Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2019, 20:30   #13
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Jules szła zdecydowanie.
Cała jej wychudła postać aż drżała, gdy brunetka szła byle dalej od miejsca profanacji. Przytrzymywała się dla pewności dłonią o ścianę. Nie czuła się zbyt dobrze, gdy szok za szokiem brutalnie wybijał ją z przyjemnej fazy odlotu i wyciszenia. Czy słyszała nadchodzącego za nią maga czy nie, ciężko było stwierdzić.
Odys poszedł do Jules spokojnym, miarowym krokiem. Nie dotykał jej, po prostu stanął z boku, upewniając się, iż pojawił się w jej polu widzenia.
- Aż tak bulwersujące?
- To pytanie retoryczne, co? - głos walker był zachrypnięty i zgrzytliwy - Nie.
Stwierdziła twardo na niezadane pytanie.
- Nie będę koło - aż straciła głos i zatchnęła się - tego pomiotu…
Ostatecznie niemal wypluła słowa.
- I tak byś się nim nie zajmowała - Odys stwierdził silnie - najpierw trzeba ci pomóc doprowadzić się do względnej kontroli.
- Kontroli? - głos dziewczyny stał się nieprzychylny. Jakby rozmówca ją rozczarował.
- Nie tylko nie panujesz nad sobą - Odys nie wzruszył się - ale też nie umiesz tańczyć w ogniu. Wiesz co mam na myśli. Są ludzie którzy poruszają się w malignie z gracją baletnicy. Nie są normalni w potocznym znaczeniu. To nie jest złe. Lecz tobie tej gracji brakuje. Szarpiesz się, potykasz o własne nogi, parzysz we własnym żarze, tonąc ledwo łykasz powietrze.
Na chwilę zatrzymał wywód.
- Dobrze o tym wiesz, Jules. Droga to nie tylko podboje ale również wymiana doświadczeń.
Mina Jules świadczyła o tym, że mężczyzna stracił jej uwagę kompletnie.
- Nie jestem Morrisem. Nie tańczę z ogniem. Tańczę ze światem, snem stworzenia. Chcesz kontroli nad tym? - kobieta zaśmiała się krótko i szczekliwie. - Idź wyćwicz swoją abominację. Ale nie baw się w Chrisa.
Odys uśmiechnął się kątem ust.
- To ja tańczyłem z płomieniami. Ale masz rację, do Morrisa też pasuje, będzie trzeba go podpytać - spoglądał gdzieś w dal - tańczysz ze światem, tak. Albo potykasz się o niego - pokręcił głową - widziałaś kiedyś Triadę? Kogoś z nich na własne oczy, lub potężną Inkarnę?
Był zaciekawiony, ale i w jego głosie brzmiała jakaś niewypowiedziana obietnica.
Nim przebrzmiały jego słowa Jules z dzikością pchnęła go na ścianę i wspiąwszy na palce przysunęła swoją twarz do twarzy maga:
- Nie muszę widzieć - wycedziła - czuję każdego z nich, wiem, że ich świadomość przeplata się w każdym aspekcie, śnię z Nią i czuję jej ból.
Kobieta oddychała szybko wzburzona jeszcze bardziej niż kilka chwil temu:
- To co ty nazywasz potykaniem, ja nazywam złą marą. Częścią Jej planu. Wiem czego Ona chce. Czego ty chcesz, co?

Chórzysta wpatrywał się w Jules ze spokojem wysłuchując jej wybuchu. Wydawał się teraz trochę zbyt sztywny, zbyt akademicki. Rysy ściągnięte, usta spokojne, oddech miarowy. Tylko żelazne spojrzenie zdradzało zmęczenie jakiego nie zaznają teoretycy, jakie rodzi się w bólu tułaczki i smaku świata.
- Opowiesz mi o Marze - nie poprosił, bardziej stwierdził odległy fakt - chciałem ci tylko przypomnieć, że wedle bardzo wielu magów i innych istot, my, ludzie, jesteśmy dziećmi Tkacza. Te abominacje jak je określiłaś, to jego sługi. Tak, wszystko bierze w łeb i ten świat chyli się ku końcowi. Lecz pomyśl o tym, iż ojciec ludzkości trochę zbłądził i tam zaprowadził tych którzy byli mu wierni. Lecz to ten sam Tkacz który przyniósł narzędzia i ogień. Mam nadzieję, że nie wierzysz w bajki Tradycji i Unii o magach, obrońcach ludzi. Nas zawsze było za mało, a do tego nie wszyscy w to celowali.

