Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-10-2019, 18:32   #111
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 28 - 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; Lofoty

Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 10:30
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, “Alster”
Warunki: chłodno, ciemno, mokro, wnętrze ładowni, bujanie fal



Birgit



Krok w ciemność. I krok w ciemności. A potem kolejny. Wszystko wydawało się inne. Ja z innego świata. Jakby przez tą ciemność Niemka przedostała się do innego świata. Mimo zimna wydawało jej się, że od tego napięcia czuje pot na skroniach a nawet na końcówkach zgrabiałych z zimna rąk. Trudno było jej ocenić czy to imaginacja jej zestresowanego umysłu czy naprawdę ma już tak słabe czucie w palcach, że mózg nie rejestruje już z tego zimna i osłabienia czy pocą jej się te zgrabiałe dłonie czy nie i tylko z nawyku do takich sytuacji tak podpowiada swojej właścicielce. Wydawało się, że te znalezione robocze rękawice wcale nie ogrzewają zmarzniętych dłoni. Ale logika podpowiadała, że przynajmniej powinny spowolnić utratę ciepła i czucia.

Ściana wydawała się jedynym stabilnym czynnikiem w tej ciemności. Zgrabiała, szczupła dłoń miała w niej oparcie. W pewnym sensie w podłodze też ale ta bujała się w rytm fal na jakich kołysał się statek. Na szczęście dość delikatnie i miarowo więc chociaż nie utrudniało poruszania się. Ale trudno szczurowi lądowemu było to nazwać stabilną podstawą do chodzenia.

A do tego w tej ciemności, ta drobna, ludzka, drobina nie była sama. O nie, na pewno nie była. Ludzki umysł pozbawiony swojego najwartościowszego zmysłu aż nadto wymownie łapał całą resztę. Cichy odgłos butów swojej właścicielki na twardej, metalowej podłodze. Metaliczny stukot łańcuchów z ładowni za plecami, szelest napiętych pasów i siatek mocujących, odgłosy pracującego metalu. Te ostatnie to już niosły się chyba wzdłuż ścian przez całą jednostkę. Wszystko to zdawało się osaczać, razem z tą ciemnością idącą powolutku dziewczynę.

Najgorszy był chyba moment jak potknęła się o coś. Prawie krzyknęła ze zdenerwowania! A to coś leżało na podłodze i przesunęło się po niej gdy natrafił na to but dziewczyny. Co to mogło być? Jakieś pudło? Skrzynka? Krzesło? Tak można było sądzić po tym jaki stawiło opór i jak zabolała ją noga od tego nieplanowanego kopnięcia tego czegoś. Co to robiło na środku korytarza?! Zabić się normalnie można…

Ale cała mordęga skończyła się gdy dłoń po ciemku namacała nową ścianę. Tym razem przed sobą. Koniec korytarza! Jeszcze kawałek dalej i wycięcie gdzie zaczynały się drzwi… i jeszcze kawałek… i wreszcie te koło do otwierania… żeby tylko się otworzyło! Ale gdy Birgit naparła na nie swoimi zmarzniętymi dłońmi musiała się dobrą chwilę mocować. Ale mechanizm chociaż zgrzytał i wydawało się, że stawia świadomy i złośliwy opór to wreszcie puścił. I drzwi stanęły otworem! Światło!

Po drugiej stronie było światło. Niezbyt mocne jakby w zakratowanych lampkach przy suficie zamocowano słabe żarówki albo w ogóle oszczędnie dawkowano im energię bo lampy świeciły słabym, żółtym światłem. Dawały w korytarzu plamy światła tam gdzie sięgały i plamy ciemności gdzie nie sięgały. Ale w porównaniu do tego korytarza co właśnie pokonała to i tak było jasno. Widać było cokolwiek. Gdy przeszła przez próg i znalazła się w tym oświetlonym korytarzu i spojrzała w tym wciąż widziała otwarte za sobą drzwi do ładowni. Dziwne. Ale teraz ten korytarz wydawał się wcale nie tak strasznie długi, zupełnie takim jak go zapamiętała z wcześniejszych wizyt. Mimo, że przed chwilą wydawał się ciągnąć kilometrami.


---



No i znów zamknięte. Birgit nie była pewna. Czy to ona już tak osłabła, że nie może uruchomić mechanizmów kolejnych drzwi czy naprawdę są zaryglowane z drugiej strony. Tym sposobem nie mogła wydostać się tą najkrótszą i najlepiej znaną drogą jaką wcześniej pokonywała z Kurtem albo sama. No to jak nie mogła podróżować w pionie a na dół nie miała ochoty wracać to właściwie został je wybór w poziomie. Może gdzieś dalej będą drzwi które da się otworzyć? Bo te drzwi na tym poziomie dawała radę zwyczajnie otwierać więc chociaż w tym kierunku mogła się poruszać.

Właśnie otwarła kolejne drzwi gdy niespodziewanie natknęła się na ruch. Brytyjczyk! Od razu poznała po charakterystycznym “talerzyku” na głowie. Co gorsza chyba ją usłyszał a raczej zgrzyt otwieranych drzwi bo spojrzał w jej stronę. Tylko akurat tutaj przy tych drzwiach prawie nie było światła a on sam był z dobre pół setki kroków dalej. Birgit widziała tylko plamę jego twarzy pd hełmem która skierowała się w jej stronę. Oj chyba ją usłyszał bo miał karabin i zaczął unosić go w jej stronę.

- Who is this*?! - krzyknął zaniepokojony chociaż Niemka wcale nie była pewna czy może ją w tej ciemnościach zobaczyć. A wtedy usłyszała coś innego. Za sobą. Jakieś skrobanie. Gdy odwróciła się za siebie dojrzała ciemność. Zgasła lampa z pięć lamp za nią. Tam gdzie niedawno przeszła. Ciemność szybko się zbliżała. Zgasła czwarta lampa od wejścia. Skrobanie jakby przyspieszyło. Brzmiało jak nieprzyjemny zgrzyt pazurów po metalowej posadzce. Odgłosy odruchowo kojarzyły się z biegnącym psem. Trzecia lampa zgasła. A z przeciwnej strony zmarznięta Birgit usłyszała suchy trzask odbezpieczanego karabinu. Po pustym korytarzu to dźwięk niósł się całkiem nieźle.


---


- Who is this*?! - ang. Kto tam?!

---





Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 10:00
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, “Alster”
Warunki: chłodno, jasno, wilgotno, mostek, bujanie fal



George Woods (M.Finney)



Porucznik Abbott okazał się skory do współpracy. Udało mu się jakoś wydzielić ze swoich skromnych zasobów dwóch ludzi którzy mieli towarzyszyć gościowi w wędrówce po tym zdobycznym statku. Był na tyle przytomny, że w tej dwójce przydzielił McDowella który był najbliżej zdarzenia z ostatniego poranka. Więc teraz mógł niejako robić za przewodnika po tym zdarzeniu sprzed kilku godzin.

Dwóch marynarzy poprowadziło gościa w mundurze niezbyt szerokimi korytarzami. Do tego słabo oświetlonymi. Widocznie pryzowa załoga na poważnie traktowała ten rozkaz o zaciemnieniu i rzeczywiście jeśli światło się gdzieś paliło to blade i słabe a zazwyczaj było zgaszone i trzeba było przed wejściem do pomieszczenia je zapalać. Z drugiej strony nie było to może i takie dziwne skoro większość statku była bezludna. Niemniej ciemność całkowita albo jej plamy i półciemności denerwowała i drażniła w jakiś podstępny ale bardzo naturalny sposób. Odruchowo człowiek tam zerkał i kojarzyło mu się to z czymś podejrzanym albo nawet i wrogim. A plam ciemności i półmroków było w tych salach i korytarzach zdecydowanie więcej niż dających otuchy plamach słabego ale jednak światła.

