Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2019, 19:41   #16
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Musiała przyznać, że ciekawi ludzie zamierzali wybrać się na wyprawę przeciw nieumarłym, jednak czy wszyscy do czegoś konkretnego się przydadzą, to miała dopiero pokazać przyszłość. Dagmar była jednak optymistycznie nastawiona do zadania, a wyprawa w większym gronie mogła zapewnić sukces. Czarnowłosa miała nadzieję, że tak to się właśnie skończy. Pojadła, popiła, posłuchała, co ludzie mają do powiedzenia i w końcu zebrała się w drogę powrotną do ruin, w których się zatrzymała. Wcześniej oczywiście pożegnała się z von Risenem, Theodorą i pozostałymi w bliskim zasięgu jej ławy, co by nie wyjść na jakąś dzikuskę.

- Dagmar! - Usłyszała za nagle sobą znajomy głos. Odwróciła się, widząc zmierzającą w jej stronę Theodorę. - Wracasz do gospody? Gdzie się zatrzymałaś?
- Nie do gospody
- odparła bezemocjonalnie Frost. - Nie było miejsca, więc znalazłam jakieś zrujnowane domostwo, podobno nawiedzone po ostatnim ataku nieumarłych. Na razie nic na to nie wskazuje, w końcu ludzie lubią dużo mówić.
- Jedynym
- poprawiła Theodora, ale kontynuowała starając się nie kierować rozmowy w tę stronę. - To prawda, lubią. A już zwłaszcza, jak się źle dzieje. Mogę ci dotrzymać towarzystwa?
- Nie widzę problemu. Udało ci się zatrzymać w karczmie?
- Dagmar spojrzała na kobietę.
- Nie... W domu rodziców... Jestem stąd - mruknęła, a słowa nagle ugrzęzły jej w gardle. Jakby opowiedzenie dalszej części sprawiało jej trudność.
- Rozumiem, że nie żyją? - Spytała prosto z mostu Dagmar, choć odpowiedź zdawała się być oczywista. - To dlatego mówiłaś, że masz sprawę do załatwienia z tym wampirem?
Theo jedynie zdawkowo skinęła głową. Nie była młoda ale dom rodzinny wspominała jako najlepsze miejsce na całym świecie.
- Przyjechałam dziesięć dni temu. Trochę się już urządziłam - pochwaliła się. - Chcesz zobaczyć?
- Co prawda jest już trochę późno, ale pewnie, z chęcią
- powiedziała Dagmar, zerkając na rozmówczynię. Odnosiła wrażenie, że Theo po prostu chciała z kimś pogadać i być może nie czuć się samotnie. - Daleko mieszkasz?
- Nie, to trzy ulice stąd - odrzekła Theo.

Niedługo potem trafiły na miejsce. Parterowy domek z drewna znajdował się pomiędzy dwoma innymi, piętrowymi budynkami i wyróżniał się na ich tle. Theodora otworzyła drzwi i zaprosiła Dagmar do środka. Odpaliła dwie lampy stojące na stole, a łuna ciepłego światła odkryła przed łowczynią wampirów sporą, utrzymaną w porządku główną izbę ze stołem, krzesłami i kominkiem.
- Zaraz napalę, zrobi się cieplej - powiedziała Theo, chwytając za jedną z lamp. - Chodź, pokażę ci resztę domu.
Dagmar skinęła tylko głową i ruszyła za nią wraz z Hectorem. Dwa kolejne pokoje okazały się sypialniami z dwoma lichymi łóżkami. Na tyłach domu znajdowało się zejście do piwnicy oraz wyjście na tyły, do zapuszczonego ogródka.
- Tak mieszkaliśmy, gdy byłam mała - rzuciła łowczyni nagród. - Teraz to wszystko, co zostało mi po rodzicach.
- Przykro mi, że tak to się dla nich skończyło
- powiedziała Dagmar, trochę nie wiedząc, co w tej sytuacji powiedzieć. Bo i żadne słowa nie mogły ukoić bólu po stracie.
- Mi również. Ale może byś się zatrzymała tutaj na noc? Tu na pewno będzie ci cieplej i milej, niż w tamtych ruinach, a ja też będę miała poczucie, że nie jestem sama w tym domu. - Theo zdobyła się na delikatny uśmiech.

Błękitnooka nie odpowiedziała od razu, gdyż nieco zaskoczyła ją ta propozycja. Ledwo co się poznały, a ta kobieta zaprasza ją do siebie, jakby były dawnymi znajomymi. No ale potwierdzało się to, o czym Dagmar myślała wcześniej - Theodora nie chciała czuć się samotnie.
- Dobrze, skoro zapraszasz, mogę zostać - odrzekła w końcu.
- Cieszę się. Będziesz spać w moim pokoju, ja zajmę sypialnię rodziców. - Kobieta jakby nieco rozpogodziła się.
Zaprowadziła Dagmar do jednej z sypialni, a że kobieta miała cały dobytek ze sobą, to od razu zostawiła go przy łóżku, pożegnała się z Theodorą i zaryglowała drzwi. Hector powędrował pod nie i uwalił się tam, zastawiając je całe swoim wielkim cielskiem a kruczowłosa rozebrała się i szybko wskoczyła pod leżący na łóżku gruby pled. Długo nie mogła zasnąć, rozmyślając o różnych sprawach, w końcu jednak jej umysł się poddał i odpłynęła w krainę snów.


Następnego dnia obudziła się dość wcześnie. Ubrała się w pełny rynsztunek, wykonała serię różnych ćwiczeń, by rozbudzić również ciało. Hector wciąż leżał pod drzwiami, przyglądając jej się z pyskiem na łapach. Musiało go to chyba mocno zastanawiać, co jego pani wyprawia każdego dnia po wstaniu z łóżka. Albo miał to zupełnie gdzieś. Rozciągała się, zrobiła dwie serie pompek i wyszła z pokoju. Theo już kręciła się po głównej izbie, w powietrzu unosił się zapach smażonych jajek.
- Dobrze, że wstałaś, miałam cię za chwilę budzić na śniadanie - powiedziała kobieta, kładąc na stole dwa drewniane talerze i wracając do patelni, na której smażyły się jaja. - Jak się spało?
- Bardzo dobrze. Spokojnie, a to rzadko się zdarza w mojej pracy
- odparła Dagmar. Podeszła do drzwi wejściowych i otworzyła je, wypuszczając Hectora za potrzebą.
- Nie boisz się, że gdzieś się zgubi? Albo, że ktoś będzie próbował go ukraś? - Spytała Theodora.
- To dobrze wyszkolony pies. Zrobi, co musi i wróci do nas. Za jakiś czas będzie skrobał łapą w drzwi. Z potencjalnymi złodziejami też by sobie poradził - odrzekła Frost, siadając do stołu. - Może ci z czymś pomóc?
- Nie trzeba, jajecznica już gotowa
- odrzekła Theodora i podeszła z patelnią pełną parującego posiłku. Rozłożyła po równo na oba talerze, po czym podała chleb. - Smacznego. Nie jestem najlepszą kucharką, ale matka czegoś mnie nauczyła.
- Ja zupełnie się do tego nie nadaję
- powiedziała Dagmar, łapiąc za widelec. - Słuchaj, po śniadaniu potrzebowałabym przejść się do świątyni Sigmara, żeby...
- Nie mamy tu świątyni Sigmara.
- Theo weszła jej w słowo. - Tylko Zakon Kruka. A na co ci to?
- Chcę ich poprosić, żeby przygotowali kilka butelek wody święconej na wyprawę. Morryci też się do tego nadadzą.
- Wody święconej?
- Theo uniosła brew.
- Nieumarli jej nienawidzą - wyjaśniła spokojnie Dagmar. - Polewasz nią ostrze miecza czy topora, moczysz groty strzał lub bełtów. Poświęcona przez kapłana woda jest dla nich nie do zniesienia. Czują palący ból.
- Widzę, że znasz się na tym.
- Tropię te ścierwa od jakiegoś czasu. Miałam dobrego nauczyciela.
- Miałaś?
- Nie żyje
- odparła Dagmar. - W naszym fachu nie można liczyć na spokojną starość z gromadką wnucząt.
- Prawda.
- Przytaknęła Theodora. - No ale jedzmy, bo żarcie stygnie.
- Jasne. Dziękuję przy okazji za gościnę
- powiedziała Dagmar, zajadając się jajecznicą.
- Daj spokój, to mi jest miło, że zgodziłaś się zostać. W dzisiejszych czasach rzadko kto dałby się namówić na noc w domu nieznajomej, którą dopiero co się poznało.
- Racja, ale nawet, gdybyś planowała coś niecnego, miałam przewagę.
- Dagmar uśmiechnęła się i jakby na potwierdzenie tych słów, obie usłyszały drapanie w drzwi. - No widzisz, nawet przychodzi, gdy tylko o nim pomyślę.
Zaśmiały się.

Frost wpuściła psa, nakarmiła go, a potem zgodnie z podpowiedzią Theodory, ruszyła do siedziby kapłanów Morra. Na zewnątrz było zimno; rześkie, ostre powietrze aż kręciło w nosie, dlatego kobieta okutała się mocniej swoim płaszczem i przyspieszyła kroku, by się rozgrzać. Mimo wczesnej pory, miasteczko już nie spało - mijała ludzi spieszących się do swoich obowiązków, otwierających własne kramy, a ci mniej zapracowani stali w niewielkich grupach, dyskutując zapewne o ostatnich wydarzeniach. Niedługo później dotarła pod bramę siedziby Zakonu Kruka. Jak się spodziewała, nie wpuszczono jej do środka, więc stóżującemu tam nowicjuszowi dała wyraźne instrukcje, z którymi ten miał iść do kapłanów. Walka z nieumarłymi kreaturami była czymś innym, niż zwykłe starcie ze zwierzoludźmi, dlatego woda święcona na pewno im się przyda. Miała tylko nadzieję, że młody wykona dobrze swoje zadanie.

Gdy wróciła do domu Theodory po dłuższym spacerze z Hectorem ulicami miasteczka, kobieta była już gotowa do wyprawy. Miała na sobie skórzany kaftan schowany pod zimowym płaszczem, przy pasie miecz, na plecach tobołek i kuszę. Dagmar zabrała więc całą resztę swego ekwipunku, założyła Hectorowi jego skórzany pled na grzbiet i w pełnym wyposażeniu ruszyła z nową znajomą na miejsce zbiórki.
 
Tabasa jest offline