Kiwam głową, udając zrozumienie dla monologu adepta. Przeszedł zaskakującą przemianę, bardzo niepokojącą. W gruncie rzeczy, jego pierdolenie jest do rzeczy, co wcale mnie nie dziwi. Człowiek, który spędza godziny nad księgami i przepisywaniem ich, jest oderwany od rzeczywistości. Nawet nie pracował jako śledczy.
- Nie wiem o czym mówisz, bo nie ma to związku z naszym śledztwem. Zaczynam się poważnie martwić o Twój stan psychiczny, bo nie przypominasz tego wystraszonego dzieciaka, którym byłeś jeszcze niedawno. I mówi się Arbitrator, a nie Arbitesem. Adeptus Arbites. - rzucam beznamiętnie.
Oczywiście słyszę uwagi o Artbitesach i inne przytyki. Mam to w dupie. Ten szczypior nie przeżył nawet połowy tego, co ja.