Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-10-2019, 03:11   #111
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 27 - 2519.VIII.07; ranek

Miejsce: Ostland; Ristedt; gospoda “Pod odyńcem”
Czas: 2519.VIII.07 Bezahltag (5/8); ranek
Warunki: umiarkowanie; sucho; jasno; na zewnątrz nieprzyjemnie chłodno i mżawka



Karl i Tladin



Karl miał głowę jeszcze wczoraj wieczorem, w towarzystwie sympatycznej Anastazji pamiętać i mieć w planie wyruszyć rano. O tyle rano z mieniem planu czy głowy było o wiele gorzej. Sympatycznej Kislevitki już nie było i najchętniej to człowiek jeszcze by pospał chociaż trochę. Zwłaszcza, że przez okna wlewała się ponura aura i chyba znowu padało.

Pod tym względem krasnoludom kolejny poranek w Ristedt rozpoczął się dość lekko i przyjemnie. Tladin nie odczuwał żadnych przykrych skutków wczorajszej biesiady a i po Ragnisie nie było znać żadnych dolegliwości. Chociaż z początku nie poruszał się z taką żwawością jak o wiele młodszy khazad.

Wszyscy spotkali się dopiero przy śniadaniu. Chociaż gdy Karl w końcu na nie zszedł na dół to oba krasnoludy właściwie już siedziały przy piwie. Dietera nie było i Karlowi coś świtało, że wczoraj chyba jego pracownik tak nie hulał jak on sam to i pewnie dzisiaj lepiej mu się wstawało niż jemu. A od khazadów dowiedział się, że udał się do “Podbramnej” aby sprowadzić wozy i resztę.

- Przemyślałem to o czym mówiliśmy wczoraj. - krasnoludzki weteran odezwał się pierwszy nawiązując do wieczornych negocjacji jakby skończyły się z godzinę temu a nie przed większą częścią nocy. - Postanowiłem przejechać się kawałek z wami. Najpierw do Lenkster. Mam tam znajomego. A potem zobaczymy. - oznajmił im swoją wolę co znaczyło, że zamierza podróżować z nimi czysto towarzysko. Co stawiałoby go gdzieś pomiędzy statusem gościa, towarzysza a pasażera.

Akurat gdy Karl kończył swoją mozolną walkę ze śniadaniem do głównej sali weszli Dieter i Manfred kierując się prosto do ich stołu. Oznajmili, że wozy i wozacy byli gotowi do drogi. Tylko na zewnątrz padała mżawka i było trochę nieprzyjemnie. Znów nie było wiadomo czy to tak kończy się mżawką, mżawka zapowiada jakieś potężniejsze opady, czy może po prostu będzie padać ta mżawka. Nie wiadomo jak długo. A z tego co się dowiedzieli to Ristedt było ostatnim miastem przed Lenkster. Według tego co się dowiedzieli to z Ristedt do Lenkster zwykle jechało się około trzech do czterech dni.




Miejsce: Ostland; Ristedt; gospoda “Przyłbica i kwiat”
Czas: 2519.VIII.07 Bezahltag (5/8); ranek
Warunki: umiarkowanie; sucho; jasno; na zewnątrz nieprzyjemny chłód i mżawka



Gabrielle



Poranek okazał się dla panny Litz dość dwojaki. Z jednej strony odczuwała jak kręci jej się w głowie i coś łupie ją w skroniach. I za potylicą. I chyba miała zakwasy. I parę innych takich dolegliwości sugerujących intensywnie spędzoną noc. Z drugiej jednak strony przez mroki niepamięci przejawiało się całkiem sporo, całkiem przyjemnych obrazów, świadczących o ciekawych nocnych przygodach w jeszcze ciekawszym towarzystwie.

No ale w końcu trzeba było się pozbierać i coś zjeść. No i tutaj pojawił się kolejny problem tego poranka. Gdzie ten but? O. Jest… A gdzie drugi? A to… to chyba była jej suknia… Zaczęła ją przymierzać a raczej miętolić w dłoniach gdy przypomniała sobie. Że przecież wczoraj była w spodniach. Ale sa suknia jednak wyglądała jakoś znajomo. O! Jest drugi but! Zostawiła suknie i ruszyła do tego co chyba było jej butem. Z bliska okazało się, że był to but i nawet jej. Ale ten co już założyła to doszła do wniosku, że jednak nie był jej. Pewnie dlatego tak cisnął… No i założyła go jak nadal nie miała na sobie spodni… cholerny kac…

Ale bynajmniej Gabrielle nie była osamotniona w podobnych rozterkach i poszukiwaniach tego ponurego i deszczowego poranka. Widziała całkiem sporo wczorajszych biesiadników którzy z podłogi, ław, stołów i szaf zbierali swoje odzienie próbując się nawzajem nie rozdeptać i nie powpadać na siebie. Albo nie przewalić się podczas ubierania jak właśnie zaliczyła to panna von Grunwald. Tak… to był ciężki poranek… chyba dla wszystkich…


---



Śniadanie przyniesiono do alkowy w której trwała nocna hulanka. Zapach i smak jedzenia wreszcie ożywił mieszane towarzystwo które jeszcze w mało skompletowanych ubiorach zasiadło do wspólnego śniadania. Drużyna rajtarów mimo wszystko okazała się najbardziej zorganizowana i wydawało się, że po śniadaniu odzyskali siły. Zaczęli już z sensem kompletować swój ekwipunek szykując się do odejścia. Z tej części grupki która raczej była związana z hrabiną najprzytomniej wyglądała Agnes. Bretonka jakby na przekór swojemu stanowi w jakim spotkali się po raz pierwszy dzisiejszego poranka wyglądała na najmniej wymęczoną ostatnią nocą. W miarę sprawnie jeszcze ogarnęły się Raina i Maruviel. A pozostała część ich pstrokatej grupy wydawała się być w podobnym stanie i nastroju jak Gabrielle.

Ale jednak śniadanie pomogło. Okazało się, że tak rajtarnia jak i grupka hrabiny von Osten wspominają właśnie zakończoną noc bardzo przyjemnie więc chociaż rajtarzy już się zbierali do wyjścia to żegnali się z ciepłymi uśmiechami i byli tak samo żegnani. - Koniecznie wpadnijcie do nas w odwiedziny gdybyście byli gdzieś w pobliżu. - hrabina widocznie również wspominała szlachetnie urodzonych kawalerzystów miło bo zachęcała ich do odwiedzin całkiem gorąco.

