Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2019, 23:15   #117
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Już mieli odchodzić spod drabiny, gdy Woods wypatrzył na podłodze odcisk łapy. Był trochę niewyraźny, ale to zdecydowanie odcisk zwierzęcej kończyny i o ile agent mógł stwierdzić, sugerował przemieszczanie się zwierzęcia od drzwi, za którymi zamknięty został McDowell w kierunku miejsca, gdzie stał Bradshaw. Wynikała z tego jedna z dwóch rzeczy. Albo McDowell jest ślepy jak kret po nieudanej operacji zaćmy, albo mijał się z prawdą w swoich zeznaniach.

Woods przezornie nie zdradził się jednak ze swoimi myślami. Dotarło do niego, że popełnił błąd, duży błąd. Zszedł do miejsca zdarzenia z jedynym jego świadkiem, a przecież jedyny świadek tak często okazywał się sprawcą. Jeśli chodziło tu o porachunki między marynarzami, a on odkryłby prawdę, trudno byłoby przewidzieć reakcję McDowella, zwłaszcza jeśli marynarz Dickens okazałby się jego wspólnikiem. Trzeba z tym poczekać do powrotu na górę, a na razie mógł jedynie żałować, że nie kazał Abbottowi przydzielić sobie kogoś innego.

Cóż, stało się, dziecinny błąd. Teraz trzeba postarać się by nie miał wpływu na dalszy rozwój wydarzeń. Dlatego Woods nie zdradził również, że trafił na ślad łapy. Ślad, który oczerniłby mata. Wrócił się jeszcze do drabiny, jakby w roztargnieniu i tam natrafił na kolejny odcisk, tylko że... skierowany w stronę barierki. Jak gdyby zwierzę zeskoczyło, ale to przecież za wysoko. Mimo to Anglik podszedł na skraj platformy i spojrzał w dół.

Z tej odległości światło pożyczonej od McDowella latarki pomagało tylko trochę. Agent nie dojrzał nigdzie poskręcanego czy rozpłaszczonego cielska zwierza, ani też plamy krwi. Nie dojrzał w zasadzie niczego niezwykłego, tylko niemiecki sprzęt wojenny przygotowany do desantu. Nie uśmiechało mu się na razie schodzić tam na dół. Jeżeli ludzie Abbotta popełnili błąd i po statku pałętają się jacyś wolni Niemcy, mogą znajdować się właśnie tam. A ryzykować spotkanie z uzbrojonymi szwabami, do tego za wsparcie mając jedynie dwóch marynarzy podejrzanych o zaatakowanie kolegi, byłoby kolejnym błędem. Nie, wycieczkę tam odłoży na później, gdy będzie dysponował silniejszą, albo przynajmniej inną eskortą. Póki co postanowił sprawdzić skąd to zwierze nadeszło. Skierował swoje kroki w stronę drzwi, a dwójka marynarzy bez słowa ruszyła za nim.

Woodsa zastanawiał kolor odcisku łapy. Był czarny, co przywodziło na myśl zużyty olej czy jakiś inny smar. Gdzie można w coś takiego wdepnąć na statku? W maszynowni, przy samochodach w ładowni, albo w jakimś magazynie. Mało pomocne, bo obszar poszukiwań zacieśnia do jakiejś połowy okrętu, ale warto zapamiętać.

Przestał o tym myśleć, gdy przeszedł próg. Początkowo poczuł zawód, bo nie dojrzał żadnych śladów. Jak to możliwe? Czyżby ktoś je starł? McDowell? Dopiero gdy odchylił głowę do tyłu, by nieco rozruszać zesztywniały od ciągłego patrzenia pod stopy kark, zobaczył coś, czego nie powinien był zobaczyć. Odciski łap na... suficie.

Przetarł szybko oczy, po czym znów spojrzał w górę i poczekał chwilę nim wzrok z powrotem się wyostrzy. Przez tą chwilę miał nadzieję, że czarne plamy okażą się tylko jakimś brudem pozostawionym przez niechlujną niemiecką załogę, ale nadzieja ta zniknęła, gdy znów wyraźnie zobaczył odciski łap, a właściwie jednej łapy, jak przypuszczał. Kawałek dalej natrafił za to na zniszczoną klatkę wentylacyjną. Wyglądało na to, że ten zwierz tędy wyszedł, bo w dalszej części korytarza nie było już śladów.

Woods nie wiedział co o tym myśleć. Na to również nie zwrócił uwagi marynarzy, ale tym razem nie z braku zaufania do nich, a do własnych zmysłów. Gdzieś w głębi obawiał się, że tylko on widzi te odciski, a jeśli rzeczywiście tak było, to wolał pozostać w niewiedzy. Czy jego ciało już tak stetryczało? Może powinien pomyśleć o emeryturze?

Ruszyli dalej, jak gdyby nic. Agent nie zatrzymał się na dłużej ani przy tajemniczych śladach na suficie, ani przy zniszczonej kratce. Szedł dalej i wypatrywał kolejnych tropów, chociaż przecież dobrze wiedział, że nie może niczego znaleźć. Odruchowo starał się nie zerkać na sufit.

W pewnym momencie dotarł do ich uszu huk odbijany od metalowych ścian konstrukcji okrętu. Obejrzał się na McDowella i Dickinsa, chcąc upewnić się, że oni też to słyszeli. Tamci spojrzeli za to na niego, a McDowell rzucił pytająco:

- Panie poruczniku?

Woods nie musiał się zastanawiać. Niemal automatycznie sięgnął za pazuchę i wyciągnął stamtąd swojego starego Webleya. Noszenie rewolweru na "szelkach" nie było zbytnio w stylu wojskowego, który wybrałby raczej kaburę przy pasie, ale był to nawyk agenta, którego nabawił się w wywiadowczych czasach, gdy często chodził po cywilnemu, a kontynuował również podczas pracy dla Agencji.

- Biegniemy! - rzucił tylko i ruszył jak najszybciej w stronę, z której dobiegł ich dźwięk strzału. Strzelanina. Wrócił do rzeczywistości. Wreszcie miał do czynienia z czymś na czym się znał.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline