04-10-2019, 18:32 | #111 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 28 - 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; Lofoty Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 10:30 Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, “Alster” Warunki: chłodno, ciemno, mokro, wnętrze ładowni, bujanie fal Birgit Krok w ciemność. I krok w ciemności. A potem kolejny. Wszystko wydawało się inne. Ja z innego świata. Jakby przez tą ciemność Niemka przedostała się do innego świata. Mimo zimna wydawało jej się, że od tego napięcia czuje pot na skroniach a nawet na końcówkach zgrabiałych z zimna rąk. Trudno było jej ocenić czy to imaginacja jej zestresowanego umysłu czy naprawdę ma już tak słabe czucie w palcach, że mózg nie rejestruje już z tego zimna i osłabienia czy pocą jej się te zgrabiałe dłonie czy nie i tylko z nawyku do takich sytuacji tak podpowiada swojej właścicielce. Wydawało się, że te znalezione robocze rękawice wcale nie ogrzewają zmarzniętych dłoni. Ale logika podpowiadała, że przynajmniej powinny spowolnić utratę ciepła i czucia. Ściana wydawała się jedynym stabilnym czynnikiem w tej ciemności. Zgrabiała, szczupła dłoń miała w niej oparcie. W pewnym sensie w podłodze też ale ta bujała się w rytm fal na jakich kołysał się statek. Na szczęście dość delikatnie i miarowo więc chociaż nie utrudniało poruszania się. Ale trudno szczurowi lądowemu było to nazwać stabilną podstawą do chodzenia. A do tego w tej ciemności, ta drobna, ludzka, drobina nie była sama. O nie, na pewno nie była. Ludzki umysł pozbawiony swojego najwartościowszego zmysłu aż nadto wymownie łapał całą resztę. Cichy odgłos butów swojej właścicielki na twardej, metalowej podłodze. Metaliczny stukot łańcuchów z ładowni za plecami, szelest napiętych pasów i siatek mocujących, odgłosy pracującego metalu. Te ostatnie to już niosły się chyba wzdłuż ścian przez całą jednostkę. Wszystko to zdawało się osaczać, razem z tą ciemnością idącą powolutku dziewczynę. Najgorszy był chyba moment jak potknęła się o coś. Prawie krzyknęła ze zdenerwowania! A to coś leżało na podłodze i przesunęło się po niej gdy natrafił na to but dziewczyny. Co to mogło być? Jakieś pudło? Skrzynka? Krzesło? Tak można było sądzić po tym jaki stawiło opór i jak zabolała ją noga od tego nieplanowanego kopnięcia tego czegoś. Co to robiło na środku korytarza?! Zabić się normalnie można… Ale cała mordęga skończyła się gdy dłoń po ciemku namacała nową ścianę. Tym razem przed sobą. Koniec korytarza! Jeszcze kawałek dalej i wycięcie gdzie zaczynały się drzwi… i jeszcze kawałek… i wreszcie te koło do otwierania… żeby tylko się otworzyło! Ale gdy Birgit naparła na nie swoimi zmarzniętymi dłońmi musiała się dobrą chwilę mocować. Ale mechanizm chociaż zgrzytał i wydawało się, że stawia świadomy i złośliwy opór to wreszcie puścił. I drzwi stanęły otworem! Światło! Po drugiej stronie było światło. Niezbyt mocne jakby w zakratowanych lampkach przy suficie zamocowano słabe żarówki albo w ogóle oszczędnie dawkowano im energię bo lampy świeciły słabym, żółtym światłem. Dawały w korytarzu plamy światła tam gdzie sięgały i plamy ciemności gdzie nie sięgały. Ale w porównaniu do tego korytarza co właśnie pokonała to i tak było jasno. Widać było cokolwiek. Gdy przeszła przez próg i znalazła się w tym oświetlonym korytarzu i spojrzała w tym wciąż widziała otwarte za sobą drzwi do ładowni. Dziwne. Ale teraz ten korytarz wydawał się wcale nie tak strasznie długi, zupełnie takim jak go zapamiętała z wcześniejszych wizyt. Mimo, że przed chwilą wydawał się ciągnąć kilometrami. --- No i znów zamknięte. Birgit nie była pewna. Czy to ona już tak osłabła, że nie może uruchomić mechanizmów kolejnych drzwi czy naprawdę są zaryglowane z drugiej strony. Tym sposobem nie mogła wydostać się tą najkrótszą i najlepiej znaną drogą jaką wcześniej pokonywała z Kurtem albo sama. No to jak nie mogła podróżować w pionie a na dół nie miała ochoty wracać to właściwie został je wybór w poziomie. Może gdzieś dalej będą drzwi które da się otworzyć? Bo te drzwi na tym poziomie dawała radę zwyczajnie otwierać więc chociaż w tym kierunku mogła się poruszać. Właśnie otwarła kolejne drzwi gdy niespodziewanie natknęła się na ruch. Brytyjczyk! Od razu poznała po charakterystycznym “talerzyku” na głowie. Co gorsza chyba ją usłyszał a raczej zgrzyt otwieranych drzwi bo spojrzał w jej stronę. Tylko akurat tutaj przy tych drzwiach prawie nie było światła a on sam był z dobre pół setki kroków dalej. Birgit widziała tylko plamę jego twarzy pd hełmem