To było... zbyt łatwe. Jamash liczył na ciężką przeprawę i prawdziwe ryzyko, a ostatecznie Lanteri okazała się być równie sprawnym szermierzem, co wiarygodnym kapitanem. No, ale sprawa załatwiona, zostało tylko zebrać łupy, wracać na statek ~Mój statek? Może...~ i zabierać się stąd. Kapłan przeszukał jeszcze zwłoki Varossy, po czym wstał, spluwając na nią w ramach pożegnania. Miał zamiar zostawić ciało tutaj, żeby trupojady miały używanie, a ona nie trafiła nigdy do morza.
Zwrócił się do towarzyszy, prezentując potworne, rekinopodobne oblicze najeżone zębiskami i obryzgane krwią. Chciał coś powiedzieć, ale z jego gardła dobył się niezrozumiały warkot. Undine parsknął i pokręcił głową, po czym wyciągnął rysik i na odwrocie starej mapy napisał zaskakująco zgrabnym pismem. Podał kartkę Manei, gestem wskazując na skrzynię.
"Pieprzony czar trochę potrwa, macie moje gadanie z głowy na parę minut. Co teraz? Szukamy klucza na statku?"