Jules puściła mężczyznę z wyrazem odrazy na twarzy. Odsunęła się gwałtownie.

- Nie odpowiedziałeś na pytanie. - oczy dziewczyny były zmrużone i dzikie.
- Też chciałbym wiedzieć - Odys zaśmiał się lekko - całe życie gonię odległy brzeg. Zostałem przeklęty imieniem Pana.
- Przestań pieprzyć, Odys - Jules do reszty straciła cierpliwość. - Po coś mnie tu ściągnąłeś. Po to, żeby opowiadać głodne kawałki o ogniu, drugim brzegu?
Brunetka macała gwałtownie za papierosami lub skrętem.
- Ponieważ o uwolnienie ciebie poprosił mnie przyjaciel - Odys skrzywił się lekko - a przy okazji uważam, iż ciągle nie jesteś wolna. Chociaż on pewnie uznałby, iż robota już skończona. Twa obecność tutaj to implikacja tego. Co ci przeszkadza w Joyce?

- Wątpię byśmy mieli wspólnych przyjaciół - Jules w końcu namacała jointa i dopaliła go drżącymi dłońmi. Jej podniesiony głos uciszał chwilowo pozostałe. - Co mi przeszkadza? On. Wszystko to czym jest i reprezentuje. Chcesz jego? To albo mnie odeślesz do eteryków albo załatwisz inną miejscówkę.
Kobieta wzruszyła ramionami i zaciągnęła mocno ukazując zęby.
- Jacek mnie o to prosił, poznałaś go. Nie mówiłem, że to twój znajomy - wyjaśnił. - Oczekujesz jasnego celu? Chronienia przed niewygodami? Nie, znoszenie Joyce to jedna z niewygód jaka nas czeka, i sądzę, że jest ona najmniejsza. Związaliśmy się w świetle losu, nie szanowałbym go gdybym od tak, po prostu cię odprawił.
Odys patrzył w ścianę.
- Trzeba będzie zrobić z tym co cię otacza - przeniósł wzrok na kobietę - nie tylko ty śnisz. Przyswój to sobie w trakcie tej misji - mrugnął lekko żartobliwie - a te potworki będzie trzeba jakoś stłumić. Mógłbym to zrobić teraz, ale trzeba bardziej eleganckiego rozwiązania.

- Odpowiedź nadal brzmi nie. - Julia wyglądała na całkowicie zdeterminowaną. - Nie będę go znosić ani tolerować. Przyrzekłam lojalność tobie. Ale nie obiecywałam zdrady. Rób co uznasz za właściwe z tym plugastwem. Mnie w to nie mieszaj.
- Czyli zabijesz ub zaatakujesz go jak tylko go znowu spotkasz?
- Lepiej, żeby się to nie stało, prawda?
- Nienawidzę fanatyzmu - rzucił jakby przy okazji.
Jules zaciągnęła się kolejny raz i na wdechu odparła:
- Dobrze wiedzieć. Ale sam stwierdziłeś, że nikt z nas nie jest tu po to by chronić go przed niewygodami. - brunetka wyglądała na zaciętą. Wszelkie gesty serdeczności zniknęły.
- Nikt z nas nie jest tu też aby znęcać się nad człowiekiem który został nam oddany. To jeniec, traktujmy się w sposób cywilizowany. Zresztą - Odys uśmiechnął się rozbawiony - jestem ciekaw kto w sali pierwszy spęka jak zobaczy jak ciężki los wisi nad Joycem. Jest ważny.
- Ok - Walker odwróciła się ku wyjściu - Jak będziesz mnie potrzebował, przyślij gołębia.
Chórzysta spojrzał na nią smutno. Nie odezwał się ani słowem.
 
corax jest offline