Ranek, Ristedt
Karl co prawda bardziej grzebał widelcem w talerzu, niż jadł, ale słowa Ragnisa nieco go ożywiły.
-
Cieszę się, że z nami pojedziesz - powiedział. Wypił łyk piwa i skubnął trochę jedzenia. -
Co powiecie na to - spojrzał za okno -
by ruszyć, jak tylko pojawią się wozy?
- Karl, Karl… wozy już dawno czekają. Nie wszyscy są tak wczorajsi jak ty - zarechotał krasnolud. -
Ja jestem gotowy. Pogoda pod psem, ale trudno. Ragnis, jak szybko możesz być gotowy do drogi?
- Dajcie mi z godzinę. Muszę pójść po swoje rzeczy i się pożegnać z paroma osobami. - Jednooki krasnolud odezwał się po chwili zastanowienia. Potem wstał i pożegnał się aby ruszyć w swoją stronę i przygotować się do opuszczenia miasta.
-
Jakie 'już dawno'? - Karl pokręcił głową. -
Przed chwilą ich nie było.
Godzina, jaką potrzebował Ragnis, wystarczyła, by Karl ogarnął się do końca.
Wrzucił swoje rzeczy na wóz, a ze względu na samopoczucie wolał zająć miejsce obok tych bagaży. Miał nadzieję, że odeśpi nocne przyjemności.
Umościł sobie w miarę wygodne legowisko i ledwo minęli mury miasta położył się i zapadł w drzemkę.
* * *
Początkowo podróż przebiegała wyjątkowo cicho. Karl chrapał na drugim wozie, a Ragnis spoglądał na mijane budynki z zasępionym wyrazem twarzy. Tladin zauważył, że wiele osób odprowadza go wzrokiem. Strażnicy przy bramie wypytywali ich o cel podróży ale starszy krasnolud nie miał ochoty rozwodzić się nad tym. Był nawet dość opryskliwy, ale może to była wina pogody.
* * *
Gdy nastąpił napad, Karl nie miał czasu, by zareagować odpowiednio szybko. Zresztą z tego co widział wynikało, że wszyscy zostali zaskoczeni. No i nie było mowy o użyciu pistoletów. Trzeba było chwytać za miecz i stawić czoła napastnikom.
A gdy pierwszy, zniechęcony skutecznym oporem i otrzymanymi ranami wziął nogi za pas, można było zabrać się za pójście w sukurs innym.