która skierowała się w jej stronę. Oj chyba ją usłyszał bo miał karabin i zaczął unosić go w jej stronę. - Who is this*?! - krzyknął zaniepokojony chociaż Niemka wcale nie była pewna czy może ją w tej ciemnościach zobaczyć. A wtedy usłyszała coś innego. Za sobą. Jakieś skrobanie. Gdy odwróciła się za siebie dojrzała ciemność. Zgasła lampa z pięć lamp za nią. Tam gdzie niedawno przeszła. Ciemność szybko się zbliżała. Zgasła czwarta lampa od wejścia. Skrobanie jakby przyspieszyło. Brzmiało jak nieprzyjemny zgrzyt pazurów po metalowej posadzce. Odgłosy odruchowo kojarzyły się z biegnącym psem. Trzecia lampa zgasła. A z przeciwnej strony zmarznięta Birgit usłyszała suchy trzask odbezpieczanego karabinu. Po pustym korytarzu to dźwięk niósł się całkiem nieźle. --- - Who is this*?! - ang. Kto tam?! --- Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 10:00 Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, “Alster” Warunki: chłodno, jasno, wilgotno, mostek, bujanie fal George Woods (M.Finney) Porucznik Abbott okazał się skory do współpracy. Udało mu się jakoś wydzielić ze swoich skromnych zasobów dwóch ludzi którzy mieli towarzyszyć gościowi w wędrówce po tym zdobycznym statku. Był na tyle przytomny, że w tej dwójce przydzielił McDowella który był najbliżej zdarzenia z ostatniego poranka. Więc teraz mógł niejako robić za przewodnika po tym zdarzeniu sprzed kilku godzin. Dwóch marynarzy poprowadziło gościa w mundurze niezbyt szerokimi korytarzami. Do tego słabo oświetlonymi. Widocznie pryzowa załoga na poważnie traktowała ten rozkaz o zaciemnieniu i rzeczywiście jeśli światło się gdzieś paliło to blade i słabe a zazwyczaj było zgaszone i trzeba było przed wejściem do pomieszczenia je zapalać. Z drugiej strony nie było to może i takie dziwne skoro większość statku była bezludna. Niemniej ciemność całkowita albo jej plamy i półciemności denerwowała i drażniła w jakiś podstępny ale bardzo naturalny sposób. Odruchowo człowiek tam zerkał i kojarzyło mu się to z czymś podejrzanym albo nawet i wrogim. A plam ciemności i półmroków było w tych salach i korytarzach zdecydowanie więcej niż dających otuchy plamach słabego ale jednak światła. - To tutaj. - odezwał się McDowell zatrzymując się na jakichś dla Georga niczym nie wyróżniających się galeryjki nad jakąś ładownią. W dole widać było cichy zarys kształtów niemieckich ciężarówek i skrzyń. Czuło się delikatny powiew chłodnego, wilgotnego powietrza jaki niósł zapach smarów, lin i brzdęk łańcuchów oraz trzeszczenie lin, taśm i siatek mocujących ekwipunek. Ale albo marynarz to wyczuł, że oficer nie znający jednostki może się czuć niepewnie z orientacją co jest co albo taki był podekscytowany chwilą czy wspomnieniami, że chciał wszystko dokładnie opowiedzieć. - Szliśmy z tamtąd. - machnął ręką wzdłuż galeryjki jaką szli i w kierunku w jakim dotąd szli. - Bo tam jest dziób i tam siedzą te Fryce. - wyjaśnił patrząc przelotnie na twarz oficera. - No i jak otworzyliśmy te drzwi i przeszliśmy właśnie gdzieś tutaj to nagle zgasło światło. - marynarz wskazał na najbliższe, stalowe drzwi kilkanaście kroków dalej do jakich dotąd zmierzali. - No to ja mówię do Spencera, że pewnie coś na kablach i wróciłem do kontaktu aby go jeszcze raz zapalić. A Spencer został tutaj. No a ja wróciłem do tamtego kontaktu. Wolno szedłem bo było ciemno no ale przy ścianie to dałem radę. - świadek wydarzenia trochę nerwowym albo podekscytowanym tonem wskazywał kolejno ręką na miejsce gdzie stali a gdzie wcześniej pewnie zaczął swój powrót to na drzwi do jakich wówczas wracał. No a tu gdzie teraz stali we trzech miał zostać w ciemnościach Spencer. W teorii chyba nawet po ciemku nic nie powinno mu się stać. Wystarczyło aby stał w miejscu. No chyba najgorsze co mógłby zrobić to się potknąć i przewrócić. Bo nawet aby wypaść za barierkę do ładowni poniżej to już trzeba by się trochę postarać. - Doszłem w końcu do tego kontaktu ale nie działał. Więc otworzyłem drzwi bo chciałem zobaczyć czy to w tym kawałku nie ma światła czy w tamtej ładowni też. No i może kontakt po drugiej stronie by działał a nawet jak nie a światło by tam było to może wpadłoby trochę światła z zewnątrz bo tutaj wtedy było ciemno jak w d… ekhm… znaczy no bardzo ciemno było. - marynarz tłumaczył jak to było i mówił z pełnym przekonaniem póki prawie nie przeklął przy oficerze co go wyraźnie trochę zmieszało. Teraz jak tutaj stali wydawało się to sensowne i nawet niezbyt trudne. Do drzwi jakie pokazywał McDowell było z kilkanaście kroków no góra ze dwadzieścia. Widać było ten