- To tutaj. - odezwał się McDowell zatrzymując się na jakichś dla Georga niczym nie wyróżniających się galeryjki nad jakąś ładownią. W dole widać było cichy zarys kształtów niemieckich ciężarówek i skrzyń. Czuło się delikatny powiew chłodnego, wilgotnego powietrza jaki niósł zapach smarów, lin i brzdęk łańcuchów oraz trzeszczenie lin, taśm i siatek mocujących ekwipunek. Ale albo marynarz to wyczuł, że oficer nie znający jednostki może się czuć niepewnie z orientacją co jest co albo taki był podekscytowany chwilą czy wspomnieniami, że chciał wszystko dokładnie opowiedzieć.

- Szliśmy z tamtąd. - machnął ręką wzdłuż galeryjki jaką szli i w kierunku w jakim dotąd szli. - Bo tam jest dziób i tam siedzą te Fryce. - wyjaśnił patrząc przelotnie na twarz oficera. - No i jak otworzyliśmy te drzwi i przeszliśmy właśnie gdzieś tutaj to nagle zgasło światło. - marynarz wskazał na najbliższe, stalowe drzwi kilkanaście kroków dalej do jakich dotąd zmierzali. - No to ja mówię do Spencera, że pewnie coś na kablach i wróciłem do kontaktu aby go jeszcze raz zapalić. A Spencer został tutaj. No a ja wróciłem do tamtego kontaktu. Wolno szedłem bo było ciemno no ale przy ścianie to dałem radę. - świadek wydarzenia trochę nerwowym albo podekscytowanym tonem wskazywał kolejno ręką na miejsce gdzie stali a gdzie wcześniej pewnie zaczął swój powrót to na drzwi do jakich wówczas wracał. No a tu gdzie teraz stali we trzech miał zostać w ciemnościach Spencer. W teorii chyba nawet po ciemku nic nie powinno mu się stać. Wystarczyło aby stał w miejscu. No chyba najgorsze co mógłby zrobić to się potknąć i przewrócić. Bo nawet aby wypaść za barierkę do ładowni poniżej to już trzeba by się trochę postarać.

- Doszłem w końcu do tego kontaktu ale nie działał. Więc otworzyłem drzwi bo chciałem zobaczyć czy to w tym kawałku nie ma światła czy w tamtej ładowni też. No i może kontakt po drugiej stronie by działał a nawet jak nie a światło by tam było to może wpadłoby trochę światła z zewnątrz bo tutaj wtedy było ciemno jak w d… ekhm… znaczy no bardzo ciemno było. - marynarz tłumaczył jak to było i mówił z pełnym przekonaniem póki prawie nie przeklął przy oficerze co go wyraźnie trochę zmieszało. Teraz jak tutaj stali wydawało się to sensowne i nawet niezbyt trudne. Do drzwi jakie pokazywał McDowell było z kilkanaście kroków no góra ze dwadzieścia. Widać było ten kontakt o jakim mówił i te drzwi również. Gdy było światło wydawało się to dziecinnie proste. Ale po ciemku? Z zaskoczenia tą sytuacją? Przy nerwowej atmosferze? Ale świadek ciągnął tą wizję lokalną dalej.

- No i otworzyłem te drzwi i tam światło było. No to się ucieszyłem. I chciałem sięgnąć tylko ręką po ten kontakt aby szybciej było. No ale akurat trochę akurat mocniej majtnęło tą szwabską krypą i się wywaliłem na zewnątrz a drzwiami też majtnęło i się zamknęły. Przymknęły właściwie. No i jak się wywaliłem to usłyszałem, że Spencer coś krzyczy. Ale przez te drzwi to nie słyszałem dokładnie co. Drę się do niego, że wszystko w porządku i tylko się wywaliłem. No ale ten coś dalej się drze. I to tak strasznie. To się zdenerwowałem, podniosłem się i pstryknąłem kontaktem i otworzyłem te drzwi, zaglądam do środka a tam Spencer leży pod tamtą drabiną i się drze. - mężczyzna zaczął tłumaczyć ten kulminacyjny moment porannych wydarzeń. Pewnie nieświadomie mówił coraz szybciej gdy znów przeżywał to wszystko jeszcze raz o czym teraz opowiadał. Wskazał na drabinę która prowadziła do jakiejś klapy w górze. Też nie była zbyt daleko, ledwi kilkanaście kroków. Teraz marynarz zbliżył się do tej drabiny i wskazał na rdzawe plamy na podłodze.

- To jego krew. Spadł tak, że twarz mocno sobie obił i puścił farbę. Najwięcej z nosa chyba nawet go złamał mi się tak wydawało. No i darł się “Moja ręka, moja ręka, złamałem rekę!” - kolega Spencera starał się ciszej ale dość sugestywnie oddał krzyki zranionego kolegi. Nawet złapał się za swoje ramię aby zademonstrować jak Spencer trzymał się za to ramię.

- No to podleciałem do niego i pytam się czy nic mu nie jest i co się stało. A ten mówi, że spadł z drabiny. To nie wytrzymałem i pytam się go “Spencer a po cholerę wbiegałeś po ciemku na drabinę!?” a on mi na to, że go coś goniło. Coś strasznego. No ale się rozglądam nic tutaj nie ma ten się drze no i widzę, że chyba ma coś z tą ręką. To go wziąłem, podniosłem na nogi i tak poszliśmy aż na mostek. A tam mi chłopaki pomogli a pan porucznik dał mu morfinę i wezwał szalupę aldisem* no i chłopaki z krążownika przypłynęli i go zabrali. - marynarz zaczął kończyć swoją relację z dzisiejszego poranka i niefortunnych zdarzeń. Można było odnieść wrażenie, że pod presją chwili po prostu wziął poturbowanego kolegę i pomógł mu wyjść z tej pechowej ładowni.

- Ja mu wierzę. - niespodziewanie odezwał się milczący dotąd marynarz. - Znaczy Spencerowi. - doprecyzował szybko aby być dobrze zrozumianym. - To coś jest. Albo ktoś. Poza nami i tymi zamkniętymi Szwabami. Słychać coś. Jak niesie się po korytarzach. - marynarz mówił jakby chciał przekonać oficera do swoich słów chociaż z dużą dozą ostrożności pewnie ze względu na rangę no i tematu o jakim mówił. Ale zachowywał się jakby nie chciał aby przysłany do zbadania sprawy oficer pomyślał, że tu jakieś marynarskie zwidy i strachy tylko są na tym statku. McDowell nie odezwał się ale wsparł kolegę twierdzącymi ruchami głowy.


---


*aldis - lampa aldisa, do przekazywania wiadomości alfabetem Morse’a na względnie krótkie odległości. Tutaj pewnie by ograniczyć łączność radiową aby nie zdradzać swojej pozycji wrogiemu nasłuchowi.

---





Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 10:30
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, HMS “Penelope”
Warunki: ciepło, jasno, sucho, pokój narad, na zewnątrz ziąb i pochmurno



Noémie Faucher (D.Perry) i Alisha (???)



Ze sprawozdaniem jednak Noémie musiała poczekać. A właściwie z jego wysłaniem. Rygor rozkazów kapitana mówił aby wysyłać jeden raport na dobę. A dziś rano już jeden wysłali. Chyba, że w specjalnych okolicznościach ale to trzeba było rozmawiać z kapitanem aby się zgodził. Więc chociaż mogła przygotować raport bo nawet miała własną kajutę do dyspozycji razem z Alishą to aby wysłać raport musiała otrzymać zgodę kapitana Bishopa.

