Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-10-2019, 22:14   #111
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Jeszcze sporo przed odwiedzinami Luthera...


Atmosfera w młynie niemalże z dnia na dzień stała się tak gęsta, że można by ją ciąć nożem. Racimir chodził jak nieobecny, mamrocząc coś pod nosem i wyraźnie nadużywając mocnego piwa. Choć różni sąsiedzi przybywali, by złożyć kondolencje, gospodarz nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Jedyne na co mógł się zdobyć, to omówienie z kapłanem kwestii pogrzebowych i przygotowanie ciała do pochówku. Bogny zdawał się nie zauważać - podobnie zresztą jak Żyrosław. Syn młynarza, choć lubił od czasu zaczepnie klepnąć dziewczę w tyłek, teraz zupełnie od tego stronił. W młynie traktowali Bognę jak powietrze. Albo jej nie zauważali przez rozmiar tragedii, która dotknęła dom, albo też nie chcieli jej zauważać. Sierota sama mogła podjąć decyzję co woli - obojętność młynarczyków czy też jawną wrogość wielu mieszkańców wioski…

Bogna również snuła się po młynie niczym jakieś widmo. Płakała często, czy to cicho, czy głośno, za Nawojką. Kochała dziewkę z całego serca, i owe serce cierpiało… nie odważyła się jednak jej odwiedzić. Nie miała po prostu odwagi, nie chciała oglądać jej bladego, martwego oblicza, po prostu nie umiała. A jednocześnie i bała się reakcji Racimira i jego syna, gdyby ją przy martwej młynarczycy zastali. Cierpiała więc niemal na równi z nimi, tracąc i ochotę na przebywanie w izbie Nawoji.
- Dlaczego… dlaczego… - Szeptała, gładząc poduchę dłonią, na której ta nie tak dawno jeszcze spała, i zalewała się znowu łzami. Bogna nie chciała już spać w łóżku nieboszczki. Nie bez niej. Bez ciepła drugiej osoby, bez możliwości przytulenia się, pochichotania pod pierzyną, bez Nawojki to straciło na znaczeniu, wręcz ją odtrącało. Była tu, młoda, piękna, o dobrym sercu, żyła, dzieliła owe życie razem z nią, a teraz odeszła. Zostało tylko zimne, sztywne ciało, czekające na pochówek. Ze śmiercią córki młynarza umarła i cząstka Bogny… być może już ostatnia, z tych ludzkich.



***

Ona to widziała. Widziała w oczach Racimira i Żyrosława. Ukrytą złość, pretensje, być może nienawiść. W dużej miarce to przez Bognę doszło do tej tragedii. Gdyby nie uciekła jak głupia ze świątyni, myśląc że wracają Sargoni, Nawojka mogła żyć. Gdyby nie poleciała za głupią sierotą do lasu…

Sąsiedzi przychodzący do Racimira by opłakiwać jego córę także patrzyli podobnie. Ba, patrzyli wręcz z jadem w oczach w stronę Bogny, a ona truchlała. Wiedziała, iż jak wcześniej jak jej nie lubili i byli nieufni, teraz już na pewno chętnie by jej dali po pysku… bała się.

Bała się ludu we wsi, bała się i powoli gospodarzy w młynie. Jednocześnie jednak, nie bała się śmierci. Jeśli ją zechcą zatłuc, ich wola, ile w końcu może w życiu zdzierżyć takich tragedii taka młódka?

Swoje kilka rzeczy i jakiś koc przeniosła do kuchni, obok pieca. Tam spała, na podłodze, nie chcąc już wracać, czy rościć sobie wygód w łożu Nawoji.

***
Drugiego dnia, nieco jednak wzięła się w garść, zajmując czym popadnie… bo jakoś nikt się do tego nie kwapił. Nakarmić kury, jajka pozbierać. Nakarmić i wydoić trzy krowy, konia, prosiaka. Jakoś oporządzić domostwo, zrobić coś gospodarzom do jedzenia.

Nie umiała tak kucharzyć jak Nawojka, ale starała się z całego serca, często ową strawę doprawiając własnymi łzami. Stawiała owe jadło dla Racimira i Żyrosława i czekała aż co zjedzą albo uszczkną. Czekała i czekała… a później sama zjadała zimny posiłek do połowy, jego resztki, lub ratowała co się dało na zaś.

- Gospodarze… zjedzcie coś, proszę… - W końcu się przełamała i pierwszy raz od dwóch dni odezwała do młynarza i jego syna, ze wzrokiem wbitym jednak w dechy podłogi.

Zarówno Racimir, jak i Żyrosław byli zrozpaczeni po stracie Nawoji, ale prawda była taka, że trzeba było coś zjeść. Dwa duże chłopiska pracujące w młynie nie mogły obyć się bez strawy. Choć prawdę mówiąc miało się wrażenie, iż Racimir ostatnio żywi się głównie piwem, wprawiając się w ciągły stan odurzenia. Prawdopodobnie tylko w ten sposób był w stanie znosić rzeczywistość.

Wezwani przez Bognę, stawili się obydwaj. Żyrosław przez cały czas miał kwaśną minę i jadł w taki sposób, jakby łyżka ważyła co najmniej pięćset funtów. Albo danie niezbyt przypadło mu do gustu, albo też ostatnio kompletnie stracił apetyt. Co innego Racimir - ten wsuwał tak, że aż miło było popatrzeć. Chyba był zresztą kompletnie nawalony…
- Bardzo dobre, bardzo dobre… - wymruczał niewyraźnie pod wąsem, na co Żyrosław posłał mu zniecierpliwione spojrzenie. Chyba zaczynał powoli mieć dość pijanego ojca.
- Zjem innym razem - oznajmił nagle Żyrko, zrywając się z miejsca i starając nie nawiązywać z nikim kontaktu wzrokowego. Po chwili wahania Bogna za nim ruszyła…

~

- Żyrko, poczekaj… - Zagadnęła za idącym młodzianem.
Żyrosław zdążył wyjść z izby. Zatrzymał się dopiero, gdy znalazł się na zewnątrz. Nie obrócił się od razu w stronę Bogny, lecz tylko nieco skręcił głowę.
- Co? - rzucił sucho i niecierpliwie.
- Chciałam pogadać… - Zaskomlała cicho dziewoja.
- Nie ma o czym.
- Ale… - Skromnie zaprotestowała.
- Dobrze. Co chcesz mi powiedzieć? - zapytał zjadliwie młynarczyk, obracając się w stronę Bogny. W jego postawie wyczuwalna była agresja.
- Czy… czy mam się wynosić? Mam opuścić młyn? Wasze gospodarstwo? - Powiedziała dziewoja, powoli zaczynając się bać chłopaka.
Słysząc pytanie Bogny, chłopak zmieszał się na moment, odwracając spojrzenie.
- Rób co uważasz… - mruknął, wpatrując się w horyzont. - Chcesz, to zostań. Nie chcesz, to idź. I tak większej szkody już nie sposób uczynić…
Żyrosław wziął głębszy oddech wyraźnie starając się panować nad wybuchem gniewu.
- A… czego ty chcesz? - Szepnęła Bogna.
- Chcę żeby moja siostra znów żyła. I żeby brat się odnalazł cały i zdrów. Nic innego mnie nie obchodzi.
Po tych mocnych słowach, młodzieniec splunął siarczyście na ziemię, po czym ruszył w kierunku lasu. Dziewka z kolei nie odezwała się już ani słowem, przypatrując jak młodzian odchodzi.

~

Bogna przypatrywała się ukradkiem z boku Racimirowi. Nie kryła się z tym tak bardzo, toteż raz czy dwa wstawiony młynarz w końcu wyłapał jej spojrzenie. Chyba chciała coś powiedzieć, jakoś go zagadnąć…
- A ty czego tak patrzasz jak sroka w gnat, e? - wymamrotał nawalony chłop, gibiąc się w stołku.
- Bo ja… chciałam pogadać… - Wymamrotała Bogna, wbijając wzrok w podłogę, a palcami nerwowo kręciła materiał kiecki.
- Chcesz gadać to gadaj - odparł wpatrzony w palenisko Racimir, krzyżując ramiona przed sobą. - Chocia ja nie słyszoł, żeby gadanie komu pomogło.
- Ja wiem, że nic mi do tego i nie mam prawa… ale za dużo pijecie gospodarzu. I… - Urwała nagle, a po jej policzkach popłynęły łzy.
- Ta? - zapytał zaczepnym tonem mężczyzna, pociągając głębszy łyk piwa. - I co?


Bogna jednak, zamiast odpowiedzieć, szybkimi trzema krokami znalazła się przy młynarzu, po czym capnęła jego kubek z piwem, odsunęła się tym razem o dwa kroki w tył, i zaczęła pić łapczywie, aż jej wszystko ciekło po brodzie i po szyi, i nadal płakała.
Racimir nie zdążył zareagować na próbę zabrania mu naczynia. Nie dość, że był mocno podchmielony, to jeszcze apatyczny.
- Co ty czynisz, dziewko przeklęta?! - zawołał, wiercąc się na krześle. Chyba próbował wstać, ale nie starczyło mu sprawności motorycznych. Bogna zaś wypiła wszystko do dna, a że i jednocześnie piła, płakała, i nieco się trzęsła, sporo piwa rozlało się i po jej koszuli… nie zwracała na to kompletnie uwagi.
- A żebyś wiedział, że jestem przeklęta! - Pisnęła do Racimira, po czym… roześmiała się głośno przez łzy - Jestem przeklęta, jestem przeklęta! - Cisnęła po dziewczęcemu pustym kubkiem o ścianę, po czym spojrzała na gospodarza - Chcesz pić? Ja też! Chcę umrzeć od picia! Tak będzie sprawiedliwie?! Czy wolisz mi łeb urwać? - Padła na kolana, po czym skryła twarz w dłoniach i zaczęła znowu płakać.
Racimir spoglądał na zapłakaną dziewkę, nie ruszając się z miejsca. Oczy mężczyzny szkliły się, a on sam pociągnął kilka razy nosem. Każdy na swój sposób odreagowywał grobową atmosferę. W rozpaczy i przy dostatku trunków bardzo łatwo wypowiedzieć kilka słów za dużo - nieważne jak bardzo by się ich później żałowało.
- Jeśliś ty przeklęta, to czemu ciągle innym ginąć przychodzi? Rzekłbym, żeś ty w czepku urodzona.
Młynarz pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
- Nie, Bogna. Nie urwę ci łba, bo ja już na nic sił nie mam. Chciałbym… Odpocząć, o. Odpocząć…
Ostatnie słowo powtórzył kilkakrotnie, obserwując w zamyśleniu ogień. A rudowłosa powoli wstała z klęczek, podniosła rzucony kubek, przetarła go rąbkiem własnej koszuli, po czym ruszyła do Racimira przy stole.