Przy okazji wyjaśniło się, że na dworze jest niezbyt przyjemnie i pada ale mżawka a nie deszcz czy coś poważniejszego. Elfka nie mogła się zdecydować czy tak będzie cały czas czy się coś zmieni. Gdy wyjrzała przez otwarte w tym celu okno i przez chwilę patrzyła w pochmurne niebo doszła do wniosku, że powinno się w końcu przejaśnić ale nie była pewna kiedy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-10-2019, 22:06   #112
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ranek, Ristedt

Karl co prawda bardziej grzebał widelcem w talerzu, niż jadł, ale słowa Ragnisa nieco go ożywiły.
- Cieszę się, że z nami pojedziesz - powiedział. Wypił łyk piwa i skubnął trochę jedzenia. - Co powiecie na to - spojrzał za okno - by ruszyć, jak tylko pojawią się wozy?

- Karl, Karl… wozy już dawno czekają. Nie wszyscy są tak wczorajsi jak ty
- zarechotał krasnolud. - Ja jestem gotowy. Pogoda pod psem, ale trudno. Ragnis, jak szybko możesz być gotowy do drogi?

- Dajcie mi z godzinę. Muszę pójść po swoje rzeczy i się pożegnać z paroma osobami.
- Jednooki krasnolud odezwał się po chwili zastanowienia. Potem wstał i pożegnał się aby ruszyć w swoją stronę i przygotować się do opuszczenia miasta.

- Jakie 'już dawno'? - Karl pokręcił głową. - Przed chwilą ich nie było.

Godzina, jaką potrzebował Ragnis, wystarczyła, by Karl ogarnął się do końca.
Wrzucił swoje rzeczy na wóz, a ze względu na samopoczucie wolał zająć miejsce obok tych bagaży. Miał nadzieję, że odeśpi nocne przyjemności.
Umościł sobie w miarę wygodne legowisko i ledwo minęli mury miasta położył się i zapadł w drzemkę.

* * *


Początkowo podróż przebiegała wyjątkowo cicho. Karl chrapał na drugim wozie, a Ragnis spoglądał na mijane budynki z zasępionym wyrazem twarzy. Tladin zauważył, że wiele osób odprowadza go wzrokiem. Strażnicy przy bramie wypytywali ich o cel podróży ale starszy krasnolud nie miał ochoty rozwodzić się nad tym. Był nawet dość opryskliwy, ale może to była wina pogody.

* * *


Gdy nastąpił napad, Karl nie miał czasu, by zareagować odpowiednio szybko. Zresztą z tego co widział wynikało, że wszyscy zostali zaskoczeni. No i nie było mowy o użyciu pistoletów. Trzeba było chwytać za miecz i stawić czoła napastnikom.
A gdy pierwszy, zniechęcony skutecznym oporem i otrzymanymi ranami wziął nogi za pas, można było zabrać się za pójście w sukurs innym.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-10-2019, 22:17   #113
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

 Przedpołudnie; trakt do Lenkster



Poranek przeszedł tą pośrednią porę między późnym porankiem i wczesnym południem. Kołaczące się po ostlandzkim szlaku wozy przemierzały krok za krokiem, w rytm chlapiący odgłos kopyt kuców jakie je ciągnęły. W międzyczasie, wraz porankiem odeszła mżawka. Jednak nie przerodziła się w pełnoprawny deszcz tylko się wypadało co się miało wypadać i teraz Tall i Rhya okazali podróżnym swoje łagodniejsze oblicze. Na nieboskłonie chmury stopniowo rzedniały pokazując coraz bardziej błękitne niebo.

Gdy pogoda się rozpogodziła, takoż się stało i z licem Fimbursona. Odrzucili mokre płaszcze, aby trochę podeschły i w końcu zaczęli rozmawiać. Staremu khazadowi okolice przywodziły na myśl wiele historii i zaczął je opowiadać. Tladin z kolei odwdzięczał się opowieściami ze swego najemniczego życia.

Okazję wykorzystali podróżni. I tak sobie jechali. W pierwszej dwukółce jechały dwa krasnoludy, starszy, z opaską na oku i młodszy chociaż postawniejszy. Jechało im się dobrze i wesoło do akompaniamentu gry w kości albo karty. Dwaj khazadzi i wiarusi wielu walk i wojen szybko nawiązali nić porozumienia. Karl ze swoimi podwładnymi miał jeszcze lepiej, bo udało mu się skleić powiekę do tego nieregularnego rytmu skrzypiących wozów. To spał sobie w błogiej nieświadomości próbując odespać nocne przygody w “Odyńcu”.

Wozy wjechały w dziką okolicę ledwo mury Risted zniknęły za pierwszym zakrętem za zasłoną lasu. A i sam trakt był typowo ostlandzki. Czyli kiepski. Droga przypominała rozjeżdżoną przesiekę a przy tej wczesnej jesieni i po tak wielu opadach wszędzie było błoto i kałuże. Można było tylko się cieszyć, że nie trzeba przez to wszystko maszerować. Za to ściana lasu przypominała mroczny tunel. Między gałęziami nad głowami podróżnych widać było jednak kawałki nieba to dodawało otuchy i rozjaśniało ten wąski horyzont zdarzeń. Pradawny, mroczny bór zdawał się napierać z obu stron drogi jakby chciał ją zdusić a wraz z nią wszelkie oznaki cywilizacji.

Więc gdy dziki skrzek z wielu gardeł nie stworzonych przez dobrych bogów wzniósł się tuż obok drogi dla wszystkich było to kompletnym zaskoczeniem. Ani ludzie, ani khazadzi nie mogli się zorientować o co chodzi poza tym, że chyba jest to jakaś zasadzka w jaką właśnie wpadli. I rzeczywiście dał się słyszeć tętent kopyt łamiących gałęzie i rozchlapujących błoto poszycia, szczęk broni i ten złowrogi ryk od jakiego przechodziły ciarki na skórze.

Widać już było rogate sylwetki na poboczu. I to z obu stron! Gdy woźnica pierwszego wozu desperacko sięgnął po lagę jaką miał przymocowaną gdzieś w pobliżu. Podobnie Ragnis sięgnął po swój oręż. Również drugi woźnica postąpił podobnie jak jego kolega po fachu. Karl zdołał się obudzić gdzieś w tym momencie widząc nadbiegające sylwetki. Jego ochroniarze byli zbyt zaskoczeni tym nagłym atakiem aby zdążyć zareagować. A potem już natarła na wóz dzika, rogata fala z toporami i maczugami więc nie było czasu na nic więcej niż desperacka walka o przetrwanie.