Za to porucznik Perry nie widział żadnych przeciwwskazań aby pani porucznik mogła przedostać się na niemiecki frachtowiec. - Oczywiście, zaraz to zorganizuję. - obiecał gdy tylko wyraziła taką chęć. I rzeczywiście niedługo potem szalupa obsadzona przez marynarzy, chyba nawet ta sama co przewiozła wcześniej Georga, stała przycumowana przy burcie krążownika.

A w szalupie była nawet blond niespodzianka. Bo najmłodsza szarżą Alisha która widocznie już mogła do nich dołączyć i którą pewnie właśnie szalupa przywiołza z kołyszącego się na falach Sunderlanda jakim tutaj przylecieli ze Scapa Flow. Jak się obie mogły zorientować jedna kobieta w mundurze RN robiła wrażenie ale dwóch to marynarze spodziewali się pewnie ze dwa razy mniej. Porucznik Perry pozwolił sobie nawet na mały żarcik.

- Dużo was jeszcze przyleciało na tym Sunderlandzie? - zapytał zerkając z rozbawionym uśmiechem na stojącą obok porucznik gdy tak posłał spojrzenie wzdłuż drabinki schodzącej do kołyszącej się na zimnych falach zatoki szalupy. Tak udało mu się zgrabnie zadać pytanie, że można było je czytać zarówno jako pytanie o przysłanych “agentów wywiadu” jak i o ich kobiecą część.

- O, chłopcy już idą. - oficer uśmiechnął się chwilę potem gdy drzwi jakiejś nadbudówki otworzyły się i wyszedł z nich pierwszy marynarz. W płaszczu przeciwdeszczowym, płaskim hełmie, z karabinem, ładownicami i całą resztą wyglądał zarówno bardzo bojowo jak i bardzo ciężko. Marynarz był wyekwpiowany jakby miał iść do jakiegoś szturmu. Po nim wyszedł podobnie odziany kolega i jeszcze jeden. Łącznie wyszła ich jakaś dziesiątka i skierowała się w stronę trapu aby dołączyć do obsady szalupy.

- Bosmanie Robinson, to jest porucznik Perry z wywiadu. Prowadzi dochodzenie w sprawie tego szwabskiego statku. - drugi Perry przedstawił podoficerowi gościa w oficerskim mundurze.

- Dzień dobry pani porucznik. - bosman przywitał się przepisowo i skinął do tego głową. Chociaż chyba był albo zaskoczony albo zaciekawiony tym, że drugi porucznik Perry okazał się kobietą. Niemniej poza spojrzeniem nie dał nic po sobie poznać.

- Bosmanie, pomoże pan pani porucznik przeszukać tą frycową krypę. Na miejscu proszę się zgłosić do porucznika Abbotta on wyda panu odpowiednie instrukcje. - oficer z krążownika przekazał dalsze polecenia podoficerowi więc ten teraz na niego zwrócił uwagę.

- Dobrze panie poruczniku. - bosman przytaknął na znak, że przyjął polecenie i skinął na swoich ludzi bo porucznik dał mu znak, że to wszystko. Dziesiątka objuczonych marynarzy zaczęła kolejno schodzić po chyboczącej się drabince. Służba w marynarce musiała ich do tego przyzwyczaić bo mimo tych wszystkich hełmów i karabinów szło im całkiem nieźle. A Alisha na dole mogła obserwować jak szalupa stopniowo wypełnia się uzbrojonymi marynarzami.

- Na miejscu proszę się zgłosić do porucznika Abbotta. Pełni tam obowiązki dowódcy. Zresztą pewnie pani kolega też do niego zawitał to może się spotkacie. - porucznik Perry niejako na pożegnanie zwrócił się do porucznik Perry.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 06-10-2019, 10:23   #112
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
Birgit odruchowo zaczęła podnosić ręce, chociaż angielski marynarz z drugiego końca korytarza chyba jej nie widział. Serce łupało jej w piersiach przyspieszonym tętnem po równo ze strachu i nadziei, że wreszcie... Żeby tylko nie strzelał jak tamten głupiec! Otwarła usta przypominając sobie, co najlepiej powiedzieć i nagle - zgrzyt. Za nią. Szuranie, jakiś ledwo rejestrowany zmysłami trzask? Lepki, rozpełzający się po zakończeniach nerwów lęk uniósł wszystkie drobne włosy na karku i przedramionach kobiety.
Obejrzała się, nie bacząc na Anglika.
Miała wrażenie, że słyszy nawet gasnące jedna za drugą żarówki i dosłownie czuła jak wysychają jej na wiór przemarznięte usta, język kołowacieje, a na skronie występuje lodowaty pot.

Za szybko!

...szczęk karabinowego zamka...

- Nicht schießen! - chciała krzyknąć, na pewno chciała, odruchowo, po niemiecku, ale ze ściśniętego gardła wydobył się tylko cichy skrzek, a ręce już pchnęły mocniej drzwi, kiedy sprężone instynktownie ciało rzuciło się do przodu w ucieczce przed niewidoczną w zapadających ciemnościach istotą.
Drzwi!
Ciężkie, okrętowe drzwi dzielące korytarze zostały w ocenie przerażonej Birgit jedyną szansą, bo te, które widziała kilkanaście kroków dalej, zamknięte, wydawały się poza zasięgiem.
Zanim skoczy na nią Schweinehund.
Zanim Angol wypruje na ślepo...

Naparła na te cholerne drzwi, uczepiona ich w nadziei, że otworzą się szerzej, że zdąży zwinąć się i skryć za nimi, w kącie, jaki utworzą ze ścianą i prowizoryczna osłona wystarczy... na chwilę... Przynajmniej nie przytrzymał zawias. Otwarły się! Kobieta już z drugiej strony pociągnęła je na siebie, nie czując nawet uderzenia metalu w policzek przy tym gwałtownym, chaotycznym szarpnięciu. Skuliła się.

A upiorny zgrzyt pazurów biegnącego nie-stworzenia został całkowicie zagłuszony przez kłujący bębenki w ciasnej przestrzeni huk wystrzału.
 
Vadeanaine jest offline  
Stary 09-10-2019, 19:03   #113
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- Ja mu wierzę. Znaczy Spencerowi. To coś jest. Albo ktoś. Poza nami i tymi zamkniętymi Szwabami. Słychać coś. Jak niesie się po korytarzach.

Woods spojrzał na twarz marynarza z czymś pomiędzy politowaniem, a uprzejmym zainteresowaniem. Wpatrywał się w niego przez jakiś czas, po czym bez słowa odwrócił w kierunku ściany i zrobił parę kroków w tamtym kierunku. Potem odwrócił się znów, tym razem w stronę mundurowych i spytał:

- Co się niesie po korytarzach? Jakieś dźwięki, tak? Jakie dokładnie? Gdzie je słychać? Kto je słyszał?

Marynarze popatrzyli po sobie, a potem spróbowali przedstawić problem, uzupełniając jeden drugiego, przez co Woods odniósł przez chwilę wrażenie jak gdyby rozmawiał z dwugłowym człowiekiem:

- Brzmi to jak jakieś wycie, albo jęki...

- I słychać jak ktoś biega, albo chodzi po korytarzach.

- Ale nie wiadomo gdzie, bo dźwięk strasznie niesie pod pokładem.