kontakt o jakim mówił i te drzwi również. Gdy było światło wydawało się to dziecinnie proste. Ale po ciemku? Z zaskoczenia tą sytuacją? Przy nerwowej atmosferze? Ale świadek ciągnął tą wizję lokalną dalej. - No i otworzyłem te drzwi i tam światło było. No to się ucieszyłem. I chciałem sięgnąć tylko ręką po ten kontakt aby szybciej było. No ale akurat trochę akurat mocniej majtnęło tą szwabską krypą i się wywaliłem na zewnątrz a drzwiami też majtnęło i się zamknęły. Przymknęły właściwie. No i jak się wywaliłem to usłyszałem, że Spencer coś krzyczy. Ale przez te drzwi to nie słyszałem dokładnie co. Drę się do niego, że wszystko w porządku i tylko się wywaliłem. No ale ten coś dalej się drze. I to tak strasznie. To się zdenerwowałem, podniosłem się i pstryknąłem kontaktem i otworzyłem te drzwi, zaglądam do środka a tam Spencer leży pod tamtą drabiną i się drze. - mężczyzna zaczął tłumaczyć ten kulminacyjny moment porannych wydarzeń. Pewnie nieświadomie mówił coraz szybciej gdy znów przeżywał to wszystko jeszcze raz o czym teraz opowiadał. Wskazał na drabinę która prowadziła do jakiejś klapy w górze. Też nie była zbyt daleko, ledwi kilkanaście kroków. Teraz marynarz zbliżył się do tej drabiny i wskazał na rdzawe plamy na podłodze. - To jego krew. Spadł tak, że twarz mocno sobie obił i puścił farbę. Najwięcej z nosa chyba nawet go złamał mi się tak wydawało. No i darł się “Moja ręka, moja ręka, złamałem rekę!” - kolega Spencera starał się ciszej ale dość sugestywnie oddał krzyki zranionego kolegi. Nawet złapał się za swoje ramię aby zademonstrować jak Spencer trzymał się za to ramię. - No to podleciałem do niego i pytam się czy nic mu nie jest i co się stało. A ten mówi, że spadł z drabiny. To nie wytrzymałem i pytam się go “Spencer a po cholerę wbiegałeś po ciemku na drabinę!?” a on mi na to, że go coś goniło. Coś strasznego. No ale się rozglądam nic tutaj nie ma ten się drze no i widzę, że chyba ma coś z tą ręką. To go wziąłem, podniosłem na nogi i tak poszliśmy aż na mostek. A tam mi chłopaki pomogli a pan porucznik dał mu morfinę i wezwał szalupę aldisem* no i chłopaki z krążownika przypłynęli i go zabrali. - marynarz zaczął kończyć swoją relację z dzisiejszego poranka i niefortunnych zdarzeń. Można było odnieść wrażenie, że pod presją chwili po prostu wziął poturbowanego kolegę i pomógł mu wyjść z tej pechowej ładowni. - Ja mu wierzę. - niespodziewanie odezwał się milczący dotąd marynarz. - Znaczy Spencerowi. - doprecyzował szybko aby być dobrze zrozumianym. - To coś jest. Albo ktoś. Poza nami i tymi zamkniętymi Szwabami. Słychać coś. Jak niesie się po korytarzach. - marynarz mówił jakby chciał przekonać oficera do swoich słów chociaż z dużą dozą ostrożności pewnie ze względu na rangę no i tematu o jakim mówił. Ale zachowywał się jakby nie chciał aby przysłany do zbadania sprawy oficer pomyślał, że tu jakieś marynarskie zwidy i strachy tylko są na tym statku. McDowell nie odezwał się ale wsparł kolegę twierdzącymi ruchami głowy. --- *aldis - lampa aldisa, do przekazywania wiadomości alfabetem Morse’a na względnie krótkie odległości. Tutaj pewnie by ograniczyć łączność radiową aby nie zdradzać swojej pozycji wrogiemu nasłuchowi. --- Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 10:30 Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, HMS “Penelope” Warunki: ciepło, jasno, sucho, pokój narad, na zewnątrz ziąb i pochmurno Noémie Faucher (D.Perry) i Alisha (???) Ze sprawozdaniem jednak Noémie musiała poczekać. A właściwie z jego wysłaniem. Rygor rozkazów kapitana mówił aby wysyłać jeden raport na dobę. A dziś rano już jeden wysłali. Chyba, że w specjalnych okolicznościach ale to trzeba było rozmawiać z kapitanem aby się zgodził. Więc chociaż mogła przygotować raport bo nawet miała własną kajutę do dyspozycji razem z Alishą to aby wysłać raport musiała otrzymać zgodę kapitana Bishopa. Za to porucznik Perry nie widział żadnych przeciwwskazań aby pani porucznik mogła przedostać się na niemiecki frachtowiec. - Oczywiście, zaraz to zorganizuję. - obiecał gdy tylko wyraziła taką chęć. I rzeczywiście niedługo potem szalupa obsadzona przez marynarzy, chyba nawet ta sama co przewiozła wcześniej Georga, stała przycumowana przy burcie krążownika. A w szalupie była nawet blond niespodzianka. Bo najmłodsza szarżą Alisha która widocznie już mogła do nich dołączyć i którą pewnie właśnie szalupa przywiołza z kołyszącego się na falach Sunderlanda jakim tutaj przylecieli ze Scapa Flow. Jak się obie mogły zorientować jedna kobieta w mundurze RN robiła wrażenie