Prawie każdy z obsady wozów został zaatakowany przez rogatego przeciwnika. Kopytni atakowali z furią nie oszczędzając nawet kuców. Dwa rogate monstra zaatakowały kuce okładając je swoją bronią. Zwierzęta, uwięzione przy dyszlu, rżały przeraźliwie nie mając gdzie uciec i stając się łatwym łupem napastników. Podobnie zostali zaatakowani woźnice na swoich kozłach. Każdy z nich próbował stawiać opór broniąc się swoją improwizowaną bronią. Ten który prowadził pierwszy wóz został trafiony i zachwiał się gdy zwierzoczłowiek zepchnął go do defensywy. Za to jego kolega nawet trafił przeciwnika ale nie wyglądało na to by zrobiło to na nim jakieś wrażenie.

Znacznie lepiej szło pasażerom wozów. Tladin, który co prawda został całkowicie zaskoczony tą niespodziewaną nawałą, w ostatniej chwili zdołał sięgnąć po topór i stanąć u boku Ragnisa. Wskoczenie na wóz dla zwierzoczłowieka okazało się dziecinną igraszką. Ale gdy już był gotów do ataku, rozprawienie się z dwójką khazadów poszło napastnikom dużo gorzej. Tladin w kilku ciosach trafił mocarnymi ciosami w przeciwnika i kozłogłowy zaryczał boleśnie i widać było, że ma dość. Jego pół zwierzęcy kolega mierzył się z Ragnisem, z drugiej strony chyboczącego się wozu. Starszy khazad również wyprowadził jeden udany cios który trafił kopytnego ale to chyba nie zniechęciło żadnego z nich do walki.

Na drugim wozie sytuacja wyglądała podobnie. Przez ten nagły atak, żaden z łuczników nie miał czasu nawet sięgnąć po swoją zasięgową broń więc musieli dobyć tej do bezpośredniej walki i odpierać ataki napastników. Jeden z rogaczy o baraniej głowie, zaatakował Karla. Młodemu Ostlandczykowi udało się jednak zbić jego ataki a nawet wyprowadzić skuteczny atak który sprawił, że zwierzoczłowiek ryknął wściekle ale nie miał jeszcze dość. Znów zamachnął się maczugą aby spróbować nią zmiażdżyć człowieka. W tym czasie Dieter zmagał się z podobnym przeciwnikiem i z podobnym efektem, również udało mu się zranić rogatego ale to wydawało się go tylko rozjuszać jeszcze bardziej. Jedynie Manfred chwilowo znalazł się poza zasięgiem ataku i miał swobodę manewru co robić dalej.

A pamiętając, dla kogo pracuje, zaatakował zwierzoczłeka, z którym walczył Karl.
Skuteczny atak zachęcił szlachcica do powtórzenia działania. Miał nadzieję, że wzięty w dwa ognie przeciwnik ulegnie, a wtedy łatwiej się będzie dobrać do skóry pozostałym.

- A mówiłem, że będzie rozrywka? - ryknął Tladin nie obracając się do Ragnisa. - Wystarczyło wyjechać kawałek za miasto!

Nie martwił się o przeciwnika, z którym walczył. Sami bogowie musieliby być mu nieprzychylni, żeby sobie nie miał poradzić. Bardziej martwiło go, że atakują zwierzęta. I woźnicę. Jeszcze jeden cios, i z przeciwnika powinny zostać dogorywające resztki. Wtedy rzuci się na to bydlę, które próbuje zabić im kuca. Przez moment się wahał, czy powinien opuścić Ragnisa i odsłonić mu plecy, ale szybki rzut oka na okolicę powiedział mu, że przeciwnik nie ma przewagi liczebnej. Nikt nie powinien zajść starego z nienacka.
Bogowie nie mieli dzisiaj złego humoru. Dobił swego przeciwnika i ruszył ratować kuca, który odnosił kolejne rany, rżał i wierzgał. Kątem oka zauważył, że ich woźnica, jak mu tam było na imię? No, w każdym bądź razie ten człowiek ledwo się trzyma. Ot i zagwozdka, ratować kuca czy woźnicę. Woźnica mógł sam się bronić pomyślał w końcu khazad i nie zmienił swojej szarży.

Wielu zwierzoludzi zrezygnowało z dalszej walki, gdy odnieśli rany. Ten, który walczył z Ragnisem też nie należał do odważnych. Stary krasnolud nie miał zamiaru go gonić - ani jego krótkie nogi, ani długi wiek nie zachęcały do takich zabaw. Obrócił się więc szukając kolejnego celu. Znalazł go - to bydlę, które już prawie uśmierciło ich woźnicę.

Tymczasem przy drugim wozie Karl z Manfredem zmusili do ucieczki kolejnego mutanta. Ale ich kuc leżał w śmiertelnej agonii, a woźnica bronił się zaciekle. Dieter też był związany w walce, ale chyba miał ją pod kontrolą.

Szlachcic trzeźwo ocenił, że głównym priorytetem jest teraz uratowanie jedynego żyjącego kuca. Sięgnął po łuk i wycelował, starając się nie myśleć o wszystkich sprzymierzeńcach, którzy akurat są na linii strzału.

Manfred nie odważył się na taki manewr. Rzucił się biegiem w stronę wozu krasnoludów, by stanąć u boku woźnicy.

Znowu walka! Krew krąży w żyłach szybciej! Na Grimnira!

 
Gladin jest offline  
Stary 22-10-2019, 00:24   #114
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 28 - 2519.VIII.07; ranek

Miejsce: Ostland; Las Cieni; trakt Risted - Lenkster
Czas: 2519.VIII.07 Bezahltag (5/8); ranek
Warunki: nieprzyjemnie chłodono; mokro; jasno; mżawka



Karl i Tladin



Krople mżawki stukały monotnonnie. O deski wozów, kałuże, o hełmy, pancerze, twarze i pyski. Te żywe jak i te zabite. Na trakcie rozmiękały kolejne warstwy błota a w kałużach woda z nieba mieszała się z krwią rannych i zabitych. Ale wśród ciężkich kroków na tym błocie na pobojowisku wreszcie zapanowali zwycięzcy. Teraz ciężko dysząc gorącymi oddechami mogli wreszcie oszacować jak wygląda sytuacja. Napastnicy mimo udanej zasadzki i szarży nie sprostali jednak zaatakowanym obrońcom na wozach i oddali im pole z powrotem kryjąc swoje pół zwierzęce, rogate sylwetki w mroku pradawnej puszczy.

A straty okazały się duże. Co prawda dwójka najętych przez wolfenburski ratusz awanturników wyszła z tej niespodziewanej przeprawy bez szwanku ale nie można było tego powiedzieć o innych. Oprócz nich jeszcze chyba tylko stary krasnolud z Ristedt był cały. A pozostali byli albo zabici albo ranni.

Z dwóch ochroniarzy Karla obaj byli ranni. Dieter był w stanie krytycznym. Leżał w błocie przy zarżniętym kucu tam gdzie upadł po ciosie przeciwnika. Tylko rejterada kopytnych uratowała go od przejścia do ogrodów Morra. Najemnik który z początku radził sobie z rogatym przeciwnikiem całkiem nieźle stopniowo ulegał przewadze bestii i został zepchnięty do defensywy. Jedno trafienie, drugie, kolejne po kórym padł w błoto nie mając już siły ustać na nogach i te ostatnie, wykańczające które jednak nie nadeszło.

W niewiele lepszym stanie był Manfred. Na początku walki przyszedł w sukurs Karlowi a gdy razem zmusili przeciwnika do ucieczki zaszarżował na kopytnego który zarżnął kuca z ich wozu i właśnie dobijał woźnicę. Woźnicy nie zdążył uratować i gdy zwierzoczłowiek dobił zakrwawionego parobka odwrócił się aby przyjąć szarżę ludzkiego wojownika. Obrócił pęd przeciwko niemu zadając mu cios jaki przebił się ptzez jego zasłonę i pancerz. Manfred jęknął z bólu ale próbował walczyć dalej. Ale został zepchnięty do defensywy aż w końcu zrejterował. Ponieważ człowiek raczej nie mógł uciec kopytnym jego doścignięcie i dobicie przez rogatą poczwarę było formalnością no ale wówczas właśnie zwierzoludzie zdecydowali się na generalny odwrót i uciekli w las z jakiego się wynurzyli. Z całej walki Manfred wyszedł poważnie ranny ale nie aż tak jak Dieter.

Z zasadzki ocalał jeden z woźniców. Ten którego imienia nigdy nie pofatygowali się poznać. Też został ciężko raniony. Płakał i biadolił teraz nad zabitym kucem jaki dotąd powoził drugi wóz. Przy okazji przyciskając dłoń do zranionego boku. Z początku, zupełnie niechcący, zwiazał walką jednego z przeciwników na tyle długo, że ten nie zdążył wspomóc swoich rogatych kamratów. A gdy wreszcie po kolejnym trafieniu parobek właściwie ocenił swoje szansę, że jeśli walka potrwa jeszcze trochę dłużej to raczej jej nie przetrwa wiec rzucił się do ucieczki. Trudno powiedzieć czy to Manfred go natchnął na tą ucieczkę czy na odwrót, grunt, że obaj wycofali się ucieczką zamiast ginąć marnie z rąk stworów Chaosu. A stwór który się z nim rozprawiał widząc jak przebiega atak odwrócił się i uciekł zamiast ścigać uciekającego.

Ragnis pokonał swojego przeciwnika który wskoczył na “krasnoludzki” wóz dość prędko i bez większych kłopotów. Doświadczony wojownik okazał się ponadprzeciętnym przeciwnikiem dla rogatej bestii. Zaraz potem były oficer straży miejskiej Ristedt zeskoczył z wozu i zaatakował poczwarę od tyłu. Tą którą właśnie też atakował jego pobratymiec Tladin. Tladin zaś równie szybko pokonał maszkarona który zabił im kuca. Wystarczyło jedno czy dwa mocarne trafienia aby rogacz padł bez życia zaraz przy truchle kuca jakiego dopiero co zabił. Wtedy Tladin zaatakował tego jego rogatego kolegę który z kolei właśnie zdążył dobić woźnicę. Stwór odwrócił się ku khazadowi całkiem zwinnie ale nie miał szans sprostać krasnoludzkiej stali i sztuce pojedynków jaki reprezentował Tladin. Jedno potężne trafienie prawie przepołowiło maszkarę wypruwając mu sporo trzewi w krwistym łuku. Stwór zawył i zaraz zachłysnął się gdy w tym momencie topór Ragnisa trafił go z przeciwnej strony. To już dla stwora było zbyt wiele więc chociaż zachwiał się to jednak wymknął się ocieżałym przeciwnikom i runął w stronę zbawczej ścianie lasu. Tam jednak nie zdołał się skryć bo dosięgła go strzała wypuszczona przez Karla. Wtedy upadł z ostatnim jękiem padając w mokrą trawę i pomiędzy równie mokre krzaki.

Sam Karl z początku zmuszony do walki mieczem udało mu się razem z Manfredem zmusić pierwszego przeciwnika do ucieczki. Gdy rozdzielili się z Mafredem młody szlachcic spróbował sięgnąć po łuk. Zanim to zrobił i wyceloał strzałę sytuację pogmatwała się jeszcze bardziej bo po obu stronach padli następni zabici i ranni. Pierwszą strzałę jaką zamierzał posłać w jednego z przeciwników spudłował. Strzała przeszła blisko ale jednak nie w ten ruchomy i będący w zwarciu cel. Zanim przygotował następny strzał zwierzoludzie zdecydowali się na odwrót. Udało mu się jednak posłać strzałę w jednego z uciekających który dopiero co wyrwał się z matni dwóch krasnoludzkich toporów i ostatecznie padł pod uderzeniem karlowej strzały.

Jeszcze chwilę było słychać odgłosy uciekających kopyt, trzaski łamanych gałęzi, porykiwania ale szybko umilkły. Na pobojowisku zwierzoludzie zostawili trzy trupy. Dwa zabite przy wozie krasnoludów i jeden którego dobił Karl. Trudno było powiedzieć ile ich w ogóle było ale skoro prawie na każdego obrońcę początkowo przypadał jeden napastnik to musiało być ich jakoś z pół tuzina. Część z uciekających oberwała jak ten którego trafili Karl z Manfredem na początku walki.

Ale straty wśród obrońców też okazały się spore. W “krasnoludzkim” wozie pod naporem toporów zwierzoludzi padł kuc z “ludzkiego” wozu i woźnica krasnoludów. Ocalały kuc w wozie khazadów był ranny. Ranni też byli ochroniarze Karla i ostatni z ocalałych woźniców. Z czego ochroniarze byli w tragicznym stanie a woźnica w poważnym.

A teraz zostali sami. Na tym bezludnym trakcie, pośród jesiennej mżawki, błota i trupów. Cała walka a raczej potyczka trwała bardzo krótko, krócej niż piło się kolejny kufel w karczmie. A straty były spore. Tylko Karl, Tladin i Ragnis wyszli z tej zasadzki bez szwanku.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 22-10-2019 o 00:30.
Pipboy79 jest offline  
Stary 27-10-2019, 09:04   #115
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację
Starszy krasnolud ogarnął okiem pobojowisko.
- Miej baczenie, gdyby wracali - zwrócił się do Tladina, sam zaś ruszył pomagać rannym. Nie był ani medykiem, ani cyrulikiem, ale w swym długim życiu nie raz i nie dwa ratował towarzyszy a potem podwładnych na pobojowisku. Ciął więc materiały na pasy, tamował krwawienia, usztywniał kończyny.
Karl medykiem nie był, ale nie miał zamiaru stać i patrzeć, jak Ragnis zajmuje się rannymi, szczególnie że niektórzy z tych rannych byli jego ludźmi. Pomagał więc krasnoludowi w opatrywaniu ran, zapewniając równocześnie, że z tego się wyliżą.
- Jak wyjdziemy z tego żywi, to na Grimnira, wisicie mi butelkę najstarszej krasnoludzkiej wódki, jaką będą mieli w Lenkster. Bo jedziemy dalej do Lenkster, tak? - rzucił kończąc opatrywać Dietera. - Pomóż mi poukładać ich na wozach - odezwał się do Karla. - A Ty młody, dalej miej baczenie.
Po chwili Manfred i Dieter znaleźli się na wozach.

- Teraz Tobą się zajmę - Ragnis podszedł do pozostałego woźnicy. - No już, nie maż się. Będziesz miał takie blizny i takie opowieści, że dziewczyny będą się do Ciebie kleić bez opamiętania - zacisnął mocniej opatrunek, aż mężczyzna zakrzyczał.
- No, to jak Ci na imię?
- A… a… Adolphus, panie
- wyjąkał mężczyzna. Stary krasnolud udawał, że nie widzi łez, toczących się po jego policzkach.
- Dobra Adolphusie, znasz się na zwierzakach. Przepnij te dwa do wozów - wskazał na zwierzęta kupione przez Karla i Tladina - a tego - wskazał rannego kuca - przywiąż jako luzaka. I wypnij truchło. Potem odpoczniesz.

- Chyba nie wrócą, kozie zady - skomentował Ragnis. W końcu mógł trochę odpocząć. - To jak? Jedziemy dalej do Lenkster, czy wracamy póki blisko do Ristedt?
Tladin spojrzał na Karla i rozłożył ramiona.

- No w takim stanie to chyba trzeba wrócić?

- Gdzie jest najbliższa wioska czy gospoda?
- Karl zwrócił się do woźnicy. - Jeśli jest bliżej niż Risted, to proponowałbym jechać dalej. Im krótsza podróż, tym lepiej dla rannych. No ale wcześniej musimy pochować tego biedaka - dodał.

- Nie wiem. Pierwszy raz jestem w tej okolicy - Adolphus jakoś się zaczynał zbierać po tym jak stary krasnolud opatrzył mu poważną ranę. Woźnica przeszedł przez błoto i kałuże traktu do truchla zabitego kuca aby je wypiac. Ale nie było szans by pojedyncza osoba ruszyła wóz albo truchlo czworonoga. Tym trzeba było poradzić sobie zespolowo. Rannemu mężczyznie ciężko szło też zapinanie albo wypinanie zwierząt pociagowych do wozu no a pod ten przy którym zabito kuca musieli popracować wszyscy. Aby przeciągnąć przez błoto traktu martwe truchlo kuca i zwolnić miejsce dla zastępczego wierzchowca.

- Oni nie nadają się teraz do niczego - zawyrokował Ragnis, gdy skończył opatrywać wszystkich poszkodowanych. Mówił głównie o dwóch ochroniarzach Karla którzy z tych co przetrwali walkę ucierpieli najbardziej. Ale obaj teraz zajmowali miejsca leżące w dwukółce, przez co dla Karla zostawalo miejsce na koźle albo gdzie indziej. I rzeczywiście i Dieter i Manfred wyglądali w tej chwili bardzo mizernie, jakby mieli dość wszystkiego. A ta jesienna mżawka, wszechobecne błoto i kałuże na pewno nie poprawiały sytuacji.

- Twoi ludzie, więc zdecyduj - Tladin wyraził swoje zdanie, teraz przyszło mu już tylko czekać, co postanowi Karl.
 
Gladin jest offline  
Stary 27-10-2019, 10:22   #116
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jakiś pech ich prześladował...
Walka się skończyła, ale trudno to było nazwać zwycięstwem.
Jeden z woźniców zginął, ludzie Karla ledwo dychali - wyglądało na to, że tylko cudem udało się wyjść z tej opresji, a jedynym zyskiem było to, że przeżyli.
Dzięki bogom mieli jeszcze zapasowe zwierzęta i nie musieli zostawić wozu.

Karl uparty bywał, ale jego upór miewał pewne granice. Gdyby Adolphus lepiej orientował się w okolicy i wiedział, gdzie jest najbliższa wioska czy gospoda, to szlachcic upierałby się przy idei dojechania do następnej karczmy, ale gdy nie było wiadomo, jak długo trzeba by jechać, to wypadało schować upór i dumę do kieszeni i wrócić. W końcu zdrowie ludzi było najważniejsze.

- No to wracamy - zadecydował. - Jak się słabo poczujesz, to się położysz - powiedział do woźnicy. - Jeśli powożenie zacznie sprawiać kłopot, to będziemy wozy prowadzić - dodał pod adresem Tladina. - Będzie wolniej, ale bezpieczniej.
- A w Risted znajdziemy medyka i, może, kogoś, kto zechce z nami wyruszyć
- dodał.

Po tym, co ich spotkało, raczej należało w to wątpić, ale wszystko zależało od sposoby przedstawienia całej historii.
Jakby nie było - ubili trzech zwierzoludzi, a stracili tylko jednego człowieka. Dobra opowieść zrobiłaby z tego sukces...
 
Kerm jest offline  
Stary 01-11-2019, 00:53   #117
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 29 - 2519.VIII.07; ranek

Miejsce: Ostland; Ristedt; gospoda “Pod odyńcem”
Czas: 2519.VIII.07 Bezahltag (5/8); południe
Warunki: umiarkowanie; sucho; jasno; na zewnątrz nieprzyjemnie chłodno i mżawka



Karl i Tladin



Krople mżawki stały się przeszłością. Podobnie dżdżysty, nieprzyjemnie chłodny poranek został zastąpiony przez słoneczny dzień. Niemniej kałuże i błoto na trakcie a później na ulicach Ristedt wysychały zbyt wolno aby dla podróżnych miało to jakieś zasadnicze znaczenie. Ot, mżawa się skończyło i zrobiło się całkiem słonecznie i pogodnie ale ta wilgoć co napadała rano wciąż dominowała krajobraz. Dzień był taki sobie więc światło dnia nie miało takiej mocy by osuszyć w ten nadmiar wilgoci.

A błoto pod kołami wozów i kopytami zwierząt w jakie te były zaprzęgnięte mocno utrudniały podróż. Na typowo ostlandzkim trakcie dominowały koleiny i różne doły nawet w pogodny dzień. Teraz wszędzie były kałuże i błoto. Tladin mógł się o tym przekonać osobiście gdy zastąpił zabitego woźnice. Dwukółką rzucało na każdym zagłębieniu i jazda była zwyczajnie przykra. Ale chociaż wóz się nie wywrócił ani nie zakopał w tym błocie. Ale krzepki khazad jakoś wybrnął z tej opresji tak samo jak z tego błota. I znów w końcu wyjechali na tą ostatnią prostą przed Ristedt. Tą samą jaką wjeżdżali do Lasu Cienii. I rzeczywiście dziwnym zbiegiel okoliczności akurat chmury się rozstąpiły a przestrzeń pól uprawnych, obecnie pokryta świeżym rżyskiem wydawała się zaskakująco pusta. W porównaniu do traktu jaki zdawał się ginąć pod naporem wiecznego lasu.

Wreszcie minęli bramę zachodnią, tą samą jaką wyjeżdżali rano. I wrócili do miasta. Miasto powitało ich tak samo jak przy pierwszym powitaniu i ostatnim pożegnaniu. Czyli obojętnie. Wozy dalej jeździły ulicami, tak samo jak przechodnie nimi szli śpiesząc za swoimi sprawami. Od głównej ulicy odchodziły pomniejsze gdzie widać było szyldy rzemieślników, stragany i sklepy. Po bruku spływały kałuże, błoto i koński nawóz. Ale i tak p tej brukowanej drodze jechało się dużo łatwiej niż na rozmokniętym trakcie.





Ale jednak wreszcie udało się wrócić znów pod “Odyńca”. Tam zrobił się mały rwetes gdy trzeba było pomóc przenieść ludzi Karla którzy byli w krytycznym stanie. Ponieważ opuścili lokal rano a wrócili jeszcze przed południem to nikt nie zdążył wynająć pokojów jakie mieli wcześniej więc nie było kłopotów z powrotem do “swojego” pokoju. Podobnie jak z opłatą za niego bo znów list żelazny okazał się wystarczającą przepustką na darmowy nocleg a i karczmarz tym razem już nawet o niego nie pytał rozpoznając gości którzy opuścili lokal dzisiaj rano.

W karczmie jednak nie było żadnego medyka ale karczmarz posłał chłopca w miasto. I po jakimś czasie przyprowadził kapłankę Białej Gołębicy która poprosiła o spokój i zostawienie jej samej z rannymi. I gdy Karl, Tladin i Ragnis jedli już obiad zeszła z góry samotnie.

- Witam was bracia. - odezwała się kapłanka cichym i spokojnym głosem zwracając się do trzech mężczyzn którzy wyszli cało z przeprawy na trakcie. - Stan tych dwóch zbrojnych jest bardzo ciężki. Trzeba na nich bardzo uważać a przede wszystkim modlić się do dobrych bogów i zadbać by mieli spokój. Nie wiem czy dam radę zajrzeć do nich rano. Być może lepiej by było przenieść ich do naszego hospicjum. No ale to już musicie zdecydować sami. Nie wiem czy zniosą kolejne przenosiny. Ale u nas mieliby zapewnioną stałą opiekę. - siostra miłosierdza sprawnie przedstawiła sprawę jak się ma sprawa z dwoma ludźmi Karla.

- Natomiast ten woźnica, jego życiu raczej nie zagraża niebezpieczeństwo. Dzięki dobrym bogom. Jednak dobrze by dać mu odpocząć przez dzień czy dwa. Jeśli bogowie będą mu sprzyjać to niedługo powinnien wrócić do zdrowia. Jeśli nie i czymś zraził do siebie dobrych bogów no to siła ludzka nic tutaj nie wskóra. Nie można się sprzeciwiać woli dobrych bogów. - kapłanka nawiązała do rannego woźnicy który też wyszedł z opresji mocno pokiereszowany ale nie aż tak jak Manfred i Dieter. Kapłanka pożegnała się mówiąc, że hospicjum Białej Gołębicy jest zawsze otwarte dla potrzebujących no ale decyzję musieli podjąć sami co zrobić ze swoimi pociętymi kolegami. I oczywiście polecała modlitwę, modlitwa i pokora były bardzo miłe dobrym bogom i przychylniej patrzyli na swoich wiernych gdy ci o nich pamiętali. Co znacznie ułatwiało posługę sługom bożym. Mieli czas się zastanowić gdy poszła, chłopak mógł ich zaprowadzić w każdej chwili do tego hospicjum. No i w ogóle zastanowić się co robić dalej. Wyglądało na to, że może minąć więcej niż jeden czy dwa dni zanim poranieni, zwłaszcza Manfred i Dieter wrócą do zdrowia.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 05-11-2019, 18:52   #118
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wiódł ślepy kulawego...

Tak mniej więcej wyglądał powrót do Ristedt. Tak, czyli nad wyraz żałośnie. Cudem tylko żaden z wozów się nie wywrócił, cudem jakimś liczne wstrząsy, podskoki i kołysania nie dobiły rannych.
Podobnie jak i wniesienie na piętro. Z tym, że tutaj było paru chętnych do pomocy. Zapewne niejeden z pomagających pomyślał o tym, że i on mógł znaleźć się w podobnej sytuacji.
Całe szczęście, że Ragnis znał się na opatrywaniu ran, bo medyka trudno było w miasteczku doszukać. A kolejnym szczęściem było to, że karczmarz zawiadomił świątynię Shallyi, a jej kapłanka nawiedziła "Odyńca".
Z drugiej strony trudno było uznać jej słowa za optymistyczne. Manfred i Dieter balansowali na granicy życia i śmierci i trzeba było zrobić wszystko, co w ludzkiej mocy, by pozostali po tej stronie wąskiej linii.

Karl wstał, gdy kapłanka podeszła do ich stołu.
- Karl von Schatzberg - przedstawił się. - Ci dwaj ranni, Manfred i Dieter, to moi ludzie. Zrobię co się da, by wrócili do pełni zdrowia. Na szczęście nasz towarzysz, Ragnis - spojrzał na krasnoluda - umiejętnie opatrzył im rany, bo inaczej moglibyśmy ich nie dowieźć żywych. Do rana pozostaną tutaj, w gospodzie - dodał - a jutro, jeśli ich stan się poprawi, przywieziemy ich do świątyni Pani Miłosierdzia.

Kapłanka powiedziała co wiedziała i poszła, a Karl wrócił do przerwanego obiadu.
Z apetytem niewielkim, ale jeść trzeba było, by żywi i zdrowi mogli pomagać tym, co w potrzebie.

* * *


Po obiedzie nie zamierzał ruszać się z gospody. Miał na głowie dwóch rannych, a ktoś powinien do nich zaglądać. Wszak nie można było ich zostawić na głowie karczmarza czy służących z "Odyńca".
No ale i tak musiał znaleźć nieco czasu, by odwiedzić świątynię Shallyi. Kapłanka miała rację - modlitwa mogła zdziałać wiele dobrego, a bogowie lubili, gdy ludzie się do nich modlili.
No i wypadało złożyć ofiarę.
Faktem było, iż kapłanki nie żądały srebra ni złota, ale one też musiały z czegoś żyć i za co karmić chorych.
Z drugiej strony... wiele Karl dać nie mógł. Von Schatzbergowie od paru pokoleń nie należeli do najbogatszych. Co prawda bieda i głód w oczy im nie zaglądały, ale siać złotem na prawo i lewo nie mogli.

Pożegnawszy się z Tladinem i Ragnisem, którzy mieli swoje własne plany, wszedł na piętro, by sprawdzić, jak się czują jego ludzie.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-11-2019, 22:06   #119
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację
 Wizyta w Trzech Fretkach

Tladin pozostawiwszy Karla, by czuwał nad rannymi, ruszył do Trzech Fretek. Ragnis wytłumaczył mu, jak tam trafić. Skierował siędo baru i zamówił piwo. Pomny na swoją ostatnią wizytę od razu rozejrzał się za pobratymcami, zanim zagadnął człowieka za barem.

- Gospodarzu - rozpoczął - szukam brata. Zowią go Bladin. Blondyn, starszy ode mnie. Niezbyt mocno zbudowany. Kapłan Sigmara opowiadał, że tak z miesiąc temu widział kogoś podobnego tutaj.

Karczmarz zastanowił się chwilę, po czym zaczął mówić.

Khazad odpowiedzi słuchał jednak tylko jednym uchem. O tej porze dnia nie było tutaj wielu osób, a z jego rodaków tylko jedna. Ale za to jaka! Tladinowi oczy się zaświeciły na jej widok. Młoda i ładna, ubrana w dopasowane, rzeczy dobrej jakości. Siedziała tak, że jej kształtny tyłeczek wprost wołał do niego o uwagę. Skórznię też musiała mieć robioną na zamówienie, bo nie tylko doskonale chroniła, ale i podkreślała jej biust. Podziękował karczmarzowi i podszedł do jej stołu.
[MEDIA]https://i.ibb.co/8cRk8FJ/Dwarf-female.png[/MEDIA]
- Tladin, syn Gladena - uśmiechnął się, starając patrzeć jej bardziej na twarz, niż na biust. - Jeżeli nie przeszkadzam, to chciałbym się przysiąść. Szukam kogoś, a ten człowiek - machnął w stronę karczmarza - niewiele wie.
- Skąd pomysł, że ja będę coś wiedzieć?
- zapytała przekornie przekrzywiając głowę, ale wskazała mu miejsca naprzeciw siebie. - Jestem Sigrun. To kogo takiego szukasz? - zmrużyła oczy. Tladin podrapał się po głowie zastanawiając. „Towarzystwa” przychodziło mu na myśl pierwsze.
- Może to dziwne, ale brata - odpowiedział w końcu.
- Brata? - Sigrun zdziwiła się, nachyliła do przodu i podparła brodę dłonią. Wojownik nie mógł się oprzeć spojrzeniu na biust, który został mu wyeksponowany z nowej perspepktywy.
- No właśnie, brata - z trudem wrócił do głównej myśli. - Blondyn, zowie się Bladin. Nie jest zbyt dobrze zbudowany.
- Nie to, co Ty?
- zaśmiała się.
- Nie, nie to co ja. Widziałaś takiego?
- Nie
- teraz dla odmiany odchyliła się do tyłu, łokcie kładąc na oparciu ławy.
- Szkoda - westchnął Gladenson. - A tak w ogóle, to co tu porabiasz?
- Tu?
- rozejrzała się. - Nudzę się.
- O, to powinnaś wybrać się ze mną
- ucieszył się. - Właśnie wróciliśmy z traktu. Ledwo co wyjechaliśmy rano, od razu wpadliśmy na bandę zwierzoludzi. Zatłukłem tego, co skoczył na mnie dwoma cięciami, a i tak reszta zarżnęła nam jednego kuca i woźnicę. Większość ludzi tak pocięli, że musieliśmy zawrócić i odstawić ich tutaj. Oj, nie nudziło by Ci się, na pewno.
- Na którym trakcie?
- zaciekawiła się.
- Do Lenkster.
- Lenkster? Tam nie ma nic ciekawego.
- Jak to nie ma? A zwierzoludzie?
- Ci to są wszędzie
- roześmiała się. - Wybacz złotko, ale prowadzę dość dużą karawanę do Wolfenburga i Lenkster mi nie po drodze. Ale gdybyś się chciał zabrać ze mną, to może dostarczyłbyś mi trochę rozrywki?
- Bardzo bym chciał, ale no nie da rady. Muszę do Lenkster jechać. Ale jeszcze nie dziś. Dziś mam wolne.
- To bardzo dobrze Tladinie. My też dziś nie ruszymy, bo trzeba było wozy naprawić i dać ludziom i zwierzętom odpocząć. Postaraj się, żebym dziś się nie nudziła.

Wojownik zaczął intensywnie się zastanawiać, jakie rozrywki mógłby krasnoludzkiej pannie zapewnić do wieczora. Spodziewał się, że noc spędzą razem, jeżeli nie zrazi jej do siebie do tego czasu.

Na początek zadał jej kilka pytań o to skąd pochodzi i jak to się stało, że ruszyła na szlak. Wybadawszy co nieco zaczął opowiadać historie ze swojego najemniczego życia, które uznał, że mogą ją zaciekawić. Potem zaproponował wspólny spacer i obejrzenie, co lokalni rzemieślnicy mają do zaproponowanie w zakresie zbroi i oręża. Gdy uznał, że dość czasu spędzili na tego typu zabawach, zaproponował jej relaksującą kąpiel z masażem. Oczywiście w wykonaniu Tladina
 
Gladin jest offline  
Stary 08-11-2019, 04:08   #120
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 30 - 2519.VIII.09; ranek

Miejsce: Ostland; Ristedt; gospoda “Pod odyńcem”
Czas: 2519.VIII.09 Konigstag (7/8); ranek
Warunki: umiarkowanie; sucho; jasno; na zewnątrz zachmurzenie



Karl i Tladin



Minęły dwa dni od powrotu do miasta. Dwa dni podczas których słabnące lato walczyło o prymat z nadchodzącą jesienią. Podobnie jak wysiłki Ragnisa i kapłanek Białej Gołębicy aby wspomóc powrót do zdrowia słabnące ciała pokiereszowane toporami zwierzoludzi. Po jednej nocy spędzonej w pokoju “Odyńca” i kolejnej dobie w hospicjum Białej Gołębicy wyglądało na to, że trzej pacjenci wracają do zdrowia. Właściwie to woźnica wrócił dzisiaj rano cały i zdrowy z wieściami, że obydwaj ochroniarze Karla też chyba jutro lub najdalej pojutrze będą cali i zdrowi. Modły i opieka dobrotliwych siostrzyczek pomogła tak samo jak pierwsza pomoc starego krasnoluda który ustabilizował stan ciężko rannych jeszcze na błotnistym trakcie za miastem.

Ten czas Tladin spędzał sobie całkiem miło z niedawno poznaną Sigrun której też wypadł postój w tym mieście. I chociaż obojgu im było nie po drodze a wyjazd z miasta i to w rozbieżnych kierunkach zbliżał się z każdym kolejnym porankiem no to na razie dobrzy bogowie im pozwalali cieszyć się wspólnymi chwilami.

Ragnis za to kręcił nosem. Trudno było powiedzieć czy ten wymuszony postój i powrót do miasta jakie już zdecydował się opuścić jest mu na rękę czy nie. Na razie korzystał z usług oferowanych przez list żelazny wolfenburskiego ratusza ale entuzjazmu nie okazywał. Raczej zrzędził i sarkał coraz częściej i coraz głośniej. A to na piwo, jadło, pogodę czy hałasy za oknem. Ten poranek też okazał się pochmurny. Chociaż jak na razie nic z nieba nie padało. A na zewnątrz było w sam raz. Ani zbyt chłodno ani zbyt gorąco.

Wyglądało na to, że od biedy można by ruszać na szlak i dzisiaj. No ale można było i odpocząc. W końcu jutro był dzień święty gdy dobry Imperator dał ludziom aby mogli oddać cześć dobrym bogom. Każdy bogobojny obywatel poświęcał ten dzień aby oddać cześć bogom w świątyni a przy okazji spotkać się ze znajomymi.

Inną sprawą była sprawa zasobów. Odkąd ich początkowy zespół mocno się zredukował do właściwie dwóch osób mocno to ograniczyło ich początkowe możliwości. Choćby z takim najęciem kogoś do pomocy. Ragnis co prawda dał się namówić na wspólną podróż ale właściwie w każdej chwili mógł odejść i ruszyć swoją droga. Tladin właściwie jeszcze w Wolfenburgu wydał prawie całą ratuszową zaliczkę. Teraz mógł sobie pozwolić na przyzwoity poziom życia właściwie tylko dzięki listowi żelaznemu który otwierał przed nimi drzwi, stoły i stajnie. Jak na razie jeszcze nikt nie odmówił jego respektowania więc jakoś to szło i się toczyło. Karl co prawda miał swoją sakiewkę wcale nie tak lekką. Gdyby przeliczać na zwykłe życie i zabawę to w połączeniu z darmowym wiktem i opierunkiem jakie oferował list żelazny to nawet mógłby sobie popuścić cugli. Gorzej gdy szło nająć czy kupić coś trwałego, coś grubszego, jakiegoś najemnika czy fachowca w swojej dziedzinie. Sądząc po przykładzie Laury, Maruviel, Ragnisa za ładne oczy nikt kto jest coś wart raczej nie pójdzie na wyprawę na koniec cywilizowanego świata i dalej, z obcą ekipą za ładne oczy. Takie rzeczy robiło się gdy ktoś miał wspólnotę interesów, idei albo dla zapłaty. O ile dwie pierwsze rzeczy były mocno subiektywne to na trzecią wystarczyło mieć pełną kiesę. Tylko od czasów pobrania zaliczki z ratusza sakiewki miały raczej tendencje do pustoszenia a nie napełniania się.

- Im bliżej gór tym będzie gorzej. Gorsze drogi, gorsza pogoda i gorsze bandy. A tu jedna banda zapchlonych rogaczy wyłączyła nam połowę naszych. A to jeszcze względnie cywilizowana okolica. - Ragnis wydmuchnął z fajki kłąb dymu mówiąc ponurym tonem co mu leżało na wątrobie. No pod względem “jakości” okolicy to rzeczywiście byli w pobliżu sporego miasta i na całkiem nieźle uczęszczanym szlaku. Ponuractwo starego khazada niejako przyćmiło całkiem pogodne wieści jakie przyniósł ze sobą Adolphus. Tak czy siak, musieli dziś lub jutro postanowić co robić dalej.

A na razie siłą rzeczy dało się słyszeć rozmowy z sąsiednich stołów. Bo tutaj alków zapewniających osobność i dyskrecję takie jak były we “Włóczykiju” niestety nie było. Więc musieli śniadać przy jednym z wielu dostępnych stołów. Ale dla tego też mimochodem docierało do nich to i owo od sąsiadów jak pewnie i na odwrót. Przy sąsiednim stole właśnie jakiś dość młody kawaler w długiej ale skromnej todze słuchał opowieści jakiegoś mężczyzny. Chyba to nawet spisywał do jakiejś kroniki czy coś takiego. Bo zbierał ważne albo ciekawe opowieści z życia miasta do swojej kroniki.

Wcześniej próbował chyba rozmawiać z jakąś młódką w zabiedzonej kurcie ale ta chyba nie miała na to ochoty. Wodziła czujnym albo wystraszonym spojrzeniem dookoła niczym zaszczute zwierzę chociaż nikt zdawał się nie zwracać na nią uwagi. Nawet ten kronikarz z kozią bródką nie widząc ochoty na rozmowę szybko dał sobie z nią spokój i dosiadł się do tego klienta z którym gadał obecnie.

Za to do stołu dosiadł się kto inny. Młoda, czarnowłosa kobieta ze sztyletem za pasem i ciemnobrązowym ubraniu. - Pochwalony. - przywitała się siadając zupełnie jakby była z nimi umówiona albo zaproszona. - Powiem krótko. Szukam kogoś do szybkiej i ryzykownej roboty. Spodziewam się kłopotów więc potrzebuję kogoś kto się wzdraga machać mieczem czy toporem. Zapłata w zdobytym łupie. Nie powiem ile bo nie wiem ile się uda wynieść. Robota za miastem, dzisiejszej nocy. Po wykonaniu nie musimy się więcej widzieć. Interesuje was to czy się rozstajemy? - kobieta mówiła cicho i szybko ale wyraźnie. Wyglądało na typową robotę na jedno zlecenie i do widzenia. Okazja do szybkich zysków ale i szybkich tarapatów. Nie wyglądało to na całkiem legalne zlecenie. Ale w całkiem legalny sposób trudno było zdobyć grubszą gotówkę lub jej ekwiwalent.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172