- Chyba wszyscy to słyszeli, prawie od samego początku. Może poza porucznikiem.

- On pewnie też słyszał, tylko się nie przyznaje. I czasem człowiek ma wrażenie, że ktoś go obserwuje...

- Albo łazi za nim po statku. I jeszcze...

Woods podniósł rękę, by zatrzymać ten potok słów. Spytał tylko:

- Ale tak naprawdę to nikt niczego nie widział?

Obaj pokręcili głowami.

- Nie, sir - odpowiedział McDowell, najwyraźniej uznając, że powinien coś dodać.

Agent rozejrzał się wokół, a jego wzrok przykuł czarny punkt na ścianie koło drzwi.

- Zdążyli naprawić ten kontakt? - spytał.

- Nie, chyba nie - mat odparł szybko. - Bo niby kto i kiedy? Nie wiem czy w ogóle mamy jakiegoś elektryka na pokładzie. Znaczy na pewno nie mamy, ale może jest ktoś, kto ma jako takie pojęcie o elektryce?

Mimo to agent podszedł wolno do przełącznika, sięgnął do niego i przekręcił. Blade światło spowiło część galeryjki, na której stali, z trudem sięgając na dół, gdzie można było dostrzec kształty niemieckich ciężarówek.

- Ople - mruknął Woods pod nosem, po czym wzrok skierował ponownie na McDowella. - Nie działało, mówicie... - rzekł wolno, jakby się nad czymś zastanawiał.

Podszedł do miejsca, w którym stali dwaj marynarze i w słabym świetle spróbował przyjrzeć się drabinie, z której spadł pechowiec Bradshaw. Sam nie wiedział czego szuka, w zasadzie błądził po omacku i to nawet trochę dosłownie, biorąc pod uwagę nie najlepsze oświetlenie. Jednakże poza zaschniętą plamą krwi i paroma czerwonymi śladami podeszwy, prowadzącymi od niej w kierunku mostka, niczego nie dojrzał.

- Pokażcie podeszwę buta, macie - rzucił do McDowella.

- Słucham? - odparł tamten, najwyraźniej przypuszczając, że źle usłyszał.

- Podnieście nogę i pokażcie mi podeszwę swojego buta - Woods powtórzył rozkaz spokojnym, nieco znudzonym głosem. - Najlepiej prawego - dodał.

Marynarz wykonał polecenie, a Woods z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdził, że ślady zostawione zostały przez but brytyjskiego marynarza, zapewne McDowella właśnie, który musiał wdepnąć w krew, gdy próbował podnieść Bradshawa i zawlec go na mostek.

Woods rozejrzał się wokół z dużą dozą rezygnacji. Spojrzał w dół przez barierkę, objął wzrokiem ścianę i sufit, aż wreszcie dotarł do drabinki i dwójki marynarzy. Westchnął głęboko.

- Rozejrzymy się trochę w okolicy - przemówił wreszcie, po czym bez dalszego wyjaśnienia ruszył do drzwi, którymi wszyscy trzej tu przyszli.

Nie zamierzał jednak wracać na mostek. Postanowił rozejrzeć się w najbliższej okolicy miejsca wypadku. Na razie odłożył decyzję o ewentualnym zejściu na dół. Nawet jeśli było tam coś do znalezienia, w tym bałaganie najpewniej by to przegapił. Tymczasem chciał poszukać jakichś śladów... no, czegokolwiek, chociaż po prawdzie nie wierzył żeby miał tu cokolwiek znaleźć. Ale nie mógł niczego zaniedbać. Musiał się przygotować do rozmowy z Faucher i wszystkie argumenty musiał mieć po swojej stronie, gdy jej oznajmi, że to strata czasu i zaproponuje powrót do Londynu. A żeby tak było, musi wyczerpać wszystkie dostępne opcje...
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 11-10-2019, 17:41   #114
Konto usunięte
 
Lavandula's Avatar
 
Reputacja: 1 Lavandula ma wspaniałą reputacjęLavandula ma wspaniałą reputacjęLavandula ma wspaniałą reputacjęLavandula ma wspaniałą reputacjęLavandula ma wspaniałą reputacjęLavandula ma wspaniałą reputacjęLavandula ma wspaniałą reputacjęLavandula ma wspaniałą reputacjęLavandula ma wspaniałą reputacjęLavandula ma wspaniałą reputacjęLavandula ma wspaniałą reputację
Szalupa skakała po falach, przypominając wagonik poruszający się po torach kolejki w wesołym miasteczku. Raz wędrowała w górę, aby opaść ostro chwilę później i znów szybować do góry… i tak ciągle, przez całą drogę. Wokoło Alisha czuła morską bryzę, atakującą słonymi drobinami odsłoniętą skórę rąk i twarzy. Przynosiła ze sobą chłód, nieprzyjemne uczucie wilgoci przesiąkającej ciało aż do samych kości.

Obolałych, skrzypiących kości wciąż drżących po ostatnim ataku. Tak jak ból nie chciał odpuścić tkankom, tak koszmar nie pozwalał o sobie zapomnieć, świdrując myśli aż do granicy szaleństwa.

Od czego się zaczęło? - pytanie retoryczne, grunt, że się skończyło. Równie nagle, jak się pojawiło.Wilgoć morza i chłód nie pomagały, im dłużej trwała podróż, tym większa ochota aby opróżnić żołądek za burtę.

Byle do celu… byle do celu… byle do celu…

Jeszcze tylko kawałek… kawałeczek.

… a potem ulga, gdy wreszcie pojawiła się Penelope. Jej widok młoda, blada jak płótno blondynka powitała z cichym jękiem ulgi. Nareszcie przestanie aż tak kołysać. Będzie szansa się ogrzać.

Pierwsze kontakty ograniczała do przepisowego powitania z szarżą, kiwania głową i przemawiania w imieniu osoby którą nie była. Alisha Lynch została bezpiecznie w czterech ścianach domu dla obłakanych, zaś w mundurze drapiącym pod pachami, znajdowała się Hannah Casey w stopniu bosmanmata. Hannah musiała wyglądać pewnie, jak ktoś kto nie od dziś zajmuje się swoją pracą… tylko szalejący żołądek miał inna wizję.

Dlatego milczała, nadrabiając miną. Powaga, profesjonalizm - milczenie pasowało. Niskie szarże słuchały, gdy wyższe przemawiały. Słuchały, przyswajały rozkazy i je wykonywały.
Nawet jeśli wiązały się one z nową podróżą mała skorupą przez morze, do innego statku.

Co tam zastaną? - to pytanie nie dawało blondynce spokoju.

Syk i szepty rozlegające się tuż przy uchu. Cienie tańczące na na granicy widoczności, kątem oka.
Niepewność, strach krążący pod skórą.
 
Lavandula jest offline  
Stary 11-10-2019, 23:32   #115
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 10:30
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, HMS “Penelope”
Warunki: ciepło, jasno, sucho, pokój narad, na zewnątrz ziąb i pochmurno

- Kapitan Danna Perry. - Noemie przywitała się z Bossmanem. - Jestem naprawde wdzięczna za pomoc. - Zerknęła w stronę porucznika Perry. - Chciałabym jak najszybciej wyruszyć.

- Oczywiście. Rano nadamy pani raport. - Porucznik Perry zasalutował i Noemie odpowiedziała mu tym samym. Wtedy kątem oka dostrzegła Alyshę. Ciekawe czemu agentka przybyła tak późno…. Cóż będzie musiała spytać o to na osobności. Teraz tylko przywitała się z dziewczyną jakby jej obecność była najoczywistszą rzeczą na świecie i skierowała się za Bossmanem w stronę łodzi.

Ponownie odezwała się do Robinsona, dopiero gdy płynęli już w stronę Alstera.

- Długo służy Pan już w tej jednostce, Robinson? - Zadała pytanie, starając się przebić swym głosem przez wzburzone morze.


Bossman zamyślił się na chwilę wpatrując się w okręt, do którego się zbliżali.
- Będzie drugi rok na tym krążowniku, a tak to kilka lat na innych jednostkach

- Rozumiem. A był już pan na Alasterze?Wiecie ilu Fryców jest przetrzymywanych? - Noemie zaczynała nabierać pewności, że tą pogawędkę przypłaci chrypką, lub przeziębionym gardłem.

Mężczyzna pokręcił przecząco głową i przez chwilę skupił wzrok na Noemi. Jego oczy przesuwały się po twarzy agentki.
- Na Alsterze nie był chyba nikt poza grupą porucznika Abotta, która nadal tam jest. - Bossman odwrócił wzrok, ale czuła, że zrobił to niechętnie. - Trwa wojna… ochrona Penelopy jest najważniejsza… A co do Fryców. Nie wiem ilu ich tam jest ale prawdopodobnie sporo bo niby cała załoga Alstera plus tych co przewozili. Setka to pewnie minimum ale pewnie i więcej.

- A widzieliście coś niepokojącego od kiedy tu cumujecie? - Noemie rzuciła pytanie, widząc już drabinkę opuszczaną z Alastera.

- Nie... Może poza samym tym miejscem bo białe noce i fiordy to Luftwaffe może wypaść spoza gór i chmur w każdej chwili i nie mamy szans ich dostrzec wcześniej, jedyna nadzieja w brzydkiej pogodzie. - Mruknął lekko zrezygnowanym głosem i chwycił drabinkę. - Zapraszam na pokład.

Na górze powitał ich jakiś marynarz.
- Porucznik Abott wita i zaprasza do mesy - Wprowadzono ich do wnętrza statku i poprowadzono długim korytarzem. Noemie przyglądała się wszystkiemu uważnie.[/i][/b]

Oczekiwano ich z termosami wypełnionymi ciepłą herbatą, którą Noemie przyjęła z wdzięcznością zaraz po przedstawieniu siebie i swojej towarzyszki. Porucznik Abott okazał się być dojrzałym mężczyzną, równie zaskoczonym jej stopniem i płcią jak i osoby stacjonujące na Penelope.

[MEDIA]https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/6/6a/Lieutenant_J_S_Nash_%288358483892%29.jpg/170px-Lieutenant_J_S_Nash_%288358483892%29.jpg[/MEDIA]

- Nie widzę Finneya. - Noemi oddała opróżniony kubek.

- Pani człowiek udał się sprawdzić miejsce wypadku z dwójką moich ludzi. - Abott wydawał się niezbyt zadowolony z tego faktu. - Skoro macie teraz wsparcie z Penelope chętnie bym ich odzyskał

- To raczej nie będzie problem, potrzebuję tylko by ktoś nas zaprowadził. - Noemie poprawiła płaszcz, upewniając się, że ma łatwy dostęp do swojej broni. Porucznik skinął jej głową i dał znak jednemu z marynarzy.
 
Aiko jest offline  
Stary 12-10-2019, 05:14   #116
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 29 - 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; Lofoty

Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 10:40
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, “Alster”
Warunki: chłodno, ciemno, mokro, wnętrze ładowni, bujanie fal



Birgit



Strzał huknął. Bardzo głośno w tej metalowej, podłużnej puszce jaką był korytarz. Ale mimo nieznośnego ucisku w żołądku gdzie człowiekowi odruchowo się wydawało się, że tam zaraz spadnie cios więc zwijał się w precel - to nic się nie stało! Kula gwizdnęła gdy przeleciała przez otwarte drzwi i pomknęła gdzieś dalej w korytarz.

W tej ciasnocie w jakiej utknęła, między trzymanymi stalowymi drzwiami a narożnikiem dwóch stalowych ścian słyszała jak marynarz przeładowuje. Nie wiedziała tylko czy będzie znów strzelał ale słyszała ten suchy, metaliczny trzask przeładowywanego zamka. Ale prawie od razu usłyszała coś innego. Ten chrobot pazurów na stalowej posadzcie. Szybkich! Stwór musiał być już tuż przy drzwiach. Anglik chyba też to dostrzegł bo usłyszała jego zdziwiony i podszyty zaniepokojeniem głos.

- What the hell?* - mruknął zdziwiony tym co pewnie właśnie dostrzegł. Pewnie coś mało codziennego bo na chwilę umilkł nawet odgłos przeładowywanego naboju. Tylko na chwilę. Ale to wystarczyło aby na moment skrytą za drzwiami Niemkę ogarnęła fala ciemności gdy w tym strasznym momencie chrobot za drzwiami wylądował tuż za nimi. Wraz z ciemnością przyszła znajoma słabość. Wydawało się, że powietrze nagle skisło, Birgit zaczęły piec oczy, wysuszyło jej usta a żołądek nią szarpnął jakby miała zwymiotować. Złapała się mocniej drzwi aby nie upaść gdy ją tak nagle zemdliło. Bez klatki to było powalające!

Zanim się zorientowała było już po wszystkim. Schweinehund pomknął dalej korytarzem nie dostrzegając jej lub będąc bardziej zainteresowany innym celem. Marynarz nie zdążył strzelić. Chyba. A może strzelił jak ją zemdliło? W każdym razie gdy złapała oddech na tyle aby trzeźwo myśleć już nie strzelał. Ale jeszcze żył. Słyszała jego krzyki. Krzyki śmiertelnie rannego człowieka. Takiego rozszarpywanego żywcem przez potwora. Ale nawet przez szczelinę w drzwiach nic nie widziała. Gdzieś tam w drugiej połowie korytarza nie działało światło a nawet te bliżej niej mrugało jakby zaraz miało zgasnąć. A tam dalej, tam gdzieś gdzie wcześniej stał angielski marynarz teraz byłą tylko kurtyna czerni.


---


*What the hell? (ang.) - Co jest do cholery?

---





Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 10:40
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, “Alster”
Warunki: chłodno, jasno, wilgotno, mostek, bujanie fal



George Woods (por. M.Finney)



- Tu chyba nic nie ma panie poruczniku. - McDowell zwrócił niepewnym głosem uwagę oficerowi któremu został z kolegą przydzielony. No właściwie to “por. Finney” musiał się z nim zgodzić. Może gdyby miał tutaj ekipę policyjnych techników kryminalnych to może by coś znaleźli. Chociaż też pewnie z dzień by minął zanim w laboratorium by zbadali wszystko i podali wyniki. A tak to byli tutaj zdani na własne zmysły. A do tego te oszczędne światło jakim rozświetlano wnętrze statku w obawie przed nalotem wcale nie pomagało w szukaniu śladów. Dobrze, że McDowell miał latarkę i użyczył jej oficerowi to mógł sobie poświecić w te ciemniejsze zakamarki. No ale akurat w tym zakamarku statku nic specjalnego chyba rzeczywiście nie było.

Co innego tam w ładowni. Jak na razie to był jedyny ślad jaki zdołał wypatrzeć chociaż przeszli już trochę tych korytarzy od tamtej ładowni z “drabiną Bradshawa”. No tak, tam było coś nietypowego. Wyglądało jak odcisk łapy jakiegoś stworzenia. Jakby jakiegoś psa. Jakby łapa weszła w jakiś smar czy coś podobnego klejącego. Dlatego był widoczny nawet gołym okiem. Pierwszy ślad znalazł zaraz przy drzwiach. Te które dzisiaj o poranku rozdzieliły McDowella i Bradshawa. Trop był na podłodze. Ten odcisk był dość słaby. I trochę dziwny. Jakby ten pies czy co to tam było przeskoczył przez drzwi lądując z dobre dwa kroki dorosłego człowieka za progiem. A potem jakby nagle zawrócił i skoczył w przepaść. Znaczy za barierkę i gdzieś w ładownię poniżej.

Ale to jeszcze był pikuś w porównaniu z tym co George znalazł na korytarzu przed tymi drzwiami. Czyli kierunku skąd to stworzenie powinno nadbiec. Nawet zgadzałoby się to z tym co usłyszał od McDowella. Jakiś pies w ciemnościach minął McDowella i pogonił za Bradshawem który w panice poleciał do drzwi i pies za nim i dalej tak jak to opowiadał świadek zdarzenia. Chociaż nie wiadomo jak i dlaczego ten pies miałby ominąć McDowella a przecież raczej musiałby go minąć. Skok w przepaść wydawało się bardzo dziwnym zachowaniem jak na psa. No ale w całym swoim życiu George nie widziała ani nie słyszał o żadnym psie który umiałby biegać po suficie…

A właśnie tam znalazł dalsze a raczej wcześniejsze ślady. Nie na podłodze gdzie powinien biec pies, człowiek i właściwie wszystko co mogło biegać a było tych rozmiarów. Nie po ścianie o które może pies mógłby oprzeć przednie łapy. Tylko na suficie. Gdzie wątpliwe by nawet spory pies doskoczył. A jak już to co? Dotknąłby sufitu pyskiem? Może musnąłby nawet łapą. Ale do cholery nie biegałby po suficie jakby ktoś zamienił podłogę z sufitem!

Ale na to wskazywały pozostawione ślady. Jakby pies biegł długimi susami po suficie, tuż przed drzwiami trop się urywał a pojawiał się tam za drzwiami, na podłodze. Jakby skoczył przez drzwi i wylądował na podłodze. A tropy pojawiały się przy rozwalonej kratce wentylacyjnej jaka była na suficie. Gdzieś pomiędzy drzwiami a włącznikiem światła do jakiego cofnął się McDowell aby zapalić światło.

A teraz przeszli przez parę korytarzy dalej i więcej żadnych psich śladów nie było widać. Ot, puste stalowe korytarze w kolorach wojskowej szarości. I dwójka marynarzy którzy mu towarzyszyli też nic nie znaleźli. Puste, szare, metalowe korytarze pełne trzeszczących, dźwięków, skrzypienia jakie niosło się echem po metalowych trzewiach statku. Pełno stref cieni i półcieni gdzie nie sięgało światło lamp.

Ale nagle, całkiem niespodziewanie coś usłyszeli. Coś innego. Pojedynczy, specyficzny stuk. Z charakterystycznym pogłosem. - Ktoś strzela! Pewnie do Fryców! - zawołał McDowell odwracając się i patrząc w głąb pustego korytarza. George też był pewny, że to chyba gdzieś tam. Od strony dziobu. A rzeczywiście porucznik Abbott wspominał, że właśnie tam jest zamknięta poprzednia załoga.

- Panie poruczniku?! - McDowell spojrzał pytająco na oficera odruchowo pewnie oczekując, że ten przejmie dowodzenie w takiej sytuacji. On i kolega równie odruchowo złapali się za kabury. Dobrze, że mieli chociaż rewolwery bo na wycieczkę do drabiny nikt karabinów nie brał.


---



Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 10:40
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, “Alster”
Warunki: chłodno, jasno, wilgotno, mostek, bujanie fal



Noémie Faucher (kap. D.Perry) i Alisha (bm. H.Casey)



- Jak tak dalej pójdzie wszystkich ludzi mi zabierzecie. - porucznik próbował zamaskować zaskoczenie widokiem dwóch, młodych kobiet i do tego w mundurach, w tym jedna w oficerskim, próbą żartu. Chociaż może nie do końca był to żart bo chyba rzeczywiście miał mało ludzi. A jak się dowiedziała porucznik Perry, dopiero co oddał dwóch ludzi aby zaprowadzili porucznika Finney’a na miejsce porannego zdarzenia. Ale oczywiście wezwał na mostek jednego z marynarzy którzy akurat mieli wolne po nocnej wahcie i przekazał mu aby zaprowadził panią porucznik do drabiny gdzie rano spadł Bradshaw. Marynarz skinął głową jeszcze słabiej maskując zaskoczenie dwójką z gości jakich miał zaprowadzić gdzie trzeba niż jego przełożony.

- Proszę za mną. - skinął głową i dał znać aby iść za nim. Ale zanim zdążyli wyjść z mostka odezwał się bosman Robinson.

- A co z nami pani kapitan? - zapytał wskazując na swój oddział którzy wypełnili aż nadto wnętrze mostka. I nie było się trudno domyślić, że poruszanie się tak dużą grupą w jeszcze węższych korytarzach statku nie będzie prostsze.


---



Brunetka i blondynka w marynarskich uniformach podążały za marynarzem który został wyznaczony na ich przewodnika. George miał pójść obejrzeć “miejsce zbrodni” jaką była owa pechowa drabina z jakiej rano spadł Spencer Bradshaw więc powinien chyba być gdzieś w jej pobliżu. Tak przynajmniej zapewne rozumował oficer dowodzący tą jednostką. - To już niedaleko. - odezwał się marynarz idący przed nimi wskazując ręką przed siebie. Chociaż chwilę wcześniej też tak mówił a przeszli znów kilka kolejnych drzwi, zeszli o poziom niżej i minęli kilka korytarzy.

Niespodziewanie jednak marynarz zatrzymał się i znieruchomiał. Alisha nie miała pojęcia dlaczego. Jakby nagle zobaczył albo usłyszał jakiegoś ducha na środku korytarzu. Ale Noémie usłyszała w tym momencie podejrzany dźwięk. Pojedyncze echo jakie niosło się po statku. Wyróżniało się na tle nieregularnych stukotów, trzasków i szelestów jaki ten statek był pełny. Brzmiało jak echo pojedynczego wystrzału. Marynarz który był ich przewodnikiem odwrócił się do nich i spojrzał niepewnie. - Wydawało mi się… jakby ktoś strzelał… - rzucił niepewnie gdy pewnie i sam nie był pewny czy to nie jest jakiś nieco dziwniejszy odgłos z trzewi statku.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 17-10-2019, 23:15   #117
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Już mieli odchodzić spod drabiny, gdy Woods wypatrzył na podłodze odcisk łapy. Był trochę niewyraźny, ale to zdecydowanie odcisk zwierzęcej kończyny i o ile agent mógł stwierdzić, sugerował przemieszczanie się zwierzęcia od drzwi, za którymi zamknięty został McDowell w kierunku miejsca, gdzie stał Bradshaw. Wynikała z tego jedna z dwóch rzeczy. Albo McDowell jest ślepy jak kret po nieudanej operacji zaćmy, albo mijał się z prawdą w swoich zeznaniach.

Woods przezornie nie zdradził się jednak ze swoimi myślami. Dotarło do niego, że popełnił błąd, duży błąd. Zszedł do miejsca zdarzenia z jedynym jego świadkiem, a przecież jedyny świadek tak często okazywał się sprawcą. Jeśli chodziło tu o porachunki między marynarzami, a on odkryłby prawdę, trudno byłoby przewidzieć reakcję McDowella, zwłaszcza jeśli marynarz Dickens okazałby się jego wspólnikiem. Trzeba z tym poczekać do powrotu na górę, a na razie mógł jedynie żałować, że nie kazał Abbottowi przydzielić sobie kogoś innego.

Cóż, stało się, dziecinny błąd. Teraz trzeba postarać się by nie miał wpływu na dalszy rozwój wydarzeń. Dlatego Woods nie zdradził również, że trafił na ślad łapy. Ślad, który oczerniłby mata. Wrócił się jeszcze do drabiny, jakby w roztargnieniu i tam natrafił na kolejny odcisk, tylko że... skierowany w stronę barierki. Jak gdyby zwierzę zeskoczyło, ale to przecież za wysoko. Mimo to Anglik podszedł na skraj platformy i spojrzał w dół.

Z tej odległości światło pożyczonej od McDowella latarki pomagało tylko trochę. Agent nie dojrzał nigdzie poskręcanego czy rozpłaszczonego cielska zwierza, ani też plamy krwi. Nie dojrzał w zasadzie niczego niezwykłego, tylko niemiecki sprzęt wojenny przygotowany do desantu. Nie uśmiechało mu się na razie schodzić tam na dół. Jeżeli ludzie Abbotta popełnili błąd i po statku pałętają się jacyś wolni Niemcy, mogą znajdować się właśnie tam. A ryzykować spotkanie z uzbrojonymi szwabami, do tego za wsparcie mając jedynie dwóch marynarzy podejrzanych o zaatakowanie kolegi, byłoby kolejnym błędem. Nie, wycieczkę tam odłoży na później, gdy będzie dysponował silniejszą, albo przynajmniej inną eskortą. Póki co postanowił sprawdzić skąd to zwierze nadeszło. Skierował swoje kroki w stronę drzwi, a dwójka marynarzy bez słowa ruszyła za nim.

Woodsa zastanawiał kolor odcisku łapy. Był czarny, co przywodziło na myśl zużyty olej czy jakiś inny smar. Gdzie można w coś takiego wdepnąć na statku? W maszynowni, przy samochodach w ładowni, albo w jakimś magazynie. Mało pomocne, bo obszar poszukiwań zacieśnia do jakiejś połowy okrętu, ale warto zapamiętać.

Przestał o tym myśleć, gdy przeszedł próg. Początkowo poczuł zawód, bo nie dojrzał żadnych śladów. Jak to możliwe? Czyżby ktoś je starł? McDowell? Dopiero gdy odchylił głowę do tyłu, by nieco rozruszać zesztywniały od ciągłego patrzenia pod stopy kark, zobaczył coś, czego nie powinien był zobaczyć. Odciski łap na... suficie.

Przetarł szybko oczy, po czym znów spojrzał w górę i poczekał chwilę nim wzrok z powrotem się wyostrzy. Przez tą chwilę miał nadzieję, że czarne plamy okażą się tylko jakimś brudem pozostawionym przez niechlujną niemiecką załogę, ale nadzieja ta zniknęła, gdy znów wyraźnie zobaczył odciski łap, a właściwie jednej łapy, jak przypuszczał. Kawałek dalej natrafił za to na zniszczoną klatkę wentylacyjną. Wyglądało na to, że ten zwierz tędy wyszedł, bo w dalszej części korytarza nie było już śladów.

Woods nie wiedział co o tym myśleć. Na to również nie zwrócił uwagi marynarzy, ale tym razem nie z braku zaufania do nich, a do własnych zmysłów. Gdzieś w głębi obawiał się, że tylko on widzi te odciski, a jeśli rzeczywiście tak było, to wolał pozostać w niewiedzy. Czy jego ciało już tak stetryczało? Może powinien pomyśleć o emeryturze?

Ruszyli dalej, jak gdyby nic. Agent nie zatrzymał się na dłużej ani przy tajemniczych śladach na suficie, ani przy zniszczonej kratce. Szedł dalej i wypatrywał kolejnych tropów, chociaż przecież dobrze wiedział, że nie może niczego znaleźć. Odruchowo starał się nie zerkać na sufit.

W pewnym momencie dotarł do ich uszu huk odbijany od metalowych ścian konstrukcji okrętu. Obejrzał się na McDowella i Dickinsa, chcąc upewnić się, że oni też to słyszeli. Tamci spojrzeli za to na niego, a McDowell rzucił pytająco:

- Panie poruczniku?

Woods nie musiał się zastanawiać. Niemal automatycznie sięgnął za pazuchę i wyciągnął stamtąd swojego starego Webleya. Noszenie rewolweru na "szelkach" nie było zbytnio w stylu wojskowego, który wybrałby raczej kaburę przy pasie, ale był to nawyk agenta, którego nabawił się w wywiadowczych czasach, gdy często chodził po cywilnemu, a kontynuował również podczas pracy dla Agencji.

- Biegniemy! - rzucił tylko i ruszył jak najszybciej w stronę, z której dobiegł ich dźwięk strzału. Strzelanina. Wrócił do rzeczywistości. Wreszcie miał do czynienia z czymś na czym się znał.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 18-10-2019, 00:44   #118
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
Przez potwornie rozwleczoną sekundę, równą niemal wieczności w kwaśnym mroku wypełnionym tylko krzykiem rozszarpywanego człowieka, Birgit nie była w stanie się podnieść. Żołądek wciąż skręcał jej się w suchym odruchu wymiotnym, nogi nie chciały słuchać. Tylko rękami uczepiła się desperacko krawędzi metalu i szarpnęła ciało w górę.
I nagle czas pognał szybko. Omal nie przytrzasnęła sobie palców, uciekając z powrotem w strefę niepewnego, migającego, ale wciąż jeszcze działającego światła. Z całej siły, jaką potrafi wyzwolić wola przetrwania, Niemka pociągnęła za sobą, nie puszczając, drzwi - osłonę, która raz już okazała się skuteczna. Dopiero kiedy mechanizm oznajmił zamknięcie głośnym trzaskiem, jakby sam statek protestował przeciwko takiemu traktowani, kobieta łapczywie złapała wdech. Jeden, drugi...
Światło!
Jeszcze przez moment, wypierała ze świadomości, że musi zawrócić... znowu... wrócić... ładownia...
Nie - pierwsza myśl, jaką powtórzyła logiczniej, przyciskając dłoń w śmierdzącej smarem rękawicy do ust. - Nie! - Tamtemu nie mogła pomóc - Nie możesz...
Obiekt, który wedle wiedzy Birgit nie potrzebował jedzenia w klatce... Zabijał... Jak długo się zatrzyma?

Materiał stłumił jęk bezsilności, ale tym razem nikt jej nie oceniał. Nie stała w żadnym okultystycznym kręgu. Była sama.

Pobiegła nie pamiętając o zmęczeniu. Choćby miał to być ostatni wysiłek, jej celem nie była ładownia tylko przejście, od którego wcześniej się cofnęła. Jeśli ktoś usłyszy... Otworzą?
W porównaniu z uwolnioną hybrydą, Anglicy nie wydawali się obecnie ani trochę straszni.
 
Vadeanaine jest offline  
Stary 18-10-2019, 07:53   #119
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Jak tak dalej pójdzie wszystkich ludzi mi zabierzecie. - porucznik próbował zamaskować zaskoczenie widokiem dwóch, młodych kobiet i do tego w mundurach, w tym jedna w oficerskim, próbą żartu.

- Wierzę, że nie będzie takiej konieczności. - Noemie skinęła przydzielonym im opiekunowi.

- A co z nami pani kapitan? - Bossman wskazał na swój oddział którzy wypełnili aż nadto wnętrze mostka. I nie było się trudno domyślić, że poruszanie się tak dużą grupą w jeszcze węższych korytarzach statku nie będzie prostsze.

- Robison.. Wyznacz trzech ludzi do pomocy porucznikowi Abottowi. - Noemie skinęła na bosmana, który z nią przypłynął. Potem wypyta tych marynarzy co widzieli. - Postaram się jak najszybciej zwrócić Panu pańską załogę.

Spokojnie zaczekała, aż Robison wybierze ludzi, którzy pomogą w pilnowaniu Fryców i ruszyła z resztą za przydzielonym im marynarzem. Idąc rozglądała się uważnie po statku nasłuchując nietypowych odgłosów, które mogłyby się przebić przez ich kroki.
 
Aiko jest offline  
Stary 22-10-2019, 02:01   #120
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, “Alster”
Warunki: chłodno, jasno, sucho, korytarz i klatka schodowa, bujanie fal


George (por. M.Finney) i Birgit



Odgłos kroków odbijający się echem po pustych, stalowych ścianach. Trzask gwałtownie otwieranych i zamykanych drzwi, zgrzyt ich mechanizmów. Szybki, urywany oddech który wydawał się głośniejszy niż powinien a i tak się go ledwo słyszało. No i metaliczne echo tego wszystkiego jakie niosło pogłos po tych pustych korytarzach często pokawałkowanych metalowymi drzwiami i grodziami. Dlatego gdy niespodziewanie drzwi ustąpiły obie strony aż odrzuciło gdy po szarpaniu się z kolejnym mechanizmem drzwi te ustąpiły ale zamiast kolejnych schodów czy korytarza ukazała się sylwetka całkiem obcego człowieka!

- A woman!? - zaskoczenie brytyjskich marynarzy na widok obcej osoby a do tego kobiety było chyba większe niż cokolwiek mogłoby pojawić się w drzwiach zamiast niej. Dlatego w pierwszej chwili odskoczyli od drzwi jak oparzeni a w drugiej po prostu wpatrywali się w te zjawisko jakiego kompletnie się tutaj nie spodziewali.

Birgit zresztą też nie. Na chłodną, naukową kalkulację może powinna. Tak, pewnie tak. Ale teraz nie czas było na naukowe analizy tylko na bieg! Dalej korytarzem, z dala od tej nieziemskiej poczwary, noga, za nogą, do pierwszych drzwi. Otworzyć, zamknąć i znów bieg kolejny kawałek korytarza aż do kolejnych. A przecież była naukowcem a nie sportsmenką! Biegło się tak ciężko, krew łomotała w skroniach, oddech w piersi ciążył ale strach dodawał sił i adrenaliny. Udało jej się wrócić do tych drzwi na górę, szarpała się z nimi ale na próżno! Znów nie mogła ich otworzyć! Spróbowała kolejne ale wynik taki sam. A tamte? Z tego wszystkiego nie była już pewna czy je sprawdzała wcześniej czy nie ale co jej szkodziło spróbować?! Ile to coś co zostawiła za swoimi plecami będzie rozszarpywać tego biednego marynarza? A ona była do tego czegoś pewnie najbliżej czyli była następna w kolejce!

I tak! Udało się! Wreszcie! Poczuła jak mechanizm zwalniajacy blokady drzwi ustępuje z metalicznym zgrzytem i drzwi się nareszcie otwierają! Teraz szybko na drugą stronę i na górę schodami do…

- A woman?! - okrzyk, męski okrzyk, po angielsku pełen zaskoczenia i niedowierzania. Odskoczyli od drzwi na swoją stronę przejścia z tego pierwszego zaskoczenia tak samo jak ona na swoją. A w drugiej chyba dotarło do nich, że jest kobietą i to taką jakiej nie powinno tutaj być. Było ich trzech. Wszyscy w takich samych, granatowych mundurach ale chyba dwóch marynarzy i jeden oficer. Marynarze pewnie otwierali drzwi bo stali bliżej nich.




Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 10:45
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, “Alster”
Warunki: chłodno, jasno, wilgotno, mostek, bujanie fal


Noémie Faucher (kpt. D.Perry) i Alisha (bm H.Casey)



- To tutaj pani kapitan. To ta drabina. Powinni być gdzieś tutaj. - marynarz który został im przydzielony na przewodnika doprowadził ich gdzieś bezimiennymi wydawałoby się korytarzami i schodami przez niekończące się trzewia frachtowca. Zaprowadził ich do jakiejś galeryjki w ścianie rozchodzacej się pod sufitem jednej z ładowni. Na dnie widać było w tych mrocznych trzewiach kanciaste zarysy ciężarówek. Ale przewodnik wskazał na drabinę jaka wiodła od galeryjki do jakiegoś włazu w suficie. Bo z drugiej strony galeryjki była jeszcze druga, jaka wiodła na dół, do ładowni. No ale marynarz pokazywał na tą prowadzącą do góry.

- To tutaj Spencer spadł z drabiny. O tutaj jest jeszcze jego krew. Rozbił sobie całą twarz to dużo juchy leciało. No i ten pani kolega chciał, żeby go tutaj chłopaki zaprowadzili. No ale jak ich tutaj nie ma to nie wiem gdzie są. - marynarz rozejrzał się po pustej galeryjce wskazując na widoczną plamę zaschniętej krwi jaka miała należeć do kolegi z jakim niedawno Noémie rozmawiała w lazarecie krążownika. Wyglądało na to, że Spencer spadł z tej drabiny. Dobrze, że nie z tej która prowadziła na dno ładowni bo tam naprawdę mógł się połamać gdyby spadł z samej góry. Wewnątrz było chłodno a ładownia stukała łańcuchami, trzeszczała napiętymi pasami, szumiała nie wiadomo czym i wydawała całą masę nieprzyjemnych odgłosów. No i było ciemno. Oświetlona była tylko galeryjka a w ładowni panowały ciemności więc wydawało się jakby cały jej dół tonął w kłębiących się ciemnościach.

Marynarz się trochę mylił bo razem z nim i panią kapitan było ponad pół tuzina zbrojnych gotowych do desantu no ale jeśli brać pod uwagę brak obecności Woodsa i dwóch tutejszych marynarzy jacy mieli go tutaj zaprowadzić no to rzeczywiście ich nie było. I nie było nawet wiadomo gdzie ich wcięło. Alisha nie była pewna co tu się stało ani nie tak samo jak jej szefowa nie miała pojęcia gdzie polazł George ze swoją dwuosobową obstawą. Ale wiedziała, że to miejsce sprawia, że włoski na rękach i karku stanęły jej dęba. I raczej nie chodziło o ten chłodny, nieprzyjemny powiew jaki dało się wyczuć w tej mrocznej, kanciastej jaskini zaprojektowanej przez człowieka. Zaś Noémie zaś ani chyba nikt inny więcej podejrzanych odgłosów nie usłyszeli. Tylko wtedy, na początku ich wędrówki coś tak raz głośniej huknęło. No ale więcej się nie powtórzyło. Nikt też nie bił na alarm, nie zaczęła się żadna rozróba. Może przypadek? Coś tam gdzieś huknęło, spadło pod wpływem fal czy co? Cały czas coś tutaj huczało i w porównaniu z życiem szczura lądowego to tutaj nawet ściany i podłogi się chybotały nie mówiąc i mniej stabilnych przedmiotach i elementach wyposażenia. No to może i coś przygrzmociło w coś innego, spadło czy co?
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172