Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2019, 13:25   #14
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W trakcie przemowy Haralda zerwał się wiatr. Poły namiotów łopotały i zacinało deszczem. Po twarzach zgromadzonych widać było zainteresowanie. Wyglądająca na kobietę w sile wieku brunetka Helga stanęła przed von Grossheimem wyprostowana jak struna.
- Zawsze zaniosę karę tam, gdzie narusza się przykazania Pana Śmierci. Z radością pójdę z powrotem na wschód.
Coruja zamyśliła się chwilę wyglądała na nieobecną, spojrzała na swojego elfiego towarzysza, potem na nocne niebo ledwo widoczne spod namiotu, w końcu na palące się ognisko. Jej myśli nie odgadnione, motywy niejasne, ale decyzja była.
- Masz mój łuk, Gawronie - powiedziała zwracając się do Haralda.
Dagmar na słowa rycerza od razu uniosła dłoń.
- Możesz liczyć na mój miecz, kuszę i zmysły mego przyjaciela, Hectora. Oraz jego umiejętności bojowe. Nieumarłych znajduje wyjątkowo szybko - powiedziała, a gdy cmoknęła, pies poderwał się i wyjrzał ponad stół, lustrując otoczenie. Frost w tym czasie położyła dłoń na jego łbie, delikatnie głaszcząc go samymi palcami.
- Nie... Ja.. Ja nie dowodzę… - Morryta wydawał się lekko zaskoczony, albo i nawet speszony postawą trzech kobiet, które jako pierwsze zgłosiły się do misji.
- Ja też z wami wyruszę - powiedział Eryastyr. Powodów swojej decyzji nie ujawnił.
- Dziękuję w imieniu… - Grossheim zająknął się. W sumie nie wiedział w czyim imieniu dziękuje. Zakonu? Mieszkańców Siegfriedhoffu? Swoim? - Dziękuję. Ktoś jeszcze? Ty nie wyglądasz na wojownika, na czym się znasz?
- Jestem Janos, byłem felczerem w armii Ostlandu, w jednostce Wyjących Wilków.
- Ta nazwa budziła jakieś skojarzenia u rycerza, ale nie potrafił w tym momencie przypomnieć sobie skąd ją zna. - Teraz jestem wolnym strzelcem.
- Przydasz się z pewnością, jeśli zechcesz wyruszyć i ty.

Podczas gdy mężczyzna przedstawiał się Haraldowi w krąg światła wstąpił brat Marcus, a w ślad za nim wielce umorusane i kędzierzawe dziecko.
- Niech wasze życia wiodą ku dobrej śmierci. Jestem Marcus - powitał zgromadzonych.
- Ten tutaj - kontynuował - będzie nam przepatrywaczem w drodze do Vanhalden. Bym nie zabierał snu tym z was, którzy jutro wyruszą na krucjatę przeciw rodowi O’Reid trzymającemu władzę w legendarnym Tempelhof uprzedzę, że spotkamy się na pakowanie w południe. Z prywatnymi sprawunkami zdążycie wcześniej. Od tej pory obowiązywać będą zasady wspólnoty najemniczej. Wymagam pełnej współpracy.

Odpowiedziała mu cicha aprobata. Chwilę później pożegnał się i wyszedł mijając się z rycerzem von Risen. Ten przysiadł się w ciszy i szeptem zagadnął Dagmar.
- Gdzie jutro zaniesie panią poczucie obowiązku?
- Na wyprawę przeciwko rodowi O’Reid, do Lasu Głodu. Czy gdziekolwiek trzeba będzie - odparła łowczyni wampirów, spoglądając na rycerza. - Mam nadzieję, że wybierasz się z nami, panie?
- Ja na pewno - odpowiedziała nagle silnym, kobiecym głosem dobrze zbudowana kobieta w ciemnym płaszczu, która usiadła po lewicy Dagmar. Jej ciemne oczy współgrały z obojętnym wyrazem twarzy.- Jestem Theodora Ricksen, umiem całkiem nieźle strzelać z kuszy i tropić, dlatego wyruszam z wami. Mam pewne sprawy do załatwienia z tym wampirem. - Skrzywiła się nieznacznie.
- Dagmar Frost. - Przedstawiła się błękitnooka. - To jest rycerz Albrecht von Risen, a ta czarna bestia to Hector - powiedziała, klepiąc psa po łbie.
- Tak, słyszałam, jak go przedstawiłaś przed chwilą. Robi wrażenie, nie chciałabym mieć z nim na pieńku - odparła Theodora. - Za powodzenie naszej misji. - Uniosła swój kubek i upiła piwa.
- Za powodzenie - zawtórowała jej Dagmar. - Obyśmy zniszczyli zło, zanim zdąży się rozprzestrzenić. - Po tych słowach również zrobiła solidny łyk złocistego napoju.

Niklas pogmerał włochatą stopą w ziemi. Nikt nie zwracał tutaj na niego większej uwagi, ale wiedział dość o opactwie, żeby nie testować ich cierpliwości, czy skłonności do żartów. To wszystko wciąż wydawało mu się nieprawdopodobne. Podjął tę grę nie znając zasad, a jedynie stawkę. Teraz musiał się dostosować do sytuacji. Siłą czy zręcznością w posługiwaniu się bronią raczej się nie pochwali. Gdyby nie elfy to mógłby robić chociaż za wsparcie z bezpiecznego, wolnego od bólu i żelastwa, dystansu. Wiedział jednak, że ich łuki szyją dalej i celniej niż on mógłby swoją procą nawet pomarzyć.
Pozostaje mu zatem robić to co zwykle wychodziło najlepiej. Kombinować, improwizować i przeżyć. Kapłan nie powiedział tego wprost, ale było to jasne, że stał się czymś co wojskowi nazywali “mięsem armatnim”. Przepatrywacz to po prostu ładniejsze określenie na przynętę, która ma ostrzec resztę przed zasadzką.
W co ja się znowu wplątałem” - westchnął w myślach i ruszył w kierunku pozostałości dzika. Żołądek dopominał się strawy, a nie spodziewał się, żeby przyciągnął zbytnią uwagę. Jutro dopyta się o szczegóły jego zadania. Teraz chce wrócić do swojego wynajętego pokoju, zjeść coś i odzyskać swój ekwipunek. Koniecznie!*

Po wyjściu Marcusa Janos wrócił do rozmowy z Haraldem, co mogło świadczyć o jego inteligencji lub dobrym wychowaniu.
- Jestem lojalny wobec Huttera. Z nim pójdę - odparł.
Harald natychmiast skojarzył brata Huttera, dostojnego mężczyznę pozbawionego włosów, który właśnie powrócił z Sylvanii i z miejsca wybrany został dowódcą wyprawy do Jägerforst. Na radzie wyznał, że ma pewną teorię jak uspokoić obudzone przez Haralda O’Reid wściekłe zjawy.
- Bratu Hutterowi też się przydasz.
- Też udam się w Psią Puszczę -
odparł Tellaire, a po krótkiej pauzie dodał - Las Głodu jest niemal doszczętnie zniszczony, to smutny widok.
- A ja -
wtrącił się Albrecht wstając z ławy [i]- chętnie go zobaczę. Panie von Grossheim, proszę i moją osobę rano przyjąć w poczet.
- To brat Marcus jest władny przyjmować w szeregi walczących, nie ja. Musicie porozmawiać z nim. - Harald już miał odejść, ale odwrócił się jeszcze raz do Sygmaryty. - No właśnie, gdzie byliście przed chwilą?
- Zaniosłem posłanie Waszemu opatowi. Zakon Oczyszczającego Płomienia przekazuje swoje wsparcie -
oznajmił rycerz stając na baczność.
Tymczasem Harald złapał się w myślach, że mimochodem zgromadził więcej chętnych, niż opat założył w swoim przemówieniu podczas rady. Pomyślał jednak, że ostateczną decyzję podejmuje jednak brat Marcus, którego wyznaczono na dowódcę wyprawy. Skłonił się uprzejmie, choć nieco formalnie, żegnając w ten sposób pozostałych i ruszył w stronę zamku.
 
Kerm jest offline