ale dwóch to marynarze spodziewali się pewnie ze dwa razy mniej. Porucznik Perry pozwolił sobie nawet na mały żarcik. - Dużo was jeszcze przyleciało na tym Sunderlandzie? - zapytał zerkając z rozbawionym uśmiechem na stojącą obok porucznik gdy tak posłał spojrzenie wzdłuż drabinki schodzącej do kołyszącej się na zimnych falach zatoki szalupy. Tak udało mu się zgrabnie zadać pytanie, że można było je czytać zarówno jako pytanie o przysłanych “agentów wywiadu” jak i o ich kobiecą część. - O, chłopcy już idą. - oficer uśmiechnął się chwilę potem gdy drzwi jakiejś nadbudówki otworzyły się i wyszedł z nich pierwszy marynarz. W płaszczu przeciwdeszczowym, płaskim hełmie, z karabinem, ładownicami i całą resztą wyglądał zarówno bardzo bojowo jak i bardzo ciężko. Marynarz był wyekwpiowany jakby miał iść do jakiegoś szturmu. Po nim wyszedł podobnie odziany kolega i jeszcze jeden. Łącznie wyszła ich jakaś dziesiątka i skierowała się w stronę trapu aby dołączyć do obsady szalupy. - Bosmanie Robinson, to jest porucznik Perry z wywiadu. Prowadzi dochodzenie w sprawie tego szwabskiego statku. - drugi Perry przedstawił podoficerowi gościa w oficerskim mundurze. - Dzień dobry pani porucznik. - bosman przywitał się przepisowo i skinął do tego głową. Chociaż chyba był albo zaskoczony albo zaciekawiony tym, że drugi porucznik Perry okazał się kobietą. Niemniej poza spojrzeniem nie dał nic po sobie poznać. - Bosmanie, pomoże pan pani porucznik przeszukać tą frycową krypę. Na miejscu proszę się zgłosić do porucznika Abbotta on wyda panu odpowiednie instrukcje. - oficer z krążownika przekazał dalsze polecenia podoficerowi więc ten teraz na niego zwrócił uwagę. - Dobrze panie poruczniku. - bosman przytaknął na znak, że przyjął polecenie i skinął na swoich ludzi bo porucznik dał mu znak, że to wszystko. Dziesiątka objuczonych marynarzy zaczęła kolejno schodzić po chyboczącej się drabince. Służba w marynarce musiała ich do tego przyzwyczaić bo mimo tych wszystkich hełmów i karabinów szło im całkiem nieźle. A Alisha na dole mogła obserwować jak szalupa stopniowo wypełnia się uzbrojonymi marynarzami. - Na miejscu proszę się zgłosić do porucznika Abbotta. Pełni tam obowiązki dowódcy. Zresztą pewnie pani kolega też do niego zawitał to może się spotkacie. - porucznik Perry niejako na pożegnanie zwrócił się do porucznik Perry.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
06-10-2019, 10:23 | #112 |
Reputacja: 1 | Birgit odruchowo zaczęła podnosić ręce, chociaż angielski marynarz z drugiego końca korytarza chyba jej nie widział. Serce łupało jej w piersiach przyspieszonym tętnem po równo ze strachu i nadziei, że wreszcie... Żeby tylko nie strzelał jak tamten głupiec! Otwarła usta przypominając sobie, co najlepiej powiedzieć i nagle - zgrzyt. Za nią. Szuranie, jakiś ledwo rejestrowany zmysłami trzask? Lepki, rozpełzający się po zakończeniach nerwów lęk uniósł wszystkie drobne włosy na karku i przedramionach kobiety. Obejrzała się, nie bacząc na Anglika. Miała wrażenie, że słyszy nawet gasnące jedna za drugą żarówki i dosłownie czuła jak wysychają jej na wiór przemarznięte usta, język kołowacieje, a na skronie występuje lodowaty pot. Za szybko! ...szczęk karabinowego zamka... - Nicht schießen! - chciała krzyknąć, na pewno chciała, odruchowo, po niemiecku, ale ze ściśniętego gardła wydobył się tylko cichy skrzek, a ręce już pchnęły mocniej drzwi, kiedy sprężone instynktownie ciało rzuciło się do przodu w ucieczce przed niewidoczną w zapadających ciemnościach istotą. Drzwi! Ciężkie, okrętowe drzwi dzielące korytarze zostały w ocenie przerażonej Birgit jedyną szansą, bo te, które widziała kilkanaście kroków dalej, zamknięte, wydawały się poza zasięgiem. Zanim skoczy na nią Schweinehund. Zanim Angol wypruje na ślepo... Naparła na te cholerne drzwi, uczepiona ich w nadziei, że otworzą się szerzej, że zdąży zwinąć się i skryć za nimi, w kącie, jaki utworzą ze ścianą i prowizoryczna osłona wystarczy... na chwilę... Przynajmniej nie przytrzymał zawias. Otwarły się! Kobieta już z drugiej strony pociągnęła je na siebie, nie czując nawet uderzenia metalu w policzek przy tym gwałtownym, chaotycznym szarpnięciu. Skuliła się. A upiorny zgrzyt pazurów biegnącego nie-stworzenia został całkowicie zagłuszony przez kłujący bębenki w ciasnej przestrzeni huk wystrzału. |
09-10-2019, 19:03 | #113 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | - Ja mu wierzę. Znaczy Spencerowi. To coś jest. Albo ktoś. Poza nami i tymi zamkniętymi Szwabami. Słychać coś. Jak niesie się po korytarzach.
