Zawiesiwszy skórzany fartuch na kołku, Luther raz jeszcze rozejrzał się po chałupie. Po tym jak karczma zajęły pany z miasta obowiązków nieco mu ubyło, ale nadal dość było pracy przy gospodarce dla piątki dziatwy Grolschów i ich samych. Co prawda, nawet po zwolnieniu karczmy, zanosiło się na ciężkie dni kiedy ludziska iście będą miały za dużo frasunku z pańszczyzną by przepijać we karczmie piniądz. Aleć się młody piwowarczyk tym nie przejął, bo jak mu ojce powiedzieli, ludzkie słabostki chwilowe som, a natura ciągła. I ona kiej wilka do lasu, człeka, czy biednego, czy bogatego zawszeć do wyszynku koniec końców przywiedzie. Dziś się jednak na to nie zanosiło.
- Bacz na obejście ać ja wrócem Rutka - zawołał na siostrę, która ze głową w chmurach właśnie ciasto na podpłomyki wyrabiała.
- E? - spojrzała na niego jakby się obudziła.
- Pobudka Rutka! I nie dumej tak. Jako ma oleum we łbie to cię zechce, a kiej nie to jełop znaczy i nic ci po nim.
Siostra zaczerwieniła się, uśmiechnęła, ale zaraz we brata szmatą rzuciła na odchodne. Piwowarczyk zaś choć dylemat miał kaj iść, wybrał do przyjaciela drogę.
***
Żyrosław zaskoczył Boguśkę przy strumieniu gdzie koszulinę prała. Nie rzekł nic z początku, a jeno odchrząknął jakoś nerwowo, by zwrócić na siebie uwagę.
- Miałech co ci powiedzieć. Od Luthka.
Wyglądał jakby coś go w tym trapiło i dlatego tu jest. Bo rola posłańca z pewnością by mu się tak o nie uśmiechała. Nie w tych ostatnich dniach.
- Powiedział, że przeprasza za to ostatnie i żeby… żeby jakby kto pytał gdzie on, to nic nie wiesz.
Żyrko podrapał się po swojej bujnej czuprynie i zmarszczył brwi.
- Co wy u licha z Luthkiem uknuliście??? ***
Podpłomyki dwa ze sobą spakował, maślanki też dwa bukłaki, linę jakby musiał kie nosze zmajstrować, nóż swój co nim w karczmie mięsiwo kroił i tatowską siekierkę drwalską. Do tego wybrał spode swego posłania woreczek ziołami waniający i jeszcze jeden amulet co go już wcześniej doma znalazł u powały. Jako one działały, nie wiedział. Ale matulinym czarom ufał, bo nigdy przeca się nico złego nie wydarzyło we chałupie. To i działać musiały. Tak też wyposażony, wymknął się ze chaty na grubo przed pierwszym kurem, bo i ciemnica jeszcze była na dworze. Przywiedzie Światka. Albo chociej szkaradę oną co to jego na zatracenie powiodła, a Boguśkę chciała.
Była sobota.