.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 14-10-2019, 03:08   #112
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Lutherowo-Bogusiowej schadzki przebieg i finał niespodziewany

Młody Grolsch sam nie wiedział jak długo czekał… w każdym bądź razie wydawało mu się, iż nawet i kwadrans, gdy w końcu ktoś się zjawił w umówionym miejscu. Drobna postać przemykała nocą, co chwilę przystając i się rozglądając.

- Luther, jesteś no tu?? - Szeptała Bogna. Była opatulona kocem, spod którego wystawała koszula nocna sięgająca kolan, na nogach zaś miała jedynie drewniane chodaki. Wymknęła się więc z młynu praktycznie tak jak spała?

- Jestem - syknął piwowarczyk wynurzając się z ciemności nieopodal - Aleś się guzdrała…
Rozejrzał się czy nikogo wokoło więcej nie przywiało i przysiadł obok Boguśki z niejakim zawahaniem przyglądając się jej przyodziewkowi. Mógł choć jaki koc wziąć, bo co…
- Słuchaj, ja… Tata, Racimir… - wyraźnie nie wiedział jak się zabrać do tego z czym ją z wyra wyciągał - Oni chyba nie rozumieją, że Światko nadal gdzieś tam jest. Coś tam gadają… Wujo z drzewami chce gadać… Ale… ja muszę wiedzieć czy ty też wtedy… coś tam widziała…

Bogna spojrzała w twarz Luthera, a wśród blasku księżyca, jej oczy zamigotały zbierającymi się łzami…
- Głupia sucz wdowa Maryna mi w nic nie uwierzyła, a potem jeszcze witką przyłożyła, jak nie umiałam pokazać skąd z lasu wylazłam. Widziałam Luther, widziałam potwora, tak jak teraz ciebie widzę… - Zadrżała dziewoja na całym ciele, po czym skryła twarz w dłoniach i zaczęła chliptać.

Pewnie by się chłopak speszył nieco widząc łzy jakimi się zaczęłą zanosić. Ale za bardzo go ów potwór zaskoczył.
- Potwora…? Światko… on nie był sobą. Jakby jemu też jakiś potwór w głowie namieszał… On… Ja już sam nie jestem pewien… Ale po mojemu to on Nawojkę zadusił. Mówił, że to czarownica… A potem jakby czar prysł i się wystraszył tym co zobaczył… Pędem w las pobiegł… Chciałem za nim. Zatrzymać. Ale za szybki. Ale wiem gdzie pobiegł Boguśka...Wiem. Wielki dąb znakami Stwórcy oznaczył…
W końcu zamilkł kręcąc głową jakby sam siebie do końca nie rozumiał, po czym w niespodziewanym odruchu, objął i przytulił Boguśkę. Ta zaś, jeszcze przez dłuższą chwilę, szlochała i posmarkiwała gdzieś w okolicach kołnierza młodziana.
- Ja ją kochałam… tak bardzo kochałam… - Zaskomlała - Czemu ona, a nie ja…

Ten zaś stał próbując w głowie ułożyć sobie to co chciał powiedzieć w jakąś całość, która miałaby sens. Nic jednak nie miało. Chciał dalej tulić Boguśkę i nią potrząsnąć. Chciał wrócić doma i iść do lasu. Pogadać z łojcem i nawet się mu nie zająknąć o niczym…
- Ja też ją… lubiłem - zaczął w końcu niepewnie - Ale teraz wiem, że mus nam Światka znaleźć… Jemu ten potwór coś wmówił napewno. Iiii… pójdziesz go ze mną szukać?
- Boję się tam iść…
- Otarła łzy skrawkiem koca, i mocno pociągnęła nosem. Spojrzała Lutherowi na moment w twarz, po czym przytuliła policzek do jego torsu, a rękami objęła w pasie. - Nie chcę żeby i tobie coś się stało
- Ja też się…
- chciał się chłopak do strachu przyznać, ale uznał, że się nie godzi - bojam o Ciebie. Aleć nie możem tak zostawić Światka potworowi… a i Nawojka… Wujo mówił o duchach tych co to pomarli kaj nie ichnia pora była. Wżdy naszą Nawojkę na pastwę lasu ostawimy? Słuchaj… Mam wujowe amulety od matuli. I topo…
Chciał kontynuować i opowiedzieć dalej co umyślił ale spojrzał wonczas w mokre od łez sarnie oczy i skinął głową.
- Daruj Boguśka… Zostań. Ale powiedz mnie jako ten potwór wyglądał. I jak mu, bogom dziękować, uciekłaś?
- Najpierw był wilk. Duży, czarny wilk, co mnie za nogę z drzewa ściągnął. I już, już mi się do gardła rzucił, a wtedy pojawił się… ON
- Bogna szeptała, drżąc na całym ciele - Wyglądał… wyglądał jak… książę z bajki… - Głos jej się załamywał -... a potem… potem jak jakiś… trędowaty, obrzydliwy, powykręcany… uciekłam mu biegiem… - Rudowłosa dziewoja zaczęła szybko oddychać, zupełnie jakby miała za chwilę zemdleć?
- Czekaj… usiądź… - Co rzekłszy pomógł jej usadowić się tyłkiem na ziemi - Znaczy musi być urok na Cię rzucił..
Siedział obok sierotki i mocno ją tuląc, kiwał głową ukłądając sobie w głowie co tam wtedy w lesie zaszło. Był już pewien, że nie będzie się od tego odwracać. Bliskość Boguśki go w tym utwierdzała, bo i jaki porządny chłopak nie poczuje odwagi kędy dziewka w niego wtulona.
- Ale poza urokiem… nie ukrzywdził Cię, nie?
- Uuuuu… uuuu… uuuciekłam…
- Westchnęła Bogna, płytko i szybko oddychając, po czym kompletnie zwiotczała w ramionach Luthera. A więc faktycznie, zemdlała.
Luther potrząsnął dziewczyną zaniepokojony, ale w leczeniu wiela mu do matki brakowało, bo zabieg ten nie przyniósł żadnego rezultatu poza tym, że giezło się na dziewczynie przekrzywiło. Oddychała jednak miarowo i spokojnie z zamkniętymi jako Stwórca przykazał oczyma więc się piwowarczyk uspokoił. Odetchnął i przemyślał sprawę. Boguśki w las nie zabierze, bo mu dziewoja zara pomdleje. Żarko się doń nie odzywał. Wujo zara będzie na golasa po gajach tańcował i te jak jej tam Dziką Sitwę nawoływał. A ojce… oj zadaliby mu ojce bobu jakby powiedział, że chce iść szukać Światka. Był więc sam. Aleć przygotować się mógł. Po domu pani matka amuletów pochowali to weźmie kilka. Ze składziku siekiere drwalska i bochen zwędzi z zapiecka i nim noc zapadnie wróci.
Proste. Wszystko mu teraz pasowało gdy sobie tulił nietomną Bognę głaszcząc po rudych puklach. Czuł się wyjątkowy.
I zasługiwał na wyjątkowe traktowanie. A czy mu kto za sprowadzenie Nawojki podziękował? Nie. Jeszcze go ojce po pysku ustawili. To teraz zobaczą jaki on dumny jak paw wróci. A podziękę sam sobie weźmie… Bogusia nawet jeśli poczuła ręce chłopaka zaciskające się na swoich piersiach to i tak nie oprzytomniała… Poczynał więc sobie śmiekej i śmielej kiedy nagle odsunął się jak oparzony patrząc na swoje ręce jakby nie były jego
Nieco później zaś taszczył znowu dziewczynę Luther tym razem blisko do domu młynarza. Ostrożnie przełożywszy ją na nawojkowe posłanie przez okno, wrócił zaś doma.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 14-10-2019, 20:37   #113
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Na pogrzebie Nawojki oraz Gawaina zjawiła się cała rodzina rycerska - z jednym, drobnym wyjątkiem. Brakowało samego Ottona. Pan wsi nie raczył zaszczycić maluczkich swą obecnością. Najwyraźniej nie zajmowali go ani martwi kmiecie, ani konwenanse żywych. W ten sposób dodawał jeszcze więcej powodów ku plotkom i wzburzeniu chłopstwa. Nie brakowało osób, które po cichu złorzeczyły dziedzicowi, który sprowadzał nieszczęścia i bezdusznie odnosił się do tragedii prostych ludzi.

Dzień przed pogrzebem Bogna miała okazję dosłownie otrzeć się o przedstawiciela rycerskiego stanu. Gdy wracała z chrustem, okazało się że Otton odwiedził młyn. Wychodził szybkim krokiem, mało nie taranując dziewki, która z zaskoczenia wypuściła nazbierane drwa. Dziedzic ani trochę nie przejął się tym incydentem, lecz ruszył w kierunku uwiązanego wierzchowca.
Z relacji Racimira dowiedziała się, iż Otton oglądał zwłoki Nawoji. A gdy już je sobie obejrzał, skinął głową i wyszedł. Nie złożył nawet kondolencji.

Mieszkańcy wsi bez trudu mogli zauważyć, iż pan wsi często jeździ do Lasu Mgieł. Niektórzy mogli nawet dostrzec jak wraca, kiedy opuszczali już ceremonię pogrzebową. Może po prostu lubił zażywać samotności? A może polował? Nikt jednak nie widział, aby wracał z jakąkolwiek zwierzyną. Zwłaszcza, że nie brał ze sobą ni kuszy, ni oszczepu - tylko miecz. Ktoś złośliwy mógłby rzec, że marny z niego myśliwy...

Na następny dzień po pogrzebie, chaty w Drzewcach poczęli odwiedzać zbrojni Ottona. Tym razem niczego nie demolowali ani nie powodowali "nieszczęśliwych wypadków", przy których ktoś nabijał się kilkakrotnie na miecz. Z pewnością stanowiło to miłą odmianę. Oznajmiali jedynie sucho prosty komunikat:
- W sobotę wszyscy mają się stawić w świątyni. Pan wsi wyda osąd w sprawie morderstwa córki młynarza.
Pozostały dwa dni...
 
Bardiel jest offline  
Stary 15-10-2019, 08:05   #114
 
avvsugar's Avatar
 
Reputacja: 1 avvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputację
Franciszka obudziła się z bólem głowy. Wiedziała, że w nocy męczyły ją okropne koszmary, jednak sny były na tyle mgliste, że kobiecie ciężko było odróżnić je od tego co naprawdę wydarzyło się w ciągu dnia. Gdy spojrzała na opuszczone miejsce do spania w pierwszej chwili poczuła ulgę - Może był to ino zły sen - pomyślała. Jednak po chwili ogarnął ją lekki niepokój. Niemożliwe było, żeby przygotowała miejsce do spania dla kogoś kto nie istniał. Rozejrzała się po chacie, jednak nie zauważyła jakby ktoś obcy miał ruszać jej skromny dobytek.
- Jeśli dziecko było prawdziwe to na pewno wyszło przed chatę się czymś zająć - próbowała uspokoić swoje myśli kobieta - przecież dziewczynka nie byłaby w stanie zrobić mi jakieś krzywdy.
Franciszka wstała i zaczęła przygotowywać się do kolejnego dnia pracy. Przecież mimo tego co się wydarzyło, miała na głowie swoje obowiązki. Gdy była gotowa wyszła przed chatę zaczęła jednak zastanawiać się czy zająć się swoimi codziennymi sprawami jakby nic się nie stało czy lepiej od razu poszukać dziewczynki.
 
avvsugar jest offline  
Stary 19-10-2019, 22:22   #115
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Arnika i Horst Grolschowie

W piątkowe przedpołudnie państwo Grolschowie wybrali się wspólnie odwiedzić Czeremchę. Dzieci zostały w domu, zajęte swoimi obowiązkami. Arnika niosła uwieszony na jej przedramieniu koszyk, przykryty czerwoną ściereczką, pod którą kryły się przysmaki takie jak świeży chleb, nalewka na reumatyzm, pęto suszonej kiełbasy i stygnąca potrawka. Jej mąż szedł przy niej. Chwilę milczeli, zwlekając, aż oddalą się dość od domostwa.

Taka trasa była idealną okazją by omówić sprawy rodzinne, wymagające ustalenia w jakim kierunku powinni dążyć. W takich momentach małżeństwo pozwalało sobie na odmienność zdań, ale przed dziećmi i sąsiadami musieli już być jednomyślni.

- Matz wspominał, że Luther nocą wymknął się gdzieś... - zaczęła temat Arnika.

Horst westchnął ciężko. Luther… jakim cudem nosił nazwisko Grolsch było dla mężczyzny zapytaniem. Pewnie dlatego, że był jego synem i tylko to, choć z każdym mijającym dniem coraz mniej, chroniło go od wydziedziczenia.
- Ten chłopak nie ma rozumu. - powiedział gorzko i z wyraźnym zawodem - Będą z tego tylko kłopoty. Wiemy coś więcej?

Kobieta westchnęła i pokręciła głową. Zdecydowanie było tak lepiej, że młodszy brat Luthera nie wpadł na pomysł, żeby śledzić brata, bo to było niebezpieczne, żeby kręcił się po nocy poza domem.
- Niestety wygląda na to, że wtedy gdy spadł na głowe to... W głowie mu się poprzestawiało - stwierdziła ze zbolałą miną. - A takie dobre dziecko z niego było... Takie bystre... - kręciła głową i chyba nawet łzy pojawiły się w jej oczach.

Stary Grolsch położył dłoń na drugim ramieniu Arniki tuląc ją do siebie w kroku.
- Wiem. - powiedział czule z nieukrywanym bólem - To tak, jakby stał się całkowicie inną osobą. Kimś obcym.
Westchnął ciężko.
- Nie zdziwi mnie jeśli nasz dziecic uzna go za mordercę.

Na te słowa Arnika wzdrygnęła się i zamarła w bezruchu, zatrzymując się. Chwilę patrzyła mężowi prosto w oczy, a jedna łza spłynęła jej po policzku, ale mąż starł ją palcem delikatnie. Nie musiała odpowiedzieć, żeby wiedział co o tym myśli. Wtedy, tamtego dnia gdy Luther przybiegł z Nawoją... Mówił nieskładnie, ledwo była w stanie przymusić go by robił tak jak go instruowała... Później bełkotał coś bez sensu, że nawet Horst nie był w stanie logicznie tego przekazać swojej żonie... Zupełnie jakby Luther bał się powiedzieć co tam zaszło.

- Od upadku na głowę zachowuje się inaczej... Zmienił się - powiedziała cicho. - Myślisz, że Światko też... Tak jak Nawojka skończył? - zapytała z przestrachem w oczach.

Horst pokręcił głową na boki.
- Nie wiem najdroższa. - powiedział i przytulił ją mówiąc ciszej - Cokolwiek tam się wydarzyło… jeno Dobrzy Sąsiedzi wiedzą. Miejmy nadzieję, że Światko się znajdzie… choć wiesz jak to wygląda. Tym bardziej, że i Otton się tam wybiera i wraca jak nigdy nic.

- Wiem jak to wygląda - jęknęła Arnika bezsilnie. - A Otton może znalazł Światka... - wzdrygnęła się ponownie.

- Dowiemy się jutro. - odpowiedział spokojnie mąż choć słychać było nuty żalu - Cokolwiek postanowi Otton… nie będzie jak argumentować. Luther… choć stał się zaprzeczeniem naszych ideałów… nadal jest moim synem.

- Może to nasza wina... Miasto go zmieniło... - matka za wszelką cenę próbowała znaleźć wyjaśnienie czemu jej dziecko miałoby zrobić coś czego się nigdy by po nim nie spodziewała.

- Wrócił jakiś czas temu. Miasto… jeszcze niedawno był Grolschem z krwi i kości. - odpowiedział cicho - Nie nasza wina najdroższa. Jeno sprawka to może być Starego Ludu, ale czym im zawiniliśmy, że go dotknęła ich Łaska? Wszystko od tego upadku… nie wcześniej.

Kobieta pokiwała tylko bezradnie głową. Nie było sensu dłużej się umartwiać, bo wszystko już i tak było w rękach pana na włościach. Ruszyli dalej, powoli stawiając kroki.

Milczeli aż drogę zastąpiła im Psotka. Wtedy Arnika włożyła dłoń pod ściereczkę okrywającą koszyk i wyciągnęła przysmak. Czarna kotka przyjęła podarek i z zadowoleniem poprowadziła ich do domu Czeremchy.

Po przekroczeniu progu chaty starowinki, jej przybrana córka po przywitaniu się z nią zaczęła rozstawiać zawartość kosza na stoliku. Horst zabrał się za rozpalanie ognia pod piecem.

- Byłam zobaczyć jak trzyma się syn Gawaina... - wspomniała Arnika. - Albert.. Biedny chłopak, jest roztrzęsiony - skomentowała krótko stan chłopaka.

- Gawain był dobrym chłopem. - powiedział Horst, a ogień się zaprószył i pierwsze płomienie zaczęły pochłaniać chrust i drobne drwa paląc się od góry
- Zawsze dbał o syna… Może go przyjmiemy do siebie? Jak myślisz?

Arnika odwróciła się i popatrzyła na męża ze zdziwioną miną na tą propozycję.
- To... Poważna decyzja... - mruknęła przelewając potrawkę do małego kociołka. - Ale sam chłopak sobie nie poradzi, szczególnie z tą nogą... - zamyśliła się.

- Jak nie my, to kto? - zapytał cicho spoglądając na żonę. - Poprzez pamięć Gawaina… prawda, będzie z nim trochę pracy, ale możemy dać mu szansę na wyjście na prostą. Noga się zagoi…- uśmiechnął się delikatnie - ...szczególnie pod Twoją opieką.

- Racja... Chyba tak będzie dobrze... - zastanowiła się. - Nasze dzieci już samodzielne... Możemy pomówić z Albertem jak skończymy tu - zaproponowała.

- Zawsze mogę na Ciebie liczyć piękna. - odpowiedział Horst - Przyszło nam żyć w szalonych czasach… czasami zastanawiam się co by zrobił mój dziad. Ojciec był beznadziejnym przypadkiem, ale… to wiesz.

Arnika uśmiechnęła się lekko. Dawniej sama myśl o tym człowieku ją drażniła, ale teraz było to już tylko wspomnienie, niczym anegdota o wioskowych błaźnie.
- Mieliśmy bardzo dużo szczęścia w życiu, a bogowie przychylnie na nas patrzyli - stwierdziła. - Zawsze okazywaliśmy im szacunek i wierzę, że choć bywa ciężko to los nadal będzie nam przychylny.

- “...i wszelaka zła przygoda. Będą temu kto by starą, ojców swoich wzgardził wiarą…” - wypowiedział, ni to zanucił, słowa starej pieśni Dawnej Wiary z uśmiechem - Cokolwiek się dzieje, zawsze jest to po to, by było lepiej. Zawsze, prawda?

- Tak chcę wierzyć - odparła i podeszła do męża. Uwiesiła kociołek nad ogniem i przytuliła się do Horsta.

- Tak jest. - odpowiedział i przytulił szczelnie żonę - Zawsze byliśmy wierni i wierni pozostaniemy. Grolschowie tu byli, są i będą. Przetrwamy każdą burzę. Każdą, bo mamy siebie nawzajem. Ponieważ jesteśmy tu i teraz niczym trawa na wietrze..

- Dla ciebie wszystko najdroższy - mruknęła Arnika i pocałowała go.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 20-10-2019, 00:18   #116
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Zawiesiwszy skórzany fartuch na kołku, Luther raz jeszcze rozejrzał się po chałupie. Po tym jak karczma zajęły pany z miasta obowiązków nieco mu ubyło, ale nadal dość było pracy przy gospodarce dla piątki dziatwy Grolschów i ich samych. Co prawda, nawet po zwolnieniu karczmy, zanosiło się na ciężkie dni kiedy ludziska iście będą miały za dużo frasunku z pańszczyzną by przepijać we karczmie piniądz. Aleć się młody piwowarczyk tym nie przejął, bo jak mu ojce powiedzieli, ludzkie słabostki chwilowe som, a natura ciągła. I ona kiej wilka do lasu, człeka, czy biednego, czy bogatego zawszeć do wyszynku koniec końców przywiedzie. Dziś się jednak na to nie zanosiło.
- Bacz na obejście ać ja wrócem Rutka - zawołał na siostrę, która ze głową w chmurach właśnie ciasto na podpłomyki wyrabiała.
- E? - spojrzała na niego jakby się obudziła.
- Pobudka Rutka! I nie dumej tak. Jako ma oleum we łbie to cię zechce, a kiej nie to jełop znaczy i nic ci po nim.
Siostra zaczerwieniła się, uśmiechnęła, ale zaraz we brata szmatą rzuciła na odchodne. Piwowarczyk zaś choć dylemat miał kaj iść, wybrał do przyjaciela drogę.

***

Żyrosław zaskoczył Boguśkę przy strumieniu gdzie koszulinę prała. Nie rzekł nic z początku, a jeno odchrząknął jakoś nerwowo, by zwrócić na siebie uwagę.
- Miałech co ci powiedzieć. Od Luthka.
Wyglądał jakby coś go w tym trapiło i dlatego tu jest. Bo rola posłańca z pewnością by mu się tak o nie uśmiechała. Nie w tych ostatnich dniach.
- Powiedział, że przeprasza za to ostatnie i żeby… żeby jakby kto pytał gdzie on, to nic nie wiesz.
Żyrko podrapał się po swojej bujnej czuprynie i zmarszczył brwi.
- Co wy u licha z Luthkiem uknuliście???

***

Podpłomyki dwa ze sobą spakował, maślanki też dwa bukłaki, linę jakby musiał kie nosze zmajstrować, nóż swój co nim w karczmie mięsiwo kroił i tatowską siekierkę drwalską. Do tego wybrał spode swego posłania woreczek ziołami waniający i jeszcze jeden amulet co go już wcześniej doma znalazł u powały. Jako one działały, nie wiedział. Ale matulinym czarom ufał, bo nigdy przeca się nico złego nie wydarzyło we chałupie. To i działać musiały. Tak też wyposażony, wymknął się ze chaty na grubo przed pierwszym kurem, bo i ciemnica jeszcze była na dworze. Przywiedzie Światka. Albo chociej szkaradę oną co to jego na zatracenie powiodła, a Boguśkę chciała.
Była sobota.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 20-10-2019 o 21:39.
Marrrt jest offline  
Stary 20-10-2019, 12:24   #117
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Pogrzeby pogrzebami, ale żyć trzeba. Samopoczucie Józwy nie było najlepsze, ale za dużo siedział na tym świecie by się ot tak załamać. Trzeba żyć, żyć i nie poddawać się, wierzyć w lepsze jutro.

Tak mijał czas, a syn Gawaina miał być przygarnięty przez Grolschów. Starcowi to opowiadało, ale też chciał mieć samemu oko na młodego. Widział śmierć Ojca, a wiadomo młoda głowa ma różne pomysły. Zrobi coś głupiego, zginie i jeszcze Drzewce oberwą rykoszetem, dlatego zaproponował Małemu by ten przychodził pomagać Józefowi z jego pszczółkami. Kto wie może jak się sprawdzi to i pasieki przejmie jak Staruszka zabraknie.

W sprawie obchodu zbrojnych po chatach Józwa szedł za nimi. Twierdził, że jako pełniący obowiązki sołtysa ma do tego prawo. Chciał mieć po prostu pewność, że nie będzie kolejnych przykrych wypadków.

Pracy było sporo. Nie dość, że własne obrobić to jeszcze trzeba było być na każde zawołanie Pana. Pana, który znikał w lesie. Józwa wspominał jak za młodziaka tam latał. Tropić wtedy umiał ,ale teraz to oczy już nie te. Ostatnie wydarzenia również nie zachęcały do samotnych spacerów. Sprawdzić jednak trzeba co tam się dzieje, dlatego zaproponował Jeremiemu, aby z nim się przeszedł pewnego wieczoru. Obydwaj tutejsi i zżyci z tą ziemią. Zobaczą co za licho młodziaków straszy, ale to przed sądem trza, bo to może być ważne, by ktoś niewinny nie ucierpiał.
 
Lynx Lynx jest teraz online  
Stary 20-10-2019, 13:44   #118
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Czas we wsi płynął zwyczajowym, leniwym tempem, a ludziska zajmowali się swoimi zwyczajowymi sprawami. Tak też i ona się zajmowała, oporządzaniem gospodarstwa dla Racimira i Żyrosława, którzy jej w tym czasem pomagali… ten pierwszy prawie wcale, drugi już więcej, ale i tak panowały smutki w progach, nikt się do nikogo prawie nie odzywał, schodzono sobie z drogi, unikano rozmów.

Posprzątać, ugotować, zająć się trzodą, posprzątać ugotować, zająć się trzodą, i tak w kółko, zwyczajowa praca wypełniała Bognie większość czasu. No i częste popłakiwanie za Nawojką…

***

A na pochówku córki młynarza (i Gawaina) to już w ogóle “przybłęda” zalała się łzami i beczała na całego, z sercem rozdartym tą tragedią. Ludziska zaś i tak na nią krzywo patrzyli, wrogo patrzyli, nienawistnie. Ale nikt nic nie powiedział, nie zrobił, nie w takim miejscu, nie na pogrzebie. Chociaż po nim, to Grzelakowa, stare piździsko lubujące się w plotach, splunęło Bognie pod nogi, każąc wynosić się ze wsi. Dziewoja zaś spojrzała na nią smutnie, i tyle.

….

Wieczorami zaś, jak już od dwóch dni, podkradała Racimirowi piwo, pijając je w samotności, podobnie co i gospodarz. Gapiła się zaś na puste łóżko Nawojki, rozmyślając, kogo też Otton chce sądzić o jej uduszenie.

***

- Nic my nie uknuli! - Odfuknęła młynarczykowi, spoglądając na niego - Luther szuka mordercy Nawojki… - Dodała już ciszej, wpatrując się już w koszulę trzymaną w dłoniach. Żyrko zaś się aż powietrzem zachłysnął, warknął, chrząknął, pięści zacisnął. A Bognie przeszło przez myśli, że zaraz jej strzeli. Chłopak jednak od niej czym prędzej odszedł, zostawiając ją już samą.

….

Koszulę szybko już piorąc, zaczęła główkować, czy nie iść za Lutherem. Niby po chrust, jak zawsze, z młynu wyjdzie, ale z małym tobołkiem z jadłem i napitkiem, jakiś kozik do obrony zwędzi… no ale wilki. Na wilka kozik to mało. To może widły? Ale leźć znowu do tego przeklętego lasu, i napotkać znowu… przeszły ją dreszcze.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 20-10-2019, 16:34   #119
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
Jeremi odetchnął ciężko zapędzając wreszcie tryka do zagrody. Uparty i silny baran już trzeci raz w tym roku uciekł z pastwiska wyprowadzając niemal wszystkie owce na wzgórza. Ulff pomimo wszystkich starań nie był w stanie sobie z nim poradzić, był za młody i za mało doświadczony. Tylko dzięki ciężkiej pracy Warkota zaganiającego ciągle stado pasterz nie stracił jeszcze w tym roku żadnej owcy. W normalnych warunkach byłby przy swoich zwierzętach, a pańszczyznę spłaciłby w mięsie, skórach i wełnie, ale Otton zaprowadził swoje prawa i teraz niemal wszystkie gospodarstwa cierpiały na nadmiar pracy i niedomiar rąk do jej wykonania. Wiedźmiarz przeciągnął się i podszedł do ławki by usiąść choć na chwilę. Wielomilowa droga do dworu pokonywana codziennie dwa razy dawała się we znaki nawet jemu, przyzwyczajonemu do całodziennego podążania za stadem. Cóż było jednak robić gdy pańscy pachołkowie z żelazem u pasa chodzili i chętni byli do sięgania po bat? Wczorajszego dnia usłyszał podczas pracy jak wieśniacy rozprawiają o wyprawach Ottona do lasu, a później Józef zaproponował by przejść się wieczorem i obgadać sprawy wioski. Jeremi zdecydował że następnego dnia nie wróci na noc do domu tylko poprosi Józefa o nocleg. Będzie wtedy czas na rozejrzenie się po wsi i rozmowy. Jeno musiał się przygotować więc otworzył skrzynie i wybrał kilka woreczków które schował za szeroki pas z owczej skóry. Pierwszy i drugi woreczek wypełnione były drobiazgami o czarodziejskiej mocy. Kamień z sadzawki gdzie utopiec mieszka, kawałek korzenia z drzewa dziwożony, czaszka węża i tym podobne. Były tam też jego największe skarby – krwawnik którym rany można było zamówić i obsydian którym noc nawet w dzień można było przyzwać i klątwę rzucić. W trzecim były sproszkowane zioła które ciśnięte w twarz lub pysk wroga oślepiały go na jakiś czas, a w czwartym trzy amulety co do mocy tych co w Lesie Mgieł żyją mają chronić. Do tego solidna dębowa laga, proca, sakiewka z kamieniami i przygotowania zostały zakończone.
- Choć no tu Ulff. - powiedział do chłopaka i zaprowadził go do zagrody gdzie tryk ocierał się zawzięcie o palik. - Wiedz że zwirzenta na magię odporne nie som i trza ci siem nauczyć jak urok siem rzuca. Idź do chaty i weź z tego wilczego futra co na ścianie przybite dwa kosmki futra. Dodaj do nich zioło śmiertnika i wilczom jagode, utrzyj w dłoniach i podejdź z wiatrem do tryka mówiąc „Jako wilk do ciebie przychodze i jako wilka bedziesz się mnie bać”. Jeno pamiętaj co by potem rence oczyścić w przepalance i wodzie ze strumienia co by wilkołaka nie przywołać! Rób to przez trzy wieczory, naczynając w noc przed pełnią. Potem przez trzy poranki będziesz brał sierść Warkota i ziele koniczyny i mówił „Jako pies pasterski do ciebie przychodze i jako psa będziesz mnie słuchać”, a rąk nie myj jeno jak tylko pies zacznie zaganiać to do tryka podchodź z wiatrem. Potem tryka trza w oborę zagonić i tylko wodę dawać a jedzenie trza ci opluć obficie i tylko rankiem mówiąc „Co ze mnie w tobie tera będzie, a co moje słuchać mnie będzie”. Tak przez tydzień cały, a jak wszystko dobrze zrobiłeś to tryk pod urokiem będzie i posłuszny się stanie. Może nie całkiem, bo to uparta i silna bestyja, ale powinieneś dać sobie już z nim radę. Ja jutro ostaję we wsi, tedy ty pan na gospodarstwie. Nie zapomnij o darach dla chłobuków a pomogą ci we pracach. A tera chodź trza płot sprawdzić póki jeszcze słońce nie zaszło. – klepnął siostrzeńca w plecy.
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche
Balzamoon jest offline  
Stary 20-10-2019, 18:45   #120
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Maryna chcąc odpocząć od tej trudnej sytuacji rzuciła się w wir pracy dookoła swoje chałupy, starając się przygotować na czasy pańszczyzny. Biła się z myślami chłop w zagrodzie był potrzebny bardziej niż jej pyskata pasierbica, z drugiej jednak strony Nawojka pomarła w lesie. Czas się kurczył a trzeba było podjąć trudną decyzje.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Wisienki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172