__________________ |
11-10-2019, 17:41 | #114 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
|
11-10-2019, 23:32 | #115 |
Reputacja: 1 | Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 10:30 Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, HMS “Penelope” Warunki: ciepło, jasno, sucho, pokój narad, na zewnątrz ziąb i pochmurno - Kapitan Danna Perry. - Noemie przywitała się z Bossmanem. - Jestem naprawde wdzięczna za pomoc. - Zerknęła w stronę porucznika Perry. - Chciałabym jak najszybciej wyruszyć. |
12-10-2019, 05:14 | #116 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 29 - 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; Lofoty Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 10:40 Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, “Alster” Warunki: chłodno, ciemno, mokro, wnętrze ładowni, bujanie fal Birgit Strzał huknął. Bardzo głośno w tej metalowej, podłużnej puszce jaką był korytarz. Ale mimo nieznośnego ucisku w żołądku gdzie człowiekowi odruchowo się wydawało się, że tam zaraz spadnie cios więc zwijał się w precel - to nic się nie stało! Kula gwizdnęła gdy przeleciała przez otwarte drzwi i pomknęła gdzieś dalej w korytarz. W tej ciasnocie w jakiej utknęła, między trzymanymi stalowymi drzwiami a narożnikiem dwóch stalowych ścian słyszała jak marynarz przeładowuje. Nie wiedziała tylko czy będzie znów strzelał ale słyszała ten suchy, metaliczny trzask przeładowywanego zamka. Ale prawie od razu usłyszała coś innego. Ten chrobot pazurów na stalowej posadzcie. Szybkich! Stwór musiał być już tuż przy drzwiach. Anglik chyba też to dostrzegł bo usłyszała jego zdziwiony i podszyty zaniepokojeniem głos. - What the hell?* - mruknął zdziwiony tym co pewnie właśnie dostrzegł. Pewnie coś mało codziennego bo na chwilę umilkł nawet odgłos przeładowywanego naboju. Tylko na chwilę. Ale to wystarczyło aby na moment skrytą za drzwiami Niemkę ogarnęła fala ciemności gdy w tym strasznym momencie chrobot za drzwiami wylądował tuż za nimi. Wraz z ciemnością przyszła znajoma słabość. Wydawało się, że powietrze nagle skisło, Birgit zaczęły piec oczy, wysuszyło jej usta a żołądek nią szarpnął jakby miała zwymiotować. Złapała się mocniej drzwi aby nie upaść gdy ją tak nagle zemdliło. Bez klatki to było powalające! Zanim się zorientowała było już po wszystkim. Schweinehund pomknął dalej korytarzem nie dostrzegając jej lub będąc bardziej zainteresowany innym celem. Marynarz nie zdążył strzelić. Chyba. A może strzelił jak ją zemdliło? W każdym razie gdy złapała oddech na tyle aby trzeźwo myśleć już nie strzelał. Ale jeszcze żył. Słyszała jego krzyki. Krzyki śmiertelnie rannego człowieka. Takiego rozszarpywanego żywcem przez potwora. Ale nawet przez szczelinę w drzwiach nic nie widziała. Gdzieś tam w drugiej połowie korytarza nie działało światło a nawet te bliżej niej mrugało jakby zaraz miało zgasnąć. A tam dalej, tam gdzieś gdzie wcześniej stał angielski marynarz teraz byłą tylko kurtyna czerni. --- *What the hell? (ang.) - Co jest do cholery? --- Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 10:40 Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, “Alster” Warunki: chłodno, jasno, wilgotno, mostek, bujanie fal George Woods (por. M.Finney) - Tu chyba nic nie ma panie poruczniku. - McDowell zwrócił niepewnym głosem uwagę oficerowi któremu został z kolegą przydzielony. No właściwie to “por. Finney” musiał się z nim zgodzić. Może gdyby miał tutaj ekipę policyjnych techników kryminalnych to może by coś znaleźli. Chociaż też pewnie z dzień by minął zanim w laboratorium by zbadali wszystko i podali wyniki. A tak to byli tutaj zdani na własne zmysły. A do tego te oszczędne światło jakim rozświetlano wnętrze statku w obawie przed nalotem wcale nie pomagało w szukaniu śladów. Dobrze, że McDowell miał latarkę i użyczył jej oficerowi to mógł sobie poświecić w te ciemniejsze zakamarki. No ale akurat w tym zakamarku statku nic specjalnego chyba rzeczywiście nie było. Co innego tam w ładowni. Jak na razie to był jedyny ślad jaki zdołał wypatrzeć chociaż przeszli już trochę tych korytarzy od tamtej ładowni z “drabiną Bradshawa”. No tak, tam było coś nietypowego. Wyglądało jak odcisk łapy jakiegoś stworzenia. Jakby jakiegoś psa. Jakby łapa weszła w jakiś smar czy coś podobnego klejącego. Dlatego był widoczny nawet gołym okiem. Pierwszy ślad znalazł zaraz przy drzwiach. Te które dzisiaj o poranku rozdzieliły McDowella i Bradshawa. Trop był na podłodze. Ten odcisk był dość słaby. I trochę dziwny. Jakby ten pies czy co to tam było przeskoczył przez drzwi lądując z dobre dwa kroki dorosłego człowieka za progiem. A potem jakby nagle zawrócił i skoczył w przepaść. Znaczy za barierkę i gdzieś w ładownię poniżej. Ale to jeszcze był pikuś w porównaniu z tym co George znalazł na korytarzu przed tymi drzwiami. Czyli kierunku skąd to stworzenie powinno nadbiec. Nawet zgadzałoby się to z tym co usłyszał od McDowella. Jakiś pies w ciemnościach minął McDowella i pogonił za Bradshawem który w panice poleciał do drzwi i pies za nim i dalej tak jak to opowiadał świadek zdarzenia. Chociaż nie wiadomo jak i dlaczego ten pies miałby ominąć McDowella a przecież raczej musiałby go minąć. Skok w przepaść wydawało się bardzo dziwnym zachowaniem jak na psa. No ale w całym swoim życiu George nie widziała ani nie słyszał o żadnym psie który umiałby biegać po suficie… A właśnie tam znalazł dalsze a raczej wcześniejsze ślady. Nie na podłodze gdzie powinien biec pies, człowiek i właściwie wszystko co mogło biegać a było tych rozmiarów. Nie po ścianie o które może pies mógłby oprzeć przednie łapy. Tylko na suficie. Gdzie wątpliwe by nawet spory pies doskoczył. A jak już to co? Dotknąłby sufitu pyskiem? Może musnąłby nawet łapą. Ale do cholery nie biegałby po suficie jakby ktoś zamienił podłogę z sufitem! Ale na to wskazywały pozostawione ślady. Jakby pies biegł długimi susami po suficie, tuż przed drzwiami trop się urywał a pojawiał się tam za drzwiami, na podłodze. Jakby skoczył przez drzwi i wylądował na podłodze. A tropy pojawiały się przy rozwalonej kratce wentylacyjnej jaka była na suficie. Gdzieś pomiędzy drzwiami a włącznikiem światła do jakiego cofnął się McDowell aby zapalić światło. A teraz przeszli przez parę korytarzy dalej i więcej żadnych psich śladów nie było widać. Ot, puste stalowe korytarze w kolorach wojskowej szarości. I dwójka marynarzy którzy mu towarzyszyli też nic nie znaleźli. Puste, szare, metalowe korytarze pełne trzeszczących, dźwięków, skrzypienia jakie niosło się echem po metalowych trzewiach statku. Pełno stref cieni i półcieni gdzie nie sięgało światło lamp. Ale nagle, całkiem niespodziewanie coś usłyszeli. Coś innego. Pojedynczy, specyficzny stuk. Z charakterystycznym pogłosem. - Ktoś strzela! Pewnie do Fryców! - zawołał McDowell odwracając się i patrząc w głąb pustego korytarza. George też był pewny, że to chyba gdzieś tam. Od strony dziobu. A rzeczywiście porucznik Abbott wspominał, że właśnie tam jest zamknięta poprzednia załoga. - Panie poruczniku?! - McDowell spojrzał pytająco na oficera odruchowo pewnie oczekując, że ten przejmie dowodzenie w takiej sytuacji. On i kolega równie odruchowo złapali się za kabury. Dobrze, że mieli chociaż rewolwery bo na wycieczkę do drabiny nikt karabinów nie brał. --- Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 10:40 Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, “Alster” Warunki: chłodno, jasno, wilgotno, mostek, bujanie fal Noémie Faucher (kap. D.Perry) i Alisha (bm. H.Casey) - Jak tak dalej pójdzie wszystkich ludzi mi zabierzecie. - porucznik próbował zamaskować zaskoczenie widokiem dwóch, młodych kobiet i do tego w mundurach, w tym jedna w oficerskim, próbą żartu. Chociaż może nie do końca był to żart bo chyba rzeczywiście miał mało ludzi. A jak się dowiedziała porucznik Perry, dopiero co oddał dwóch ludzi aby zaprowadzili porucznika Finney’a na miejsce porannego zdarzenia. Ale oczywiście wezwał na mostek jednego z marynarzy którzy akurat mieli wolne po nocnej wahcie i przekazał mu aby zaprowadził panią porucznik do drabiny gdzie rano spadł Bradshaw. Marynarz skinął głową jeszcze słabiej maskując zaskoczenie dwójką z gości jakich miał zaprowadzić gdzie trzeba niż jego przełożony. - Proszę za mną. - skinął głową i dał znać aby iść za nim. Ale zanim zdążyli wyjść z mostka odezwał się bosman Robinson. - A co z nami pani kapitan? - zapytał wskazując na swój oddział którzy wypełnili aż nadto wnętrze mostka. I nie było się trudno domyślić, że poruszanie się tak dużą grupą w jeszcze węższych korytarzach statku nie będzie prostsze. --- Brunetka i blondynka w marynarskich uniformach podążały za marynarzem który został wyznaczony na ich przewodnika. George miał pójść obejrzeć “miejsce zbrodni” jaką była owa pechowa drabina z jakiej rano spadł Spencer Bradshaw więc powinien chyba być gdzieś w jej pobliżu. Tak przynajmniej zapewne rozumował oficer dowodzący tą jednostką. - To już niedaleko. - odezwał