobie wszelkie niezidentyfikowane doznania wzrokowo-słuchowe, o czym mogli już się przekonać najemnicy podczas nocnej przechadzki po wzgórzach. Nie mniej jednak tym razem po raz pierwszy przeszedł ich dreszcz po plecach.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline