Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2019, 20:06   #125
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
roza widoku, którego byli świadkami odbierała siły i wolę walki, paraliżowała członki i sprawiała, że niemal instynktownie poszukiwali drogi ucieczki. Uczucie owo dopadło najznamienitszych wojów, tak tych dzikich, jak i cywilizowanych. Nie uniknęli go ci wielkiej wiary oraz władający nadprzyrodzonymi mocami magii, lecz nie wszyscy.
Tarczo, Valfaro oflankujcie go! Troa, pomóż pozostałym się ocknąć! – słowa, a raczej zawołanie Hanah zmąciło ciszę zdającą się zwiastować brak przyszłości. Pelaiosowi przez umysł przeszła jedynie szybka myśl “Oż na dziewięć piekieł”, kiedy kątem oka zerkał to na wiedźmę, to na Rowenę. Wówczas przez środek pomieszczenia pomknęły dwa złote pociski, których blask szybko zbladł. Zadrapały one górującą przed nimi istotę, lecz nic ponad to. O wiele skuteczniejsza okazała się eksplozja mentalnej mocy po jej drugiej stronie. Wirująca, skrząca się delikatnymi wyładowaniami sfera przenikała ciało monstrum. Działania drużynowego psionika dały efekty, bowiem potwór wyglądał na odrobinę rozkojarzonego tym co się właśnie wydarzyło.

W chwili, kiedy owa psioniczna burza zniknęła Troa uniosła swój kostur i z zawołaniem na ustach: Opiekun Kości jest z nami! uderzyła nim o jeden ze schodów, na których stali. Między ścianami wielkiej komnaty odbiło się głośne echo przechodzące w coś co przypominało bicie potężnego dzwonu. Ów dźwięk momentalnie wyrwał wszystkich spod wpływu obezwładniającej emocji i prawdziwa walka rozpoczęła się. Rozbiegli się jedni w stronę kręgu po prawej, drudzy po lewej. Rozpętał się najprawdziwszy chaos, kiedy zwinnie i szybko umykali bądź nie przed wijącymi się i uderzającymi raz za razem ogromnymi pędami, których źródło stanowił zarówno ziejący czarny portal, jak i sam mroczny byt.

W tej kakofonii kroków, oddechów i huków uderzających o kamienie roślinnych macek przebił się głos Roweny:
Do kręgów! Szybko!
Kiedy Celaena powiodła za nią wzrokiem zobaczyła nie jedną, nie dwie, a cztery czarodziejki, które zdawały się przenikać jedna przez drugą. Uwagę dziewczyny zwrócił kolejny z okrzyków, tym razem należący do Valfary:
Rozwalcie to albo zamknijcie! Ja go zajmę!
Wojowniczka wskazywała na dwa żarzące się czerwienią okręgi, do których popędził między innymi Pleaios. Ona sama zaś postanowiła zachować bezpieczną pozycję na schodach. Obserwowała jak na byt rzuciła się Valfara, Mukale oraz Dagonet. Wokół broni tego ostatniego zaiskrzyły wyładowania i wraz z uderzeniem rozległ się najprawdziwszy huk gromu. Zainspirowana tym wszystkim postanowiła, że nie będzie gorsza. Sięgnęła ku swemu wewnętrznemu ogniowi i zaczerpnęła z niego, wydobyła go na zewnątrz. Pomiędzy jej palcami rozgorzała niewielka kula skoncentrowanych płomieni, która to zaraz wystrzeliła. Pokonała prawie całą długość sali, po czym eksplodowała. Na moment, dosłownie uderzenie serca lub dwa zabrakło powietrza, a potem uderzył w nich gorący wiatr. Pół-drowka uśmiechnęła się widząc spalone pędy i kawałek ogromnego cielska. Kątem oka wyłapała też Mukalego biegnącego w jeden z rogów pomieszczenia. Nie wiedziała ona, że w tej właśnie chwili umysł wojownika był dosłownie wypełniony kakofonią przerażających szeptów tak przytłaczającą, że aż odbierającą kontrolę nad samym sobą.

elaios natomiast nie tracił czasu. Wytracił impet zyskany przy biegu poprzez wpadnięcie na popielny posąg, który to momentalnie rozpadł się w pył. Nie czekając skupił się na kręgu, który miał pod sobą, nie liczyło się w tej chwili nic innego. Sięgnął pamięcią do wszystkich swoich wcześniejszych kontaktów z magią, szczególnie do sytuacji sprzed wejścia do ruin i korzystając w tych wskazówek zabrał się do roboty. Wzrokiem pomknął wzdłuż jaśniejących linii, śledząc znaki i wyłapując wzory. mimowolnie uśmiechnął się do siebie. Znalazł je, punkty ogniskujące moc. Teraz trzeba było tylko je zniszczyć lub odizolować od reszty wzoru i moc trzymająca portal w kupie powinna zniknąć, tak samo jak i przejście między sferami. Rzucił się do swojej torby po łom i wówczas to zobaczył, jak Hanah i Troa zostają niemal zgniecione przez dwa masywne pędy. Obie kobiety utrzymały się na nogach, lecz po impecie jaki towarzyszył ciosom oraz tego, jak wyglądały po nim obie niewiasty domyślał się, że będą to złamania, a nie siniaki. Z zamyślenia wyrwała go mentalna wiadomość od Lig’gora: “Kręgi! Zniszczcie Kręgi!” oraz słowa Zaszira, który znalazł się nie wiadomo kiedy obok niego.
Co mam robić?! – powtórzyło drugie diablę.
Zajmijcie się kręgiem z drugiej strony! – dobiegło wołanie zbliżającej się do nich Hanah, a dwa magiczne pociski uderzyły wokół nich. Jeden szczęśliwie trafił we właściwie miejsce krusząc kamień i przerywając istotne linie. Bijący od kręgu czerwony poblask zbladł. Nim którekolwiek z diabląt zdążyło pogratulować kobiecie trafienia w tą uderzył jeden z pędów niczym strzał z bicza. Kapłanka pomknęła w zwałowisko kamieni za sobą niemal tracąc przy tym przytomność.
Pelaios ostatecznie zignorował rozgrywający się wokół chaos i skupił się na postawionym sobie zdaniu.
Musimy zniszczyć krąg! Inaczej to nie ma sensu! Trzeba… – wskazując odpowiednie punkty oraz linie wyjaśniał pośpiesznie, które z fragmentów kręgu są priorytetem i drogą do sukcesu. Tymczasem kawałek dalej rozgorzał najprawdziwszy chaos.

Nephilim starał się odwracać uwagę bytu swoimi mentalnymi atakami, lecz te zdawały się nie robić na nim większego wrażenia. Co innego działania drugiej strony. Po latach spędzonych na studiowaniu swych mocy niemal instynktownie zdał sobie sprawę, że stojącej nieopodal Valfarze coś się stało. Jej postawa uległa zmianie, tak samo jak ruchy oraz reakcje na to co się wokół działo.
Valfara! Co z tobą? – zawołał w kierunku wojowniczki, lecz ta nijak nie odpowiedziała.
Tymczasem dosłyszał kończone magiczne formuły ze strony Roweny oraz Troy. Obie kobiety niemal jednocześnie rzuciły na drugi z kręgów przeciwzaklęcie, lecz tylko to kapłanki boga zmarłych zdawało się działać. Część wielkiego glifu momentalnie zbladła, a wirujący owal portalu widocznie zaczął maleć. Elf niemal się ucieszył tym widokiem, lecz nie miał czasu tego wyrazić, bowiem pomiędzy nim, a wiedźmą pojawiła się Valfara. Wojowniczka jednym sztychem przebiła Troę na wylot i cisnęła jej broczące krwią ciało na podłogę. Następnie z dziką furią zalała elfa falą ataków. Co jednak zaskakujące, tak dla atakującej, jak i broniącego się żaden z nich nie dosięgnął celu, czyżby bogowie losu byli w tej chwili po jego stronie? Tak czy inaczej zaraz potem kobieta chwyciła się za głowę, a Neff dostrzegł, że znów była sobą. Chciał coś do niej powiedzieć, lecz wówczas wydarzyło się coś… niespodziewanego.

Nie wiadomo kiedy w jego umyśle pojawiła się świadomość gnoma którego jestestwo było zamknięte w pierścieniu na jego palcu. Zaskoczenie i skołowanie zostają niemal natychmiast zepchnięte na drugi plan przez strach i niedowierzanie, kiedy zorientował się, że charakter obecności tego drugiego jest inny aniżeli uprzednio. Był agresywny, napierający, zaborczy, chcący pozbyć się woli elfa, zdominować jego umysł i ciało. Wówczas to dostrzegł potworną prawdę. Aura jego przyjaciela była inna, niegdyś przyjazna i trochę nieprzyzwoita zmieniła się w mroczną i nieodgadnioną, taką samą jaką emanowała istota, która kawałek dalej uderzała pędami. Wyobrażenie gnoma w jego umyśle jakby zaczęło się topić, a zza rozmytej twarzy zaczęły wysuwać się wijące pędy. Jakby na potwierdzenie obok niego, w świcie ralnym smagnął jeden z pędów o mało co nie trafiając w Tarczę, który dopadł do Troy i postawił ją na nogi dzięki magicznej miksturze.

agonet zaś został świadkiem tego, jak jakaś niewidzialna moc oplotła monstrum, które miał przed sobą i zaczęła wciągać je w kierunku portalu, coraz dalej i dalej, aż gigantyczne cielsko poczęło znikać po drugiej stronie. Wiedział, że jego uderzenia i ciosy na nic się tutaj zdadzą. Na własne oczy widział, jak spopielone i zranione fragmenty ciała momentalnie zasklepiały się albo odrastały. Zrozumiał, że tym sposobem nie wygra tej walki. Czym prędzej odszukał więc Rowenę i przyzwał moc, którą obdarował go Lathander:
Pan Poranka jest teraz z Tobą Roweno, zajmij się kręgiem! – zawołał ku niej. Ta początkowo się wzdrygnęła, kiedy powstała wokół niej bańka świetlistej mocy, lecz ostatecznie przytaknęła mu. Wówczas to w umysłach walczących pojawiła się kolejna wiadomość od Githa: “Szybko! Długo go nie utrzymam!”

Zaszir jak na komendę podważył jedną z kamiennych płytek i wyrywając ją z ziemi przerwał kolejne połączenie między punktami kręgu. Wtem nad jego głową rozbrzmiał krzyk Hanah:
Pelaiosie! Nie daj się zdominować jego mrocznej mocy! Walcz! Dałeś radę do tej pory i dasz radę teraz! WIerzę w ciebie!
Zauważyła bowiem, że tego spotkało to samo co przed momentem Valfarę. On jednak zdawał się nie usłyszeć jej, bowiem zaraz sięgnął po sztylet i rzucił się z nim na Zaszira, lecz ostrzeżenie zaowocowało i kopytne diablę uchyliło się oraz złapało rękę “kuzyna”. Pelaios w tym czasie zdołał wygrać mentalną potyczkę i wyprzeć niechcianą jaźń ze swego umysłu. Jego oczy powróciły do normalnego wyrazu, przez moment wyglądał jakby przebudził się z koszmaru. Z osłupienia wyrwał go dopiero głos Mukalego, który właśnie do nich dobiegł:
Wodzu, jak walczyć z tym kręgiem?!
Słowa jego jednak nie doczekały się odpowiedzi, bowiem rozpościerające się po całej ziemi pędy rzuciły się na nich oplatając z wielką siłą, która wykręcała stawy oraz łamała kości. Dosłyszeli, jak coś w ciele Hanah strzela z bardzo nieprzyjemnym mlaśnięciem i głowa kobiety opada bezwładnie na jedno z ramion.

Dla Nephilima zaś fizyczna walka zeszła na dalszy plan. Napierająca, złowroga wola powoli wgryzała się w jego umysł.
“Do cholery Zbereźniku, ocknij się!” – krzyczał mentalnie starając się dotrzeć do resztek jestestwa gnoma, lecz głos, który mu odpowiedział był jedynie mroczny i ciężki, niemal odbierający wolę walki, a słowa przezeń wypowiadane proste i dobitne:
“Jego już nie ma.”
Mentalna potyczka rozgorzała na dobre, a wieść o losie przyjaciela dodała elfowi potrzebnych sił. Psychicznym ciosem odparł od siebie część wrogiej jaźni odzyskując władzę nad swym ciałem. Dostrzegł wtem, że musiał zrobić na ślepo kilka kroków. Z tego miejsca miał zaś doskonały widok na scenę, w której pierwsze skrzypce grał błędny rycerz. Dwoma szarpnięciami rzemienia odpiął on hełm i jednym zamaszystym ruchem zrzucił go z głowy ciskając z brzdękiem między kamienie. Zobaczył on wówczas dość długie przycięte włosy, by mogły być schowane pod kolczym czepcem leżącym teraz na karku kobiety. Tak, ową tajemniczą postacią pod zbroją była bowiem kobieta, która wskazując mieczem na krąg krzyczała w kierunku kilku Rowen stojących nieopodal jednego z kamiennych filarów.
Jak to rozwalić?! – Głos jej był trochę zachrypnięty i suchy, jakby z lekkimi trudnościami było jej wypowiadać słowa.

Nim znalazł chwilę na chociażby jakiekolwiek przemyślenia zabrzmiały po raz kolejny znane mu już inkantacje i zaklęcia uderzyły w krąg nieopodal monstra. Magiczna energia zafalowała w powietrzu, uniosła się chmura kurzu, a kiedy została rozwiana przez jeden ze smagających pędów po czerwieni kręgu nie było już śladu. Pozostały jedynie zimne, puste, wyryte w kamieniu linie. Zareagował na to i sam portal poprzez wyraźne zmniejszenie się oraz jeszcze większe rozchwianie. To co robili przynosiło efekty, a sam potwór był właśnie przeciągany telekinetyczną siłą Lig’gora do drugiej sfery, co wciąganemu nijak się nie podobało. Widząc co się święci postanowił pognać ile sił w nogach do Pelaiosa i reszty. Wtedy to jeden z pędów strzelił niczym bat i stojąca obok elfa wiedźma poleciała w najbliższą ścianę, by paść pod nią nieprzytomna. Neff chciał ruszyć ku niej, lecz jego uwagę przyciągnęły wydarzenia rozgrywające się nieopodal. Cely ciskała ogniem w miażdżące Hanah roślinne pęta, a Zaszir rozrywał resztę siłą własnych mięśni, zaś Mukale i Valfara poszli w jego ślady i oswobodzili się z pułapki. On sam zaś nie wiadomo kiedy znalazł się zaraz przy nich kładąc dłoń na kapłance i przelewając w nią cząstkę swej mocy by odegnać zbliżającą się śmierć. Kiedy tylko podniósł wzrok zobaczył, że obok niego klęczą trzy Roweny dezaktywujące jedną z odnóg kręgu przy pomocy sztyletu i magii. Pojawił, pojawiała?, się też Tarcza, która uderzeniem buławy roztrzaskała kilka uszkodzonych przez kwas symboli, wcześniejsze dzieło pół-drowki.
Co rozwalić?! – okrzyk Valfary przebił się przez zamieszanie.
Uwolnij innych!Mukale nie pozostał jej dłużny.

Wtem huk i przeciągły jęk. Jeden z wielkich pędów uderzył zaledwie kilka centymetrów od niego i Hanah. Kiedy ten się podniósł zobaczył niemal zgniecioną na śmierć Rowenę, do której zaraz dopada Dagonet. Nephilim uniósł wzrok w kierunku portalu i on, tak samo jak pozostali był świadkiem tego jak ten przerażający byt wyłania się z portalu niby pływak z wody. Jego podobny do głowy i klatki piersiowej fragment cielska górował nad krawędzią przejścia i dostrzegając, że droga do tego świata została niemal zniszczona posłął w nich prawdziwą falę mentalnej mocy. Lig’gor błyskawicznie zdał sobie sprawę z tego co się święci i stworzył wokół siebie oraz kilku innych bańkę pochłaniającą część uderzenia, lecz i tak na wiele się to nie zdało. Psioniczna fala przetoczyła się przez całe pomieszczenie wywołując niesłychany ból i odbierając na chwilę jasność umysłu.

lf był jednym z niewielu, którzy oparli się tej destrukcyjnej sile. Niby od niechcenia dotknięciem palca wypełnił ciało spętanego Pelaiosa iskrą swej magii, a potem skoncentrował się i przy pomocy telekinezy wyrwał kawał skały z sufitu, a następnie cisnął nim o ziemię. Valfara nie miała przy tym dużo szczęścia i została niemal powalona na ziemię, kiedy pocisk runął obok niej zahaczając o bark. To nie miało jednak znaczenia, bowiem w miejsce, gdzie trafił był ostatni z punktów ogniskujących moc kręgu, a który to właśnie został roztrzaskany. Neffowi jednak nie dane było cieszyć się chwilą triumfu czy widokiem znikającego bytu, bowiem wroga jaźń zaatakowła ze zdwojoną siłą. Wykorzystując chwilowe rozkojarzenie elfa i opuszczoną tym sposobem gardę mroczna esencja błyskawicznie zalewała kolejne fragmenty umysłu. Sam elf zaś padł na ziemię trzymając się rękami za głowę. Niemniej resztka zdrowego rozsądku jaką jakimś cudem w sobie znalazł sprawiała, że zdołał jeszcze desperacko zawołać o pomoc:
Musicie odciąć mi lewą dłoń! Szybko!
Jakby na wezwanie obok niego pojawiła się Tarcza z zamiarem dokonania tego o co ten poprosił. Szybkim ruchem opancerzonej nogi unieruchomiła bark wierzgającego elfa, ujęła miecz w obie dłonie, po czym uderzyła z całej siły. Ostrze spadło na nadgarstek i w akompaniamencie chrzęstu kości oraz wizgu elfa dłoń została odrąbana, a ze zniszczonego nadgarstka wystawała kość i poczęła lać się krew.

Tymczasem byt jedynie siłą woli i masywnych ni to kościstych, ni roślinnych rąk, które wyrosły z jego barków, trzymał się w ich świecie, kiedy to zapadający się w sobie portal wciągał go niczym wir. Uwięziony w jego piersi chłopiec wrzeszczał wniebogłosy niemal przekrzykując całe zamieszanie powstałe wokół. Wówczas na scenę wkroczył, a raczej wbiegł Mukale. Dziki wojownik z rykiem minął portal i jednym susem znalazł się naprzeciw monstra. Następnie ruszył w jego kierunku by jednym susem wyskoczyć niemal pod sam sufit pomieszczenia. Ściskając w obydwu dłoniach swą włócznię spadł na potwora niczym grom z jasnego nieba zatapiając w jego piersi swą broń. Nie czekając z furią wyszarpał ją tylko po to by dźgnąć raz jeszcze, głębiej niż poprzednio. Przez komnatę przetoczył się ryk bólu istoty oraz jęk chłopca. Chwyt istoty słabnie i pomimo swych starań jest ona wciągana do miejsca, z którego przybyła. W swym ostatnim desperackim geście złapała ona swą wielką kościstą ręką Mukalego i pociągnęła go ze sobą. Wojownik z całych sił starał się wyrwać, lecz koniec końców nie dane mu było tego dokonać. Czarna tafla portalu robiła się z perspektywy Mukalego większa i większa, aż do chwili kiedy ostrze jego włóczni nie zetknęło się z nią. Wtem nastąpiła eksplozja białego, oślepiającego światła wypełniająca wszelką przestrzeń tak wokół niego, jak i całą salę. Kiedy blask zniknął po portalu oraz wojowniku nie było już śladu. W samej zaś komnacie zapanowała niemal grobowa cisza.

Przerwał ją dopiero głuchy upadek Lig’gora, którego ciało opadło bezwładnie na ziemię. Z grymasem bólu Nephilim podniósł się na kolana i spoglądał po wszystkich stojących i leżących. Przezwyciężając ból raz jeszcze wypełnia ciała swych nieprzytomnych towarzyszy mocą, po czym ruszuł w kierunku Tory.
Pomóżcie reszcie! Ja idę zobaczyć co z Troą – zawołał ku pozostałym. Zawołał? Nie do końca wiedział nawet co się wokół niego działo, najpierw ta walka we własnym umyśle, a teraz promieniujący ból z miejsca, gdzie powinna być dłoń. Nim się spostrzegł klęknął już przy wiedźmie i kładąc rękę na jej piersi skupił się. Przywołał całą pozostałą mu moc i przelał ją w jej ciało wzywając duszę do powrotu. W skupieniu czekał chwilę, potem kolejną i następną, lecz nic się nie wydarzyło. Ciało pozostało bez życia. Duch kobiety nie powrócił.

W międzyczasie część z tejże mocy przepłynęła ku sikającemu krwią kikutowi i zasklepiła go na tyle, by powstrzymać krwawienie. Elf odwrócił się ze złą nowiną ku reszcie towarzyszy i zobaczył wtedy, jak Dagonet obiema rękami obejmuje Rowenę. Kobieta wygląda na skołowaną i bardzo niepewną, ale ostatecznie odwzajemniła gest, chociaż niezwykle ostrożnie.

ozostali odzyskali zmysły kilka chwil później, kiedy dotknęły ich uzdrawiające moce paladyna. Pelaios i Hanah rozejrzeli się wokół siebie. W miejscu, w którym zionął chwilę temu portal była teraz pusta przestrzeń nie licząc Cely, która ostrożnie przyglądała się pyłowi na podwyższeniu. Spoglądał w ich stronę Nephilim, któremu brakowało ręki, a obok dysząc leżała nieznajoma kobieta w pancerzu Tarczy. Nigdzie nie było zaś widać Mukalego, nie było po nim najmniejszego śladu, pozostała jedynie dziwna cisza, w której nie rozbrzmiewały jego słowa. Cisza oraz jakby lżejsze powietrze, kiedy ta przytłaczająca aura zniknęła. Było... normalnie, o ile można w takiej sytuacji zdobyć się na takie stwierdzenie.

Pelaios odruchowo złapał się za głowę. Przeciągnął przy tym dłonią po pyle, w którym leżał, a który to jeszcze kilka chwil temu miał postać mężczyzny w szatach. Coś uderzyło go w twarz. Zobaczył, że na nadgarstku wisiał mu jakiś czarny amulet. Wziął go w dłonie i ostrożnie przetarł. Materiał, z którego go wykonano był straszliwie brudny, kształt zaś zdeformowany, lecz i tak udało mu się skojarzyć ten symbol. Uskrzydlony miecz ze złota...


 
Zormar jest offline