się marynarz idący przed nimi wskazując ręką przed siebie. Chociaż chwilę wcześniej też tak mówił a przeszli znów kilka kolejnych drzwi, zeszli o poziom niżej i minęli kilka korytarzy. Niespodziewanie jednak marynarz zatrzymał się i znieruchomiał. Alisha nie miała pojęcia dlaczego. Jakby nagle zobaczył albo usłyszał jakiegoś ducha na środku korytarzu. Ale Noémie usłyszała w tym momencie podejrzany dźwięk. Pojedyncze echo jakie niosło się po statku. Wyróżniało się na tle nieregularnych stukotów, trzasków i szelestów jaki ten statek był pełny. Brzmiało jak echo pojedynczego wystrzału. Marynarz który był ich przewodnikiem odwrócił się do nich i spojrzał niepewnie. - Wydawało mi się… jakby ktoś strzelał… - rzucił niepewnie gdy pewnie i sam nie był pewny czy to nie jest jakiś nieco dziwniejszy odgłos z trzewi statku.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
17-10-2019, 23:15 | #117 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | Już mieli odchodzić spod drabiny, gdy Woods wypatrzył na podłodze odcisk łapy. Był trochę niewyraźny, ale to zdecydowanie odcisk zwierzęcej kończyny i o ile agent mógł stwierdzić, sugerował przemieszczanie się zwierzęcia od drzwi, za którymi zamknięty został McDowell w kierunku miejsca, gdzie stał Bradshaw. Wynikała z tego jedna z dwóch rzeczy. Albo McDowell jest ślepy jak kret po nieudanej operacji zaćmy, albo mijał się z prawdą w swoich zeznaniach.
__________________ |
18-10-2019, 00:44 | #118 |
Reputacja: 1 | Przez potwornie rozwleczoną sekundę, równą niemal wieczności w kwaśnym mroku wypełnionym tylko krzykiem rozszarpywanego człowieka, Birgit nie była w stanie się podnieść. Żołądek wciąż skręcał jej się w suchym odruchu wymiotnym, nogi nie chciały słuchać. Tylko rękami uczepiła się desperacko krawędzi metalu i szarpnęła ciało w górę. I nagle czas pognał szybko. Omal nie przytrzasnęła sobie palców, uciekając z powrotem w strefę niepewnego, migającego, ale wciąż jeszcze działającego światła. Z całej siły, jaką potrafi wyzwolić wola przetrwania, Niemka pociągnęła za sobą, nie puszczając, drzwi - osłonę, która raz już okazała się skuteczna. Dopiero kiedy mechanizm oznajmił zamknięcie głośnym trzaskiem, jakby sam statek protestował przeciwko takiemu traktowani, kobieta łapczywie złapała wdech. Jeden, drugi... Światło! Jeszcze przez moment, wypierała ze świadomości, że musi zawrócić... znowu... wrócić... ładownia... Nie - pierwsza myśl, jaką powtórzyła logiczniej, przyciskając dłoń w śmierdzącej smarem rękawicy do ust. - Nie! - Tamtemu nie mogła pomóc - Nie możesz... Obiekt, który wedle wiedzy Birgit nie potrzebował jedzenia w klatce... Zabijał... Jak długo się zatrzyma? Materiał stłumił jęk bezsilności, ale tym razem nikt jej nie oceniał. Nie stała w żadnym okultystycznym kręgu. Była sama. Pobiegła nie pamiętając o zmęczeniu. Choćby miał to być ostatni wysiłek, jej celem nie była ładownia tylko przejście, od którego wcześniej się cofnęła. Jeśli ktoś usłyszy... Otworzą? W porównaniu z uwolnioną hybrydą, Anglicy nie wydawali się obecnie ani trochę straszni. |
18-10-2019, 07:53 | #119 |
Reputacja: 1 | - Jak tak dalej pójdzie wszystkich ludzi mi zabierzecie. - porucznik próbował zamaskować zaskoczenie widokiem dwóch, młodych kobiet i do tego w mundurach, w tym jedna w oficerskim, próbą żartu. |
22-10-2019, 02:01 | #120 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, “Alster” Warunki: chłodno, jasno, sucho, korytarz i klatka schodowa, bujanie fal George (por. M.Finney) i Birgit Odgłos kroków odbijający się echem po pustych, stalowych ścianach. Trzask gwałtownie otwieranych i zamykanych drzwi, zgrzyt ich mechanizmów. Szybki, urywany oddech który wydawał się głośniejszy niż powinien a i tak się go ledwo słyszało. No i metaliczne echo tego wszystkiego jakie niosło pogłos po tych pustych korytarzach często pokawałkowanych metalowymi drzwiami i grodziami. Dlatego gdy niespodziewanie drzwi ustąpiły obie strony aż odrzuciło gdy po szarpaniu się z kolejnym mechanizmem drzwi te ustąpiły ale zamiast kolejnych schodów czy korytarza ukazała się sylwetka całkiem obcego człowieka! - A woman!? - zaskoczenie brytyjskich marynarzy na widok obcej osoby a do tego kobiety było chyba większe niż cokolwiek mogłoby pojawić się w drzwiach zamiast niej. Dlatego w pierwszej chwili odskoczyli od drzwi jak oparzeni a w drugiej po prostu wpatrywali się w te zjawisko jakiego kompletnie się tutaj nie spodziewali. Birgit zresztą też nie. Na chłodną, naukową kalkulację może