Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2019, 03:08   #7
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Podobno sprawy ludzkie toczą się kołem, które w swoim obrocie nie dopuszcza, żeby zawsze ci sami byli szczęśliwi. Dzięki temu każdy miał szansę na swoje pięć minut i okazję poprawy dotychczasowego żywota. Zwykły trud dnia codziennego rekompensowała prosta myśl - trud i znój kiedyś się skończą, tak jak wreszcie musiał skończyć się kosmiczny wręcz pech.

Była też opcja, że powiedzenie to jest zwykłą, czystą bzdurą, mającą na celu wlanie motywacji do działania nawet w osoby na skrajnych życiowych wybojach… paradoksalnie sztuczka działała. Wystarczyło za przykład podać prosty fakt: przebijając się do tej pory przez podróż zwaną życiem, Alecto z rodu Xan'Tai wciąż oddychała. Drobna, eterycznej wręcz budowy i średniego wzrostu młoda kobieta o mlecznobiałej skórze oraz identycznej barwy włosach. Wiecznie zawinięta w lazurowe szale, albo karminowe chusty, jakby wciąż zmarznięta.

Mimo trudnych początków jakimś niesamowitym wręcz cudem trzymała się na powierzchni i egzystowało się jej całkiem znośnie. Może chodziło o wrodzony optymizm, a może po prostu fart towarzyszący kobiecie przez większość czasu, bo patrząc wstecz często sama się zastanawiała dlaczego nie zmieniła się w zamrożony kawał mięsa, dryfujący w pustce kosmosu.
Średnio raz w roku, od parunastu lat.

Zawsze mogło być gorzej - wiedział o tym każdy, kto od urodzenia był obarczony darem trzeciego oka. Albo klątwą, zależy jak na sprawę patrzeć. Wystarczyło sobie przypomnieć resztę rodziny. Szczególnie tę część zwykle trzymaną z dala od oczu społeczeństwa - zamkniętą i skazaną na kilkaset lat egzystencji bez możliwości opuszczenia więzienia.
Zdeformowane, na wpół szalone twory… często żyjące w sarkofagach.

Albo mieć przed oczami tych zbyt starych i wypalonych, aby dali radę żyć poza Sanktuarium swoich statków. Żywe trupy stopione w jeden konglomerat żywych i mechanicznych tkanek, na stałe przyspawanych do...

Ciche westchnienie utonęło na szczęście w kakofonii wydawanej przez ciało Błysku, ich cudownego statku w którym zakochała się ledwo przełożyła nogi przez burtę.

- Spokój grabarza... - wyszeptała ledwo poruszając wargami, poprawiając jedwabna opaskę na czole.

O tak, Alecto miała farta już od samego początku, że dzięki odpowiedniemu doborowi genów mogła swobodnie poruszać się między ludźmi spoza rodziny, podróżować i czerpać z życia garściami póki jeszcze miała czas…

Nie odrywając jasnobłękitnych oczu od, zdawałoby się, nieskończonego ciągu koordynatów, wykresów i danych, próbowała skupić się na pracy, chociaż migrena atakowała jej czaszkę, wbijając w skroń ostre pazury. Swoją część roboty wykonała, przeprowadziła statek przez Ogród pełen pięknych, choć trujących kwiatów, jak zwykle - na farcie. Teraz zaś krzywiła się raz po raz, aż w końcu uśmiechnęła się zadowolona.

- Wszystko będzie dobrze... - pochyliła się lekko do przodu, przygryzając dolną wargę, a po jej plecach przeszedł dreszcz. Subtelne uczucie niepokoju, towarzyszące jej od końca skoku, nasiliło się. Ramiona pokryła gęsia skórka nie mająca nic wspólnego z zimnem, w ustach nieprzyjemnie zaschło. Im bliżej celu, tym bardziej zaczynała się denerwować, zupełnie jakby lecieli prosto w pułapkę.

“Paranoja nie jest zdrowa.” - Powtarzała w myślach aż do chwili, gdy strach odpuścił, a na bladą twarz powrócił standardowy uśmiech. Nie podarowała też łypnięcia przez ramię na Lady Kapitan. Lubiła na nią patrzeć, obcowanie z pięknem zawsze poprawiało mutantce humor. Potem ewentualnie znowu ktoś truł, że nie jest w dobrym tonie tak się gapić. Ich seneszal, albo ktokolwiek inny, a ona wzruszała ramionami, nawet nie siląc się na pozę skruchy. Zwykle to na Alecto się gapiono ukradkiem, więc mogła z czystym sumieniem to sobie odbić.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline