Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2019, 19:01   #213
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Hanę ostrożnie przełożono na nosze, a następnie zaniesiono do namiotu medycznego. Tam Dorothy poprosiła mężczyzn o jego opuszczenie, po czym zajęła się dalszą opieką medyczną azjatki, która była przytomna, ale jakoś tak mało rozmowna. Pewnie nadal była jeszcze w sporym szoku powypadkowym?

Dot ściągnęła pilotce buty, a następnie skarpetki. Sięgnęła po nożyczki, jednocześnie tłumacząc swojej pacjentce każdy krok… Lie musiała obejrzeć dokładniej Hanę, bez zbyt dużego jej poruszania. Wszak nie wiedzieli, czy ma coś połamane, uszkodzony kręgosłup, a może i kręgi szyjne(stąd i kołnierz jaki jej założono). W ruch poszły więc w końcu nożyczki, i pocięte zostały najpierw spodnie, a później koszulka… brak specjalistycznego sprzętu w takich warunkach, wymagał sporej prowizorki, Dorothy więc robiła co mogła, dostosowując się do sytuacji.
- Umiesz poruszyć palcami stóp? - Spytała leżącą, a ta po chwili wykonała tą czynność. Podobnie z poruszaniem palców dłoni, z poruszaniem samymi nogami, rękami… nie było więc chyba źle.

Hanę jednak mocno bolały plecy i tyłek. A to nie było oczywiście optymistyczne.

Godzinę później, Dorothy postawiła diagnozę: Uszkodzone plecy po upadku, na których jak nic pojawią się ogromne sińce, nic jednak poważniejszego Hanie raczej nie było. A na wszelki wypadek, żeby azjatce nie przyszło do głowy już wstawać, dostała zastrzyk “relaksujący”. W końcu i Dot pozwoliła na odwiedziny Ryo, który cały czas odchodził od zmysłów przed namiotem.

Naukowiec siedział przy pilotce, chliptając w jej dłoń, i przepraszając i przepraszając, i błagając o wybaczenie…

~

Peter przejął robotę Heo, i dokończył inspekcji masztu, żagli, i takielunku, i obyło się już bez dalszych wypadków. Sama Dorothy z kolei wróciła do składania nowych żagli do kupy, reszta również powróciła do swoich poprzednich zajęć.

Przez resztę dnia nie działo się już nic szczególnego. Pracowano i przygotowywano się do opuszczenia cholernej wyspy aż do zmierzchu, a następnie, po odwaleniu kawała dobrej, zwyczajowej roboty, wszyscy udali się spać...

W nocy, van Straten wspólnie z Majorem, ustrzelili jakiegoś pieprzonego Raptora, który przyplątał się z dżungli. Co prawda, niektórzy mieli pełne spodnie po tym wydarzeniu, i na około godziny zapanowała w obozie spora nerwówka, jednak to by było na tyle.


Następnego dnia, gdzieś w godzinach południowych, Dorothy zdecydowała, iż spróbują, czy Hana może wstać, czy tam i chodzić. Okazało się, iż owszem, pilotce w sumie nic nie było, poza licznymi stłuczeniami. Brała więc regularnie prochy przeciwbólowe na plecy i tyle, mogła opuścić namiot medyczny… Ryo przyniósł jej oczywiście wcześniej nowe ubranie(z tych od Kim), a następnie nie opuszczał - chodzącej chwilowo jeszcze jak 80-latka - Azjatki na krok.

Nadal pracowano nad przywróceniem do rejsu łajby pirackiej, przenoszono na nią zapasy, sprzęt, wszystko co było potrzebne na trwającą choliba wie jak długo podróż morską. Major rozkazał również zabranie wszelkiej broni, amunicji i granatów. Nic nie miało zostać na wyspie, nazbierało się więc kilka toreb wypełnionych całym tym draństwem… jeepy i quady ukryto w krzakach, przykrywając je dodatkowo zieleniną. Tak na wszelki wypadek.

~

Nadszedł w końcu koniec wszelkich prac, a wieczorem i przypływ, podnoszący poziom wód w zatoczce. Wszyscy byli podekscytowani.
- Odcinać liny, kotwice, czy co my tam mamy, i trzymać się! - Powiedział Major.

Powoli, powoli łajba ze zgrzytem ruszyła się z miejsca… Collins stał za sterem. Był i sprzyjający wietrzyk, opuszczono więc różnokolorowy żagiel.
- Płyniemy! - Krzyknął rozradowany Chelimo - Cholera my naprawdę płyniemy!

Opuszczali wyspę. Powoli, metr za metrem, oddalając się od lądu, od dżungli, dinozaurów, ufo, pozaziemskiego robota, agresywnych tubylców, od tych wszystkich, wrednych, wrednych rzeczy, które kosztowały tak wiele ludzkich żywotów…

- Będziecie za tym tęsknić? Ja bym tu jeszcze wrócił - Wypalił nagle Honozo, a wiele osób spojrzało na niego nie tyle co zaskoczonych, co i chyba… zniesmaczonych? Major splunął w bok, poza burtę, i to chyba była dobra odpowiedź.

….

Przed wolno sunącym statkiem wśród morskiej toni pojawiła się dobrze już wszystkim znana ściana mgły. Za nią zaś, czekał ich ich świat, cywilizacja, powrót do domu. Tak, zapachniało wszystkim domem, i to bardzo.
- Wyłączyć wszystko, co elektryczne, pamiętacie?! - Krzyknął Ryotaro, a Baker przytaknął. Wyłączyli więc co mieli, a w sumie dużo tego nie było...
- Trzymać się czegoś na wszelki wypadek, a poślady zwarte - Powiedział głównodowodzący, gdy wpłynęli we mgłę. Statek w coś lekko stuknął. Podziurawiony, ledwie jeszcze trzymający się na powierzchni wody, sflaczały i pokryty krwią ponton.

Minuta, dwie, trzy i w końcu ponownie ujrzeli słońce… i pustkę oceanu.


Wywoływanie kogokolwiek przez radiostację nie przyniosło żadnych efektów. Chelimo ślęczał przy niej dwie godziny, jednak nic, cisza, co było naprawdę dziwne, w końcu ich sprzęt miał całkiem spory zasięg.

Wspólnie ustalono, iż najlepszym rozwiązaniem będzie popłynięcie w kierunku północno-zachodnim, w ten sposób, może dotrą do… Japonii, co wielce uradowało Hanę. Wszelkie inne kursy, nie były im po drodze, ze względu na państwa, do jakich by ewentualnie trafiono.

~

Pierwszej nocy na oceanie zmarła Cooke.

Tak po prostu, cicho i bez żadnych dramatów, wprost niezauważalnie, odeszła. Wśród jej osobistych rzeczy Dorothy znalazła zdjęcie małej dziewczynki. Córki “T”...

Regularne używanie radiostacji nie przynosiło żadnych efektów, co zaczęło już mocno niepokoić Majora. Łajba jednak się trzymała, kurs był, zapasy były, nie było więc tak źle?

Było.

Drugiego dnia morskiej podróży, najpierw zauważono dryfujące w wodzie… śmieci, a po godzinie na horyzoncie zauważono jakiś statek. Oczywiście obrano na niego kurs, strzelano racami, wywoływano przez radio. I znowu nic. Coś w wodzie zderzyło się ze statkiem pirackim i doszło do małego przecieku wody. Łajba jeszcze nie tonęła, jednak... Gdy podpłynięto już bliżej, po chwili kilka spraw się wyjaśniło.


Statek pasażerski wyglądał na opuszczony. Jednostka z kolei dryfowała ponieważ… coś lub ktoś ostrzelało jej mostek z ciężkiego kalibru, przemieniając go mocno w sito. Brakowało również łodzi ratunkowych, których dźwigi mocujące świeciły pustkami na burtach.

Major i Curran wspięli się dobrych 10 metrów w górę, robiąc rekonesans. Wrócili po około dziesięciu minutach, stwierdzając, iż statek jest chyba opuszczony. Gdzie podział się tysiąc ludzi??

Ich drewniana łajba przeciekała coraz bardziej, kilka razy również uderzając o statek pasażerski. Bez pomp daleko nią nie popłyną, albo więc zdobyć pompy i ratować kupę drewna, albo przesiąść się na większą jednostkę i… no właśnie, co dalej? Siedzieć na niej, dryfować, może jakoś spróbować uruchomić tego kolosa? Ryzyko związane z obiema opcjami, niczym rzut monetą. Albo tak, albo tak. I w sumie tak czy siak, mieli pod górkę.

Major podjął decyzję, z palcem blisko spustu swojego karabinu. Przesiadka.

….

Już po pierwszym kwadransie przeszukiwania statku pasażerskiego(absolutnie nikt nie łazi samotnie!), pierwszy szok. Trupy pasażerów i załogi. Mężczyźni, kobiety… było i kilka dzieci(!). Ale martwi nie wyglądali jakby zginęli od broni palnej, nie. Porozbijane głowy, ślady po pchnięciach na ciele nożami, lub czymś podobnym, poderżnięte gardła, pobite twarze.

Czynili więc to sobie wzajemnie??

Drugim szokującym odkryciem, na jakie natrafiono, były strzępy pokładowego dziennika na mostku kapitańskim. Wśród licznych trupów samego kapitana, wielu oficerów i załogantów, zabitych salwami czegoś o dużym kalibrze, na papierach widniała data 17.07.2025.

2025!!

Ostatnim, przyprawiającym o zawroty głowy, było znalezienie około 20 przerażonych ludzi, na naprawdę niskich pokładach statku. Kobiety, mężczyźni i dzieci, różnych narodowości, choć wszyscy wyglądający, jakby przeszli przez małe piekło.
- Nie zabijajcie nas!
- Proszę!
- To już przecież nie gra roli, z jakiego jesteśmy kraju, ważne, że jesteśmy ludźmi!
- Przekrzykiwali się, wpatrzeni ze strachem w lufy karabinów.

Zaraz, o czym oni gadali??

~

Ziemia została zaatakowana trzy tygodnie temu przez najeźdźców z kosmosu. Przybyli, by ją podbić, niszcząc całą ludzką cywilizację, co im się niemal już prawie udało. Nie istniały już żadne państwa, nie istniały żadne armie, wszystko legło w gruzach. Pozaziemscy inwadorzy przewyższali ziemian technologią i wygrywali na każdym froncie. Nic nie dało również użycie broni atomowej… ludzkość padła na kolana przed latającymi spodkami i szarymi ufoludkami.

Latające spodki i szare ufoludki.

Piracka łajba zatonęła w ciągu godziny.



.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest teraz online