powinna. Tak, pewnie tak. Ale teraz nie czas było na naukowe analizy tylko na bieg! Dalej korytarzem, z dala od tej nieziemskiej poczwary, noga, za nogą, do pierwszych drzwi. Otworzyć, zamknąć i znów bieg kolejny kawałek korytarza aż do kolejnych. A przecież była naukowcem a nie sportsmenką! Biegło się tak ciężko, krew łomotała w skroniach, oddech w piersi ciążył ale strach dodawał sił i adrenaliny. Udało jej się wrócić do tych drzwi na górę, szarpała się z nimi ale na próżno! Znów nie mogła ich otworzyć! Spróbowała kolejne ale wynik taki sam. A tamte? Z tego wszystkiego nie była już pewna czy je sprawdzała wcześniej czy nie ale co jej szkodziło spróbować?! Ile to coś co zostawiła za swoimi plecami będzie rozszarpywać tego biednego marynarza? A ona była do tego czegoś pewnie najbliżej czyli była następna w kolejce! I tak! Udało się! Wreszcie! Poczuła jak mechanizm zwalniajacy blokady drzwi ustępuje z metalicznym zgrzytem i drzwi się nareszcie otwierają! Teraz szybko na drugą stronę i na górę schodami do… - A woman?! - okrzyk, męski okrzyk, po angielsku pełen zaskoczenia i niedowierzania. Odskoczyli od drzwi na swoją stronę przejścia z tego pierwszego zaskoczenia tak samo jak ona na swoją. A w drugiej chyba dotarło do nich, że jest kobietą i to taką jakiej nie powinno tutaj być. Było ich trzech. Wszyscy w takich samych, granatowych mundurach ale chyba dwóch marynarzy i jeden oficer. Marynarze pewnie otwierali drzwi bo stali bliżej nich. Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 10:45 Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, “Alster” Warunki: chłodno, jasno, wilgotno, mostek, bujanie fal Noémie Faucher (kpt. D.Perry) i Alisha (bm H.Casey) - To tutaj pani kapitan. To ta drabina. Powinni być gdzieś tutaj. - marynarz który został im przydzielony na przewodnika doprowadził ich gdzieś bezimiennymi wydawałoby się korytarzami i schodami przez niekończące się trzewia frachtowca. Zaprowadził ich do jakiejś galeryjki w ścianie rozchodzacej się pod sufitem jednej z ładowni. Na dnie widać było w tych mrocznych trzewiach kanciaste zarysy ciężarówek. Ale przewodnik wskazał na drabinę jaka wiodła od galeryjki do jakiegoś włazu w suficie. Bo z drugiej strony galeryjki była jeszcze druga, jaka wiodła na dół, do ładowni. No ale marynarz pokazywał na tą prowadzącą do góry. - To tutaj Spencer spadł z drabiny. O tutaj jest jeszcze jego krew. Rozbił sobie całą twarz to dużo juchy leciało. No i ten pani kolega chciał, żeby go tutaj chłopaki zaprowadzili. No ale jak ich tutaj nie ma to nie wiem gdzie są. - marynarz rozejrzał się po pustej galeryjce wskazując na widoczną plamę zaschniętej krwi jaka miała należeć do kolegi z jakim niedawno Noémie rozmawiała w lazarecie krążownika. Wyglądało na to, że Spencer spadł z tej drabiny. Dobrze, że nie z tej która prowadziła na dno ładowni bo tam naprawdę mógł się połamać gdyby spadł z samej góry. Wewnątrz było chłodno a ładownia stukała łańcuchami, trzeszczała napiętymi pasami, szumiała nie wiadomo czym i wydawała całą masę nieprzyjemnych odgłosów. No i było ciemno. Oświetlona była tylko galeryjka a w ładowni panowały ciemności więc wydawało się jakby cały jej dół tonął w kłębiących się ciemnościach. Marynarz się trochę mylił bo razem z nim i panią kapitan było ponad pół tuzina zbrojnych gotowych do desantu no ale jeśli brać pod uwagę brak obecności Woodsa i dwóch tutejszych marynarzy jacy mieli go tutaj zaprowadzić no to rzeczywiście ich nie było. I nie było nawet wiadomo gdzie ich wcięło. Alisha nie była pewna co tu się stało ani nie tak samo jak jej szefowa nie miała pojęcia gdzie polazł George ze swoją dwuosobową obstawą. Ale wiedziała, że to miejsce sprawia, że włoski na rękach i karku stanęły jej dęba. I raczej nie chodziło o ten chłodny, nieprzyjemny powiew jaki dało się wyczuć w tej mrocznej, kanciastej jaskini zaprojektowanej przez człowieka. Zaś Noémie zaś ani chyba nikt inny więcej podejrzanych odgłosów nie usłyszeli. Tylko wtedy, na początku ich wędrówki coś tak raz głośniej huknęło. No ale więcej się nie powtórzyło. Nikt też nie bił na alarm, nie zaczęła się żadna rozróba. Może przypadek? Coś tam gdzieś huknęło, spadło pod wpływem fal czy co? Cały czas coś tutaj huczało i w porównaniu z życiem szczura lądowego to tutaj nawet ściany i podłogi się chybotały nie mówiąc i mniej stabilnych przedmiotach i elementach wyposażenia. No to może i coś przygrzmociło w coś innego, spadło czy co?
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |